Ściana ciszy cz. 2

Istnieje grupa ludzi mająca problem z odpowiednim kompletowaniem narzędzi do pracy. Może nie z samym zdobywaniem kluczy, młotków czy śrubokrętów, lecz uporządkowanie i odnalezienie się w tym świecie to już prawdziwe wyzwanie. Odwieczne pytanie: ‘Gdzie ja dałem ten młotek?’ Oczywiście narzędzie dowolne na końcu tejże zagadki, ale kłopot ten sam. Na szczęście Jarek nie znał tych rozterek, u niego każdy element zawsze jest precyzyjnie odkładany w jedno miejsce. Niezależnie od wielkości czy częstotliwości użytkowania, mężczyzna jest pod tym względem konsekwentny. Jeśli ktokolwiek zburzy porządek w jego rzeczach… biada nieszczęśnikowi.

Kobiety z którymi się spotykał miały zwyczaj przekładania różnych przedmiotów, w tym owych przyrządów do majsterkowania. Przykład! Amelia była sama w domu, akurat potrzebowała śrubokrętu toteż pożyczyła go z torby na narzędzia Jarka. Zrobiła to co zaplanowała, czyli dokręciła śrubkę. Nie wiadomo czy przez roztargnienie czy przez dzwoniący telefon, w każdym razie krzyżak spadł ze stołu i potoczył się pod kaloryfer. Kilka godzin później mężczyzna wrócił z pracy, nie opuszczał go dobry humor, czule przywitał Amelię. Wieczorem Jarek miał do wykonania małą robotę, chciał skręcić szafkę. Rozłożył wszystkie elementy, a następnie poszedł po torbę z narzędziami. Kiedy ją przyniósł i otworzył w oczy od razu rzucił mu się brak jednego ze śrubokrętów. Zdumiony zapytał kobietę czy ruszała coś z JEGO torby.

- Wiesz, a tak! Trzeba było dokręcić…
- Odłożyłaś na miejsce? - przerwał jej.
- Jasne, nie możesz znaleźć?
- Nie, wszystko jest na swoim miejscu. Brak jedynie śrubokrętu krzyżakowego, nie leży też na innych narzędziach. Ani w bocznych kieszeniach. - Jarek spokojnie tłumaczył.
- Musiałeś przeoczyć, ja na pewno wkładałam go do torby!
- Kłamiesz, proszę powiedz mi prawdę! - spojrzał na nią groźnie.
- Daj spokój, no… to tylko jeden mały…

Mężczyzna słysząc pokrętne tłumaczenia Amelii wiedział, że ona nie mówi prawdy. Dlatego urządził kobiecie taką awanturę jakiej jeszcze nie przeżyła. Przeraźliwie donośny krzyk paraliżował jej ciało, poczuła się jak na mroźnej Syberii podczas potężnej śnieżycy. Na każde słowo Amelii Jarek odpowiadał dziesięcioma, co chwilę waląc pięścią w stół. Kobieta niczym osaczona przez lwa antylopa momentalnie zbladła, ręce spocone drgały ze stresu, gęsia skórka… Uciekła bez chwili zastanowienia, natychmiast wyniosła się tak jak siedziała(no dobra - buty ubrała). Amelia była w szoku, po raz pierwszy dostrzegła szał w czystej postaci. Bolesne doświadczenie.

Z powodu takiej cechy charakteru Jarek pozostawał starym kawalerem. Kiedyś mu to ciążyło, lecz ostatecznie przywyknął do samotności. Czuje się dzięki temu panem sytuacji, nie jest zależny od nikogo, stało się to więc wygodne dla mężczyzny w jego wieku. Oczywiście nie zawsze wykazywał taką postawę, szczerze wierzył w miłość oraz w to, iż uczucie wymaga poświęceń, trzeba iść na ustępstwa, szukać kompromisu. Jednak wiele razy zawiódł się na kobietach, uznał zatem że nie warto liczyć na piękne uczucie jak z filmu. Mrzonka…

Wracając do teraźniejszości, Jarek zgodnie ze zwyczajem wziął tylko to co niezbędne do roboty. Żadnych niepotrzebnych dodatków, absolutnie nie! Tym bardziej iż liczy się czas, a cała torba waży sporo, krępuje ruchy, więc mężczyzna wyselekcjonował podstawowy niezbędnik. Okej, sprzęt jest. A co z umiejętnościami? To najmniejszy… w zasadzie żadem problem. Podobne zlecenia wykonywał parokrotnie - zawsze bez zarzutu.

- Patrzcie! Ale syf się tu zrobił, cholera jasna… - ocenił Darek na widok obdrapanego budynku.
- No nie, no nie! Długo nas tutaj nie było… Przecież ten plac zawsze tętnił życiem - przypomniał Wojtek.
- Czy nie słyszeliście o likwidacji naszej budy? Dużo się o tym mówiło! Rodzice wraz z nauczycielami pisali petycje, listy i w ogóle walczyli o całą placówkę. Wszystko na nie, decyzja zapadła szybko, żadnych sentymentów. Ludzie wywaleni z pracy, a dzieciaki do innych szkół… Ech… - Staś tylko westchnął siadając na ławeczce.
- Jasne że słyszałem, ale… Z zewnątrz wygląda to niepokojąco, ciekawe jak jest w środku? Pewnie nikt nie dba o cały obiekt, co? - Darek przysiadł obok Staśka.

