Nadal nie wiem czym się to w ogóle objawia, że widzę postacie, których nie widzą inni, a tuż potem straszne krzyki, mam dosyć. Ubieram jedwabną pastelowo-różową suknię i schodzę na śniadanie, jest tam tylko Lou. Dowiaduje się, że Eliza siedzi w bibliotece. Zjadamy tosty z czekoladą ( za co by mnie matka skarciła) i idziemy do ogrodu. Opowiadam jej wszystko co widziałam i słyszałam, a ona oniemieje z zachwytu, dopiero po odzyskaniu mowy się odzywa:
- KIRA! Ty jesteś medium, jak twoja matka!
- Lou... ty się dobrze czujesz?
- Bardzo, no ale tylko ty widziałaś postać siedzącą na twoim krześle!
- Przypadek.
- Twoja matka nie robiła wczoraj seansu, więc skąd ona jest?
- Tego nie wiem, ale się dowiem.
- Chcę pomóc!
- Dobrze, jak myślisz od czego zaczynamy?
- Musisz mi opisać tą postać, bo nie wiem jak wygląda i kim może być...
- Spoko, tylko ją zobaczę...
Nie musiałyśmy długo czekać, poczułam chłód, jak wczoraj i przytuliłam się do Luizy. Poczułam zapach lawendy zmieszanej z różami i zobaczyłam ową postać.
- Eeee... jest twojego wzrostu...
- Dalej!
- Nie uśmiecha się, ma smutne spojrzenie, a jej oczy wydają się być koloru fiołkowego.
- Coś jeszcze?
- Ubrana jest w zwykłą koszulę nocną, a nogi ma bose.
- Pachnie lawendą i różami?
- Skąd wiesz? - wymamrotałam, a postać wlepiła we mnie spojrzenie.
- Czuję, ale jej nie widzę.
Dziewczyna podążyła w stronę rezydencji na wzgórzu, tam gdzie wczoraj zniknęła. Luiza chwyciła mnie za rękę i przyciągnęła do siebie, a postać przystanęła obok sadzawki.
- Co ty robisz? - szepcze mi do ucha.
- Chce się o niej więcej dowiedzieć!
- Ale ona idzie w stronę posiadłości lady Martiny.
- I co?
- Lady Martina N I E N A W I D Z I lorda Ruperta... - ostatnie słowa Lou brzmią, jak wysyczane.
- To, jak się czegoś więcej dowiemy?
- Co robisz dziś wieczorem? - zapytała z uśmiechem.
Umówiłyśmy się, że wieczorem pójdziemy za zjawą, gdy reszta będzie spać. Pomysł chodzenia w nocy słabo mi się podoba, ale nie mamy innej opcji. Eliza nie idzie z nami, uważa się za bardziej dojrzałą i dnie przesiaduje w bibliotece. Wchodząc z Lou do holu zobaczyłam mamę otoczoną dwoma mężczyznami. Eh znów kogoś sobie do towarzystwa znalazła. Omijam ją szerokim łukiem i idę szukać Dave'a w pomieszczeniach dla służby. Nie ma go w kuchni ani w ogrodzie, znajduję go w oranżerii, gdzie pomaga zawieszać dekoracje na letni bal. Proszę go by wyszedł ze mną na chwilkę, niechętnie się zgadza, ale idzie. Siadamy na ławce obok krzewu róż i opowiadam mu o wszystkim. On wlepia tylko we mnie wzrok i przytakuje każdemu mojemu słowu.
- Mam przyjaciółkę o specjalnym darze? - pyta i patrzy na mnie z uśmiechem.
- Tak - mówię i odwzajemniam uśmiech.
- Opowiadałem ci o mojej mamie?
- Nigdy!
- To słuchaj. Kiedy mieszkałem z nią w Walii lubiła ona mieć naręcze kwiatów w każdym kącie domu, a w małym ogródku hodowała mnóstwo ich rodzai. Zbierając róże zawsze mamrotała coś o ' orzechowej dziewczynce '... dopiero teraz zrozumiałem, że chodziło jej o ciebie, że będę mieszkasz kiedyś z 'orzechową dziewczynką'.
- Orzechową?
- Masz orzechowe włosy i podobnego koloru włosy. - posyła mi uśmiech, a ja się rumienię.
- Twoja mama była medium?
- W pewnym sensie, chociaż bardziej jasnowidzem. - patrzę na niego, a on na mnie.
Idę w stronę rezydencji, kiedy on łapie mnie za rękę przybliża do siebie i całuje.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
2 część powstała w święto Wielkiej Nocy XD
A tak w ogóle życzę wam na jutro mokrego dyngusa ;333 ( Ale by nie było mokrej pogody!)
Emmmm.... MIŁEGO POPOŁUDNIA :3 ( 17:05)
1 komentarz
pola199025
hej będziesz jeszcze pisać bardzo interesujące to opowiadanie i chętnie bym przeczytała dalsze części