Przeciążenia, cz. 3

***
Ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam je nie patrząc przez wizjer. Stał tam. Znowu cały przemoczony. W moim mieszkaniu panował już półmrok, który kontrastował z ostrym światłem na klatce schodowej. Wypełniał sobą całą przestrzeń, tak, że z trudem mogłabym dostrzec, co dzieje się za jego plecami. Nie był atletycznie zbudowany, to wrażenie powodował jego wzrost, ponadprzeciętny. Z jego włosów i brody kapały duże krople. Kurtka, ta sama, co ostatnio, znowu zmieniła kolor z jasnej na ciemną zieleń. Miał przyspieszony oddech, jakby biegł jeszcze przed chwilą. Patrzył na mnie intensywnie, a ja nie mogłam odwrócić wzroku od jego ust. Były lekko rozchylone, zapraszające. Pod wpływem impulsu, zrobiłam krok do przodu i dotknęłam ich. Prawą ręką przytrzymywałam drzwi w obawie, że otworzą się na oścież, ale lewą dotykałam już jego warg. Opuszczałam powoli bezpieczny półmrok, by w intensywnym świetle żarówki zobaczyć więcej. Jego usta były aksamitne, miękkie. Wyczułam pod palcem lekkie zadarcie i zdałam sobie sprawę, że moja ręka już nie drży od litu. Odstawiłam go jakiś czas temu i dopiero teraz dotarło do mnie jak pewnie mogę dotykać. „Tak dawno z nikim nie byłam” – pomyślałam przesuwając palcem po jego policzku. „To już dwa lata” – przypomniałam sobie. Poruszył się nieznacznie.
- Zaprosisz mnie w końcu do środka czy będziemy się kochać tutaj? – zapytał z rozbrajającą szczerością. Wiedział, o czym myślę. Nie uśmiechał się, był cały napięty w oczekiwaniu.
Jego słowa mnie nie otrzeźwiły, jak w transie wzięłam jego dużą dłoń w swoją i zaprowadziłam do sypialni. Milczeliśmy. Szedł za mną z lekko spuszczoną głową, trochę nieśmiały, trochę niewinny, trochę zakłopotany. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, ale nie wycofał się, kiedy dałam mu taką możliwość. Przeciwnie, czułam, że się boi, ale czułam też, że nie zamierzał odejść.
- Nie musimy… – zaczęłam niepewnie.
- Musimy – nie pozwolił mi dokończyć – bardzo musimy.
- Przecież widzę, że to cię onieśmiela – wypowiedziałam na głos to, co widziałam wyraźnie.
- Nie chcę przestać – odparł.
- Dlaczego? – byłam zdziwiona jego stanowczością.
- Bo chcę czegoś prawdziwego. Może sprawiam wrażenie zagubionego, może tak jest, na pewno tak jest, ale myślę, że, jeśli teraz stąd wyjdę ominie mnie coś ważnego w życiu – jego szczerość mnie rozbroiła.
- Nie spodziewałeś się, że będę chętna? – zapytałam z lekkim rozbawieniem.
- Nie – pokręcił nieznacznie głową uśmiechając się przy tym przelotnie – Słuchaj Rosa – nagle spoważniał – wprowadzasz w moje życie dużo intensywnych emocji. Może zakładałem jeszcze opór z twojej strony? Nie wiem, ale nie chcę rezygnować z punktu, w którym jesteśmy teraz.
***
Miałam w głowie konflikt. Już dawno zrozumiałam, że większość emocji, które mną rządzą, nie jest prawdziwa. Wplątałam go w to, a on zamiast nie ulegać moim chorym stanom, uwierzył im. Jedyne, czego jestem pewna w życiu to zmęczenie. Mam dosyć pilnowania się i analiz czy to, co czuję, czuję naprawdę, czy wygenerował to mój zaburzony mózg, by karmić chorobę. Dawno temu obiecałam też sobie, że nie będę nikogo wciągała w ten cyrk. Zrozumiałam, że, jeśli on tu zostanie to będzie błąd. Skoro ja nie jestem siebie pewna, on tym bardziej nie może być pewien mnie.
