Głupota (II)

- Odwołaj to. - nalega Paula po raz kolejny.
-Nie mogę, nie mam nawet jego numeru telefonu, powiedział, że przyjedzie o 19.- Paula jest wściekła, ale i zaniepokojona. To cudowna przyjaciółka, ale i tak nie odwołam tej randki. Po pierwsze bo nie mogę, a po drugie...chyba nie chcę.
- Wiem, że możesz się czuć teraz trochę samotna po rozstaniu z Filipem, i naprawdę chcę, żebyś w końcu zaczęła wychodzić na randki, ale nie z takimi typami- w głębi duszy, wiem, że ma rację, to nie jest odpowiednia osoba dla mnie...ale co ja poradzę, że ciągnie mnie do niego jak ćmę do ognia?
-To tylko jedno spotkanie. Więcej nie będzie, obiecuję. - mówię to jednocześnie do Pauli, jak i do siebie samej.
- Będę się o Ciebie martwić...ty wiesz, że on może być częścią jakiejś mafii? Nie możesz się zadawać z takimi ludźmi!
- Powiem mu, żeby mnie odwiózł na 22 do domu.
- Jestem pewna, że tak zrobi. - parska sarkastycznie moja przyjaciółka.
- Nie wiem, ale coś w nim wzbudza moje zaufanie. Wczoraj mnie odwiózł do domu i był przy tym bardzo uprzejmy. - próbuje uspokoić przyjaciółkę.
- To tylko pozory.  
-Mam do Ciebie tylko taką małą prośbę...
- Tak?
-Pomożesz mi się odstawić, tak jak ostatnio? Byłabym wdzięczna.
-Nie ma mowy! Mam pomóc Ci wyglądać atrakcyjnie dla tego dupka? Nigdy w życiu! Ja nie przyłożę do tego ręki! - nigdy chyba nie widziałam jej takiej wściekłej.
-Paula, proooszę - robię minę niewiniątka.
- Och, no dobrze. Pomogę Ci z makijażem. Ale tylko dlatego, że tak ładnie prosisz, wiedz, że nie popieram tego...wszystkiego.
-Wiem. I dziękuję. - całuje ją w policzek, nie mam już siły się z nią kłocić.

