Azymut - cz. 2.

-Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy.  
-To mnie puść.
-Za chwilę cię puszczę. Na razie jest to jedyny sposób, byś mnie wysłuchała.  Zaraz cię uwolnię– powtórzył uspokajająco.
„Świetnie, tylko co zdarzy się do tego czasu?”  
-A więc - co cię tu sprowadziło? Lumpenproletariat? Chciałaś zobaczyć jak to robimy w rynsztokach? Jak pieprzą się menele, degeneraci, szmaciarze? Zamiast alkowy chcesz to zrobić na cuchnących, zawszonych szmatach. Pociąga cię ulica, ale masz jeszcze trochę rozumu, żeby nie jechać do najbiedniejszej dzielnicy i nie oddać się pierwszemu lepszemu zakale.  To by było podniecająco obrzydliwe, ale zbyt niebezpieczne.  
Jordan znów próbowała się wyszarpać, ale w odpowiedzi otrzymała kolejny delikatny pocałunek. Wbrew rozsądkowi przyznawała,  że sprawia jej przyjemność.  
-No ale pojawiłem się ja. Idealnie, prawda? Bezpiecznie a równocześnie odrażająco. Ubóstwo, dziadostwo, które mogłabyś zniszczyć lub wykupić jednym skinieniem palca i poczucie władzy jakie daje finansowa dominacja.  I ja mam się temu bezwiednie poddać. Nie mam nic do gadania. Bo ty zawsze dostajesz od życia to co chcesz, prawda? A dziś zapragnęłaś mnie. Pytanie tylko czy to ja cię podniecam – przerwał i z lubością popatrzył na jej rozpalone wciąż ciało – czy bardziej ta brudna wersalka i odrapane ściany barłogu, robiącego za mój pokój…
Dla Jordan wszystkiego było już za wiele. Słodkich pieszczot, gorzkich słów i upokorzenia płynącego z głośnego nazwania jej pragnień. Zebrała się w sobie i dobitnie, przez zaciśnięte zęby  wyraziła swój sprzeciw.
-Natychmiast mnie puść.
-Proszę bardzo – ku zdziwieniu kobiety Jack od razu spokojnie puścił nadgarstki kobiety i uniósł ręce w poddańczym geście. Wycofał się i stanął dając jej przestrzeń do pozbierania się, zapięcia guzików i uspokojenia rozdygotanego ciała. Ciała drżącego od podniecenia i strachu jednocześnie. Jordan  jednak stanęła wyprostowana i zrobiła hardą minę:
-Nic o mnie nie wiesz! Nie masz prawa…
-Nie, to ty o mnie nic nie wiesz – krzyknął, przerywając jej- i to dla tego, że nie chcesz wiedzieć. – dokończył szeptem - Przyjeżdżasz tu, nie wiesz kogo przed sobą masz. Człowieka z jakim życiem i z jakimi problemami. Choćbyśmy rozmawiali jeszcze przez pół roku to ty  kompletnie nic o mnie nie wiesz, bo cie to nie interesuje. Nie słuchasz.  Dla ciebie jestem tylko ciałem,  zabawką, której zapragnęłaś. I musisz ją dostać, prawda? Bo zawsze wszystko dostajesz. Nie interesują cię moje myśli i uczucia, mój świat. Nawet nie chcesz ich poznać.
Kobieta próbowała zaprotestować, ale nie zdążyła sformułować zdania na swoją obronę.
-Przyjechałaś tu tylko po to, żeby się pieprzyć.
Odgłos uderzenia w twarz zakończył zdanie. Policzek był tak bardzo siarczysty jak bardzo zdawała sobie sprawę, że wszystko to było prawdą.  Po chwili nerwowo przekręcała kluczyk w stacyjce swojego kabrioletu, odwracając głowę, sprawdzała czy nie podąża za nią upokorzenie i brutalność szczerości tego spotkania.  Ale Jack nadal stał spokojnie, z opuszczoną głową,  w swoim jedynym, najlepszym i najgorszym zarazem miejscu na ziemi.  
  