Usiadłam na łóżku, a głowę schowałam w dłonie.
- Myślę, że powinieneś już pójść – powiedziałam zrezygnowana – Idź już – podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
- Co on ci zrobił? – zapytał nie ruszając się z miejsca.
- To nie on, to ja sobie robię. Cały czas – westchnęłam zapatrzona w jeden punkt.
- Rosa… - zaczął delikatnie, prawie szeptem.
- Wypierdalaj stąd! – krzyknęłam gwałtownie podnosząc się z łóżka. Popchnęłam go mocno ku drzwiom – Wynoś się! – syczałam – Wnoś! – czułam napływające do oczu łzy.
- Posłuchaj no! – powiedział głośno. Początkowy szok zastąpił upór. Przytrzymał się obydwu stron framugi.
- Świat nie kręci się wokół ciebie. To, co czuję, kiedy patrzę na ciebie, jest moje. W dupie mam twoją chorobę – był naprawdę wzburzony – Jestem na tyle dorosły i niegłupi, by umieć oddzielić ziarno od plew, więc nie musisz tego robić za mnie, bo to przed chwilą właśnie zrobiłaś, prawda? – Grasz taką silną i nie do zranienia, w chuj trzymającą nad wszystkim kontrolę, a najbardziej nad sobą. Aż się rzygać chce na ten twój dystans – znacznie ściszył głos – Przestań. Wiem, z czym się mierzysz, widzę cię, całą. Nie obawiaj się, że mnie oszukasz – powiedział to jeszcze ciszej – Widzę cię.
Stałam porażona jego słowami. Moje ciało było ciężkie, zdrętwiałe.
- Nie chcę, żeby mój umysł i czucie były moimi wrogami… – wyrwało mi się – Nie wiem już, jaka jestem. Kiedy to choroba, a kiedy ja... –  mówiłam to bardziej do siebie niż do niego, trochę nieobecna, poza czasem i miejscem.
- Wiem – odparł.
A potem zrobił coś tak naturalnego i niezwykłego zarazem – podszedł i mnie przytulił.
- Uch, jesteś zimny, mokry – odsunęłam się, bo poczułam dreszcze.
- To zróbmy coś z tym w końcu – odparł zniecierpliwiony i kiedy już otwierałam usta, by mu odpowiedzieć, pocałował mnie.
***
Miał ciepłe i wilgotne usta. Górował nade mną. Naparł tak, że musiałam lekko wygiąć się w łuk, by dotrzymać kroku jego wargom. Był pobudzony. Wplotłam palce w jego włosy, a on pokierował nas w stronę łóżka. Pchnął mnie na nie, a sam zaczął się rozbierać. Podparłam się na łokciach, żeby lepiej widzieć, co robi. Zdejmował z siebie ciężkie ciuchy nie spuszczając ze mnie wzroku. Po jego onieśmieleniu nie było już śladu. Widziałam w jego oczach, że zdaje sobie sprawę ze swojej atrakcyjności. Widziałam też, że sprawia mu nieskrywaną przyjemność to, w jaki sposób mu się przyglądam. Po chwili stał nade mną wyprostowany, nagi.
- Co teraz Krzyś? – zapytałam głupio.
- A teraz…  – zaczął przypierać mnie do materaca swoim ciałem – zdejmiemy te brzydkie spodnie i sweter – czułam uśmiech na jego ustach, kiedy szeptał mi to do ucha.
Pomógł mi z ubraniem. Cały czas trzymał mnie na krótką odległość, nie było momentu, w którym jakaś część naszych ciał nie stykała się ze sobą.
- Cudownie pachniesz – powiedział, kiedy językiem schodził ku moim piersiom – I smakujesz – dodał biorąc w usta jeden z moich sutków.
Moja reakcja była natychmiastowa – znowu wygięłam plecy w łuk, a brodawki stały się duże, nabrzmiałe. Leżałam pod nim i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jestem tam, gdzie powinnam być. Ocierałam się o niego, czułam fakturę skóry, jej zapach, ciepło. Kiedy wrócił do moich ust, mimowolnie rozchyliłam uda. Nie, nie zapraszałam go, oddawałam mu siebie. Czułam się w tym momencie odsłonięta i bezbronna. Ciężar jego ciała stał się bardziej odczuwalny, oddechy coraz częściej urywane. Dotykał mojej skóry zostawiając na niej czerwone ślady. Nie bolało, uzmysławiało raczej dogłębnie jej istnienie, nacisk.
