Introwertyczka cz. III

I'm back! Wiem, wiem, tęskniliście. Niestety następna część najparwdopodniej dpiero pod koniec kwietnia. Teraz się skupiam na szkole, a przynajmniej powinnam. ;) Mam nadzieję, że się spodoba. Wytykajcie błędy i komentujcie. Buziaki i miłej lektury. :3

     3. Gdy kilka godzin później wychodziłam z ‘restauracji’ o wdzięcznej nazwie Patelnia, byłam tak wyczerpana psychicznie i fizycznie, że nie chciało mi się nawet narzekać na upał. Powłócząc nogami ruszyłam w stronę mieszkania Kuby. Marzyłam jedynie o orzeźwiającym prysznicu i czymś nie smażonym do jedzenia. Jakimś cudem bez szwanku wyszłam ze wspinaczki po schodach, ale dyszałam jak mały parowóz. Muszę zdecydowanie popracować nad kondycją, ale najpierw jedzenie.
     Nacisnęłam mosiężną klamkę i pchnęłam drzwi, które ku mojemu zdziwieniu nie otworzyły się. Wyjęłam z torby telefon i uświadomiłam sobie, że dzisiaj jest piątek, co oznacza, że Kuba wróci znacznie później niż zwykle. Przetrząsnęłam całą torbę w poszukiwaniu kluczy, bo łudziłam się nadzieją, że kiedyś je tam wrzuciłam, na próżno. Nie pozostało mi nic innego jak zadzwonić do brata, pewnie się okrutnie wkurzy i wróci śmiertelnie obrażony, ale trudno. Wybrałam numer i kliknęłam ‘połącz’. Odebrał po trzecim sygnale.
- Czego znowu chcesz? Jestem w pracy. – warknął swoim zwyczajem.
- Braciszku, słuchaj, bo jest taka sprawa… - zaczęłam dukać przymilnym głosem.
- Nie wzięłaś kluczy, po raz kolejny. – raczej stwierdził niż zapytał, a ja niemal wyczułam jak przewrócił oczami z udawanym oburzeniem.
- No tak wyszło… Długo ci się jeszcze zejdzie, co? – usłyszałam jak wzdycha, zmęczony moją nieodpowiedzialnością i brakiem zorganizowania.
- Kończę za kwadrans, masz czekać pod drzwiami, słyszysz?
- Tak, tak jasne. Pod drzwiami, nigdzie się stąd nie ruszę. – przytaknęłam, po tych słowach rozłączył się bez żadnego pożegnania.
     Oparłam się plecami o ścianę pomalowaną farbą w kolorze niedojrzałej figi. Zsunęłam się powili i usiadłam na zimnej podłodze, wyciągając nogi przed siebie. Jasne płytki przyjemnie chłodziły rozgrzaną skórę na łydkach i udach. Jak cudownie… Krótkie dżinsowe spodenki były jednak dobrym pomysłem. Przeczesałam palcami splatane loki. Przymknęłam oczy, oparłam głowę o ścianę i rozkoszowałam się chwilą odpoczynku od ciągłego upału. I w końcu miałam czas, żeby pomyśleć.  
Siedziałam i myślałam. Siedziałam i nic nie wymyśliłam. Nie wymyśliłam dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane. Nie wymyśliłam rozwiązania sytuacji z Frankiem i swoich problemów w kontaktach międzyludzkich. Nie wymyśliłam nawet czy wolałabym zjeść kiwi czy pomarańczę. Życie jest do kitu – pomyślałam i z frustracji lekko uderzyłam głową w ścianę, o którą się opierałam.  
- Auć...! – jednak nie wyszło tak lekko jak zaplanowałam. Potarłam dłonią obolałe miejsce i wykrzywiłam twarz w grymasie bólu.
     Wróciłam do swoich rozważań, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Swój końcowy tor wyznaczyła tuż przy moich ustach, by swoją krótką wędrówkę zakończyć jako mokra plamka na mojej zielonej koszulce. Wysunęłam język i przejechałam nim po wilgotnej skórze, w miejscu gdzie spłynęła ta zbłąkana kropla. Sól… Grzbietem dłoni szybko przetarłam wilgotny policzek. Nigdy nie należałam do osób, które notorycznie płaczą i użalają się nad własnym losem, zwłaszcza gdy nie mogłam nic na to poradzić. Po co? Przecież to i tak nic nie da, ani w niczym nie pomoże. Nie lubię płaczu, płacz oznacza słabość, a ja nie chcę jej okazywać nawet sama przed sobą.
