Spacer z wrogiem

W odróżnieniu od wcześniejszych opowiadań, które napisałem to jest to jak najbardziej prawdziwa historia. Dlatego dla wielu z Was może okazać się mało interesująca. Ostrzegam nie będzie tu ciekawych wątków, wartkiej akcji i nieoczekiwanego zakończenia. Ot historyjka z czasów szkolnych, bez większych fajerwerków. No to miłego dnia, znajdziecie inną ciekawą rozrywkę. Ci co pozostali być może poświęcą kilka minut na przeczytanie tej opowiastki.

Na początek określę kiedy wydarzenia miały miejsce. Lata dziewięćdziesiąte, czwarta lub piąta klasa podstawówki. Moja szkoła oddalona o jakieś pół godziny drogi. Położona częściowo w lesie, na skraju pewnej puszczy. Uczęszczałem do klasy gdzie większość uczniów to byli chłopcy. Dziewczyny dało się policzyć na palcach jednej ręki. Niczym specjalnie się nie wyróżniały, całkiem przyzwoite koleżanki. Jednak jedna z nich, nazwijmy ją Zyta, różniła się od reszty niewiast. Pochodziła z wielodzietnej rodziny. Istniało uzasadnione podejrzenie, że to rodzina uboga. Świadczyło o tym zaniedbanie kwestii ubioru, czasem nawet higieny osobistej. Komunikacja także była wyzwaniem. Zyta mówiła niewyraźnie, bełkotliwie. Nie uczyła się zbyt dobrze. Przez część moich kumpli stała się obiektem niewybrednych żartów oraz kpin. Przecież łatwo wytykać kulawego. Muszę się przyznać, iż sam brałem w tym udział. Dziewczyna nie potrafiła poradzić sobie z taką sytuacją. Popadała w histerię, zaczynała wrzeszczeć i uciekać. W pamięci zapadł mi szczególnie jeden incydent z jej udziałem. Szykanowana przez współczłonków klasy schroniła się w damskiej toalecie. Wspięła się na górę gdzie zaczęła straszliwie, przenikliwie wrzeszczeć. Czuło się jakby uszy miały zaraz zacząć krwawić. Wówczas zrobiło mi się jej naprawdę szkoda. Żałowałem swojego zachowania. Po latach wydaje mi się, że musiała bardzo cierpieć z naszego powodu. Nie jestem z tego dumny. Tak samo jak nie cieszyło mnie to wtedy. Pierwszy raz w życiu czułem się naprawdę głupio.

Skoro już piszę o Zycie to trzeba wspomnieć jej młodszą siostrę Krysię. Rok młodsza. Czy równie słaba jak starsza siostra? Nic z tych rzeczy. Typ wojowniczki - Amazonki. Nie pozwalała sobą pomiatać. Biła, kopała i gryzła. Szczęśliwie nie doświadczyłem tego na własnej skórze. Ale byli tacy co wracali obolali do domu. Dzielnie stawała w obronie dobrego imienia Zyty. Jeśli o facetach mawia się samiec alfa to z pewnością o Krysi śmiało można rzec samica alfa. Mówiąc szczerze, mimo iż nikt nie powiedział tego głośno, wszyscy czuliśmy do niej respekt. Budziła w nas autentyczną grozę. Posługując się porównaniem, który mógłby zobrazować siłę strachu powiem tylko tyle - Buka z ‘Muminków’. Chociaż sylwetka drobnej dziewczynki(mała Mi) to wewnątrz czaił się potworny demon nie do pokonania. Lecz jak to życie! Zaskoczy w najmniej spodziewanym momencie.

Nadszedł czas wolny od zajęć szkolnych. Bodajże ferie zimowe. Nie jestem pewien, bo nie przypominam sobie aby wokół dominowała biel. Ale na potrzeby tej historyjki załóżmy, że ferie zimowe. Wielu kolegów wyjechało, a ja zostałem na miejscu. Czas ten spędzałem z młodszym bratem oraz kilkoma kumplami, którzy jak ja nie spędzali czasu poza miastem. Lubiłem również odwiedzać szkolną bibliotekę. Jednak wówczas nie interesowało mnie czytanie książek. Na to przyszedł właściwy moment kiedy już na dobre zakończyłem edukację. Ale o tym innym razem. Celem wizyt w bibliotece były komiksy. Też tekst pisany tyle, że w dymkach wraz z obrazkami. To moja literatura. Wszystko co miałem w domu przejrzałem, więc wybrałem się do rzeczonej ‘czytelni’. Wspominałem już o drodze trwającej mniej więcej pół godziny. Najpierw trzeba pokonać wysokie schody, następnie długa alejka pośród drzew i domków jednorodzinnych, a potem znowu schody i jest się na miejscu. Można iść skrótem przez las, lecz wybrałem tradycyjną trasę. Ma to kluczowe znaczenie dla późniejszych wydarzeń dlatego o tym piszę. Zmierzam zatem w kierunku szkoły sam. Idąc pomiędzy drzewami w otoczeniu domków usłyszałem wyraźnie jak ktoś za mną biegnie. Odwróciłem się i zauważyłem niezidentyfikowany obiekt pędzący w moją stronę. Z początku wydawało mi się, iż to jeden ze znajomych. Im bliżej ‘on’ się znajdował miałem coraz mniej pewności co do tożsamości ‘biegacza’. Zaskoczenie wielkie kiedy w odległości kilku kroków ode mnie poznałem kto to jest. Krysia! Samica alfa. Zło…