- Mój kryształ – szeptał – Zaraz się rozpadniesz, prawda? – pytał patrząc mi w oczy – Lubię cię taką uległą. Mogę zrobić z tobą, co zechcę.
Poczułam jak zatapia się we mnie. Mocno, do końca. Kiedy pchnął, nieświadomie podniosłam do góry biodra.
- Aaa… - wyrwało mi się, nie byłam przygotowana na jego wielkość. Wypełniał mnie całą.
- Wąska,  mokra i wąska – nie poruszał się, trwał we mnie przez chwilę.
- Proszę… - jęknęłam.
- O co prosisz? – patrzył mi głęboko w oczy.
- Proszę, zacznij… – nie mogłam zebrać myśli.
- To – pchnięcie – Mam – kolejne pchnięcie – Zacząć? – i kolejne.
Pokiwałam tylko głową. Zamknęłam oczy, żeby czuć intensywniej.
Robił to naprawdę dobrze. Każdy powrót akcentował, dopychał do końca, by zaraz potem wyjść ze mnie praktycznie w całości. Nie spieszył się, to było bardzo sensualne. Czułam, że jest mu dobrze. Tym razem nie miałam w głowie mętliku, doznania były na granicy przyjemności i bólu i tylko na nich byłam w stanie się skupić. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam. On też, nie musiałam pytać, sam mi to mówił.
- Chcę więcej, rozumiesz? – powtarzał jak w letargu – Kiedy z tobą skończę, zaczniemy znowu. Będę ci to robił całymi godzinami i patrzył jak doprowadzam cię do stanu, kiedy nie zniesiesz więcej.
Poruszał się coraz szybciej. Nasze dłonie splótł tuż nad moją głową.  
- Chcę dojść… muszę – nie pytał mnie o zgodę, nie tracił czasu w tym maratonie.
Kiedy był już u szczytu, ryknął jak dzikie zwierzę. Zalewał mnie spermą, ale nie przestawał się poruszać, jakby chciał z nią dotrzeć do najdalszego zakamarka we mnie. To było bardzo gwałtowne, nie sądziłam, że może docisnąć głębiej, ale robił to. Poczułam, że sama się rozpadam. Nie zamykając oczu, roztrzaskiwałam się. Obserwowałam to jak się o mnie ociera, wydaje nieartykułowane dźwięki i poczułam mocny skurcz. Moje ciało napięło się jak struna, żeby odpuścić po dłuższej chwili. Patrzył na mnie, tulił mnie. Byłam mu wdzięczna za to, że w tym momencie mnie trzyma i mogę cieszyć się przepaścią, dreszczami, spadaniem, ciepłem i bezpieczeństwem.
Po wszystkim, kiedy był jeszcze we mnie, a nasze oddechy powoli normowały się, patrzyliśmy w oszołomieniu na siebie. Jestem pewna, że żadne z nas nigdy dotąd czegoś takiego nie przeżyło.

JakKamyk

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i erotyczne, użyła 1734 słów i 9833 znaków.

5 komentarzy

 
  • elninio1972

    super :)

    5 kwi 2018

  • Aniolek0308

    Świetne to zdecydowanie za mało to jest poprostu boskie :) czekam na więcej ;) pozdrawiam

    3 kwi 2018

  • JakKamyk

    Dziękuję za wszelkie miłe słowa,wiele dla mnie znaczą. Dziękuję, że poświęcacie czas i uwagę temu opowiadaniu.

    3 kwi 2018

  • fantasta

    Wiecie zastanawia mnie jedno? Cały czas w poczekalni, a potem znikną opowiadania i tyle z tej twórczości. O co tu kaman, by trafiło jak innych publikacje od razu na główną?

    2 kwi 2018

  • JakKamyk

    Wszystkiego dobrego na Święta,
    Kamyk.

    31 mar 2018

  • Ningru

    @JakKamyk Radosnych, spokojnych Świąt!

    31 mar 2018