Blondyn pod choinkę #1/2

Święta to najpiękniejszy czas w roku. Wszyscy są dla siebie mili, życzliwi, okazują sobie więcej miłości niż na co dzień.
     - Jak to nie jedziesz na święta do domu? – pyta mnie Matylda, siostra mojego najlepszego kumpla.  
     Cóż. Jakby to wytłumaczyć. Powiedzieć jej wprost, że matka postanowiła mnie wydziedziczyć, czy też owijać w bawełnę? Hmm…  
Po krótkim przyciąganiu wybieram pierwszą opcję.
     - To chyba przez to, że ostatnio zupełnie ich zaniedbałam – tłumaczę, widząc wzrok przyjaciółki. – Nie dzwoniłam, nawet nie odbierałam telefonów, ale to nie przez to, że nie chciałam… A z resztą wiesz.
     Przytakuje skinięciem głowy.

     Nie mam zielonego pojęcia jak spędzę te Święta bez rodziny. Naprawdę, nie wiem. Bo jaka jest radość w Świętach, jeśli są samotne?


-     Możesz przyjść do nas w Wigilię. Zachariasz na pewno się zgodzi.
     Nieskuteczne pocieszenie. Matylda co roku świętuje Boże Narodzenie z bratem, nie mogę od tak wpakować się im do mieszkania.
-     Nie chcę się wam narzucać.
Kumpela głaszcze mnie po ramieniu.
     - Nikomu się nie narzucasz. Proszę, zgódź się. Będzie fajnie. Zjemy jakąś rybę, ubierzemy choinkę, obejrzymy ‘Kevin sam w domu’, czy coś.
     Naprawdę, jestem wdzięczna, że mam takich przyjaciół jak Matylda, ale nie wiem czy to dobry pomysł.  
     Do mieszkania wchodzi Zachariasz, a siostra z miejsca przedstawia mu wizję tegorocznych Świąt.  
-     To genialny pomysł! - cieszy się chłopak.
Czasami wchodzę do tak gorącej wody, że wydaje mi się lodowata. Entuzjazm Zachariasza jest tak szczery, że aż sztuczny.
     Mocno mnie przytula i zapewnia, że te Święta będą 'mega'.
-     A tak w ogóle, o co poszło z twoimi rodzicami? - pyta.
     Wzdycham i siadam na kanapie.
     -Przez ostatnie tygodnie miałam trochę roboty. Wiesz, koniec semestru, musiałam oddać zaległe prace. W knajpie Klaudia się pochorowała, podzieliliśmy się jej zmianą. Większość czasu miałam wyciszony telefon, więc nie słyszałam jak matka się do mnie dobija, a później jakoś nie miałam okazji oddzwonić, no i pomyślała, że rodzina przestała być dla mnie ważna.
     Oboje robią współczującą minę. Widać, że rodzeństwo.
     Rodzeństwo.  
     Moi wkurzający braciszek i kochana siostra nie podzielą się w tym roku ze mną opłatkiem. Nie będą mi życzyć szczęścia w nowym roku i nie będą nabijać się z mojej miłości do książek. Nie pooglądamy nawet razem tych debilnych kabaretów. Długo by wymieniać. Ale wychodzi na to, że w tym roku nic nie zrobimy razem. Nawet się nie pokłócimy.
Kurde.  
     Zachariasz pstryka palcami.
-     Jestem mega genialny! Mam pomysł.
Matylda obraca głowę w stronę brata. Ja robię to z mniejszym zapałem.
- Niby jaki? - pytam z rezygnacją.
     Klęka przede mną i posyła mi uśmiech godny Lucyfera.
     - Steff, wyjdziesz za mnie?
     Chciałabym się zaśmiać.
     - Słucham? - pytam cicho i przełykam ślinę.
     - Skarbie, zrobimy tak. Wigilię sobie odpuścimy, bo wtedy szopka nie należy do nas. Ale pierwszy dzień świąt... W pierwszy dzień świąt jedziemy do twojej rodziny. Przedstawiasz mnie jako swojego narzeczonego, a potem przepraszasz za swoje niedbalstwo. Tłumaczysz, że miałaś napięty grafik. To co przed chwilą nam mówiłaś. Oni ci wybaczają i tyle.
     Patrzę na niego z uniesionymi brwiami.
     - Okay... - mówię. - A nie mogę po prostu pojechać tam i ich przeprosić jak powiedziałeś, tyle, że bez przedstawienia o zaręczynach?
     Zachariasz przełyka kabanosa, który niewiadomo jak pojawił się w jego ręce i mlaska, wydymając przy tym usta.
     - Nie. - odpowiada.- Jeżeli powiesz im o ślubie, spojrzą na to z innej strony. Takiej... no... - kręci rękoma – rozumiesz.
Tak, tak, rozumiem. Całkiem inteligentnie to obmyślił.
     - Tylko jak to później odkręcimy?  
     Wzdycha i przewraca oczami.Uwielbia udawać celebrytę.
     - Ale z ciebie pesymistka – jęczy. - Nie wiem. Zdajmy się na magię świąt – widząc moją minę zmienia decyzję – Dobra, tydzień później powiesz, że zostawiłem cię dla młodszej i ładniejszej, bo jestem skończonym dupkiem czy coś.
     - Nie chcę ich okłamywać.
     Patrzy na mnie spod brwi. Jego miny są przekomiczne.
     -  To jeśli dobrze pójdzie, powiesz im jak naprawdę jest, jeszcze w tym samym dniu. Ale tylko jeśli dobrze pójdzie, jasne?
     Kiwam głową.
     - Jasne, jasne.  
     - No – mówi z zadowoleniem. - A teraz możesz mi dziękować.
     Przytulam go. Pewnie wyglądamy przy tym jak dwa pingwinki.  
     - Jest jeszcze jeden problem – mówię, odsuwając się od niego.  
     - Jaki?
     Zaczynam się śmiać.
     - Nie wiem, czy moi rodzice chcieliby takiego zięcia.

Faralayace

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 825 słów i 4666 znaków.

3 komentarze

 
  • DanaScully

    Wszystko czego się nie dotkniesz zamieniasz w złoto ! Wow, wow i jeszcze raz wow.:)

    3 mar 2016

  • sareva

    Kiedy możemy spodziewać się następnej?

    20 gru 2015

  • Faralayace

    @sareva myślę, że jeszcze przed Wigilią :)

    20 gru 2015

  • claire

    Świetne :) naprawdę fajnie się zaczęło. Pisz szybko kolejną część  :kiss:

    19 gru 2015