Semper cz.2

‘Nic, no zupełnie nic - pustka, to musi być on!’ Komisarz Pajor ponad godzinę wertował strony akt szukając punktu zaczepienia, który poświadczy prawdziwość wersji zdarzeń według Jakuba Duszyńskiego. Jakby na to nie patrzeć, winny i żadnej dyskusji. Policjant nie odnalazł absolutnie niczego, co wykluczałoby z morderstwa podejrzanego. W okolicy brak żywej duszy, znaczy potencjalnego sprawcy, na ciele ofiary ślady wyłącznie osadzonego, zeznania jego samego nadają się wprost na biurko prokuratora pod postacią przyznania się do zabójstwa. Nadzieja w kolejnych dwóch godzinach, być może wtedy komisarz będzie mądrzejszy…

Roztrzęsiona Emilia przekroczyła próg pokoju przesłuchań, widok zmęczonego Kuby wcale nie poprawił jej nastroju. Poczuła się jeszcze bardziej przygnębiona, w gardle ścisnęło ją niesamowicie, nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku, mimo iż zawsze miała sporo do powiedzenia. Tym razem odnosiła wrażenie jakby i ona w zamknięciu oczekiwała na decyzję co do wszczęcia postępowania karnego. Kuba nie krył zaskoczenia wizytą ukochanej, ucieszył się obecnością przyjaznej twarzy. Chociaż Emilia jest teraz mało pogodna, to on widzi ją wciąż w kolorowych barwach. Narzeczona zawsze budzi w nim ciepłe skojarzenia, nie potrafił złościć się na tak piękną oraz mądrą dziewczynę. Kuba traktował Emilię niczym największy skarb, cudnego anioła który opiekował się otoczeniem, dlatego nie ukrywał entuzjazmu.

- Emka, kochanie przyszłaś!
- …
- Chodź proszę do mnie - powiedział, lecz sam podszedł do dziewczyny obejmując ją - Czemu nic nie mówisz?
- Eee… nie wiem co, nie mam pojęcia co powinnam ci powiedzieć w takiej sytuacji - wyjaśniła niepewnie.
- Nieważne, liczy się tylko to, że się pojawiłaś. Myślałem… Cieszy mnie twoja obecność, zdawało mi się… Po tym czego się dowiedziałaś, nie byłem pewien czy jeszcze się spotkamy.
- Dlaczego?! Za kogo mnie masz? - oburzyła się Emilia.
- Nagadali ci pewnie mnóstwa kłamstw na mój temat…
- Nigdy nie uwierzę w twoją winę. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Przecież znam cię od tylu lat… - zerknęła Kubie w oczy - Dobry z ciebie człowiek, nie skrzywdziłbyś nikogo będąc nawet w furii, prawda? - spytała z nadzieją w głosie.
- …
- Ej, Kubuś!
- Tak, oczywiście że nie zabiłbym! Dobrze wiedzieć… Znaczy dobrze mieć twoje wsparcie… - poczuł nagle jak Emilia odsuwa się od niego.
- Kochanie, co…
- Zawahałeś się! To tylko moment, ale jednak… Niemożliwe! Czy ty… mój Boże…
- Nie! Emilko, ja trochę… zamyśliłem się na chwilę patrząc ci głęboko w oczy. Brakowało mi kontaktu z tobą, nawet wzrokowego… nie mówiąc o czymś więcej, więc trzymając cię w ramionach i spoglądając w te zielone… no chyba…

