Pokaż mi szczęście 3

Na miękkich nogach podeszłam do grupki, która zbierała pieniądze, aby zapłacić, więc szybko wyciągnęłam swoją działkę i wręczyłam ją jednemu z chłopaków. Nie chciałam teraz patrzeć ani dotykać Lucasa. Tamten pocałunek poruszył mnie do kości. Nikt nigdy mnie tak nie całował. Jedna z dziewczyn, Camila, tak chyba miała na imię patrzyła na mnie z dziwnym uśmieszkiem i poczułam, że się rumienię. Kiedy w końcu zapłaciliśmy za nasze zakupy ruszyliśmy z powrotem na plażę. Nagle w mojej torbie zaczął dzwonić telefon. Zatrzymałam się i spojrzałam na resztę grupy.  
- Idźcie, dogonię was. - powiedziałam szukając telefonu, który nadal uparcie dzwonił. W końcu wydobyłam zgubę z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. Tata. Odebrałam.  
- Cassidy, gdzie ty jesteś do cholery?  
- Na plaży ze znajomymi a co? Nie wolno mi już prowadzić życia towarzyskiego? O tym też chcesz za mnie decydować?  
- Masz wracać natychmiast do domu. A jeśli nie będzie cię tu za pół godziny możesz w ogóle nie wracać. Słyszysz Cassidy? Masz być za pół godziny w domu.  
- Prędzej będę mieszkać na plaży i żywić się odpadami niż wrócę. Niech pomyślę, Lorine coś ci znów naopowiadała?  
- Tu nie chodzi...
- A właśnie, że chodzi! - krzyknęłam do telefonu- Przejrzyj wreszcie na oczy. Ona nie jest taka kochana jak ci się wydaje. Ona jest z tobą tylko dla pieniędzy, nie rozumiesz tego?  
- Jak śmiesz tak mówić o Lor! Masz natychmiast wracać do domu, wtedy porozmawiamy. - czułam jak uchodzi ze mnie powietrze kiedy się rozłączył. Nie wrócę. Nie wrócę do tego "idealnego" domu. Nie wrócę i tyle. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że siedzę na piasku zalana łzami. Nie wiem jak długo tak siedziałam po zakończeniu tej rozmowy, ale w końcu poczułam jak czyjeś ramiona mnie oplatają i podnoszą z piasku. Poczułam na skórze dotyk sztucznej skóry.  
- Puść mnie Lucas. - szepnęłam i spróbowałam się mu wyrwać, ale nic z tego. Był ode mnie silniejszy.  
- Nigdzie cię nie puszę. - przytulił mnie do siebie. - Słyszałem twoją rozmowę, przykro mi. - spojrzałam na niego bez jakichkolwiek emocji.  
- Nie mam gdzie pójść, będę musiała tu spać. Myślisz, że mnie za to aresztują? - na moje pytanie tylko się zaśmiał.  
- Nie sądzę, ale w nocy jest tu naprawdę zimno. A gdybym zaproponował ci nocleg? Co ty na to? - w jego oczach można było zauważyć napięcie i niepewność.  
- Przecież się w ogóle nie znamy. Ja mogę być złodziejką a ty, jak już wcześniej sam powiedziałeś, jesteś seryjnym zabójcą, więc możesz mnie zabić. - uśmiechnęłam się lekko.  
- Oh, uwierz mi, że nie jestem taki niebezpieczny jak ci się wydaje - jego głos nabrał głębi i mówił z lekką chrypką a po moich plecach przebiegł dreszcz. Przygryzłam wargę.  
- No dobrze, ale tylko na kilka dni. Obiecuję, że najwyżej po tygodniu się wyniosę. - poczułam jak oddycha z ulgą. - Tyle, że nie mam pieniędzy żeby ci zapłacić. - na jego ustach pojawił się ten cudowny chłopięcy uśmiech.  
- Nie martw się, jeśli umiesz gotować możesz u mnie mieszkać. - zaśmiałam się i podziękowałam ojcu, że w Nowym Jorku nie mieliśmy gosposi, która by nam gotowała i to zadanie spoczęło na mnie po śmierci mamy.  