Jordan długo nie mogła dojść do siebie. Długo zarówno tego samego dnia jak i długo później. „Jak on mógł? Bezczelny, chamski… seksowny, podniecający …” – nie nad wszystkimi odczuciami Jordan miała kontrolę, co irytowało ją jeszcze bardziej. Mimo, iż spotykała się z kolejnymi mężczyznami, ilekroć pomstowała na Jacka w myślach w dzień, tyle razy powracał do niej w nocy. W snach, które były odzwierciedleniem pragnień i prawdziwych uczuć żywionych do tego człowieka. Jordan była na siebie o to wściekła – jak można myśleć o kimś kogo widziało się dwa razy w życiu ? I dwa razy był nie miły! Okropny! Pociągający… zmysłowy…  
Zazwyczaj rozładowywała nerwowe napięcie i natrętne myśli na siłowni, ale tym razem postanowiła pojeździć kabrioletem po okolicy. Dotarło do niej, że to było oszukiwanie samej siebie, gdy zauważyła, że bezwiednie podjeżdża pod znajomą bramę. Tylko budynki wyglądały nieco lepiej, jakby były po remoncie. Właściwie minęło już trochę czasu, zakonnice na pewno zdążyły się wprowadzić. Na potwierdzenie w oddali zobaczyła grupkę bawiących się dzieci. „Dom dziecka” –pomyślała i postanowiła podjechać od strony stajni i padoków dla koni. Poczuła rozczarowanie – podjazd zamiatała zakonnica z niesympatycznym wyrazem twarzy.
-Jack ? - zaśmiała się złośliwie- Minęła się pani z nim o minuty. W końcu się wyprowadził. Tylko zostawił nam na głowie te zdechlaki. O, chyba tamtędy idzie – wskazała głową biegnącą poniżej polną drogę prowadzącą na dworzec kolejowy.
Jordan nie czekając, bez podziękowania za „pomoc”, ruszyła z piskiem opon we wskazanym kierunku.
-Hej, Jack! – Włożyła wiele wysiłku w to, aby jej głos brzmiał jak najbardziej naturalnie. Nie chciała dać po sobie poznać równoczesnej radości ze spotkania  i zmartwienia sytuacją. Podjechała do chłopaka,  ale ten tylko rzucił okiem na znajomy samochód i szedł dalej swoją drogą.
-Jack, nie wygłupiaj się! Wsiadaj!
W odpowiedzi chłopak jedynie przerzucił wojskowy plecak na drugie ramię i mocniej zacisnął zęby.  „Nie zaczynajmy tej idiotycznej sytuacji od początku. Wybacz, milady, akurat nie mam w tej chwili czasu, żeby cię przelecieć.”
„Wsiadaj, do cholery! Wiem, że nie masz gdzie iść ani nie masz grosza przy duszy! Nie denerwuj mnie, gówniarzu,  tylko wsiadaj, bo ..ja.. tak… chcę…” – pomyślała Jordan i równocześnie zbeształa się w myślach. W momencie złość na ignorancję chłopaka zmieniła się w smutne uświadomienie sobie, że znów ma być tak jak ona chce. Dodała gazu i wyprzedziła Jacka o kilkadziesiąt metrów, wzbijając na polnej drodze tumany kurzu. Jack szedł nadal przed siebie. Kobieta zahamowała na ręcznym, wyszła przed samochód i stanęła prosto przed zdesperowanym mężczyzną.
-Jack, przepraszam, wiem, znów kabrio - kiepski żart w tej sytuacji… ale… wiem o wszystkim… i wsiądź..proszę… to znaczy… jeśli chcesz…  
„Bo ja bardzo.” – pomyślała.  
