Hej wszystkim. Opiszę tutaj lata mojego pobytu w gimnazjum, co wtedy czułam, jak się zmieniłam, co się wydarzyło w międzyczasie. Jest to bowiem najgorszy okres w życiu młodego człowieka. I mimo, że dopiero jestem w trzeciej klasie gimnazjum, spotkało mnie wiele nieszczęść - jak i wiele pięknych chwil.
Początek gimnazjum. Pierwsza klasa. Wtedy nie czułam się najlepiej, nowa szkoła, nowi ludzie. Chociaż byłam w klasie z najlepszym kumplem od IV klasy. Wszystko było pięknie, zapowiadały się niesamowite przeżycia w szkole (wiem... dziwnie brzmi to teraz, ale wtedy tak myślałam), czyli ogólnie bosko miało być, ze względu na to, że hm... jakby podobał mi się mój kumpel. Dopiero wtedy wszystko zaczęło się psuć. Byliśmy nierozłączni w podstawówce, wszyscy uważali nas za parę, mimo, że tak nie było. Po prostu świetnie się dogadywaliśmy. Spędzaliśmy ze sobą wszystkie święta, urodziny, walentynki, imprezy klasowe. Było fajnie, jak na parę kujonów. We wrześniu się pokłóciliśmy. Wtedy dostrzegłam, że on ewidentnie mnie wykorzystuje. Chciał, bym mu dawała odpisywać zadania i w ogóle jakoś nieprzyjemny się zrobił, po prostu się zmienił. Niestety nie były to zbyt dobre zmiany. Imponował ludziom z klasy, że potrafi mnie obrazić, obgadać... Raczej tak nie zachowuje się kumpel. Dawałam sobie bez niego radę, ale było trudno. Pierwsza klasa przebiegła bez większych upadków. Nauka mi szła, zostałam wyróżniona, nie miałam problemów, dogadywałam się z ludźmi z klasy. Raz miałam złamaną rękę, nic poza tym. Starałam się być jak najlepsza. I udawało mi się to. Poznawałam nowych ludzi, więcej czasu spędzałam poza domem. Zmieniłam się na dobre. Spodobała mi się ta zmiana, ale myśląc o tym, że nie ma przy mnie najlepszego kumpla, czułam się źle. Mama o tym wiedziała. I nastały wakacje. Niestety ich nie pamiętam. Prawie cały czas spotykałam się z ludźmi, basen, imprezki. Było nieźle. Ale szybko zleciały.
Koniec wakacji. Druga klasa. Zdecydowanie zaczęła się lepiej niż pierwsza. Dokładnie jej nie pamiętam, ale też byłam trochę zagubiona, mimo że miałam dużo znajomych. Trochę opuściłam się w nauce, bardzo dużo zajęć opuszczałam ze względu na częste choroby. To był najgorszy rok. Tyle mogę o nim powiedzieć. Nie zostałam wyróżniona. Przeżyłam kilka miłosnych uniesień, ale bez większych ekscesów. Nie było żadnego godnego chłopaka, by z nim chodzić.
Wakacje. Najlepszy okres w moim życiu, mimo że nie było za ciekawie. Były cudowne... Basen, plaża, słońce... Idealne wakacje. No, nie do końca. Byłam przez pewien czas zdołowana i nie wychodziłam z domu. Czasem tak się zdarza. Taki był lipiec, natomiast sierpień był odlotowy. Bardzo się opaliłam, przefarbowałam włosy. Genialnie po prostu. Poznałam dużo nowych ludzi, ale niestety nie zakochałam się w nikim. Owszem, wielu fajnych chłopaków było na horyzoncie, ale nie dla mnie. Byli tacy, że pili, palili i w ogóle nie mój typ. Lubię porządnych chłopaków, którzy wiedzą, jak się zachowywać. No więc nie spotkałam żadnego normalnego chłopaka (sama pewnie też nie jestem zbytnio normalna, ale to zdanie kilku osób). Trochę mnie to martwiło, ale jakoś przeżyłam. Tylko mamie marudziłam, że chciałabym w końcu mieć chłopaka. Poczuć, jak to jest kochać i być kochanym. Swoją drogą, niedawno się o tym przekonałam.
Wakacje się skończyły. Wrzesień. Trzecia, ostatnia klasa. Jednym słowem koszmar. Wybór szkoły średniej. Zdecydowałam się na liceum o profilu dziennikarsko-prawnym. Sądzę, że to dobra decyzja. Bierzmowanie. Nie ma problemu. Jestem osobą wierzącą, często chodzę do kościoła, ale niestety nie tak często, jak powinnam. Ale z tym też nie będzie kłopotów. Codziennie w kościele, 6 razy w tygodniu... No, jest człowiek wykończony, do tego masa nauki i egzaminy... Pierwsze próbne miałam w październiku. Poszły mi w miarę dobrze.
Pierwszy raz nie poszłam do szkoły 27 września. Do tej pory dziękuję Bogu, że dostałam jakieś uczulenie od jedzenia. Dostałam sms'a z nieznanego mi numeru. Jakiś chłopak napisał, czy chciałabym go poznać. Nudziło mi się, więc pomyślałam: czemu nie? Dałam mu swoje gg. Kilka minut później napisał. No i do tej pory jestem zachwycona. Pisałam z nim tego dnia i przez najbliższe tygodnie po kilka godzin dziennie. Zakochaliśmy się w sobie, mimo że znaliśmy się przez gg. Pierwszego dnia powiedział, co o mnie myśli, jak mnie postrzega, co do mnie czuje... Ja też to czułam, nie byłam pewna, dlaczego tak jest. Ale tak było. Przyjechał do mnie na cztery dni. Dzieli nas 230 km. Jest to spory kawałek, ale jednak miłość na odległość istnieje. Moi rodzice bardzo go polubili. Zdecydował, że przeprowadzi się do mojego miasta, a dokładniej do mnie, byśmy mogli być razem. Rodzice tak postanowili, on też, więc tylko dziękować, że mogę być z chłopakiem tak blisko. Czekam teraz, aż przejedzie, już niedługo. W przedostatnim tygodniu listopada. I teraz wiem, co to jest miłość... .
Nigdy nie myślałam, że przydarzy mi się coś takiego w życiu. Ale do tej pory dziękuję za wszystko. Miłość jest najważniejsza. Teraz to wiem. Zmieniła mnie jak nic innego. Ma na mnie zbawienny wpływ, czuję się szczęśliwa, mimo że teraz tęsknię.
Dodaj komentarz