Emilia przerwała tłumaczenia Kuby zatykając mu usta… własnymi wargami. Otuliła twarz chłopaka delikatnie gładząc dłońmi policzki, schodziła coraz niżej do szyi… obcałowywała ją namiętnie, dało to odprężenie Kubie jak i bardzo potrzebny spokój. Emilia nie mogła ukryć łez, podobnie jak jej ukochany. Dziewczyna chciała pokornie przyznać, iż za aktualne położenie narzeczonego jest częściowo odpowiedzialna, ponieważ wywierała presję na Kubę, aby ten domagał się od szefa podwyżki, awansu. On spotykając się z odmową naskoczył na pracodawcę obrzucając go wulgaryzmami, które są brane pod uwagę jako dowód winy. Jednak Emilia widząc jak Kuba waha się z jednoznacznym stwierdzeniem niewinności, to także i ona ma wątpliwości co do szczerego wyznania ukochanego. Mimo iż jest to tylko bardzo mały głosik z tyłu głowy to zaczyna przemawiać za pomocą megafonu do rozsądku Emilii, dlatego poczeka na bardziej odpowiedni moment, być może kiedy wszystkie okoliczności potwierdzą prawdomówność Kuby.

- Potrzebowałem twojego smaku… słodkości moje… dzięki ci…
- Zawsze możesz na mnie liczyć Kubusiu… zawsze.
- Przez chwilę myślałem… to nieistotne co myślałem, ważne co czuję, a przecież wiesz doskonale co mam w sercu. Ono bije dla ciebie, tylko ty się liczysz…
- Nie mów nic więcej, proszę. Rozumiem, dlatego tak niedorzeczne jest to co cię spotkało. Czemu akurat tamtędy musiałeś przechodzić, co cię interesowało kto tam leży? Powiesz mi dlaczego?
- Oj Emilko, żebym ja to wiedział, coś mnie tknęło po prostu… Tak wiele osób przechodzi obojętnie obok ludzi nie zauważając ich. Ilu żyłoby gdyby tylko sprawdzono co im dolega? Zawroty głowy, ataki epilepsji, zawały serca!
- Kubuś, kochany mój… to takie niesprawiedliwe, a ty masz taką naturę - lubisz pomagać… Ale ten jeden raz, gdybyś odpuścił… - zrezygnowana chwyciła go za dłoń wplatając swoje palce w jego.
- Tak, mój błąd… Skąd mogłem wiedzieć… Przepraszam, nie martw się, to przygnębiające patrzeć jak jesteś smutna. Wierzę w sprawiedliwość, bądź spokojna - ujął rękę Emilii zbliżając ją do ust, aby ucałować patrząc w te zielone oczy.
- Oj, oby tak się stało. Mam nadzieję że niedługo wrócisz do domu, znów będziemy razem… To na pewno totalne nieporozumienie… - powiedziała to na głos, chociaż tak naprawdę nie wykluczała winy Kuby.
- Podbudowałaś mnie kochanie, twoje wsparcie dużo znaczy. Jesteś prawdziwym skarbem, nie zasługuję na ciebie… - otarł łzy - Rzadko to przyznaję, ale… kocham cię Emilko.
- … - dotknęła twarz narzeczonego dłonią - Jeszcze nigdy twoje słowa nie brzmiały tak szczerze jak teraz, dziękuję ci.

- Gdzie moja kawa?! - pytanie niczym grom uderzyło stażystę, który upuścił kubek… zgadnijcie z czym.
- Moment panie komisarzu!

Andrzej Maślak od pół roku ‘uczył się’ policyjnej roboty. Nosiło go aby wyruszyć w teren, brać udział w akcji, nawet przy prostym aresztowaniu. Miał ogromną ambicję jako syn zasłużonego oficera wydziału zabójstw, uważa że jest gotów być odpowiedzialny za śledztwo, widział siebie w roli aktywnego stróża prawa wgłębiającego się w umysł przestępców. Wygórowane mniemanie o własnych możliwościach, kompleks Napoleona czy arogancja i wszechobecna bufonada? Żadne z powyższych, Andrzej to bardzo inteligentny młody student. Niezwykle spostrzegawczy, o wysokim współczynniku IQ, najlepszy na strzelnicy, sprawność fizyczna - ponadprzeciętna. Mimo tych cech, popartych wzorową opinią wykładowców, zajmuje się prostą pracą biurową, tj. porządkowanie akt, wyszukiwanie informacji czy też… parzenie kawy, czasem wymiana tonerów w drukarce. Oczywiście domagał się bardziej adekwatnych zadań, chciał się sprawdzić a przede wszystkim nauczyć w praktyce na czym polega policyjna praca w terenie. Komisarz Pajor patrzył na niego z politowaniem:

- Nie jesteś gotów, cierpliwości młody. Nadejdzie na ciebie czas.