Wojtek zostawił kolegów, aby przyjrzeć się szkole z bliska. Zajrzał przez szybę, ale światło słoneczne skutecznie uniemożliwiało mu obserwacje. Dlatego utworzył z dłoni ‘daszek’ nad oczami, zbliżył się do okna i skupił wzrok. Dzięki temu ujrzał wnętrze klasy - pusta sala bez mebli, tynk ze ścian odchodzi, mnóstwo śmieci zalegających na podłodze. Wojtek przypomniał sobie jak w owej klasie ściągał podczas sprawdzianu z matematyki. ‘Pomoc naukową’ trzymał w rękawie, do którego ukradkiem zaglądał. Towarzyszył temu stres, ponieważ mały Wojtek był pod nieustanną obserwacją pani Podgórskiej. Zza grubych szkieł okularów wzrok skupiła jednak na wielu uczniach, lecz chłopiec czuł oczy belferki wyłącznie na sobie. Mimo wszystko pozostał dyskretny i realizował plan powoli, a co najważniejsze skutecznie. Wracając do wspomnień doszedł do wniosku, że był dobrym aktorem. Niestety nikt nie odkrył talentu chłopca. Wrodzone umiejętności pozwoliły mu przechytrzyć nauczycielkę, uśmiechnął się w duchu.

- Ej! Wojtyś! Coś tam znalazł?! Dildo starej Podgórskiej?! - śmiał się Darek.
- Tylko jej pończochy! - odpowiedział.
- Dawaj, musimy wejść do środka. Na pewno coś interesującego się trafi - zachęcał Staś.
- Tak, duch Kończaka! Pamiętasz jak darł ryja, rany… Taki kurdupel! - Darek ręką pokazał wzrost dawnego dyrektora szkoły. - A osobowość niczym mistrz wagi ciężkiej! - aż dreszcz nim trząsł.
- Kawał mendy, stary komuch i faszysta - podsumował Staszek.

Zebrali się we trzech przed wejściem do budy i razem zmierzali po schodach do drzwi. Darek zapukał nieśmiało, a potem kopnął z buta… Skutkiem czego szkoła otworzyła bramy. Staś i ‘odźwierny’ wbiegli do budynku krzycząc jak wariaci: ‘Kończak kutwo! Albo ‘Wyłaź ty palancie!’ Krótko po tym usłyszeli sygnał dzwoniącego telefonu, obaj w tym samym momencie zatrzymali się zastygając w miejscu.

- Ha! Ha! Miny macie bezcenne! O rany, ha, ha! Spokojnie, dyro do mnie dzwoni… Wszystko wyśpiewam, ha, ha! - Wojtek miał uwab po pachy z zdezorientowanych kumpli.
- Ty weź nie strasz, no ja…
- Daro! Wywołajmy tę od polskiego! - zaproponował Staś.
- Tą z tymi - wystawił dłonie formując obfite piersi. - Wolińska! O tak pani Kasia, gdzie jest jej sala? Na górze, nie?
- Tak, dawaj lecimy! Pani Wolińska, hejho… Pani Kasiu! - wołał Staszek.
- Biegniemy Wojtek, raz, dwa! No!
- Idioci, ja… Muszę odebrać, zaraz do was dołączę - powiedział Wojtek.
- Okej, Stachu! Czekaj na mnie, pani Kasiu!

Stojący sam w hallu dawnej szkoły podstawowej Wojtek odebrał komórkę. Usłyszał żonę która mówiła wolno, była pod czyjąś presją, po cichu łkała. Mężczyzna nie rozumiał o co chodzi, wyczuł strach jej głosie. Jednak zanim cokolwiek zdążył powiedzieć otrzymał cios.  

JEB! Uderzenie w tył głowy wielkim młotem, padł na posadzkę rozcinając łuk brwiowy. Odwrócił się chcąc zobaczyć kto go zaatakował. Niestety dla Wojtka cieknąca krew zaślepiła wzrok, więc dostrzegał niewiele, właściwie tylko kontur postaci. Ogromny facet o szerokich barkach, potężnych dłoniach w których dzierżył młot. Z góry słyszał wrzaski przyjaciół, zagłuszali wszelkie dźwięki przez co wydarzenia z dołu pozostały ciszą. Wojtek mimo to zbierał się do wezwania pomocy, lecz napastnik przewidział to. W mgnieniu oka trafił po raz drugi zamroczonego mężczyznę, teraz w czoło… Potem zmasakrował twarz Wojtka, oprawca bił wielokrotnie, bez opamiętania. Tłukł go w szale aż krew zalała posadzkę, a sam Wojtek przestał się ruszać. Dla pewności napastnik sprawdził puls. Zero… Zero życia.

moonky

opublikował opowiadanie w kategorii kryminał, użył 1430 słów i 8223 znaków.

Dodaj komentarz