Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Szczęśliwe chwile #1

Rozdział 1.
   Stoję przed lustrem i wpatruję się w odbicie. W moje rude, falowane włosy do ramion. Nie lubię tych włosów i nigdy nie lubiłam, ludzie zawsze mówią, że zazdroszczą mi takich włosów, choć  z miłą chęcią bym się ich pozbyła. W pociągłą twarz o suchej cerze, niebieskie oczy, które akurat bardzo lubię, mały nos obsypany piegami i czerwone, pełne usta.  
   Ubrałam fioletową sukienkę do kolan z dekoltem w kształcie litery V i granatowe balerinki. To w końcu sylwester. Obawiam się jednak, że moje koleżanki będą ubrane w dresy, czy coś w tym stylu.
   Patrzę tak i myślę, że tylko ja z moich koleżanek nigdy nie miałam jeszcze chłopaka, ani się nie całowałam. W sumie nie mam pojęcia czemu, bo jestem ładna, Nie piękna czy coś. Po prostu ładna.
   Nagle przychodzi mi pewna myśl, olśnienie. Ja nie mam przyjaciół. Nie mam nikogo z kim mogłabym spędzać popołudnia, pisać do nocy smsy, czy imprezować bez zgody rodziców. Jeszcze kilka miesięcy temu miałam najlepszą przyjaciółkę, z którą spędzałam całe dnie i noce. Rozmawiałam z nią o wszystkim i zawsze mówiłyśmy sobie najskrytsze sekrety. Ona mówiła mi, że mnie kocha a ja, że ją i takie były nasze kłótnie. Miałam też trzy najlepsze kumpele. Śmiałyśmy się i nabijałyśmy z innych.  
   Teraz jednak łączą nas tylko szkolne rozmowy, lub chwilowe nieistotne rozmówki telefoniczne. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia czemu wszystko się tak zmieniło. Może to moja wina, a może nie. Nie wiem. Brakuje mi jednak kogoś, komu mogłabym zaufać lub się zwierzyć.
   Patrzę na zegarek, za piętnaście minut powinnam już być u Kingi. Waham się, ale i tak nie będzie im mnie brakować, skoro spotykamy się tylko w szkole. Sięgam po telefon i wchodzę w wiadomości. Wybieram numer Kingi i piszę:
Hej Kinia sorry, że piszę w ostatniej chwili, ale okazało się, że nie mogę przyjść mam coś ważnego do zrobienia. Przepraszam. Może następnym razem. Udanej zabawy. Pozdrawiam Emilia.
   Naciskam na przycisk wyślij i opadam na łóżko. Szczerzę mówiąc nie do końca miałam ochotę iść na to nocowanie.
   Fioletowa komórka, zaczyna brzęczeć. Chwytam ją i patrzę na wyświetlacz. To Kinia. Zamykam oczy, przygryzam wargę i wciskam zieloną słuchawkę. Przykładam telefon do ucha i nasłuchuję:
   - Halo? - to Kinga.  
Zastanawiam się dlaczego nie jesteśmy już najlepszymi przyjaciółkami, w końcu zawsze było tak fajnie między nami.
   - Cześć Kinia, co tam?
   - Hej Emila, co się stało? Dlaczego nie możesz przyjść?
   - Nie mogę. Yyy... Jadę z tatą do cioci.
   - Musisz? Kasia, Paulina i Ola są strasznie smutne, ja z resztą też.
   - Przykro mi.
   - Okay, to cześć.
   - Narazie. Udanego sylwestra!
   - Nawzajem. - w jej głosie słychać smutek, mam to gdzieś.
   Czekam jeszcze chwilę, by sprawdzidź czy jeszcze coś powie, ale ona nic. Trochę mi  żal Kasi, Pauliny i Oli, a najbardziej Kingi, że tak je okłamałam. Nie mogłam jednak powiedzieć im prawdy, obraziły by się. Pieprzyć je.
   Wstaję, ściągam buty i sukienkę. Stoję w samej bieliźnie przy otwartej szafie i zastanawiam się co ubrać. Wybieram szare jeansy i fioletowy, wełniany sweter. Biorę kurtkę, szal kozaki i czapkę. Spoglądam na telefon i przygryzam wargę. Pieprzyć to. Zostawiam telefon i wychodzę.
   Przechodząc przez salon żegnam się z rodzicami i wychodzę.
   Jest mi strasznie smutno. Wiatr, śnieg i deszcz opadają na moją twarz. Przez to nic nie widzę. Idę dalej i tak nie mam nic do roboty. Myślę jeszcze raz o moich "przyjaciółkach" i po policzku spływa mi łezka.
   W kieszeni mam tylko sześć złotych. Nie mam pojęcia skąd, ale mam. Przechodzę przez ulicę i wchodzę do The Cafe. To moja ulubiona kawiarnia. Biorę latte na wynos i wychodzę.  
   Wchodzę do parku i siadam na ławce. Piję latte i znowu zaczynam płakać. Strasznie mi smutno. Chciałabym cofnąć się w czasie, by znów mogło być jak dawniej.
   Płaczę i nie umiem przestać. Po policzkach spływają mi strumienie łez, oczy mam zaszklone, poczerwieniałe i podpuchnięte od płaczu.  
   Kubek po kawie, wyżucam w siną dal. Nie mam nawet pojęcia gdzie wylądował.
   Pieprzyć to, pieprzyć was, pieprzyć życie! - mówię to natyle głośno by kilka osób z parku odwróciło się i spojrzało na mnie.
   - Hej ty, ruda! Nie wyładowuj swojego gniewu na mnie. - jakiś chłopak podchodzi do mnie masując twarz. - Co się stało?
   - Przepraszam. Nic się nie stało, po prostu spieprzyłam swoje życie.
   - Rozumiem. - niewidzę jego twarzy. Tylko zarys ciała. - Marcel, nazywam się Marcel, a ty?
   - Emilia. - pociągam nosem, a on podaje mi chusteczkę. - Dzięki.
   - Masz ochotę na kebaba? Ja stawiam.
   - Z miłą chęcią.
   Pomaga mi wstać i dopiero teraz widzę jego twarz. Jest przystojny i ślicznie się uśmiecha. Ma kasztanowe włosy i bladą cerę. Jego twarz, tak jak i moja, jest cała w piegach. Ma piękne zielone oczy. W tych oczach można by się utopić. Na policzkach ma małe dołeczki.  
   - Z miłą chęcią. - powtarzam.
   Uśmiecha się jeszcze szerzej. Jest idealny.
   Spacerujemy i rozmawiamy, a ja cały czas powtarzam sobie w głowie jego imię. Marcel. Jest idealne, tak samo jak jego właściciel.

Via

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 976 słów i 5270 znaków.

Dodaj komentarz