Plan

-Frank, Frank! Podaj do Ericka! No podaj ty ciapo!- krzyczał trener- Myślisz, że trafisz w piłkę?! Ty nawet na prostej drodze się przewracasz!
Frank nigdy nie był najlepszym graczem w piłkę nożną. Rzadko kto zaliczał go do drużyny. Na treningi chodził tylko ze względu na ojca, ale i tak zazwyczaj tylko grzał ławę. Dzisiaj grał dlatego, że Mike został faulowany. Mimo awansu Frank czekał na ostatni gwizdek, aż skończy się ta męczarnia i wyzwiska kierowane w jego stronę z ust trenera  
gdy tylko zbliży się do piłki.  
-Ej ty śpiąca królewno! Nikt cię tu nie chce. Możesz iść sobie spać na ławkę. - zakpił z niego Erick- No na co czekasz. Tylko się nie popłacz. Ty  
fujaro!
Frank stał nadal niewzruszony. Nie reagował na zaczepki ze strony jego  
kolegi z drużyny i pana Iana. Czasami zastanawiał się dlaczego trener go tak nie lubi. Czy zrobił coś złego? Czy jakoś go obraził? Nie, nigdy mu się  
nie sprzeciwił. Po prostu nie był tak zdolny jak inni gracze. Po prostu miał dwie lewe nogi. Po prostu.  
Rozmyślając tak nie zauważył upływu czasu. Do końca zostały tyko dwie minuty. Nie zauważył też, że piłka właśnie leci prosto na niego, po to, by zaraz trafić w jego głowę. No i tak właśnie się stało, ale z tą różnicą, że całe zajście zostało uwieńczone głuchym upadkiem na tyłek wprost na kałużę błota. Oczywiście takie rzeczy zdarzały się tylko Frankowi. Później było tylko słychać śmiechy wszystkich osób, które były świadkami tej komicznej sytuacji. Nareszcie koniec. Gwizdek. Idziemy do domu.  
-Informujemy, że ''Lion Sintown'' wygrywa z ''Meanport fox'' pięć do zera.  

* * *
  
Wracając główną ulicą Meanport, szedł bardzo szybko, aby nikt go nie poznał. Był ubrany w czarną bluzę z kapturem. A kaptur naciągnięty na głowę. Śpieszył się. Był umówiony na spotkanie z takim jak on. Z osobą niezwykłą i nienormalną. Frank skręcił w uliczkę między dwiema kamienicami. Teraz był sam. Kierował się w stronę małej komórki przymurowanej do jednej z kamienic. Było to stałe miejsce ich spotkań.  
Otworzył drzwi, a te zaskrzypiały. Były w złym stanie. Wykonane z metalu, z zewnątrz pokryte graffiti, a od wewnątrz rdzą. W komórce panował bałagan. Było pełno trocin i puszek po piwie. Po środku stały krzesła i porysowany stół, którego ktoś chciał się pozbyć z domu. Obok niego, na jednym z siedzeń była Ona.  
Frank nadal stał jak wryty w progu komórki. Nie mógł się ruszyć sparaliżowany jej urodą. Chłonął piękny kolor oczu, tak ciemny zielony, że wydawało się być w środku lasu.  
-Dzień dobry Frank. -przemówiła swoim dźwięcznym głosikiem -Wejdź do środka, proszę. -Jej głos był tak słodki, że śpiew ptaków wydawał się blady.  
Frank nic nie mówił. Nie ruszał się oszołomiony cudownością osoby znajdującej się w tym samym pomieszczeniu co on.  
-Boisz się mnie.  
-Ja... nie. Miałbym się bać ciebie. Tylko... nie rozumiem po co to wszystko.  
-Niby co?
-No... ten cały plan. Nie uważasz, że to niebezpieczne.  
-Mój drogi, nie chcesz aby ktoś wreszcie zwrócił na nas uwagę. Aby świat się o nas dowiedział.  
-Ale... nie wystarczy nam zwykłe życie?
-Czyli się boisz?! Wolisz być nadal nędznym piłkarzem, który nawet nie  
potrafi dobrze kopnąć piłkę, zamiast kimś kogo nikt nie odważy się krytykować! Kimś kogo każdy będzie się bał! Nie wiesz ile razy byłam bita. Jak mnie upokarzano! Nie pozwolę aby ktoś mnie tak traktował!
-Nie denerwuj się. Masz rację jestem tchórzem. - Frank powiedział to  
dlatego, że bał się jej. Gdy była zła, robiła się naprawdę groźna. -Zrobimy  
to. Dokończymy co zaczęliśmy.  
-Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. Mój kochany Frank.  
Imponowało mu to, że go tak nazywa. Dla tych słów, wypowiedzianych   z jej ust, zrobiłby wszystko.

kasKA1998

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 718 słów i 3940 znaków.

1 komentarz

 
  • Felinka

    Fajne, ale co się stało dalej??!

    23 gru 2012