Wewnątrz Andrzej aż kipiał ze złości, ponieważ słyszał to samo od sześciu miesięcy. Jeśli tak ma się przedstawiać sytuacja przez następne pół roku stażu, to chyba czas podziękować. Tylko co później? Powrót na stosunki międzynarodowe? Tam dopiero wieje nudą, zapaść w sen zimowy na wykładach idzie… Tak źle, a tak jeszcze gorzej. Gonitwę myśli przerwała mu kobieta.

A tam kobieta, toż to istna ślicznotka jakich mało! Zgrabna ale i okrągłości uwydatnione… mmmm… tyłek marzenie… piersi, mimo iż osłonięte to pięknie wyeksponowane. Działa na wyobraźnię, o jeszcze nóżki! Super długie, och dać się nimi opleść, sama przyjemność. Buzia taka słodka, niewinna oraz bardzo przyjemna, no ale smutna… Oczy pochmurne, makijaż rozmazany… Młody stażysta doszedł do wniosku, że kobieta musiała odwiedzić jakiegoś osadzonego. Sześć miesięcy w szeregach służb mundurowych nie idzie na marne, pomyślał z ironią. Ciężko znieść fakt, iż takie cudne kobiety wiążą się z ‘elementem’. Zamiast wzdychać do dzielnych policjantów(stażystów) stojących twardo na granicy porządku publicznego, ryzykujących codziennie własne życie. Nawet jeżeli prowadzą proste prace biurowe czy też porządkowe. Zbliża się, o rany jaki kociak. Chwilę później Andrzej żałował zarówno tego co pomyślał jak i powiedział.

- Mrrrr!

JEB! Celny strzał wykrzywił oblicze ‘mruczka’ przez co otrzymał stempel na twarz. Tymczasem kobieta konturowała marsz do wyjścia z budynku. Andrzej znów czegoś się nauczył, zdobył się na uśmiech który świadczył o poczuciu humoru. Jednak ‘klaps’ był na tyle głośny, że nie uszło to uwadze komisarza.

- Zdawało mi się czy ktoś to brawo bił? Maślak!
- To nic takiego, drobne nieporozumienie natury fonetyczno - poznawczej - próbował bagatelizować sprawę.
- Mów o co chodzi! - grzmiał Pajor.
- O tam, szła fajna babka no i wyrwało mi się coś, ale kociak pokazał pazurki, znaczy płaski na gębę i tyle!
- Ha, ha, oj młody! - poklepał młodzieńca po plecach - Ładna była, co?
- Tak, bardzo urodziwa, od samego dołu aż po włosy, kruczo czarne. Między tym wszystkim taka dupcia, cycki, mmm… No brać i nie zadawać pytań! Smutna troszkę tylko, musiała odwiedzić jakiegoś menta…
- Duszyńskiego… on miał mieć… - komisarz osłupiał na chwilę - wizytę…

Niczego nie wyjaśniając Pajor wyrwał się prawie do biegu w kierunku pokoju przesłuchań. Stażysta zaskoczony został sam, zatem wrócił do zajęcia godnego praktykanta. Nie wiedział bowiem, iż jego perypetie podsunęły komisarzowi wyjście z kłopotliwej sytuacji. W głowie oficera zaświtał pomysł, który zadowoli co najmniej dwie osoby. Niestety wszystkich i tak uszczęśliwić się nie da…

moonky

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1688 słów i 9776 znaków.

1 komentarz

 
  • retrezed

    Wkradła Ci się drobna literówka, mianowicie: ,,jakiegoś mĘta''.

    18 lut 2014