Wiecznością wydawało się spojrzenie szarych oczu. Spojrzenie przepełnione rezygnacją, goryczą i wyrzutem. Nawet złością, a Jordan byłaby świetnym pretekstem do wyrzucenia z siebie złości na cały świat. Była ucieleśnieniem niesprawiedliwości społecznej, dysproporcji dóbr, majątków, szczęścia w życiu. Tak jakby wszystko co dobre, przypisane jemu, przypadło w udziale tylko jej. Mimo, że ta kobieta nigdy nie zrobiła mu krzywdy, nigdy niczego nie odebrała, to byłby idealny moment, ale jej to wszystko wygarnąć.  
Delikatny i ciepły był dotyk jej palców, odgarniających jasny kosmyk z zachmurzonego czoła chłopaka.
-Proszę, jedź ze mną. Razem… pomogę ci… stawimy temu czoła.. proszę… - czuły szept zagrał  na najgłębiej ukrytej  strunie jego duszy. Od ostatniego spotkania mocno tłumił w sobie miły dla oka  widok Jordan na przejażdżce konnej starając się zastąpić go pielęgnowaną niechęcią do kobiety rozpustnej, bezwstydnie zamożnej, zarabiającej jako prawnik na nieszczęściach innych, idącej po trupach do celu. Kobiety, która chce mu teraz bezinteresownie pomóc.
„Czy na pewno bezinteresownie…?” – zaczął się zastanawiać opierając brodę na zaciśniętej pięści ręki wspartej na drzwiach kabrioletu. Patrzył bez słowa na opuszczaną wiejską okolicę, zmieniającą się w ruch uliczny centrum miasta.
„Pasuję z tą moją koszulą i zakurzonym plecakiem do tego auta jak kwiatek do kożucha.” – wypominał sobie, że jednak dał się przekonać. Z drugiej jednak strony poczuł ulgę i nadzieję.
Jordan też się nie odzywała. Uznała, że teraz Jack potrzebuje chwili spokoju na pozbieranie myśli. Ona zaś  zamartwiała się reakcją chłopaka na przepych i luksus jej apartamentu. Była na siebie zła, ale  końcu przecież postawiła na szczerość, a tak właśnie żyje i taka właśnie jest. Chociaż tyle, że jadąc zdążyła smsem odprawić gosposię do domu.
Podczas gdy Jack brał długi, gorący prysznic, Jordan sprawiło przyjemność przyrządzanie kolacji. Już dawno dla nikogo nie gotowała. Była jednocześnie rozradowana, ale i starała się opanować. Z jednej strony szczerze radowało ją to, że Jack dał się namówić. Serce wypełniało jej nieznane uczucie chęci udzielenia pomocy. Była gotowa na wiele. Z drugiej strony nie chciała pokazać swojego entuzjazmu, wiedząc w jak podłym nastroju jest chłopak. Czuła też, że jej podekscytowanie ma też swoje drugie, tłumione oblicze – pożądanie. Nie mogła nic zrobić z faktem, że wciąż bardzo ją pociągał, a jego obecność w tym domu pobudzała wodze fantazji.  
Jordan o mały włos nie upuściła salaterki gdy przebrany, ogolony i pachnący Jack powitał ją swoim niezrównanym szelmowskim uśmiechem.
„No, no. Jakby go wsadzić w garnitur od Gucciego…”
-Wspaniale pachnie! A ja jestem potwornie głodny…- niebezpiecznie zniżył głos.  
Jordan była zachwycona i równocześnie przestraszona jego doskonałym humorem. Nie zdawała sobie sprawy jakim jest mistrzem w ukrywaniu rozpaczy pod maską luzaka.  
Jack pochwalił kolację i zaczął opowiadać o nieistotnych bzdurach. Jordan przywołała go do porządku, kierując rozmowę na właściwe tory, czyli konflikt z zakonnicami zakończony wyrzuceniem Jacka. Po uzyskaniu niezbędnych informacji, potwierdziła, że zajmie się tym dokładniej następnego dnia. Atmosfera rozluźniła się, Jack nie tylko nie skomentował złośliwie ekskluzywnego apartamentu, ale wręcz wykazał zainteresowanie pamiątkami z egzotycznych podróży.  