***
Przyjechał punktualnie. No, w zasadzie to nawet dwie minuty przed czasem. Przyglądałam się sobie w lustrze. Wyglądałam naprawdę ładnie. Miałam na sobie czerwoną, a raczej wiśniową sukienkę sięgającą mi lekko nad kolana. Nie miałam dużego biustu (takie pełne B), ale w tej kiecce moje piersi prezentowały się bardzo kusząco. Paula nie napracowała się nad makijażem. Na moje życzenie zrobiła mi perfekcyjne czarne kreski. Z resztą poradziłam sobie sama, wytuszowałam rzęsy i pomalowałam usta na czerwono - w kolorze sukienki. Do tego założyłam moje wyjściowe, ulubione szpilki w kolorze cielistym, chociaż nie przepadam za chodzeniem w obcasach, tym razem zrobiłam wyjątek. Na koniec popsikałam się perfumem należącym do Pauli - Chanel No. 5 - na co dzień nie używałam żadnych, a te były idealne.  
- Nie podoba mi się to. - słyszę głos mojej współlokatorki.
- Coś nie tak ? - wystraszyłam się, spoglądając ponownie w lustro.
- Wyglądasz niesamowicie. Zjawiskowo. Seksownie. Z klasą. On musi Ci się naprawdę podobać. - westchnęła.  
Pięć minut po siódmej usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Paula otworzyła.
-Dobry wieczór. Przyszedłem po Alicję.
- Zaraz przyjdzie. Jestem Paulina, jej przyjaciółka i współlokatorka. A Pan, to...?
-Mateusz - powiedział, po czym ujął delikatnie jej dłoń i pocałował. Zrobiło to na niej wrażenie, wiem to. - Miło mi poznać.
-Tak, tak. Darujmy sobie te ceregiele. Ma wrócić najpóźniej o 22, jasne? I jeśli ją skrzywdzisz to pożałujesz.
Słysząc to szybko wyszłam z ukrycia, spiorunowałam wzrokiem przyjaciółkę i skierowałam wzrok w stronę swojego partnera na dziś wieczór. Stał jak wryty. Pewnie oszołomiony słowami Pauli. A może moim widokiem? Mam taką nadzieję.
- Możemy już iść.
Skinął głową Pauli, po czym razem skierowaliśmy się do auta.  
- Dokąd się wybieramy na tą kolację?
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - odpowiedział, a mnie trochę przytkało - Zobaczysz.  
Jechaliśmy w ciszy jakieś 5 minut, po czym odezwałam się.
-Więc poznałeś moją współlokatorkę.
- Milutka. - odpowiedział sarkastycznie. W sumie to mu się troche nie dziwię...zachowywał się wobec niej szarmancko, a ta na niego naskoczyła. Zaraz, czy ja go bronię? Przestań, ganię się w myślach.
-Długo jeszcze będziemy jechać? - pytam.
- Kilka minut.  
I rzeczywiście, chwilę później znaleźliśmy się w centrum miasta. Wysiedliśmy z samochodu. Weszliśmy do lokalu Villa Paola. Mateusz potwierdził rezerwację, a szczuplutka, elegancka pani zaprowadziła nas do stolika. Przed wyjściem z domu przemnknęło mi przez myśl, że może za bardzo się wystroiłam, ale teraz ogromnie się z tego cieszyłam, bo wystrój restauracjii był bardzo elegancki. Zresztą klienci również. Dobrze, ze nie odstawałam od nich, bo czułabym się nieswojo. Ubierając się w tą wiśniową sukienkę, domyślałam się, że zabierze mnie do jakiegoś eleganckiego lokalu, poza tym byłam pewna, że Mateusz ubierze garnitur. Nie mogłam odstawać także od niego.  
Nasz stolik znajdował się przy oknie. Mieliśmy widok na przechodzących ulicą ludzi. Czułam się fantastycznie. Mogłabym codziennie jeść tak kolację...
- Jakie wino? - pytanie Mateusza wyrwało mnie z rozmyślań.
- Czerwone.