- Dobrze. To... Lepiej wracajmy na ognisko. - uśmiechnęłam się zakłopotana, ale Lucas nic nie powiedział tylko ruszył razem ze mną w stronę ogniska ciągle trzymając mnie za rękę. Kiedy byliśmy już dostatecznie blisko, żeby inni mogli nas zobaczyć wyszarpnęłam mu rękę stanowczym gestem. Spojrzał na mnie dziwnie, ale nic nie powiedział.  
- Tu jest nasza zguba! Już myśleliśmy, że od nas uciekłaś! - zarechotał Mike i poklepał miejsce obok siebie, które szybko zajęłam nie patrząc na Lucasa.  
- Problemy rodzinne. - mruknęłam i wzięłam jego butelkę z piwem, którą zdążył już do połowy opróżnić i pociągnęłam spory łyk. Zauważyłam, że wszyscy przyglądają mi się nieco dziwnie.  
- No co? Nie wolno napić się piwa? - rzuciłam ostro i poczułam rękę Mike na talii. Przyciągnął mnie do siebie lekko.  
- Jasne, że można księżniczko. - mruknął zatapiając nos w moich włosach. Położyłam mu głowę na ramieniu. Wiedziałam, że takie zachowanie było tu normalne. Camila i Chole zachowywały się tak samo siedząc na kolanach Samowi i Ethanowi. Siedziałam tak z głową na ramieniu Mike popijając piwo i patrząc w ogień kiedy usłyszałam głos Chole.  
- Cassie! - podniosłam głowę i spojrzałam na nią.  
- Tak? - spytałam upijając łyk z nowej butelki, którą podstawił mi Mike.  
- Pytałam czy wybierasz się jutro na mecz siatkówki. Lucas i Mike grają. - uśmiechnęła się z lekką dumą.  
- Pewnie się wybiorę. W sumie kto wie co będzie jutro? Może będzie koniec świata? - zaśmiałam się i za chwilę wszyscy śmialiśmy się do rozpuku. W pewnym momencie poczułam na szyji wargi Mike.  
- Mike. - szepnęłam cicho.  
- Hmmmm? - spojrzał na mnie spod rzęs z wargami nadal przyciśniętymi do mojej szyi a ja tylko pokręciłam głową. Zrozumiał i od razu się odsunął obracając wszystko w żart.  
- No jasne, tylko wiesz ta twoja szyja. Gdybym był wampirem już być leżała bez kropli krwi. - puścił mi oczko i zaśmiał się a ja mu zawtórowałam. W końcu po kilku godzinach siedzenia i jedzenia pianek zaczęliśmy się zbierać.  
- Cassie, podwieźć cię? - usłyszałam głos Camilii.  
- Nie, dzięki. Ja... Przejdę się. - uśmiechnęłam się lekko. Dziewczyna jedynie pokiwała głową i ruszyła w stronę parkingu. Zebrałam swoje rzeczy i pomogłam chłopakom zebrać wszystko co zostało. Uzgodniliśmy, że wszystko weźmie Lucas do siebie. W końcu kiedy zebraliśmy wszystkie butelki do połowy puste paczki pianek i herbatników usiadłam na piasku kreśląc na nim jakieś znaki palcem. Powoli robiło się cicho. Chłopaki po kolei żegnali się ze mną i Lucasem, aż zostaliśmy sami na pustej plaży. Nie wiedzieć czemu moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej kiedy Lucas usiadł obok mnie.  
- Powinniśmy iść. - powiedział.  
- Słuchaj - spojrzałam na niego- Nie chcę robić ci kłopotu, więc może po prostu zostanę tu. - wzruszyłam ramionami. - Co za różnica?  
- Taka, że obiecałem ci, że cię przenocuję a ja obietnic nie łamię. - spojrzał na mnie z uśmiechem i wstał. - Zbieraj ten swój ładny tyłeczek i idziemy do mnie. - uśmiechnął się przy tym w taki sposób, że jego intencje były jasne.  
- Lucas, jeśli chodzi o to, że ty... No wiesz... Chcesz... Kochać się ze mną to zapomnij. - powiedziałam cicho wpatrując się w dłonie a on tylko się zaśmiał i wyciągnął do mnie dłonie.  
