Głupia miłość

-Mamo, za chwilę się spóźnimy- a dokładniej to już jesteśmy spóźnione, zbiórka miała być 5 min temu. A my jeszcze nie wyjechaliśmy z domu. Mama nerwowo przeszukiwała walizkę w celu sprawdzenia czy wszystko spakowałam. Z resztą jak zawsze. Jeśli ktoś miał być spóźniony to zwykle jestem to ja.
-Moment, na pewno wzięłaś wszystko?
-Tak, mamo pośpiesz się - jest bardziej zdenerwowa ode mnie, a przecież to ja jadę na dwutygodniowy obóz, na którym nikogo nie znam. Pozatym to ona wpadła na genialny pomysł wysłania mnie na tą męczarnie. A spóźnienie tylko pogorszy sprawę. Super.
-A legitymacja i portefel?
-Pytasz się 100 raz, tak wszystko wzięłam. Mamo szybciej- powiedziałam już lekko zdenerwowanym głosem, bo oni nie będą na nas czekać. A może lepiej jak się spóźnię, przynajmniej nie pojadę na ten debilny obóz. Miałabym wreszcie święty spokój.
-A widziałaś kluczyki do samochodu?
-Leżą na komodzie.
-No dobra, chyba możemy jechać.- powiedziała dopakowując jakąś 10 niepotrzetrzebną bluzę.
-W końcu, myślałam, że już nigdy tego nie powie- mówiłam do siebie w myślach.
Strasznie nie chce tam jechać. Jestem dość nieśmiałą, cichą i zakompleksioną osobą. W dodatku nie zauważam często różnych rzeczy i się wciąż przewracam i potykam. Idealny materiał na szkolne popychadło. Cicha wzorowa uczennica nosząca cały czas rozciąniete swetry- tak można jednym zdaniem mnie określić.  
Nie sądze też, żebym się z kimś zakolegowała. Nie mam przyjociół a raczej nie mam żywych przyjaciół. Książki to tacy moi mali pomocnicy w zniesieniu tego okropnego życia. Kocham czytać, pochłaniam książki jedna po drugiej. Jakby zliczyć wszystkie moje lektury, liczba spokojnie przekraczałaby zasoby w niejednej bibliotece. Czytając mogę się oderwać od tej szarej rzeczywistości i przenieść w świat idealny, gdzie każdy jest szczęśliwy i pełen radości. Szkoda, że tak nie jest w rzeczywistości...
Z niechęcią wpakowałam się do samochodu. Mama już chciała ruszyć, gdy przypomniała sobie, że nie wzięłam kurtki przeciwdeszczowej. Więc żwawo wyszła z samochodu i popędzana moimi i taty krzykami ruszyła w stronę drzwi.
Gdy się wydawało, że już na pewno wszystko mam, wreszcie ruszyliśmy.
Odwróciłam wzrok w stronę szyby po której powolnie spływają krople deszczu, tworząc małe smugi wody. Wydawałoby się, że nigdzie się nie spieszą w przeciwieństwie do mojej mamy, która łamie chyba wszystkie możliwe znaki oznaczające maksymalną prędkość.
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się dopiero jak dojechaliśmy. A raczej, obudził mnie krzyk mamy. Ona nigdy nie może mnie spokojnie obudzić, nie to nie w jej stylu.  
-Kinga jesteśmy na miejscu.- powiedziała wręcz krzycząc.
Trochę się zdziwiłam, bo zwykle w te strony jedzie się 20 min, a na oko nie minęło 10 min. No ale cóż, po mamie mogę się spodziewać wszystkiego.
Wzięłam szybko plecak, poduszkę i powoli wysiadłam z samochodu. Oczywiście ja jak to ja, zdążyłam się już walnąć głową o rame białego Forda. Pomimo tego, że było 15°C strasznie raziło słońce. Szybko przysłoniłam oczy i zaczęłam się rozglądać gdzie jestem.  
Była to szkoła z dużym placem. Bodajże podstawówka i gimnazjum. Po obu stronach były ładnie ostrzyżone drzewa w kształt kwadratów, które prowadziły do wejścia głównego. Do szkoły wchodziło się po schodach pokrytych czerwonymi płytkami. Po prawej stronie obiektu znajdował się plac zabaw z przeróżnymi huśtawkami, zjeżdżalniami i drabinkami. Po prostu raj dla dzieci z 1 i 2 klas podstawówki. Po lewej stronie znajdowały się 3 boiska. Jeden obszerny porośnięty soczysto zieloną trawą do piłki nożnej, na którym akurat zaczęły działać zraszacze. Drugi mniejszy, betonowy do koszykówki i obtoczony dookoła wysoką drucianą siatką. A trzeci mały z piaskiem do siatkówki plażowej. Była 7:00 rano, więc jeszcze nikt nie zaczął grać. Cała szkoła była pomalowana na przyjemny beżowy kolor. Przed nią czekał już na nas niebiesko-biały autokar. Koło niego była już całkiem spora grupka rodziców. Właśnie TYLKO rodziców. Czyli wszyscy byli już w autokarze. Świetnie. Pewnie usiąde na samym początku. Tata w tym czasie wywlukł z samochodu moją dużą czarną walizkę i zdążył zanieść już ją kierowcy, żeby ten spokował ją do luku bagażowego. Przełknęłam ślinę i powolnym krokiem udałam się w stronę obiektu strachu. Mama chyba zauważyła, że strasznie się stresuje, bo zaczęła mnie pocieszać, że na pewno się z kimś zaprzyjaźnie. Akurat brzmiało to mało pocieszająco. No ale cóż, widać, że się przynajmniej starała.
Przed pojazdem stała smukła blondynka z szerokim uśmiechem. Ubrana była w czarne rurki, biała bluzkę z granatowymi paskami i na to beżowa kurtka.
-Cześć, ty pewnie jesteś Kinga.
-Tak- powiedziałam niepewnie.
-Ja nazywam się Monika i będę twoim opiekunem- mowiła a z jej twarzy nie schodził uśmiech.
Też chciałam się uśmiechnąć ale bardziej wyszedł grymas zamiast uśmiechu.
A więc chwila prawdy. Spokojnie zaczęłam wspinać się po schodkach, aby być po chwili na wąskim korytarzu. Czułam na sobie ten przeszywający wzrok kilkudziesięciu par oczu, gdy przemierzałam autokar w poszukiwaniu wolnego miejsca. Na początku wszystko zajęte, w środku jedno wolne miejsce ale koło jakiegoś chłopaka który cały czas się na mnie patrzył, więc stwierdziłam, że poszukam dalej. Wytężyłam wzrok i znalazłam, jedno prawie na samym końcu, koło bruneta z założonymi rękami. Patrzył się gdzieś za szybę. Szybko do niego podeszłam i się spytałam czy wolne.
-Tak, proszę siadaj- odpowiedział wyrywając się ze swoich myśli.
Dopiero teraz dostrzegłam, jak bardzo był przystojny. Wysoki chłopak z ciemno brązowymi oczami. Widać, że układał uniesioną do góry grzywke ale i tak była troche rozczochrana. Ubrany był w bordowy t-shirt i czarne dżinsy. Na oko około 16 lat.  
Nogi zaczęły robić mi się z waty. Gdyby nie to, że usiadłam upadłabym na ten nieszczęsny dywanik.
-Jestem Kamil, a ty?
-Kinga- trudem wydukałam, oczywiście się czerwieniąc.
-Ładnie wyglądasz jak się rumienisz.
Jeszcze bardziej przypominałam buraka i udałam, że nie słyszałam. Nie jestem typem dziewczyny, która na co dzień rozmawia z chłopakami. Więc też średnio wiedziałam co mam odpowiedzieć. Chłopak już dalej nie zaczynał krępującej rozmowy. Zapanowała między nami niezręczna cisza. Stwierdziłam, że po prostu posłucham muzyki i spróbuje zasnąć. Z resztą spałam dziś tylko 4 godz, więc wydawało mi się to dość prostym zadaniem. Pani Monika przeliczyła wszystkich i ruszyliśmy. Zaczęła opowiadać jak będziemy jec i coś o jakiś zabytkach. Mało mnie to interesowało. Założyłam słuchawki i zaczęłam słuchać mojego ulubionego zespołu Bring Me The Horizon. Choć nie wyglądam, bardzo lubie metalcore. Oparłam się wygodnie o fotel. Zaśnięcie jak przypuszczałam nie zajęło mi wiele czasu. Nie minęło 5 minut, a ja już byłam w objęciach Morfeusza.