-A klucz był cały czas na swoim miejscu! -  Jordan dokończyła ze śmiechem  kolejną opowieść. Druga butelka czerwonego wina sprawiła, że oczy miała błyszczące a usta rozpalone. Zastygła na moment wpatrując się w jasne oblicze chłopaka. Miała wrażenie, że jeszcze nigdy różnice wieku, majątku, wykształcenia i pozycji społecznej nie były pomiędzy nimi tak nieistotne jak w tej chwili. Pomiędzy dwojgiem ust nie było już żadnych przeszkód. Nachyliła się bliżej.
-Przepraszam…- wyszeptała i zmieszana spuściła wzrok. – To chyba jest silniejsze ode mnie…  
Jack również wyprostował się i w momencie otrzeźwiał. Odsunął się, ale nie gwałtownie, aby nie sprawić kobiecie przykrości.
-Przepraszam cie raz jeszcze. Ciągle żałośnie próbuję, a zapomniałam, że … że ty po prostu mnie nie chcesz… - dokończyła cicho.  
-Nie, nie! To nie tak… - westchnął głośno i przetarł z zakłopotaniem czoło.- Źle mnie rozumiesz… Nie jestem też gejem, że tak od razu wyjaśnię – zaśmiał się, żeby rozluźnić napiętą sytuację.  
-Podobasz mi się, powstrzymuję się już od wejścia, żeby nie rzucić się do twojej sypialni.  – wyszeptał – Podobasz mi się od pierwszego dnia, kiedy zgubiłaś się biegając. Podobasz i denerwujesz jednocześnie z tą swoją  bogacką wyniosłością. Żadna z różnic nas dzielących nie ma dla mnie w tej chwili żadnego znaczenia. Pożądam cię i najchętniej już dawno zaciągnął do łóżka, ale… To nie jest wszystko takie proste.
-Co nie jest proste, Jack? Jesteśmy dorosłymi ludźmi ! – Jordan wykrzyknęła zaskoczona, ucieszona i równocześnie wkurzona jego słowami.  
-Tak, ale..Jordan..- miękki, spokojny  głos i szare, znów smutne oczy sprawiły, że kobieta zamieniła się w słuch – spójrz na to wszystko z mojej perspektywy. Mógłbym, i to wcale nie zmuszając się, bo tak jak powiedziałem bardzo mnie pociągasz, mógłbym wdać się z tobą w romans już pierwszego dnia. Może zakończyłby się na kilku spotkaniach, może bylibyśmy razem do teraz. Pewnie przeprowadziłbym się tutaj, ty kupiłabyś mi ekstra designerskie ciuchy i sportowy samochód, może wkręciłbym się w twoje towarzystwo. To byłoby bardzo łatwe i bardzo przyjemne życie.
Jordan słuchała  z szeroko otwartymi oczami. Nie tylko nie wiedziała co powiedzieć, ale i nie mogła się doczekać co usłyszy dalej.
-Może gdybyś już się mną znudziła znalazłbym kolejną majętną kobietę z twojego otoczenia. Może…. Stałbym się utrzymankiem, płatną męską dziwką. W świetnych ciuchach i z najlepszym drinkiem w dłoni stałbym się pośmiewiskiem dla samego siebie. Miałem 12 lat kiedy uciekłem z domu i dobrowolnie zgłosiłem się na policję. Wolałem doczekać pełnoletniości w sierocińcu niż w domu pełnym alkoholu, przemocy i  zapewnień, że jestem nikim. Niepotrzebnym śmieciem, który sam nigdy do niczego nie dojdzie. Od ponad dziesięciu lat próbuję udowodnić sam sobie że to nieprawda. Niestety