Daniela Dominium (Rozdiał 1, cz.1)

Dwanaście lat później.

Ach. Za dwie godziny jest początek roku szkolnego. Jestem w III kl. gimnazjum.  
Następna nowa rodzina, następna nowa szkoła... następne nowe życie.  
To już trzecia rodzina od śmierci babci Ammie. Umarła dwa lata temu, gdy miałam 14 lat. Nie jestem pełnoletnia więc nie moge mieszkać sama, ale jak tylko ukończę 18 lat kupie sobie piękny duży dom i psa. Konto, na którym znajduje się mój ośmiocyfrowy spadek zostanie odblokowany właśnie w moje 18 urodziny. Mój spadek po biologicznych rodzicach.
Tak na marginesie za tydzień kończę 16 lat.
- Danielo, kochanie! Pospiesz się! Fryderyk zawiezie cię trochę wcześniej, bo musi jechać do pracy! Dam ci jakieś pieniądze i pójdziesz sobie zwiedzić miasto. Dobrze?
- Dobrze, Tami.
- Spytaj się w szkole o autobus, który będzie cię zabierał z domu. Nie chcemy z Frydkiem, żebyś musiała codziennie tak wcześnie dojeżdżać do szkoły tylko ze względu na niego.
- Już dobrze. Powtarzasz mi to od kiedy tylko zapisałaś mnie do tej szkoły.  
- Wiem Dani. A teraz chodź szybko zjeść śniadanie i pojedziecie.
Zeszłam po schodach, siadłam przy stole, posmarowałam tosta dżemem wiśniowym i zaczęłam jeść. Dżem jest wyrobem Tami, mojej nowej mamy. Adoptowali mnie na wiosne. Jak narazie wydają się być najmilszą rodziną zastępczą jaką miałam dotąd. Nie adoptowali mnie tylko ze względu na mój spadek. Ich historia była naprawdę dramatyczna.  
Kiedy przyjechali do domu dziecka w którym mnie znaleźli szukali córki w wieku około 14-15 lat... Nadawałam się idealnie. Kiedy wreszcie dostali prawa rodzicielskie postanowili, że jako członek rodziny mam prawo poznać ich historię. Otóż mieli córkę w tym wieku, ale zmarła na białaczkę. Byli zrozpaczeni więc postanowili wypełnić miłością życie kogoś, kto czuje się taki samotny jak oni. I padło na mnie. Oczywiście nigdy nie zapomną o ich pierwszej córce Kamili.
  Czasami jestem wdzięczna za to losowi. Innymi razy jednak uważam, że inne dzieci bardziej potrzebują tej miłości, szczególnie te najmłodsze. Dla nastolatków jest już na to za późno, ponieważ mają już swoje życie i swoje wspomnienia. Ja, w przeciwieństwie do innych, miałam dość szczęśliwe dzieciństwo. Babci było ciężko mnie wychować, bo miała już swoje lata, ale dała mi dużo miłości i poczucia bezpieczeństwa. Pomagałam jej jak tylko mogła. Dopiero gdy mnie opuściła stałam się taka samotna.
  - No i jesteśmy... Życze ci miłego pierwszego dnia w szkole Dani.  
Słowa Fryderyka wyrwały mnie z zamyślenia.
  - Nawzajem.
  Wyszłam z samochodu. Pomachałam Fryderykowi i ruszyłam do szkoły. Miałam jeszcze dużo czasu do pierwszych lekcji, ale chciałam poznać miejsce, w którym miałam zacząć spędzać tyle czasu. Na początek wyszukałam bibliotekę. Była imponująca. Wielkością przypominała boisko do Footballu Amerykańskego i posiadała drugie piętro. Jak im się udało zmieścić takie pomieszczenie w szkole? Ilość książek też była zadziwiająca. W drzwiach wejściowych po za napisem OTWARTE/ZAMKNIĘTE wisiała także karteczka ze zbiorem książek. Sześciocyfrową liczbą. Po prostu raj dla takiego mola książkowego jak ja. Niestety teraz pierwsza kartka była odwrócona w moją stronę napisem ZAMKNIĘTE.
Ruszyłam na zewnątrz. Przed szkołą była cafejka. Niewielka, ale przynajmniej mieli czekoladowe ciasto, które swoją drogą, było wyśmienite. Siedziałam przy jednym ze stolików i słuchałam muzyki. Po jakiś 20 minutach, kiedy skończył się mój ulubiony kawałek, wróciłam do szkoły.
Poszukałam w torbie mapy szkoły, aby znaleźć klasę, w której miałam mieć pierwszą lekcję - Rosyjski. Miałam do wyboru jeszcze dwa inne, ale nauczenie się tego języka było moim marzeniem już od dłuższego czasu, a kiedy nadarzyła się okazja skorzystałam z niej.