Ubrana w dżinsową spódniczkę, różowy sweter oraz trampki. Stanęła przede mną, a ja przed nią. Mając w pamięci jej dokonania ogarnęła mnie lekka niepewność i strach. Jak się zachować? Nie zdążyłem podjąć decyzji kiedy to ona zaczęła mówić. Minęło sporo lat zatem nie przytoczę tej rozmowy. Nie jestem Trumanem Capote, który zapamiętywał 94% swoich wszystkich rozmów. Sednem wymiany zdań jaka między nami nastąpiła jest fakt, że okazała się całkiem normalną dziewczynką. Miła, bardzo sympatyczna. Zupełnie inna osobowość niż to z czego znałem ją do tej pory. Przyjemna niespodzianka. Okazało się, iż idziemy w tym samym kierunku, dlatego spacerowaliśmy razem. Opowiedziała mi o pasji do czytania. Przepadała za książkami Kornela Makuszyńskiego. Uwielbiała literaturę, stanowiło to jej ukochaną rozrywkę. Ja nie podzielałem tej pasji, ale podobało mi się to w jaki sposób streszczała fragmenty opowieści. Ciekawie słuchało się jej spostrzeżeń, uwag. Widać było w jej oczach, że mówi szczerze i z prawdziwym oddaniem. Niestety…

HA! HA! HA! BUAHAHAHAHAHA! To usłyszeliśmy oboje. Przypomniałem sobie kto mieszka w pobliżu. Darek, a wraz z nim Mirek. Kumple z klasy. Śmiali się głównie ze mnie. Zapewne z powodu mojej towarzyszki. Stawało się to coraz donośniejsze i nieznośne. Jednak poszliśmy dalej, starałem się nie pokazywać, iż cała sytuacja mi ciąży. Choć było inaczej. Wyobraziłem sobie co będzie po feriach. Ale będą mieli używanie! Obawiałem się, lecz nie uciekłem od Krysi. Przecież ona też musiała czuć się niezręcznie. Nie uciekała. Zignorowała ich. Kontynuowaliśmy wędrówkę do szkoły. Ani ona ani ja nie odnieśliśmy się do tego incydentu. Dalej dyskutowaliśmy na różne tematy. Polubiłem ją. Serio! Dotarliśmy do szkoły. Zmierzaliśmy do biblioteki. Tam każde z nas szukało tego co najbardziej interesujące. Ja szperałem wśród komiksów, a Krysia między książkami rozglądała się za czymś ciekawym do poczytania. Spędziłem fajne popołudnie w towarzystwie nowej koleżanki. Nie obchodziło mnie już co sądzą tamci dwaj kretyni, bo ja wiedziałem jak jest.

Rok później Krysia, Zyta i cała rodzina wyprowadzili się. Nie wiem dokąd. Utraciłem kontakt. Po niemal piętnastu latach wciąż czasem wracam do tych chwil kiedy przebyliśmy wspólnie drogę do szkolnej biblioteki. Naprawdę było sympatycznie. Trochę śmiechu, nieco opowiadań. Po tym wydarzeniu jeszcze kilka razy rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Żałuję, że nie udało nam się pozostać w kontakcie. Ale warto było wybrać tradycyjną drogę do szkoły. Idąc skrótem przez las pewnie nie odbyłbym spaceru z ‘wrogiem’.

moonky

opublikował opowiadanie w kategorii szkoła, użył 1313 słów i 7433 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik retrezed

    Przeczytałam tytuł i pomyślałam, że to opowiadanie ze szczyptą grozy - a tu proszę, takie zaskoczenie :)

    17 sie 2013

  • Użytkownik goracakicia

    Dołącze do tych kilku osób, które to przeczytały i pozostawie po sobie ślad:) może i bez akcji i wciągających wątków ale może służyć jako powód do przemyślenia głupiego zachowania

    14 sie 2013