wychodzi mi to średnio – nie mam stałej pracy, straciłem miejsce, które mimo obrzydliwego wyglądu mogłem nazywać domem. Jestem znów niepotrzebnym śmieciem, wyrzutkiem społeczeństwa. Gdybym teraz wszystko otrzymał od losu, od ciebie… a nie sam na to zapracował… moja matka poskładałaby się ze śmiechu. Widzę ją triumfującą, mówiącą „Widzisz, mówiłam ci, że nie jesteś nic warty. Skończyłeś jak żałosna, męska prostytutka.” Od lat czekam, nie, staram się sam zmienić coś w swoim życiu, ale jedyna propozycja jaką dostaję od losu to bycie czyimś utrzymankiem. Nie chcę żebyś mnie żałowała czy się nade mną litowała, to nie tak. Mam przesrane w życiu od zawsze, już się przyzwyczaiłem.  Po prostu chciałem wytłumaczyć ci co czuję i czego się obawiam.  Przepraszam, nie wiem, czy dobrze to wytłumaczyłem, ale… Teraz możesz mnie wyrzucić… Zrobisz co uważasz, za stosowne…   - Jack zamilkł i odwrócił głowę w bok. Spojrzenie przemykało po nocnej panoramie miasta, po ulicach, które znał zbyt dobrze, na które pewnie znów przyjdzie mu wrócić.  
Jordan nadal trwała w bezruchu. Po chwili zdobyła się na odłożenie kieliszka z winem na bok, ale wciąż nie wiedziała co powiedzieć. Nie była zła na Jacka, była wdzięczna za tą chwilę szczerości. I choć wszystko zostało powiedziane, wszystko już się poukładało i nie miała już żadnych wątpliwości, to jednak nie to ułatwiało niczego. Mijały kolejne sekundy, a ona nadal nie wiedziała jak zareagować.
- Rozumiem… to znaczy mogę jedynie spróbować zrozumieć, bo nie wiem naprawdę jak to jest… Przykro mi… - wzięła głęboki oddech – chyba na dziś wystarczy. Wypiliśmy wystarczająco dużo wina, żeby zdobyć się na szczerość … ale za dużo, żeby zrobić z tym cokolwiek więcej. Lepiej chodźmy spać, zanim powiemy lub zrobimy coś czego oboje będziemy później żałować.  
Jack popatrzył na nią pytająco.
-Prześpij się tu, na kanapie. W szafce jest koc. – Jack nie doczekał się żadnej reakcji  na swoją szczerość. Choć brak odpowiedzi też jest odpowiedzią. Jordan uchwyciła jego twarz w dłonie, nachyliła się i pocałowała chłopaka w czoło. „Dobrej nocy.” – definitywnie zakończyło temat.

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i obyczajowe, użyła 2651 słów i 15310 znaków.

3 komentarze

 
  • kaszmir

    Myślę, że oni obydwoje są z jednej masy. Jordan pewnie też ma nieciekawą przeszłość, ale wyszła na prostą i chyba jej status majątkowy przydusza. On zaś ma dużo pragnienia być przyzwoitym i nie dać się stoczyć na dno.  
    Dwa światy równoległe, a jakie inne. Dwie istoty pragnące miłości, ale nie potrafią się zapomnieć. Widzimy, ze pieniądze też szczęścia nie dają. Nakreśliłaś bardzo dobrze zjawisko odrzucenia człowieka przez los. Mocny ale zwyczajny obraz codzienności.  
    Miłego dnia  :przytul:

    22 wrz 2019

  • Margerita

    łapka w górę widzę Jordan ciągnie do Jacka

    15 wrz 2019

  • AnonimS

    No proszę jak ciekawie. Oboje siebie pragną ale harda natura Jacka nie pozwala im zaspokoić tego pożądania. Ciekawe co dalej

    15 wrz 2019