Przywołał kelnera, który minutę później nalał nam do kieliszków wina i podał menu.
- Na co masz ochotę ?
Spojrzałam na kartę. Kuchnia włoska. Jakie to oklepane.
-Hmm...Ravioli ze szpinakiem. A na przystawkę carpaccio z malinami. - w jego oczach zauważyłam odrobinę podziwu i zaciekawienia.
-Dobrze, a na deser? - przewróciłam stronę i zaczęłam się przyglądać liście 15 włoskich deserów. - Polecam tiramisu. Najlepsze, jakie kiedykolwiek jadłem.
- Niech będzie. Często tu bywasz?
- Byłem już tutaj dwa razy. Przede wszystkim w sprawach biznesowych.
-Aha...- w sprawach biznesowych, tak? Ciekawe...
-Nieczęsto chodzę na randki. - Czy tak łatwo odgadnąć o czym myślę?
- Ja też. - bo co miałam niby odpowiedzieć...zresztą to była prawda. - Aż dziwne, że mafia pojawia się w takich miejscach - wymsknęło mi się, po czym szybko dodałam - Przepraszam - i ponownie się zarumieniłam.
-Nie masz za co. Mafia? - zaczął się śmiać. - Widać, masz o mnie bardzo dobre zdanie.
Teraz to już moje policzki musiały być koloru sukienki.
- Po prostu nie pochwalam twojej profesji. Co robicie, jak ludzie nie spłacają długów?
-Mamy do tego odpowiednich ludzi. - Patrzę na niego pytająco. - Zdaję się na Twoją wyobraźnię. - No tak, pewnie wysyłają jakichś osiłków do tych biedaków i grożą spaleniem domu, pobiciem, zabójstwem...o Boże.
-I ty mówisz o tym z takim spokojem? - nie kryję oburzenia.
-Siedzę w tym od dawna. Pół roku temu dostałem stałą pracę, dobrze płatną. Legalną. Przekazuję teraz interes. Chce z tym skończyć.
Nie powiem, trochę mnie zaskoczył.
- Dlaczego dopiero teraz?
-Kiedyś byłem młody i głupi, nie widziałem innego sposobu na zdobycie pieniędzy. Skończyłem studia i znalazłem pracę. Chociaż jest mniej wygodna od poprzedniej. -śmieje się, ale to nie jest radosny śmiech, raczej gorzki. - Nie miałem innych perspektyw. Teraz mam.
Milczymy przez chwilę. W międzyczasie dostalismy przystawkę.
- Pamiętasz moich znajomych? Adama i Piotrka? - skinęłam twierdząco głową. - To właśnie oni przejmą po mnie ten "biznes".  
- Długo ich znasz?
-Przez ostatnie 2 lata współpracowaliśmy, to znaczy siedzieliśmy w tym razem, tylko zawsze to ja byłem...jakby to ująć...szefem. Teraz muszę im przekazać wszystkie papiery o dotychczasowych klientach i tak dalej. Chce się w końcu od tego wszystkiego odciąć. Mam nadzieję, że uda mi się w tym miesiącu.
-Rozumiem. - szepczę, nie chcąc dłużej drążyć tego tematu. Zjedlismy przystawkę. Potem dostaliśmy danie główne. Moje ravioli było przepyszne. Kończąc, dopadła mnie jeszcze jedna kwestia, dość istotna dla mnie.
-Mogę o coś spytać?
-Pytaj. - patrzy na mnie wyczekująco.
-Dlaczego mnie zaprosiłeś do stolika? Co zamierzałeś ze mną zrobić? - patrzy na mnie i wybucha gromkim śmiechem. Sama zaczynam się uśmiechać, ale brnę dalej. - Upić i wykorzystać?
-Szczerze? Liczyłem na upojną noc. - widząc mój zaniepokojony wzrok dodaje - Jak zacząłem z Tobą rozmawiać, wyczułem, że nie należysz do tego typu dziewczyn.
-Dziewczyn na jedną noc? To prawda, nie należę do takich.
Chciałam dokończyć moje ravioli, wiedząc że znów policzki nabrały intensywnego koloru.
- Nadal chcę z Tobą iść do łóżka. - uśmiecha się szelmowsko. A ja zaczynam krztusić się pierogiem.