  Usłyszałam dzwonek.
Niespodziewanie ktoś pacnął mnie ręką w głowe. Odwróciłam się by ujrzeć kto jest sprawcą.
  - Jak mogłaś na mnie nie zaczeka... Oops, pomyłka... Bardzo cię przepraszam... Pomyliłam cię z kimś.... Naprawdę mi przykro.- rudowłosa piękność wyglądała na zdezorientowaną.
  - Nic się nie stało.- dziewczyna zmrużyła oczy i wydała z siebie dziwny dźwięk po czym dodała.
  - Taak... Czy my się znamy?... Chyba nie... - nagle się rozpogodziła i wyciągnęła do mnie dłoń.- Jestem Miriam.
  Jej zachowanie było bardzo dziwne, ale stwierdziłam, że jest spoko. Podałam jej powoli dłoń (żeby czasem na mnie nie skoczyła) i przedstawiłam się.
  - Dlaczego wybrałaś akurat ten język? Myślałyśmy z Ammą, że będziemy jedynymi osobnikami płci żeńskiej na lekcjach pani Kowalenko. Dziewczyny za zwyczaj wolą Francuski.
  - No cóż, jak widać nie ja.
  - No... Jesteś nowa?
  - Taa... - odpowiedziłam troche zmylona jej zdolnościami zmiany tematu.
  - Tak myślałam. O, nareszcie. Gzieś ty była?
  - Co...?
Miriam wyminęła mnie i pacnęła w głowę (tak jak mnie wcześniej) jakąś dziewczynę. Teraz rozumiałam, dlaczego pomyliła mnie z (jak zgadywałam) Ammą. Byłyśmy podobne. Podobna figura i wzrost, proste, jasne włosy, a nawet sposób ubierania miałyśmy podobny. Jedna Amma miała oliwkowy odcień skóry, twarz w kształcie serca, zielone, małe oczy, wydatne kości policzkowe i szerokie usta. Ja natomiast miałam bardzo jasną cerę, owalny kształt twarzy, niebieskie, duże oczy i pełne, małe usta. I jeszcze ważnym szczegółem było, że Amma miała płaski brzuch. Ja niestety byłam pod tym względem zaniedbana.
  - Daniela, poznaj Ammę - punkt dla mnie - Ammo, to jest Daniela. Nowa. Będzie chodzić z nami na Rosyjski.
  - Miło mi... - powiedziałam i wyciągnęłam rękę na zgodę. Lecz ona, zamiast ją uścisnąć wykręciła mi ją do tyłu i trzymała w uścisku.  
  - Czego od nas chcecie? Miałyście się trzymać z daleka od tej szkoły. Macie własną. - Wyszeptała mi do ucho.
  - Co do diabła...? - Próbowałam wyrwać się z jej uścisku, lecz była dość silna.
  - Więc ty też to wyczułaś? - spytała Miriam - Myślałam, że mi się wydawało. Ona jest za młoda, żeby umieć zatuszować moc. A może to jedna ze starszych? A może Białe odkryły na to łatwiejszy sposób? Myślisz, że coś takiego istnieje?  
  - Nie wiem, Miri, ale to mi śmierdzi. Na pewno przysłały ją na przeszpiegi. W pobliżu musi być ich więcej. Wątpię by wysłały ją samą. Kto jest tutaj z tobą?  
  - Dziewczyny, co się dzieje? - no nareszcie jakąś pomoc, pomyślałam patrząc na zbliżającą się nauczycielkę.
  - Przysłały ją na przeszpiegi. Czujesz jej schowaną moc? Gdyby ktoś był nieuważny mógłby to łatwo przegapić. - nauczycielka zmarszczyła lekko brwi, jakby się skupiała. Rozszerzyły jej się oczy.
  - Tak, teraz czuje. Bardzo dobrze ukryte. Zabierzcie ją do szatni. Wyciągnijcie z niej ile zdołacie. Załatwię wam zwolnienia.
  - Co! Nie możecie... Nic wam nie zrobiłam!... Co to ma być, jakaś sekta?... Czy wy się dobrze czujecie? - krzyczałam kiedy Miriam i Amma zaprowadzały mnie do jakiegoś, najwidoczniej dźwiękoszczelnego, pomieszczenia. - Co tu się, do diabła, dzieje? Puśćcie mnie natychmiast!- Amma przekręciła kluczyk w drzwiach, a wtedy Miriam nareszcie wypuściła moje ręce z uścisku. Obie stanęły naprzeciwko mnie, tyłem do drzwi, jakby się bały, że pokonam je i ucieknę. Co do ucieczki, to nie miałabym nic przeciwko, ale ja jestem raczej typem tchórza, słabeusza, więc to raczej wątpliwe bym chciała sprowokować, którąkolwiek z nich do walki. Hahaha. Ja i walka.
  - Czego wy chcecie? - wyszeptałam. Bałam się, że nagle znów się na mnie rzucą jeśli powiem coś zbyt głośno.
