Spacer po chmurach - Rozdział 1.

Jechali do domu w ciemną noc. Jego twarz od czasu, do czasu oświetlana była żółtymi snopami światła, które dawały przydrożne latarnie. Młody mężczyzna, brązowe włosy ścięte na krótkiego irokeza, piękne piwne oczy. Mocne rysy twarzy Łukasza sprawiały, że był chodzącym ideałem, był marzeniem wielu dziewczyn. Kierowca, starszy nieco mężczyzna od Łukasza, sprawiał wrażenie człowieka porządnego. Biała koszula, eleganckie buty i spodnie, lecz ich spojrzenie było takie same. Identyczne piękne oczy, podobne uśmiechy, Sebastian, czyli starsza kopia Łukasza, bracia.  
Miejski szum, warkot silników rozbijały ich donośne śmiechy. Zadowoleni, szczęśliwi, młodzi mężczyźni.  
-Sebastian, proszę. Powiedz mi, czy rodzice, czy oni choć raz zapytali o mnie?- Młodszy z mężczyzn zadał trudne pytanie i atmosfera w samochodzie w jednej chwili stała się poważna. Łukasz opuścił głowę, chowając swój zal i smutek, mocno wyrysowany na jego twarzy i czekał na odpowiedź swojego brata. W głębi duszy pragnął, by rodzice pamiętali o nim. Chciał poczuć się kochanym synem, coś, czego dawno już nie czuł, jakby to wygasło, a z paleniska matczynej miłości został tylko zimny popiół rozdmuchiwany przez wiatr nienawiści i złości. Czuł na sobie przeszywające wskroś spojrzenie Sebastiana. Czytał każdy jego gest, miał wrażenie, ze starszy brat robi mu prześwietlenie, sprawdza każdą możliwość, szuka odpowiedniego zdania, by ułożyć odpowiedź. Nikt go tak dobrze nie znał, jak Seba.  
- Łukasz, posłuchaj. To, ze oni nas zostawili, to. . - zaczął szybko, bez zastanowienia i szybko pożałował, ponieważ nie mógł odnaleźć odpowiedzi. Sam się zastanawiał, nad kwestią ich dzieciństwa, które tak szybko minęło. Spojrzał jeszcze raz na chłopaka siedzącego obok. Widział ten smutek. Zdał sobie sprawę, ze to nie ten sam człowiek, inny Łukasz, który zjadł tamtego młodszego brata. Nie śmiał się już tak często, jak kiedyś. Dojrzał.  
-Wiesz, że z nimi nie rozmawiałem, od dłuższego czasu- znów zaczął, ale wolniej, by dobrać odpowiednie słowa- Odkąd wyjechali, to...  
Sekunda, może mniejsza jednostka czasu. Decydująca chwila, która zmieniła życie Łukasza w piekło. Widział w bocznej szybie szybko zbliżający się samochód. Długie światła oślepiały mężczyzn. Para jasnych, białych oczu nadchodzącej śmierci, która zbiera żniwo. Inaczej tego nazwać nie można. Pisk opon, ostry hamulec ich audi. Czy to coś zmieni? Było już za późno. Śmierć, jadąca dużym jeepem, z impetem uderzyła w lewy bok samochodu. Chwila, tak krótka chwila zadecydowała o życiu i śmierci. Srebrny samochód osobowy, z powodu tak silnego uderzenia w bok, przekręcił się kilka razy. Jakby tańczył, jakby wykonywał balet, który zakończył się uderzeniem maski w latarnię. Łukasz był przytomny, w chwili uderzenia w słup, poczuł luz pasów bezpieczeństwa. Świat mu zawirował, wielki pokaz slajdów. Widział fotel, na którym jeszcze przed chwilą siedział, czuł jak wraz z przednia szybą wypada na maskę samochodu, latarnie, światła, szkło, asfalt. Z ogromna siłą uderzył biodrem o jezdnię, przekoziołkował kilka metrów. Bezwładne ciało Łukasza pędziło, jak pociąg, siłą rozpędu. Karetka, syreny w oddali, hałas, krzyki, klakson jeepa, krew, szkło, śmierć. To trwało taką krótka chwilę, jak przez sekundę, może wydarzyć się tyle rzeczy naraz? Karetka była coraz bliżej, dwie kobiety podbiegły do niego. Widział ich letnie buty, na wysokim obcasie, coś przed jego oczami mignęło szybko, zielone. Nie, to było czerwone. Smród. Co tak śmierdzi? Spalone opony? Benzyna. Łukasz przekręcił się z trudem na bok, oparł się o asfalt ręką i spojrzał na ich samochód, na to, co z niego zostało. Nawet nie czuł bólu. Bólu głowy, biodra, ręki, w której było pełno drobnego, tłuczonego szkła. Z trudem wstał i dokuśtykał do drzwi od strony kierowcy. Widział przez okno ciało brata. biała koszula zafarbowała na szkarłatną czerwień, włosy również. Bezwładne ciało Sebastiana oparte było o kierownicę. Łukasz wsunął ręce i odchylił głowę brata. Zakrwawiona twarz, wybite zęby, ciepła krew wypływająca kącikami ust Sebastiana.  
-Nie, nie, nie kurwa, nie! Błagam!- Krzyczał zachrypniętym głosem ile miał tylko sił w płucach- Pomóżcie mi!- rozejrzał się, dwie kobiety, które stały nad nim wcześniej znikły. Tłum gapiów wokół, tylu ludzi, nikt nie chciał pomóc. Kiedy czuł taką bezradność? Chwycił jeszcze raz za jego rękę, chciał go wyciągnąć, ratować go, cokolwiek tylko żeby Sebastian go nie zostawił. Dziewiętnastoletni mężczyzna płakał, tak strasznie płakał. Po jego zakrwawionych policzkach popłynęły grube łzy. Czuł się opuszczony, ogromna pustka zjadła jego duszę, jego serce. Szarpał chwile zimną już rękę brata, krzycząc i błagając o pomoc. Łukasza ogarnęła ciemność, krzyki i wycie syren ucichło.  

___________

Za zgodą mojego kolegi, postanowiłam opisać jego "przygody". Część z nich będzie prawdziwa, część natomiast fikcyjna. Życzę miłego czytania!

Bratotata

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 914 słów i 5258 znaków.

1 komentarz

 
  • Libertad

    Hmm.. Wzruszajace i ciekawe. Prawie poronilam lzy. Pisz dalej

    12 mar 2013