     Zniecierpliwiona spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który wciąż trzymałam w prawej dłoni. Ile on zamierza wracać? Minęło już ponad dwadzieścia minut, a ja wciąż siedzę pod zamkniętymi na cztery spusty drzwiami! Zupełnie jak jakaś ostatnia sierota… Dobrze, że akurat nie przechodził żaden mieszkaniec. Jednak mieszkanie na ostatnim piętrze ma swoje plusy.
     Cóż, skoro i tak muszę tu siedzieć i czekać, to równie dobrze mogę się trochę porozciągać. W tak zwanym międzyczasie próbowałam sobie przypomnieć kilka ćwiczeń, jeszcze z czasów podstawówki. Na początek złączyłam nogi, i starałam się dłońmi dotknąć palców u stóp. Na próżno – byłam w stanie dosięgnąć jedynie kostek, a i to przychodziło mi z wielkim trudem. Pomimo tego niepowodzenia stwierdziłam, że tak łatwo się nie poddam. Gumką spięłam włosy w luźnego koczka. Wzięłam kilka głębszych oddechów, po czym gwałtownym ruchem znowu spróbowałam dosięgnąć stóp. Udało się! Prawie… bo nagle poczułam rwący ból w lewej nodze. Z moich ust wyrwał się niekontrolowany krzyk, a wręcz wrzask pomieszany z łkaniem. Przez chwilę oczy zasnuła mi pulsująca czerwień. Kur…de no! Jasne, świetny pomysł, Toni. Porozciągajmy się! Po prostu cudownie.
- Ja pieprzę… co za ból! – mamrotałam pod nosem.
- Kogo? – usłyszałam gdzieś w oddali lekko zachrypnięty, nieznajomy głos. Zamrugałam, chcąc przegonić niechciane łzy, które napłynęły mi do oczu.
- Kogo co? – odparłam w przestrzeń, wciąż z zamkniętymi oczami nie dostrzegając właściciela tajemniczego głosu.
- Kogo pieprzysz? – odpowiedział głos. - A może co? Mnie w sumie wszystko jedno.  
     Gdyby nie ten cholerny ból, to pewnie przewróciłabym oczyma na tę uwagę. Postanowiłam w końcu zidentyfikować swojego rozmówcę, który chyba nie spieszył się z niesieniem mi pomocy. Rozwarłam powieki i odwróciłam głowę w kierunku, z którego, jak sądziłam, dochodził głos.
     Stał w drzwiach do mieszkania Brzydkiej Marty - najbardziej wrednej i brzydkiej osoby jaką dane mi było poznać. Do dziś mnie przechodzą ciarki jak wspomnę nasze pierwsze spotkanie brr… Ale cóż, jak na znajomego mojego ‘arcy wroga’ prezentował się… p o w a l a j ą c o! Nie, nie był nieziemsko przystojny czy piękny. Był interesujący, wyglądał jak żywa, chodząca tajemnica. Był intrygującym zjawiskiem, które fascynuję, ale i trochę przeraża. Może to przez głęboko osadzone mroczne oczy albo te czarne, niemal granatowe włosy luźno zaczesane do tyłu? Chociaż wydatne kości szczęki i ciemne, wyraziste brwi też nie pozwalały przejść obojętnie obok mojego rozmówcy. Do tego wszystkiego delikatne rumieńce na zapadniętych policzkach. Ubrany w biały T – shirt z krótkim rękawem i czarne dżinsy.
Z sykiem wciągnęłam powietrze bo ból zaatakował ze zdwojoną siłą. Co ja sobie zrobiła z tą nogą do cholery?! Musiałam wyglądać żałośnie, nic dziwnego, że w jego oczach dostrzegłam coś na kształt litości.
- Nie spiesz się tak z niesieniem pomocy niewiaście w potrzebie, bo jeszcze przepocisz tę śnieżnobiałą koszulkę. To by nie wyglądało atrakcyjnie. – mruknęłam, nie dając po sobie poznać, że zrobił na mnie wrażenie. Na te słowa odchylił głowę do tyło i wybuchnął śmiechem. Gdy już się opanował podszedł do mnie, odchrząknął teatralnie i się przedstawił.
- Aleksander Murawski, do usług. – no i szelmowski uśmiech, naturalnie. Zadarłam głowę, żeby móc mu spojrzeć w oczy. Był chyba jeszcze wyższy i chudszy od Franka.
