"Czy warto...?"

Byliśmy ze sobą od pół roku, ja bardzo Ją kochałem byłem też pewien jej uczuć.
Pewnego dnia, a dokładniej w Boże narodzenie pokłóciliśmy się dość mocno. Następnego dnia postanowiłem do Niej zadzwonić, zrobiłem więc to i umówiłem się na godzinę 17 żeby spokojnie porozmawiać. Kiedy zapukałem do drzwi mieszkania otworzył jej ojciec i oświadczył ze jakiś czas temu wyszła z siostrami. Pomyślałem ze pewnie poszły do parku i poszedłem tam. Kiedy przekroczyłem bramę pomyślałem ze sprawdzę na „naszym miejscu”.
Kiedy się zbliżałem w oddali przy ławce widziałem jakaś parę stali i trzymali się za ręce.
Z chwili na chwile kiedy byłem coraz bliżej i zaczynałem dostrzegać twarze poznałem ją.
Najpiękniejsza dziewczyna, ta którą tak ukochałem, mój Skarb, mój cały świat stoi z innym i wygląda na szczęśliwą...  Łzy same napływały mi do oczu lecz udało mi się to szybko powstrzymać, ukryłem też moje zdenerwowanie tak wielkie jak nigdy wcześniej. Podszedłem do pary i przechodząc spokojnym głosem powiedziałem: ”cześć” po czym szybko dodałem: „i chyba na razie”. Skręciłem w boczną alejkę i chciałem uciec, uciec przed całym światem, przed samym sobą i moimi uczuciami ale nie potrafiłem...  Jakiś wewnętrzny głos powiedział mi: „nie możesz tak po prostu odejść, wracaj i postaraj się porozmawiać”. Zawróciłem więc, nie było jej już tam gdzie ich wcześniej spotkałem pobiegłem wiec przed siebie. Zobaczyłem ich, nie trzymali się już za rękę, podbiegłem bliżej, zawołałem Ją. Odwróciła się cała twarz miała mokrą od łez, a mimo to wyglądała tak pięknie. Zapytałem się tylko „co to miało być i dlaczego?” Popatrzyła na mnie, jeszcze mocniej zapłakała lecz nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa. Postałem chwile odwróciłem się i odszedłem tym razem myślałem, że na zawsze. Poszedłem do pierwszego kiosku i kupiłem papierosy mimo ze nie paliłem, liczyłem na to, że może pomogą mi się chociaż trochę uspokoić. Szedłem przed siebie długą ulica paląc jednego papierosa za drugim cały czas myśląc o Niej i o tym co się stało. Już prawie wypaliłem całą paczkę kiedy zadzwonił telefon, to była Ona... Chciała się spotkać, porozmawiać. Nie wiem dlaczego ale zgodziłem się, może dlatego że cały czas tak mocno ją kochałem. Poszedłem wiec do niej, zagasiłem ostatniego papierosa przed wejściem do klatki i pobiegłem po schodach na ostatnie piętro. Kiedy zadzwoniłem i otworzyły się drzwi przede mną stanęła najdroższa mi osoba, najdroższa ale ta która najmocniej mnie zraniła. Twarz nadal miała we łzach. Wszedłem, usiedliśmy, zaczęła mi tłumaczyć ze to był tylko jej przyjaciel a zrobiła tą scenę po to żeby odegrać się na mnie za ostatnią kłótnie...
Nie wiedziałem jak zareagować było to tak nie dojrzałe i po prostu głupie zachowanie lub zwykłe kłamstwo. Nie wiedziałem co zrobić ale uwierzyłem jej i przebaczyłem wkońcu czułem do niej tak wiele. Później przeżyliśmy cudowną wspólną noc i jeszcze jeden namiętny miesiąc po czym wszystko się skończyło, usłyszałem tylko kilka słów których do dziś zrozumieć nie mogę: „Kocham Cię ale nie mogę być z Tobą”
Teraz zadaje sobie pytanie czy warto było ryzykować złamane serce dla tych marnych siedmiu miesięcy szczęścia? Czy warto było kochać tak mocno, bez granic? Czy jeszcze kiedyś tak pokocham?...
Na te pytania nie mogę znaleźć odpowiedzi może kiedyś czas mi w tym pomoże...

~alex g.

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 683 słów i 3602 znaków.

1 komentarz

 
  • Marcelina:)

    Bardzo piękne opowiadanie....nie myslałam że mężczyźni mają takie czułe serce a Ty jesteś takim wyjątkiem....przeżyłam podobną sytuację wiec wiem jak się czujesz....jeśli będziesz chciał proszę odezwij się do mnie na meila marcelina929292@wp.pl : jeśli oczywiście w ogóle przeczytasz:) Pozdrawiam gorąco:)

    17 cze 2012