First heartbreak cz.2

Brzydkie światło autobusu linii 507 pozwala mi przyjrzeć się współpasażerom. Matka z dwójką dzieci, siedząca naprzeciwko mnie patrzy, jakby dobrze wiedziała, że znowu przepiłam pieniądze na bilet miesięczny. Co za wstyd. Spoglądam na podłogę, młody chłopak z tatuażem węża na kostce przykuwa moją uwagę. Z tego co wiem, to symboliczne znaczenie żmii to szatan, czy jego właściciel jest tego świadomy? Właściwie, to czy tatuaż przy kostce boli? Może odważyłabym się spytać posiadacza diabelskiego znaku, ale muszę uciekać, do autobusu wchodzą kanary. Czarna, lakierowana skóra to znak, że nadchodzi kontrola biletów. Wychodzę z pośpiechem, trącając ramieniem siostrę zakonną. Jestem okropnym człowiekiem.  
Rondo DeGaulle'a.
Pierdolona palma przypomina mi wakacje. Szłam pewnym krokiem, oparta na twoim ramieniu. Nie musieliśmy nic mówić, zawsze wyczuwałeś, kiedy należy pomilczeć. Wchodzimy do pierwszego baru na Nowym Świecie, uderza nas fala dymu z sziszy. Siadamy przy stoliku, który jest oddalony od ludzi. Oświetlenie jest lekko przyciemnione, a ty odpisujesz na wiadomość od ojca. Tak przynajmniej mówisz. Dostaję menu, waham się między miętową a owocową sziszą. Widząc twoją pogardę wobec mięty, wybieram mango. Zaczynam opowiadać zmyśloną historię, tylko po to, aby znowu zobaczyć, że na mnie patrzysz. Faktycznie, przyglądasz mi się, coś w tobie jest. Twoje oczy zdradzają wszystko, widzę, co chciałbyś ze mną zrobić. Delikatnie wyciągam ręce przed siebie, co od razu wykorzystujesz. Łapiesz mnie za prawą dłoń, chwalisz dobór odpowiedniego lakieru do paznokci. Próbuję się nie rumienić, ale ty i tak wiesz, jak na mnie działasz. Kocham cię i ty to wiesz.  
Czemu mi to zrobiłeś? Mogłeś mieć wszystko, czego zapragnąłeś, dalej chcę o ciebie dbać. Każdy weekend spędzam na rozmyśleniach, czy może akurat spotkam cię na jakiejś imprezie, dostaje pierdolca, kiedy tylko usłyszę twoje imię. Idąc ulicą, każdy mężczyzna ma coś z ciebie, twój zapach, perfumy, włosy, kurwa cokolwiek. Odczuwam twój brak i muszę go jakoś wypełnić.
Rondo Waszyngtona
Budzę się z amoku dopiero na Saskiej Kępie, nie wiem ile razy jeszcze będę jeździć do domu, myśląc o tobie. Puste spojrzenie rozprasza mój przystanek, na którym spotykam znajomą ze starej szkoły.  
-Cześć! Jezu,jak schudłaś!
-Cześć kochana, ty też wypiękniałaś!
Odpowiadam z lekko opóźnionym zapłonem, potrzebowałam chwili na przygotowanie się do roli.
-Co u ciebie?
Nie pozostaje mi nic innego, jak kłamstwo. Przepraszam, Boże.
-A dobrze, właśnie do domu wracam. A ty?
-Stara, tyle się pozmieniało, że nie nadążysz. Co ty na jakąś kawę niedługo?
-Chętnie, będę pisać do ciebie, ok?
-Jasne, to do zobaczenia!
Nigdy nie odróżniam, czy ludzie lubią mnie, czy okazję do mówienia o sobie. Czemu to akurat ja muszę słuchać historii o płatnych stażach, prawach jazdy i nowych członkach rodziny? Normy społeczne nakazują mi wyrażać zainteresowanie, ale prawda jest taka, że oprócz kilku najbliższych osób nikt mnie nie obchodzi. Czemu dzisiaj wszyscy są tacy atencyjni? Zakładam słuchawki i odcinam się od wszystkiego.

westchnienie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i obyczajowe, użyła 560 słów i 3264 znaków.

1 komentarz

 
  • agnes1709

    Fajnie, zadziornie, aczkolwiek jedynka bardziej mi się podobała;)

    29 wrz 2018