Krztusiłam się ravioli. Wstał i poklepał mnie po plecach, przez co kawałek przeżutego jedzenia wypadł z moich ust. Po prostu świetnie. Jak nikt inny potrafię zrobić wrażenie na facetach. Jednak szybko zapomniałam o zażenowaniu, w końcu większość osób obecnych w restauracji obserwowało nas z wścipskim zaciekawieniem. Ale ja myślałam o czymś innym..."nadal chcę iść z tobą do łóżka" powiedział. Zapewne powinnam czuć się zaszcycona...już ja mu pokażę! To pewnie po to ta cała szopka z wykwitną restauracją, dobrymi manierami i łzawą historyjką: nie miałem wyjścia, musiałem zarabiać, więc postanowiłem okradać ludzi. Nawet nie wiem ile z tego o studiach i o znalezieniu pracy było prawdą...pewnie to wymyslił żeby zrobić na mnie wrażenie, skoro już się dowiedział, co sądzę o ludziach jego pokroju.  
- Nie licz na to ! - wybuchłam nagle. Zaskoczony mrugnął kilka razy powiekami, po czym chyba go olśniło, o co mi chodzi.
-Spokojnie, przecież...- Postanowiłam mu przerwać, nie będę tego słuchać.
-Rozumiem, że po to, to całe przedstawienie? Żeby zaciągnąć mnie po prostu do łóżka? Byłam głupia sądząc, że jest inaczej...- dodaje cicho, bo w głębi duszy, miałam nadzieję, że interesuje się mną, moją duszą i osobowością...a nie ciałem.
Już na dzisiaj wystarczy. Pora się zbierać. Szybko wzięłam sweterek, zarzuciłam go sobie na ramiona, i wybiegłam z budunku. Oczywiście, jakżeby inaczej, pobiegł za mną. Czy on kiedyś odpuszcza? Co we mnie jest takiego, że tak się uczepił?
-Zaczekaj, odwiozę Cię.
- Daruj sobie. Od czegoś jest komunikacja miejska. Poradzę sobie. - burczę w odpowiedzi. Nie chciałam go już oglądać. Chyba to wyczuł, ale dalej próbował.
-To pozwól, że przynajmniej zamówię Ci taksówkę. Nie chcę żebyś o tej porze wracała komunikacją miejską, to niebezpieczne.
- Nagle interesuje Cię moje bezpieczeństwo? - warczę, dlaczego do licha nie chce mnie puścić samej? Jeszcze próbuje coś ugrać takim zachowaniem? Czy może rzeczywiście się martwi i chce się zachować jak należy? Sama nie wiem...nie, zdecydowanie powinnam się od niego oddalić. - Jest dopiero wpół do dziesiątej, w centrum miasta nic mi się nie stanie.  
-Nalegam. Zapłacę za taksówkę.
- No dobrze. - zgodziłam się w końcu. Nie lubiłam być na czyjeś łasce. Ale prawdopodobnie widzę go po raz ostatni w życiu, więc niech płaci. A co mi tam.
Czekaliśmy w milczeniu na taksówkę. Należę do osób dość gadatliwych i w końcu nie wytrzymałam...
-Ciekawi mnie jedna kwestia...myślałeś, że prześpię się z Tobą po pierwszej czy drugiej randce? - ostatnie słowo wypowiedziałam dosyć ironicznie.
-Po drugiej lub trzeciej. Należysz do tego typu dziewczyn...- powiedział. Drugiej lub trzeciej? Niedoczekanie! Zaraz, tego typu dziewczyn, o co mu chodzi?
-Jakiego typu dziewczyn?
-Takiego, który nie pójdzie do łóżka na pierwszej randce. Nie z byle kim. - widzę jego szyderczy uśmiech. Co za palant.
-Cóż, jeśli o mnie chodzi, długo byś musiał czekać. Nie wiem czy bym się na to zdecydowała nawet po piędziesiątej...- mówię, a on lekko poważnieje. Tak jest, 1:0 dla mnie ! - Pół roku temu zerwałam z chłopakiem. Byliśmy razem przez rok, a ani razu nie spaliśmy ze sobą. - zaraz, dlaczego ja mu to mówię? Cholera, powinnam trzymać gębę na kłódkę. Przygląda mi się w milczeniu. Ciekawe o czym myśli? Nie ma czasu, aby go zapytać, bo podjeżdża taksówka. Odjeżdżam w stronę domu, jednak odwróciłam się żeby na niego jeszcze raz spojrzeć. Patrzył na odjeżdżający samochód, a ja pomyślałam, że chciałabym wiedzieć o nim więcej, intrygował mnie. Wybij to sobie z głowy, ganię się w myślach.