- Maria Antonina Dębska. – wyciągnęłam rękę na powitanie. Uścisnął ją i usiadł obok mnie na chłodnej podłodze.
- No to co się stało, że tak przeraźliwie krzyczałaś? – zapytał i brodą wskazał na moją ugiętą nogę. Jestem pewna, że w tym momencie na mą twarz wypełzł zdradziecki rumieniec. Wpatrywałam się w ścianę naprzeciwko mnie.
- Cóż… - spuściłam oczy na paznokcie u rąk. – Nic takiego, chyba naciągnęłam jakiś mięsień albo ścięgno. Nie wiem co, nie znam się na tym… - dukałam, bo wstydziłam się przyznać z całości swoich poczynań komuś obcemu.
     Z powrotem wlepiłam wzrok w tę jakże pasjonującą ścianę. Nie zamierzałam się zwierzać. Nie komuś z takimi oczami. Nie jestem osobą strachliwą, ale to jak się patrzył przyprawiało o dreszcze, które pełzały po całej długości kręgosłupa. Westchnął przeciągle.
- Pokaż te nogę.
- Co? – byłam bezbrzeżnie zdziwiona jego… poleceniem?
- No pokaż, zobaczę co da się zrobić. – tłumaczył mi jak małej dziewczynce. – Chodzę do klasy medycznej. – dodał, widząc moje pytające spojrzenie.
     Przez chwilę zastanawiałam się czy to rozsądne, ale w zasadzie głupio byłoby odmówić. Skinęłam tylko głową, ale gdy już miał zacząć badać nieszczęsną nogę szybko zapytałam:
- Będzie bolało? – zaśmiał się po cichu pod nosem i, nie odpowiadając, zabrał się do pracy.
     Nie mam pojęcia co zrobił, ale mogę z całą stanowczością i bez żadnych podtekstów stwierdzić, że jego ręce czynią cuda. Coś tam po uciskał, trochę pomasował i ból niemal całkowicie zniknął. Szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w (chyba) zdrową nogę. Z niechętnym podziwem podziękowałam mojemu ‘wybawcy’.
- Tak… - podrapał się po karku. – Nie ma za co i zawsze do usług. – po tych słowach uśmiechnął się półgębkiem. Staliśmy przez chwilę w niezręcznej ciszy. Na szczęście po kilku sekundach dało się słyszeć ciężkie kroki, kogoś wchodzącego po schodach. To mnie wyratowało od milczenia, które zazwyczaj nie wpędzało mnie w takie zakłopotanie.
- Dobra… - zaczął. – Ja musze lecieć i tak jestem spóźniony. Masz przy sobie telefon? – przez moment nie docierało do mnie o co właściwie zapytał.
- No… tak, jasne, że mam. – odparłam. Wyjęłam go z torby. Wyrwał mi go, szybko cos powpisywał i już po chwili komórka z powrotem znajdowała się w moich dłoniach. Musiałam mieć strasznie zdezorientowana minę, bo na pożegnanie powiedział:
- Wpisałem ci swój numer, jak będziesz potrzebowała lekarza lub najdzie cię chęć na rozmowę, to dzwoń. Miło było poznać, cześć! – wykrzyczał już w biegu, z półpiętra.

LittleScarlet

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1812 słów i 10171 znaków.

6 komentarzy

 
  • Jabber

    Aż tak długo karzesz czekać? :sad: Na pewno będzie warto czekać :smile:

    7 kwi 2014

  • LittleScarlet

    Naprawdę nie wiem co potem. Szczerze mówiąc brak mi pomysłu na kontynuacje tego opowiadania, więc będę chciała jak najszybciej doprowadzić je do końca i zacząć zupełnie nowy tekst. Także proszę o cierpliwość, bo teraz mam straszne urwanie głowy, egzaminy itede itepe. ;-; Shit happens, jak to mawiał Forest Gump.

    7 kwi 2014

  • Eleana

    Regularnie tu zaglądam i czekam na kolejną część :) Następna w końcu kwietnia, a kolejne już regularnie? :C

    31 mar 2014

  • super!

    Szkoda, że dopiero pod koniec kwietnia, ale napewno warto poczekac :D

    25 mar 2014

  • kicia

    miód malina xD

    25 mar 2014

  • Malolata1

    No no, genialne! Warto było czekać. c;

    22 mar 2014