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••

To jest moje pierwsze opowiadanie, więc proszę bądźcie wyrozumiali.

uskrzydlona

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1307 słów i 7493 znaków, zaktualizowała 28 cze 2016.

3 komentarze

 
  • ---jaaaa

    Świetnie zaczęte, nic dodać nic ująć :* :* :) ;) :D czekamy z niecierpliwością,ale pamiętaj,korzystaj z wakacji,nie psuj ich sb dla nas :* ;) pozderki

    14 sie 2015

  • uskrzydlona

    @---jaaaa na pewno je wykorzystam :D dziękuje <3  :kiss:

    15 sie 2015

  • kate

    Jak na pierwsze opowiadanie jest prawidłowe. Spodobało mi się, czekam na kolejną część i rozwój wydarzeń :))

    13 sie 2015

  • uskrzydlona

    @kate  :)  <3

    13 sie 2015

  • lifeisbrutal

    Hmmm, muszę przyznać, że zapowiada się ciekawie! :) Także, czekam na kolejną część :D :* Pewnie wtedy napisze coś więcej, a jak na razie nie mam żadnych zastrzeżeń :) Pozdrawiam :)

    13 sie 2015

  • uskrzydlona

    @lifeisbrutal  dzięki :kiss:  <3

    13 sie 2015