***
Dojechałam dosłownie minutę przed 22. Weszłam do mieszkania o pełnej godzinie. Paula chyba była trochę zaskoczona tym faktem.
- I co? - pyta zainteresowana.
- Nic. - mówię. - Już więcej się z nim nie zobaczę.  
-Aż tak źle? Zrobił Ci coś?  
- Nie. Powiedział, że chce iść ze mną do łóżka. - robię naburmuszoną minę, a Paula wybucha śmiechem. - Co Cię tak bawi?
- To raczej normalne, to znaczy, to dobrze, że chce. Wiesz, jakby nie patrzeć, wystroiłaś się dzisiaj dla niego. Wyglądasz ponętnie. Powiedział, co myśli. - Patrzę na nią lekko zszokowana. Widząc moją minę, mówi dalej. - Mógł odebrać źle Twoje sygnały...
- Co chcesz przez to powiedzieć?
-No przecież odwaliłaś się dla niego, nie? Pomyślał pewnie, że też chcesz tego, co on.  
Chyba miała rację. Powinnam jej posłuchać wcześniej i nie stroić się aż tak bardzo. Dlaczego ona zawsze musi mieć rację?
-Cieszę się, że nie chcesz go już więcej widzieć. - powiedziała nagle. Pewnie przypomniała sobie z kim byłam na tej randce. Bo przecież nie z byle kim. Z kimś nieodpowiednim dla mnie. - Swoją drogą, dlaczego wróciłaś taksówką? Nie chciał Cię odwieźć czy co?
-Ty naprawdę nie masz co robić, tylko całymi dniami wyglądać przez okno?
-Mówiłam, że będę się martwić...postanowiłam, że jakbyś się spóźniła, to zadzwonię na policję...
- Co ty wygadujesz?  
-Oj, żartuje...chociaż gdybyś się spóźniała dłużej niż godzinę to kto wie...no więc o co chodzi z tą taksówką?
-Po tym jak ogłosił, że zależy mu tylko na tym, stwierdziłam, że wrócę sama...
- I puścił Cię samą?
-Nie, chciałam wrócić autobusem, on nalegał, że mnie odwiezie. W końcu zaproponował, że zapłaci mi za taksówkę. No i zgodziłam się.
- Łajdak czy nie, ma klasę...- zamysliła się Paula. - Wiesz, wcale nie dziwię Ci się, że zgodziłaś się na to spotkanie...przystojny jest. Nie wygląda jakby należał do mafii, raczej na młodego, obiecującego biznesmana...
-Nie należy do mafii - mówię cicho..zaraz, czy ja go znowu bronię? Co się ze mną dzieje?
- Coo ? - mówi moja kumpela, szeroko otwierając oczy. - Należał i już nie należy?
- Chce z tym skończyć. Przynajmniej tak mówi...
- Jakoś w to nie wierzę...dobra, pewnie jesteś zmęczona, nie będę Cię dręczyć. Herbaty?
- Poproszę.
Wypiłyśmy po kubku gorącego napoju i poszłyśmy spać.