- Nie chodzi mi o to żeby cię przelecieć, okey? Po prostu chcę ci dać się wyspać przez kilka dni. Ja będę chodził do pracy, ty będziesz sprzątać i gotować i o nic masz się nie martwić, jasne? O swoją cnotę też nie. - uśmiechnął się tym uśmiechem a ja chwyciłam jego ręce i wstałam szybko otrzepując się z piasku.  
- Okey - mruknęłam i chwyciłam swoją torbę i jedną z reklamówek. Ruszyliśmy w stronę parkingu ramię w ramie nie rozmawiając. Byłam ciekawa o czym myśli. Może uznał mnie za totalną idiotkę? Chociaż, może to i dobrze, w końcu nikt nie chce idiotek. Może oprócz mojego ojca, który najwyraźniej nie zdaje sobie nadal sprawy jaką jędzą jest Lorina. Nie żebym jej na początku nie lubiła, była naprawdę świetna, starała się i w ogóle, ale po tamtej rozmowie znienawidziłam ją całym sercem. Westchnęłam cicho kiedy Lucas zatrzymał się przy swoim samochodzie.  
- Wsiadaj a ja zapakuję torby. - mruknął cicho i otworzył przede mną drzwi. Wgramoliłam się do samochodu i wyciągnęłam telefon z torebki. Korciło mnie żeby do nich zadzwonić. W końcu moje palce same wystukały numer i po chwili usłyszałam głos ojca.  
- Cassie? Jedziesz do domu? - tym razem mówił o wiele łagodniej jakby całe napięcie z niego zeszło.  
- Nie tato, nie wracam. Zostanę przez kilka dni u znajomej, poszukam pracy i znajdę mieszkanie. Nie musisz się martwić. - powiedziałam cicho.  
- Jak ta znajoma ma na imię?  
- Chole. Tato, jestem już dorosła, nie powinno cię interesować gdzie jestem ani co robię. Powinieneś dać sobie ze mną spokój tak samo jak dałeś sobie spokój z mamą. - wiedziałam, że to go zaboli, ale taka była prawda. Dał sobie z nią spokój kiedy tylko oświadczył się Lorinie.  
- Kochanie... Ja nadal kocham twoją mamę. Z resztą ona chciałaby żebym ułożył sobie życie.  
- Ale nie chciałaby żebyś układał je sobie i jakąś naciągaczką. - warknęłam. - Przykro mi, ale taka jest prawda. Nic na to nie poradzisz i nie licz na zmianę mojej decyzji. Nie dopóki z nią będziesz. - rozłączyłam się walcząc o oddech i o to żeby łzy nie zaczęły płynąć po moich policzkach. Poczułam na swojej ręce dłoń Lucasa.  
- Nie martw się, wszystko się ułoży. - powiedział i przytulił mnie. I to było za dużo. Z mojego gardła wyrwał się szloch a po policzkach zaczęły płynąć łzy wielkie jak piłki golfowe. No świetnie, płaczę w koszulkę chłopakowi, który mi się podoba. Cudownie.  
- Ciii... Wszystko będzie dobrze. - głaskał mnie po plecach tak delikatnie, że czułam jedynie muśnięcia jego palców, jakby w ogóle mnie nie dotykał.

Kiinia

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1839 słów i 9476 znaków.

4 komentarze

 
  • Coori

    Z przyjemnością powróciłam do poprzednich części :)

    19 lut 2015

  • Kiinia

    Wiem, wiem, ale niestety nauka popludniu a rano kompletna dezorientacja i brak czasu robia swoje :3 Mam nadzieje, ze mi wybaczysz :)

    18 lut 2015

  • Coori

    Doczekałam się, ale przyznam, że musiałam powrócić do pierwszych części, żeby przypomnieć sobie wątek :)

    18 lut 2015

  • Paulaa

    Bardzo fajne :) Czekam na więcej!  :D

    18 lut 2015