Wilczyca - rozdział 2

Wilczyca - rozdział 2Na wzgórzu stał wilk. Pochłonięty odwieczną modlitwą do księżyca nie zauważył mnie. Podeszłam bliżej ale złamana gałązka mnie zdradziła. Istota spojrzała na mnie. Mogłam się mu bliżej przyjrzeć: śnieżnobiałe futro i błękitne oczy mogące przeszyć cię na wylot. Widział mnie a jednak nie uciekał ani atakował. Spojrzałam mu w oczy. Były takie piękne. Odezwałam się do niego w pradawnej mowie.
I – Bracie, dlaczego wyjesz do księżyca?
W – Wzywam swoją watahę, rozdzieliliśmy się po ataku Nocnego Łowcy. Sam nie dam rady ich odnaleźć.
Wilk spojrzał na swój bok a tam były trzy, długie szramy. Z każdej strumyczkiem płynęła purpurowa krew. Podeszłam do niego z zamiarem pomocy ale w ostatniej chwili powstrzymałam się i spojrzałam na wilka.
I – Mogę?
Stworzenie tylko skinęło głową. Dopiero teraz zobaczyłam jaki był ogromny. 1, 5 m w kłębie co najmniej. Zdjęłam z siebie bluzkę i podarłam ją na płaty materiału. Sprowadziłam wilka z wzgórza i skierowałam w stronę strumienia. Kiedy obmyłam mu rany zabandażowałam je. Spojrzałam w bok – wilk spojrzał na mnie pięknymi ślepiami. To nie mogły być oczy zwierzęcia były takie rozumne, takie ludzkie. Wilk zbliżył się po mnie i delikatnie polizał policzek. W tym samym momencie usłyszałam wycie kilku wilków. Nieznany im chciał im odpowiedzieć ale byłam szybsza. Zobaczyłam dwa wilki zbliżające się do nas. Kiedy zobaczyły istotę pokroju ludzkiego były bardzo zszokowane ale się nie odezwały. Nieznany wstał i odszedł w ich kierunku. Już wchodziły do lasu kiedy śnieżnobiały wilk odwrócił się w moją stronę.
W – Nie zdążyłem ci się przedstawić. Jestem Dauthdaert. Eldur ono co malawita (dziękuję za pomoc). Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy, Ognista.
I – Se ono waise ilia (obyś był szczęśliwy).
I tyle go widziałam. Popędził w las razem ze swoimi towarzyszami. Wróciłam do obozu. Na szczęście wszyscy spali. Reszta warty przeszła bez problemów. Gdy nadszedł czas zmiany obudziłam Saphirę i sama poszłam spać. Zanim zamknęłam powieki wyszeptałam "Nigdy cię nie zapomnę Dauthdaert.”  

Daleko, daleko od obozu…
Co się dzisiaj stało? To było nienormalne. Dałem się podejść człowiekowi! Ale może dobrze się stało. Przynajmniej rany szybciej się zagoją. Sletha (siła) robił mi wyrzuty z tego powodu, Mocato (spryt) podobnie. Nocny Łowca zabił pięciu naszych. Nie mamy pojęcia jak teraz zdobędziemy pożywienie ale damy radę. Nad jednym się głowiłem: dlaczego nazwałem ją Ognistą. Przecież nie znam jej imienia. Moje rozmyślenia przerwała Moca.
M – Co tak rozmyślasz? Myśleniem jedzenia nie wyczarujesz.
D – Skąd wiesz?
S – Bo obydwoje wiemy gdzie teraz krążą twoje myśli.
Moi przyjaciele są rodzeństwem, a mimo to sporo się różnią: Mocato ma rude futro niczym lis, Sletha jest brunatny, idealnie wtapia się w tło lasu. Moca jest bystra i sprytna, Sleth nie przeważa umysłem ale za to jest szybki i silny. Jednak łączyła je jedna rzecz – czarne oczy ze złotym błyskiem. Patrzyły identycznie na mnie, kiedy zmieszany próbowałem im odpowiedzieć.
Może by pójść za tą dziewczyną? Przecież nie może być tu sama. Ogień ogniska odpędzi nieproszonych gości. Pewnie też mają ze sobą jedzenie. Przedstawiłem ten pomysł pobratymcom. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że to dobry pomysł. Ustawiliśmy warty. Jako Alpha byłem pierwszy w kolejce. Poszedłem na obchód. Kiedy byłem już daleko od nory, w której tymczasowo spaliśmy, zawyłem do nieba, błagając księżyc aby kiedyś było mi dane poznać bliżej Ognistą…