***
Minął tydzień od mojej niefortunnej randki. Może powinnam dać mu szansę? Nie, Paula miała rację, on nie jest dla mnie. Nieważne, czy nadal robi, to co robił, nie powinnam utzrymywać z kimś takim kontaktu.  
Paula pojechała na tydzień do rodziców. Szczęściara nie musiała pracować w wakacje. No, ja w sumie też nie, ale moi rodzice nie zarabiali za dużo, więc nie chciałam od nich ciągnąć kasy. I tak przysyłali mi pieniądze na czynsz w trakcie roku studenckiego. Przynajmniej w wakacje mogłam ich odciążyć.  
Zatrudniłam się w barze jako kelnerka. Chyba dziewczynom w moim wieku najłatwiej znaleźć właśnie taką pracę. Miałam pracować w poniedziałki, środy i piątki i co drugi weekend. Zaczynałam w ten poniedziałek. Wolałam brać dzienne zmiany, nie miałam ochoty sama wracać do pustego mieszkania po 23. Całe szczęście, była dziewczyna, która brała wszystkie wieczorne. Miała inną pracę na pół etatu i nie mogła brać tych dziennych zmian. Twierdziła, że "wieczorówki" bardziej się opłacają, bo dostaje się większe napiwki. Mi tam starczała podstawowa pensja. Minął pierwszy tydzień pracy. Nie była ciężka. Za dnia nie było wielu klientów. Obsługiwałam może z 10 w trakcie całego dnia pracy. Był piątek, kiedy wracając z pubu do domu zrobiłam zakupy. Paula miała wrócić w niedzielę, chciałam, żeby nie martwiła się pustą lodówką. Pewnie będzie zmęczona. Ugotuję jej coś, choć moje zdolności kulinarne nie były wybitne. Kupiłam trochę warzyw i owoców, kurczaka, paczkę chipsów, jej ulubioną herbatę earl grey i gumy do żucia. I tym sposobem stałam się lżejsza o 50 złoty.  
Już miałam wchodzić do klatki, gdy za sobą usłyszałam głos. Przymurowało mnie. To był Mateusz.  
-Może Ci pomóc z tymi siatkami?
-Nie, dziękuję.  
-Uparta, jak zawsze.
-Nachalny, jak zawsze - uśmięchnęłam się do niego sarkastycznie. - Co tu robisz?
- Pomyślałem, że Cię odwiedzę...- ta, jasne. Czego on ulicha chce?
- Śledziłeś mnie? - milczy. O cholera. To chyba znaczy, że tak. Jest jakimś stalkerem, czy co? - Teraz będziesz mnie nachodzić?
- Chcę porozmawiać. - patrzy na mnie. Chce, żebym go zaprosiła do mieszkania? Może bym go wpuściła, gdyby Paula była w domu...a sama...no nie wiem - Proszę.  
Robi minę zbitego psa. Ma coś w sobie, co sprawia, że z chęcią mu ulegam. To niepokojące.
-No dobrze. Ale krótko.
Weszliśmy do mieszkania. Zaniosłam zakupy do kuchni. Wskazałam mu na nasz mały salonik, mówiąc żeby się rozgościł. Zrobiłam nam po herbacie i usiadłam naprzeciwko. Wolę trzymać dystans.
- To co Cię do mnie sprowadza? - pytam, nie ukrywając ciekawości.
- Daj mi jeszcze jedną szansę. - mówi. Zesztywniałam słysząc te słowa. - Jest coś w Tobie...nie potrafię o Tobie zapomnieć. - i vice versa mówię sobie w duchu.
- Kolejna randka? Z łóżkową propozycją na deser? - mówię ironicznie.
- Tyle randek, ile sobie życzysz, skarbie. - zaraz, czy on powiedział...
- Skarbie?!  
Patrzy na mnie tymi zielonymi oczami...powiedzieć mu, że jestem dziewicą? Może to go spłoszy? Sama nie wiem...ale zaryzykuję.
-A z resztą nazywaj mnie jak chcesz...- byle nie dziwką dodaje w myślach. - Jest coś o czym musisz wiedzieć. Bo ja nigdy...- nie wiedziałam, że będzie tak ciężko, ale on jakby się czegoś domyślał mówi:
- Wiem, nigdy nie spotykałaś się z kimś kto miał do czynienia z mafią.
Nie o to mi chodzi. Lepiej żebym powiedziała to teraz.  
- Jestem dziewicą.  
Zauważyłam, że momentalnie zdrętwiał. Nie tego się spodziewał.  
- To nie ma dużego znaczenia. To nawet lepiej. - wydusza z siebie w końcu. A jednak dalej nie odpuszcza...i co mam teraz zrobić? Mam do niego słabość, wiem to. Przyszedł tu i siedzi na mojej kanapie. A ja mam ochotę rzucić mu się na szyję i całować...o czym ja myslę ? Jedno jest pewne...jeszcze nikt nie wzbudzał we mnie takiego pożądania.
- Czego tak naprawdę ode mnie chcesz? Bo jeśli tylko seksu, to wiedz, że nie jestem zainteresowana.
- Chcę Ciebie.
Teraz to ja drętwieję. Ta rozmowa stała się dość niezręczna.
- Na dobre i na złe? W zdrowiu i w chorobie ? - śmieję się gorzko.
- Tak.
- Naprawdę? Co we mnie jest takiego, że tak Ci się podobam?
- Sam nie wiem. Po prostu nie mogę Cię wyrzucić ze swojej głowy. Jak poznasz mnie lepiej to może dasz mi jeszcze jedną szansę. A ja poznam lepiej Ciebie.
Ta propozycja jest dosyć kusząca...może głupotą jest spotykać się z gangsterem, no dobra, już byłym gangsterem. Ale mnie do niego też ciągnie. Jednak milczę nie dając odpowiedzi.
- Tu masz moją wizytówkę. - kładzie na stoliku przed nami. - Zadzwoń, jak się namyślisz. Jak będziesz chciała spróbować.  
Kiwam głową po czym wstaję w ślad za nim w stronę drzwi.
-Do zobaczenia.  
-Cześć. - odpowiadam.  
W głowie mam mętlik. Jestem sama w piątkowy wieczór w pustym mieszkaniu. Jeszcze on tu przyszedł i na nowo namieszał mi w głowie. Zgodzić się? Porozmawiam o tym z Paulą. Pewnie mi odradzi. Ale tylko takie rozwiązanie przychodzi mi do głowy.  

