Czterolistna koniczyna - powrót

- Chyba trochę się pogubiliśmy szukając tej koniczyny. Rozejrzyj się.  
Staliśmy w lesie. Nigdzie nie było widać jakichkolwiek śladów ludzkości, cisza i spokój. Drzewa rosły nie za gęsto, więc gdzieniegdzie przebijały się promienie słońca oświetlające pnie, ale nie było widać normalnej w takich warunkach ściółki. Wszędzie, gdzie okiem nie sięgnąć, na ziemi rósł zielony dywan koniczyny.  
Obaj osłupieliśmy, dosłownie. Totalny szok! Tomek niewiele myśląc wyciąga telefon z kieszeni i coś majstruje.  
- Kurwa, nie mam zasięgu!
Szybko sprawdziłem swój i faktycznie, ani jednej kreski.  
- Muszę się napić - stwierdziłem i wyjąłem piwo z plecaka Tomka. Daleko mu było do tego chłodu, kiedy wyciągaliśmy czteropak z lodówki, ale co tam, ważne, że mokre. Otworzyłem puszkę i niewiele myśląc przechyliłem. Piłem i piłem, aż prawie mi nosem poszło, tak bardzo zaschło mi w gardle. Tomek to się nawet śmiał, że niby smok wawelski mi się włączył, na co obaj się uśmiechnęliśmy, po czym zaproponował:
- Nikoś, skoro znaleźliśmy się w ciemnej murzyńskiej żopie, to z tej okazji proponuję spalić fajkę pokoju. Może to rozjaśni nam w głowach...  
Nikoś to moje pseudo podwórkowe, nadane pamiętnego dnia na trzepaku, kiedy po obejrzeniu filmu z Segalem (wtedy jeszcze na VHS, nie było DVD), podczas opowiadania fabuły spadłem niefortunnie i złamałem rękę.  
Nie minęło siedem oddechów, kiedy bongo było już zmontowane, nabite i gotowe do użycia.  
-"Jeden buch z fajki wodnej odmula, więc zaprzestań papierosy palić" - zanucił wesoło Tomek siadając po turecku, po czym rozpalił.  

