Westchnęłam głęboko na myśl, że to koniec, że muszę się pożegnać. Odgarnęłam dłonią kosmyk włosów, który dręczył mnie poruszany przez wiatr. Oczy lekko mrużyłam a z dłoni do dłoni przesypywałam garstkę piasku. Gdzieś za mną szeleściła trzcina i drzewa. Stopy zakopałam w piasku i delektowałam się przyjemnym ciepłem.
Ognista tarcza słońca wydawała się stapiać z wodą. Niebo i woda łączyła się tworząc niezwykłą całość. Fale wyglądały na łagodne.
W oddali rysowała się postać pary. Kobieta miała na głowie kapelusz
i trzymała go dłonią. Drugą miała wsuniętą w zgięcie ręki mężczyzny. On wysoki, dobrze zbudowany prowadził psa o jasnej sierści. Był to piękny labrador. Cały czas machał ogonem i towarzyszył parze.
Jego pan tez miał już jasną głowę od siwych włosów. Rozmawiali. Wiedziałam kim są na ręce mężczyzny błyszczała złota tarcza zegarka a na piersi kobiety wisior.
Wyglądali na szczęśliwych; uśmiechali się. Byli niczym para świeżo zakochanych mimo wielu lat spędzonych razem.
Pies wyrwał się a oni jak gdyby nigdy nic zaczęli kołysać się w rytm nieznanej mi melodii. Tańczyli. Mama zakręciła się i niewiele zabrakło by się wywróciła. Tata szybkim ruchem chwycił ją i pomógł dojść do mnie. Usiadła zdyszana
z rumieńcami na twarzy.
-Och, kochanie. –Uśmiechnęła się od ucha do ucha i mrugnęła do mnie jednym okiem.
-Mamciu musimy jeszcze potańczyć kiedyś. - Tata musnął ją w policzek
i usiedli obok siebie z skrzyżowanymi nogami.
-Zrobię wam zdjęcie. - Szybko wstałam. Wyjęłam z torby aparat.
-Czekaj poprawie kapelusz.
-Na trzy. Raz, dwa, trzy.
Spojrzałam na ekran aparatu. Mama spogląda na mnie a tata na nią.
-Wystarczy jestem już bardzo zmęczona mam nadzieję, że ładnie wyszłam na zdjęciu. –Próbowała się podnieść.
-Tak pięknie jak zawsze. - Zapatrzyłam się na fotografię.
-Pomogę ci. - Tato chwycił ja i podniósł jak leleczkę.
-Nim postanowiliśmy być razem ciągle mnie nosił. Teraz też, ale rzadziej.
-Mogę cię nosić zawsze.
-Wtedy ważyłam dziesięć lub piętnaście kilo mniej i ty miałeś zdrowy kręgosłup. Dbaj o niego.
-Dbam o ciebie.
Słuchałam ich wymiany argumentów jeszcze chwilę. Wsiedliśmy do samochodu.
Wieczorem mama czuła się lepiej chętnie poszła z nami na kolacje.
Przy stole w jadalni siedziałam z rodzicami oraz gospodarzami. Oglądałam przestronną jadalnie. Nowoczesny wystrój nadawał jej oryginalnego wyglądu.
Z niezwykle wysokiego sufitu zwisał żyrandol o asymetrycznym kształcie; składał się z sznurków różnej długości na których były liczne szkiełka. Wieczorami był jedną z atrakcji domu urządzonego w podobnym styl. Wszystko błyszczało i wyglądało na bardzo drogie. Ściany mimo surowości białego koloru sprawiały, że pomieszczenia były niezwykle przestronne. Światło wpadające przez duże okna rozświetlały pomieszczenia o każdej porze roku. Rano pijąc aromatyczną kawę promienie głaskały moją twarz. Smutno mi było na myśl, że jestem tam tylko na chwilę.
-To piękny dom. Od dawna namawiam Tomka by kupił jakąś posiadłość
w okolicy.
-Nikola ma szkołę musimy ją wspierać nie ma sensu przeprowadzka. apartament w Krakowie jest wystarczalny. -Objął ramieniem mamę i się do niej uśmiechnął.