Teraz muszę się napić.  

Znalazłam 2 butelki czerwonego wina w naszym mini barku. Włączyłam telewizor i leciało akurat jakieś romansidło przy którym wypiłam pierwszą butelkę. Film się skończył, a ja zaczęłam płakać. Patrząc na całującą się parę w telewizji zdałam sobie sprawę jak bardzo czuję się nieszczęśliwa. Jak bardzo samotna. Jak bardzo chciałabym się do kogoś teraz przytulić.  
Płakałam przez jakieś 15 minut i zdecydowałam się na otwarcie drugiej butelki. A co mi tam. Raz mogę się porządnie napić. I następnego dnia mocno tego pożałowałam.
Byłam już w takim stanie, że piłam to wino z gwinta, nawet nie chciało mi się go przeleweć do kieliszka. Wypiłam połowę butelki i spojrzałam na karteczkę leżącą przede mną. Bez zastanowienia chwyciłam telefon i zadzwoniłam.  
- Halo? - usłyszałam jego głos i się rozpłakałam. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.
-Alicja? Dobrze się czujesz? Gdzie jesteś?
-W domu - chlipię. On się o mnie troszczy. Słyszę to w jego głosie. Albo jestem za bardzo pijana i słysze tylko to, co chcę usłyszeć.
- Zaraz będę - i rozłącza się. A ja postanowiłam zabrać się resztę wina.

Jakieś 20 minut później usłyszałam pukanie do drzwi.  
Byłam pijana. Nawet zapomniałam o tym, kto to może być. Dlatego jak otworzyłam drzwi i spojrzałam na tą wysportowaną sylwetkę i przerażone zielone oczy, ponownie się rozpłakałam. Co on tu robi? A tak, chyba do niego dzwoniłam. Cholera, dlaczego musi być taki ładny?  
- Co się stało?
Po chwili zerka na puste butelki po winie, które teraz leżały na podłodze. A ja głupia, stoję i ryczę patrząc na niego. Przypominam sobie końcową scenę filmu i przytulam się do zaskoczonego Mateusza. Po kilku sekundach także mnie odejmuje. Pod wpływem impulsu zadzieram głowę do góry i całuję te pełne usta, które śniły mi się wielokrotnie.  
Odwzajemnia pocałunek. Ale niestety trwał on krótko. A szkoda, bo czułam się wspaniale przywierając wargami do jego warg. Chcę jeszcze raz go pocałować, ale mnie odpycha.
- Już mnie nie chcesz? - mamroczę.
- Jesteś pijana. Lepiej położę Cię do łóżka.
- Położysz się ze mną? - patrzę kokieteryjnie jego kierunku.
- Zaczekam aż zaśniesz. - mówi stanowczym głosem. Och, teraz kiedy ma okazję, nie korzysta z niej? Co za dziwny człowiek...a przecież mówił że mnie chce...Boże, rzeczywiście jestem pijana. I nagle dopada mnie zmęczenie.  
Odlatuję w słodką krainę snu...

BerryMuffin

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4095 słów i 22413 znaków.

3 komentarze

 
  • Lula

    Świetne opowiadanie :)

    7 gru 2014

  • ja

    Dalej poproszeni. Bardzo tajne opowiadanie

    7 gru 2014

  • Molly

    Pisz daaaalej! Robi się coraz bardziej interesująco, czekam na kolejną część :-)

    7 gru 2014