Ciemność. Najpierw zobaczyłem ciemnośc, potem usłyszałem głosy, słumione 
jakby dobiegające z daleka, mówiły cos do mnie. Z początku nie rozumiałem czego 
chcą, aż otworzyłem oczy. 
- słyszy mnie pan? - powiedział meżczyzna stojący nade mną. Jego wyraz twarzy 
mówił mi, że niezbyt mu pasuje to że tu jestem.  
-Tak... tak o co chodzi? - spytałem, powoli rozumiejąc czemu nie obudził.  
-Pan nie wie że tu nie można spać? Ławka w parku to bnie motel. 
Po chwili zrozumiałem. Gość ten był pracownikiem straży miejskiej. Usiadłem 
szybko na ławce przecierając oczy. Była szósta rano. Zimny, rześki poranek, który 
od rzu pozwalał się rozbudzić.  
-Tak, tak wiem. Przepraszam już stąd znikam - wstałem i szybkim krokiem 
ruszyłem przez park w strone centrum miasta. Mężczyzna za mną mówił coś pod 
nosem, ale mnie to już nie obchodziło. Często mam do czynienia z strażą miejską,  
policją lub ochroną w galeriach. Na ogoł przepedzają mnie myśląc, że jestem pijany 
lub chce coś ukraść. Przyzwyczaiłem się do ich interwencji. Nigdy się nie kłóciłem,  
no bo po co? Nikt nie rozważa słow człowieka śpiącego na dworcach, w obdartych 
znoszonych ciuchach. Tak! Dobrze myślicie, jestem bezdomny. Od 3 lat prowadze 
nawiasem mówiąc, koczowniczy tryb życia. Śpiąc gdzie popadnie, myjąc sie 
w dworcowych ubikacjach i jedząc wszystko, co znajdę lub dostane. Czy jestem 
tym, kim jestem z wyboru? W sumie sam nie wiem.  
    Trzy lata temu uciekłem z dommu. Nie mogłem tam dalej mieszkać. 
Rodzice całe życie mnie krytykowali, wyładowywali na mnie swoją frustracje 
spowodowaną ich beznadziejnym życiem. Obwiniali mnie za wszystkie swoje  
błędy, Pewnego wieczoru, kiedy mój schlany ojciec znów prawił mi kazanie o tym,  
jakim jestem niewdzięcznym dzieckiem, nie wytrzymałem. Pobiegłem do swojego 
pokoju, upchałem kilka ciuchów do plecakai wyszedłem z domu biorąc jeszcze po  
drodze skarbonkę z moimi oszczędnościami. Pamiętam bardzo dokładnie, jak  
ojciec wybiegł za mną z domu na bosaka. Biegnąc przez trawnik wdepnał stopą w 
psie gówno i się posilngnął robiąc fikołka. Nigdy nie widziałem go tak w wściekłego,  
darł się za mną, że tego pożałuję, chpdząc w kółko i trzepiąc nogą, jakby weszła mu 
do nogawki tarantula. Tego dnia ojciec powiedział jeszcze jedną rzecz. 
Mianowicie że wróce do domu z podkulonym ogonem w ciągu tygodnia i będę 
błagał, żeby mnie wpuścił. I to zaważyło na tym, że nie wróciłem. Nie mogłem 
znieść myśli, że mój stary miał racje. Oczami wyobraźni widziałem, jak chełpi sie 
tym, że wygrał. I tak właśnie znalazłem się na ulicy. W bezlitosnej, zimnej 
miejskiej puszczy, gdzie masz wrażenie, że wszystko jest przeciwko tobie. 
 
 
 
 
 
 
 
 
Ps. ciąg dalszy nastąpi..
Materiał zarchiwizowany.
Dodaj komentarz