-Tato mam siedemnaście lat wkrótce będę musiała sobie radzić sama. Nie jestem małym dzieckiem.
Wiedziałam jak ciężko tata znosi fakt, że dorastam. Był to temat naszych częstych rozmów.
-Brawo Nikola tata musi zrozumieć, że nie jesteś już jego małą córeczką.
-Szkoda, że my na razie nie mamy dzieci. - Ciocia westchnęła głęboko.
Wszyscy zabrali się za jedzenie ryb.
Mama leżała w łóżku i czytała magazyn. Z łazienki dobiegał dźwięk prysznica. Weszłam powoli do pokoju i usiadłam na łóżku.
-Chyba pojadę jutro na molo. Masz coś przeciwko?
-Ja nie pojadę jestem zbyt słaba namówię tatę żeby pojechał z tobą. Wiesz być nad Bałtykiem i nie być na molo to tak jak być w Rzymie i nie widzieć papieża. - Zdjęła okulary i odłożyła magazyn widocznie spoglądając na zegarek.
-Wiesz tata powinien zostać tak będzie lepiej. Sama pojadę jutro.
-Autobusem? Nie pozwolę to zbyt daleko.
-Wujek jedzie do znajomych po coś i mnie wysadzi jak będzie wracał to zabierze. Chce tylko wiedzieć czy mogę bo nie chce was martwić macie dość zmartwień.
-No dobrze. Nie powiemy tacie bo wiesz jaki jest.
Zasnęłam zadowolona. Zerknęłam jeszcze tylko na zdjęcia.
Noc była jedną z najgorszych. W pokoju było gorąco. Moje ciało lepiło się mimo to naciągała pierzynę po same uszy. Zachowywałam się śmiesznie jak małe dziecko wszystko przez koszmar.
Miałam czarną sukienkę i stałam na wprost tej innej mnie. Byłam
w obskurnym mieszkaniu, po podłodze latały karaluchy i śmierdziało.
Ona ta druga ja była silniejsza wepchnęła mnie do wanny
i trzymała za szyję bym przestała oddychać. Czułam jak odchodzą ze mnie wszystkie siły. Działo się to zbyt szybko. Obudziłam się na dworze było ciemno. Przez otwarte okno wlatywało chłodne powietrze. Na szafie wisiała moja biała sukienka w pierwszym momencie myślałam, że jest mokra, ale nie była. Całą noc leżałam skulona i przerażona. Nad ranem dopiero doszłam do siebie.
***
Molo w Sopocie oświetlały lampy wyglądające jak odwrócone, śpiące kwiaty. Miałam ochotę unieść się niczym ćma do tego światła.
Dźwięk desek zapadał mi w pamięć z każdym krokiem. Mimo późnej pory, kilka osób tak jak ja spacerowało. Mój wzrok przykuł chłopak siedzący zaledwie kilka metrów ode mnie. Głowę miał spuszczoną a na niej kaptur dlatego nie mogłam dostrzec jego twarzy. Grał na gitarze. Melodie skądś znałam. Rozsiadłam się na ławce i pstryknęłam kilka zdjęć następnie oparłam się i zamknęłam oczy by się w słuchać. Zapadła cisza znów słyszałam morze. Uniosłam powieki a on siedział obok mnie. Patrzył mi prosto w oczy. Serce zaczęło bić mocniej – mogłam je usłyszeć. Po ciele przebiegły ciarki. Chwilę tak patrzyliśmy na siebie pełni bliskości bez dotyku. Tą bliskością było spojrzenie
i dźwięk. Oczy miał orzechowe. Skórę delikatnie opaloną. Włosy idealnie ścięte układały się w zaplanowanym nieładzie. Nie wiem co się działo ze mną chciałam przy nim zostać.
-Cześć jestem Marcin. Jestem… Nie wiem jak to powiedzieć. - Z tej bajki wyrwał mnie jego głos.
Wystraszyłam się. Obok siedział obcy chłopak i nie wiedziałam kim jest oprócz tego jak ma na imię. Wstałam i zaczęłam biec.
1 komentarz
Morosov
nie ogarniam! Za duzo tu sie dzieje na raz.