W obozie…
Wstałam rano z okropnym bólem pleców. Rozciągnęłam się, wzięłam łuk i poszłam na polowanie. W tej okolicy, aż roiło się od zwierzyny. Po mniej więcej godzinie wróciłam niosąc dwa króliki. Czasami przydaje się to, że zwierzęta zwiększyły swoje rozmiary. Wszyscy siedzieli w ognisku i wesoło rozmawiali. No tak dzisiaj wielki dzień – dzisiaj dojdziemy do Edenu. Na widok połowu Blizzard oblizała się po łaciatym pysku.
I – O nie kochana, to nie dla ciebie. Może jak będziesz grzeczna to coś ci się dostanie.
Oskórowaliśmy i wypatroszyliśmy króliki. Wszyscy byli ożywieni i szczęśliwi, że śniadanie będzie takie obfite. Po skończonym posiłku resztki upieczonego mięsa schowaliśmy do plecaków i wzięliśmy się za składanie obozowiska. W tym czasie sunia zawzięcie obgryzała kości. Elene i Michael cały czas byli obok siebie. Coś mi się zdaje, że tych dwoje łączy coś więcej niż przyjaźń ale nie będę się odzywać.  
Niedługo potem ruszyliśmy w drogę. Przedzieraliśmy się przez gąszcz z pomocą maczet znalezionych w jednym z opuszczonych miast. […] Pod wieczór zobaczyliśmy mury upragnionego miasta. Kiedy podeszliśmy do murów ktoś z wieży strażniczej zapytał nas kim jesteśmy i skąd idziemy. Po wielu minutach tłumaczeń wpuszczono nas. Strażnicy odeskortowali nas do pomieszczenia, które spokojnie można by nazwać pokojem obrad. U szczytu stołu siedział blond chłopak i ruda dziewczyna. Trzymali się za ręce, a na ich palcach lśniły obrączki.  
Strażnik – Mattcie oto nowi przybysze.
M – Dobrze, możecie odejść.
Zostaliśmy sami w sali. Chłopak wstał i podszedł do nas. Ja, jako przywódca stałam z przodu, więc do mnie zwrócił się w pierwszej kolejności.
M – Witajcie w Edenie. Co was do nas sprowadza?
I – Ogólnie to chęć poznania świata. Wcześniej prawdopodobnie nikt nie wiedział o naszym istnieniu. Zostaniemy tu jakiś miesiąc, a potem wrócimy do domu.  
M – Ok. To może się poznajmy. Jestem Matt, a to moja żona Amber. Pod stołem śpi Kudłata.
Dopiero teraz zauważyłam wielkiego psa leżącego pod stołem. Kudłata na dźwięk swojego imienia obudziła się i podeszła do pana. Blizzard zaczęła popiskiwać i podbiegła do suni. Obie były bardzo podekscytowane.
I – Blizzard o co chodzi?
K – Blizzard to moja córka. Rozdzieliłyśmy się po Burzy.
M – Co do niej mówiłaś?
I – Okazało się, że Blizzard jest córką Kudłatej.
Matt i Amber byli w niezłym szoku. Dziewczyna podeszła przyjrzeć się psom. Dopiero teraz zauważyłam, że jest w ciąży. Kiedy wszyscy poznaliśmy się do sali wbiegł chłopak. Pyzaty ale szczupły, ciemna karnacja. Większości dziewczyn pewnie opadłaby szczęka ale nie mnie. Po prostu nie gustuję w tym tupie faceta. Dowiedziałam się, że to Tobias, przyjaciel Matta. Po dłuższej rozmowie przydzielono nas do pokoi. Ja i cała wataha byliśmy w jednej kondygnacji zamku, natomiast Elene i Michael z Blizzard dostali własny, mały domek, ponieważ zdecydowali się tu zostać na stałe.
Pokoje były skromnie urządzone ale przecież nie chodziło tutaj o przepych. Poszłam do łazienki. Na półce czekał stos świeżych ubrań. Napełniłam wannę wodą. Po raz pierwszy od czasów Burzy kąpałam się w ciepłej, bieżącej wodzie. Po prostu luksus na całego.
Umyta i ubrana w niebieską suknię prezentowałam się jak prawdziwa dama. Zeszłam na kolację. Wszyscy już byli, czekali tylko na mnie. Po posiłku wróciłam do pokoju. Na miękkim materacu leżało się dużo lepiej niż na twardej ziemi. Moje powieki zamknęły się natychmiast. W snach nawiedziła Mie postać białego wilka…

Yamaha

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1344 słów i 7425 znaków.

3 komentarze

 
  • Yamaha

    niestety z powodu doła przekładam dodanie następnej części na jutro

    23 lis 2014

  • lakotrolkabarak

    Yyyyy fajnie XD

    18 lis 2014

  • jolp

    Fajne tylko czasem idzie się zgubić, popracuj nad tym
    Cczekam na kolejna część

    16 lis 2014