Minęło może pół godziny, może półtorej, a my nadal nie mieliśmy pomysłu jak wygrzebać się z tego lasu.  
- To żeś wymyślił, psia jego mać - powiedziałem mojemu ziomkowi - od początku nie byłem dobrej myśli co do tej wyprawy. Czuja miałem, a najbardziej nie lubię, kiedy ten czuj się sprawdza.  
Tomek tylko prychnął, zerknął na mnie spod przymkniętych powiek i rzekł:
- To nie ja wpadłem na pomysł szukania koniczynki, więc zejdź ze mnie z łaski swojej. Może pobawimy się w indian? Puszczajmy znaki dymne, może ktoś nas zauważy.  
Tylko puknąłem się w czoło, przecież byliśmy głęboko w lesie, korony drzew rozwiały by dym.  
- Tomuś, ty to się chyba przejarałeś. Nie, najpierw trzeba ustalić gdzie jest północ - wpadłem na pomysł.  
- Niby jak chcesz to zrobić?
- Otóż, koleżko przesympatyczny, jest taki stary, indiański sposób. Szukamy starego drzewa i patrzymy z której strony rośnie najwięcej mchu.  
Tak więc zaczęliśmy krążyć po lesie w poszukiwaniu jakiegokolwiek mchu na drzewach, a że las był iglasty, sosnowy, drzewa też nie były za grube, toteż nie udało nam się ustalić kierunku północnego. Znaleźliśmy za to polankę...  
- Jaka fajna, szkoda że nie wziąłem namiotu - powiedział Tomek.  
Ech, faktycznie się przejarał...  
Wyszliśmy na środek polany. Trochę zaczęło robić się chłodno, więc tym chętniej wyszliśmy z cienia. Słońce już nie świeciło z wysoka, wyraźnie miało się ku zachodowi, a my nadal nic nie wymyśliliśmy.  
- Zgłodniałem jakoś. Zerknij w tym swoim magicznym plecaku, może wyczarujesz z niego coś do jedzenia?
-Niestety, Nikoś, mam tylko po batoniku i czekoladę. Nie planowałem tak długiego pobytu w lesie.  
- Kuźwa, co w takiej sytuacji zrobiłby Zbigniew Boniek?
Mimo ponurego nastroju obaj wpadliśmy w śmiech. No co, śmiech wbrew przeciwnościom losu to prawdziwa sztuka. Tym bardziej, że ciągle byliśmy "na fazie". Otworzyliśmy po piwku (całkiem już ciepłym, ale co tam) i dalej dumaliśmy. Tomek ponownie zerknął na telefon, po czym zaczął krążyć po polance w poszukiwaniu zasięgu. Jakoś przeszła mi ochota na śmiechy, więc widok mojego ziomka chodzącego po polanie, mamroczącego coś pod nosem i na zmianę to unosząc rękę z telefonem, to opuszczając, nie wywarł na mnie wielkiego wrażenia. Poradziłem mu tylko, żeby wlazł na jakieś drzewo i z jego czubka sprawdził, ale chyba nie usłyszał. Dalej krążył po polanie w magicznym tańcu szamana z telefonem.  
- Te, głuchy - powiedziałem głośniej - może tak sprawdź z czubka drzewa, czy to aby las nie rozprasza zasięg.  
Zerknął na mnie czy aby się z niego nie nabijam, ale w końcu chyba zrozumiał o co mi chodzi, bo bez słowa podszedł do najbliższego drzewa i zaczął się na nie wspinać, jednak po raz kolejny tego dnia zacząłem się zastanawiać nad inteligencją mojego przyjaciela, ponieważ wybrał jakieś stare i suche.  
- Może tak skorzystasz z tego po drugiej stronie polany - skorygowałem go - jest wyższe niż reszta, poza tym nie takie suche, z tego jeszcze spadniesz.  
- Faktycznie wyższe, masz rację.  
Poszedł, a ja w tym czasie głowiłem się co robić dalej. Z zadumy wyrwał mnie krzyk Tomka, trzask i rumor. Kiedy się obejrzałem, ten leżał już na ziemi i jęczał, nie mogąc złapać tchu.  
- Jak ty żeś to zrobił?
No fakt, to nie było mądre pytanie, ale mocno zdziwiła mnie ta sytuacja. Spojrzałem na drzewo, wyglądając skąd ten łamaga mógł spaść i gdzieś w połowie wysokości dostrzegłem obłamany konar. No ładnie, jakieś pięć do sześciu metrów...  
- Długi miałeś lot - zacząłem się nabijać, a mój przyjaciel tylko nabrał więcej kolorów na twarzy. Zacząłem się niepokoić, bo naprawdę zatkało go trochę na zbyt długo.  
- Wstawaj, Tomek. Jak wstaniesz, szybciej ci przejdzie.  
Musiałem jednak mu pomóc, bo sam nie dałby rady.  
- Teraz się wyprostuj i zmuś do złapania oddechu. Serio mówię. Wiem, że ci ciężko, życie też jest ciężkie i nikt nie obiecywał, że będzie przyjemnie. No, dalej, łap ten oddech.  
Po chwili odrobinę mu przeszło. Na tyle, że mógł powiedzieć:
- Te twoje pomysły. Po co cię słuchałem.  
Nie zastanawiając się długo sam zacząłem się wspinać na drzewo, tylko przezornie wybrałem już inne, nieco obok. Wlazłem najwyżej, jak się dało i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Zasięgu jak nie było, tak nie ma. Już miałem złazić, kiedy usłyszałem cichutki dźwięk, jakby samolotu. Zacząłem się rozglądać wokół, ale nic nie było widać, za to dźwięk się przybliżał. Tomek chyba już odzyskał oddech, bo zapytał:
- Hej, Sokole Oko, widzisz tam coś?
Nawet na niego nie spojrzałem, tylko nadal się rozglądałem.  
W końcu wyłonił nad polaną... Piękny dwupłatowiec pojawił się nieco z lewej, gdzie widok przesłaniało mi drzewo, z którego spadł Tomek. Leciał nisko, bardzo nisko. Przeleciał nad polaną i zaczął skręcać. Myślałem, że zawróci, ale ten chyba zaczął lądować, bo leciał coraz niżej.  
- Nikoś, no co tam? - zapytał zniecierpliwiony Tomek.  
- Tam poleciał - odpowiedziałem - skręcił i podchodził do lądowania. Idziemy w tamtym kierunku - po czym zacząłem złazić z drzewa. Mówię wam, wejść na drzewo to pestka. Gorzej się robi, kiedy trzeba zejść, a nie za bardzo jest jak patrzeć gdzie się nogi stawia, więc zajęło mi to dobre dziesięć minut. Tomek w tym czasie pozbierał nasze rzeczy i śmieci z polany zapakował do torebki foliowej, po czym udaliśmy się we wskazanym przeze mnie wcześniej kierunku. Bardzo się ucieszyliśmy, kiedy spomiędzy drzew zaczęły być widoczne niewielkie prześwity, więc przyśpieszyliśmy kroku i wyszliśmy na małe lądowisko długości około stu pięćdziesięciu metrów, na którym stał widziany wcześniej dwupłatowiec, a obok niego kręciło się trzech ludzi. Prędko skierowaliśmy się w tamtą stronę.  
- Dzień dobry panom. Zgubiliśmy się w lesie, czy mogą nam panowie powiedzieć jak wrócić do Warszawy?
To musiał być dla nich bardzo niecodzienny widok, ponieważ odpowiedzieli dopiero po długiej chwili:
- Tamtą drogą, za jakieś dwa kilometry jest przystanek PKS. - powiedział jeden z nich, patrząc na zegarek - ale śpieszcie się, autobus będzie jechał za pół godziny.  
Zdążyliśmy tylko podziękować i czym prędzej pobiegliśmy we wskazanym kierunku.  
Koniec przygody.  

To moje pierwsze w życiu opowiadanie, chcę je zadedykować mojej Rybeńce :*

barabaku0

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 1529 słów i 8254 znaków.

5 komentarzy

 
  • puu

    co tam na luzie

    24 kwi 2013

  • BaBajarka

    Ciekawe, ciekawe. Życzę zapału w pisaniu dalej, bo chętnie będę śledzić Twoje poczynania :-)

    7 kwi 2013

  • janieja

    dziekuje Robaczku:*

    29 mar 2013

  • KNatalley

    Uwielbiam Twoje pisanie na luzie ;D.

    29 mar 2013

  • janieja

    :)....:*

    29 mar 2013