  - Powiedz nam po co tu jesteś? Po co cię przysłały? Mamy przecież pakt. Czyżby się wam znudził?
  - Kiedy ja nie wiem o co chodzi. To jakaś wojna gangów? Trafiłam w środek czegoś takiego?
  - Jeśli myślisz, że nas zmylisz to się grubo mylisz. Lepiej zacznij mówić.
Wiedziałam, że ona nie żartują. Nie wiem skąd, ale po prostu to czułam. Postanowiłam trochę pościemniać.
  - Eee... Przysłali mnie tu, żeby... Eee... Nooo... Tego no.... Eee... Żebym się dowiedziała... Eee... Gdzie trzymacie zapasy? - to zabrzmiało bardziej jak pytanie niż jak odpowiedź, ale i tak byłam z siebie dumna, i z tego, że w trakcie mówienia tego zdania nie zlałam się ze strachu.
  - O czym ty do diabła.... Ah, chcecie się dowiedzieć gdzie trzymamy zapasy na zime, żeby nas otruć! Mogłam na to wpaść. A więc to tak chcecie załatwić sprawę. - Mówiła Amma
  - Co?! Nie! Nie o to mi chodziło. Chodziło mi o narkotyki... Czy wy naprawdę oszalałyście!?!
  - Ammi... Myślę, że ona naprawdę nic nie wie... Myślisz... Nie to głupie, ale może jednak... Myślisz że tu chodzi o legendę i buntowniczej? No wiesz, tą o dziewczynie, która jako pierwsza złamała pakt i o jej potomkiniach...
  - Dobrze wiesz, że to jakieś bzdurne bajeczki dla dzieci. Nikt taki nigdy nie istniał. Wymyślono te historie, żeby straszyć małe dziewczyny, które chciałyby uciekać z domu i takie tam...
  - O czym wy, do diabła, gadacie? Już się pogubiłam. Jaka legenda? Czy ktoś mi wreszcie powie co tu się dzieje?!  
I wtedy jak grom z jasnego nieba przypomniałam sobie historyjkę, którą babcia tak często mi opowiadała po śmierci rodziców... Czyżby to było to?
  - To są jakieś żarty... Skąd mogłyby znać te historię. Na pewno coś pokręciłam. - Wyszeptałam do siebie. Jednak za późno zdałam sobie sprawę z tego, że zapadła cisza, a one mnie uważnie słuchają.
  - O czym ty mówisz? - spytała Miriam
  - Ja? Ja o niczym nie mówię...
  - Nie kłam! - Krzyknęła Amma. Stwierdziłam, że wolę Miriam, choć wątpię by mogło mi to teraz jakoś pomóc.
  - Bo ja... Ech... Co was to obchodzi! A w ogóle, co ja tu do diabła robię? Jesteście jakieś chore. Umówcie się z psychologiem, albo coś.
  - Opowiedz nam o opowieści... Wiesz, teraz na pewno nie możemy cię wypuścić. Ty coś wiesz, a ja dowiem się co to takiego... Więc lepiej mów teraz kiedy o to grzecznie prosze... Potem moge nie być taka miła...
  - Ty? Miła? Chyba znamy całkiem różne znaczenia tego słowa...
  - Zamknij się!  
  - Eee... Amm, co się z tobą dzieje... A tak wgl to ona ma trochę racji... Nie jesteśmy dla niej zbyt miłe... Czy ty się dobrze czujesz...
  - Ona jest jedną z nich. Czuje to... I ty też to czujesz, prawda?  
  - Ale to nie znaczy, że masz prawo ją tak traktować! Przecież mamy pakt! A co jak pójdzie naskarżyć o naszym zachowaniu swoim.... Hm? Pomyślałaś może o tym? Przez ciebie i twoje poczucie wyższości będziemy mieć problemy!
  - Problemy!!! Czy ty tylko myślisz o czubku swojego nosa!...
I zaczęły się kłócić, ale ja zaczęłam w tym czasie wymyślać sposób, żeby jakoś im zwiać.... I wymyśliłam! Za mną było rozbite okno... Problem polegał na tym, że kawałki rozbitego szkła ciągle tam tkwiły. Żeby uciec musiałam zaryzykować rozcięciem. Ale to chyba niewielka cena za zwianie tym wariatkom, które mogły w każdym momencie stwierdzić, że je nudzę. Albo co gorsze, że wiem za dużo i mogę je wydać.
Nie czekałam dłużej. Cofnęłam się powoli parę kroków. Żeby nic nie podejrzewały oparłam się o ścianę jakbym była zmęczona. Kiedy nie reagowały na moje ruchy zbliżyłam się jeszcze bardziej do okna. Już miałam skakać, jeszcze tylko chwilka i...

Bloodtears

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 2195 słów i 11543 znaków.

Dodaj komentarz