Ucieczka cz.VI

Podeszłam do krawędzi budynku i spojrzałam w dół. Ulica z tej strony nie była ruchliwa. Przejeżdżało nią kilka samochód. Ludzi też było niewiele. Trafiłam chyba do jakiejś spokojnej dzielnicy. Spokojnej i zapuszczonej. Wszystko tu wyglądało na stare, brudne i popsute. Ale nie mogłam narzekać ani szukać innego miejsca. Nie było różnicy w tym gdzie to zrobię. Miałam nadzieję, że zakończę to dość szybko. Nie chciałam żeby mój umysł zaczął wariować i podsyłać mi myśli, których nie chciałam przywoływać. Chciałam zaczerpnąć jeszcze trochę więcej powietrza. Kilka głębszych wdechów. Nie wiem po co to robiłam. To i tak nie miało sensu, a jeszcze bardziej mnie dołowało.  
Zrobiłam jeszcze jeden krok do przodu. Opierałam się już tylko na piętach. Opanowałam lekkie bujanie, które mną trochę zachwiało. Jeszcze kilka chwil, kilka sekund. Dałam sobie odrobinę czasu żeby wspomnieć szybko najlepsze chwile mojego życia.  
Nie mogłam jednak tego przedłużać w nieskończoność. Tak więc to był ten moment. Moment ostateczny...
-Co ty chcesz zrobić? - usłyszałam pytanie, które zadał ktoś znajomy. Poznałam po głosie.  
Poczułam, że to on był tym chłopakiem, którego widziałam dzisiaj kilka razy.  
-Idź sobie. - rzuciłam ostro.  
Nie wiedziałam jak daleko ode mnie stał. Ale chyba był blisko.  
-Przecież możesz spaść!  
-Dlaczego w ogóle tu jesteś? - zapytałam zdziwiona.  
Aron mówił mi, że nie ma zamiaru wracać do realnego świata. Mówił, że zostaje w Arieni na zawsze. Byłam zdziwiona jego obecnością tutaj i tym, że mnie obserwował.  
-Musiałem coś sprawdzić. - odparł smutno.  
-Proszę idź stąd.  
-I mam cię tu zostawić?  
Odwróciłam głowę delikatnie w bok.  
-Aron, proszę.  
-Dlatego się żegnałaś z Arieni? Dlatego mówiłaś, że będziesz żałować? O to chodziło gdy mówiłaś, że nie będziesz mogła wrócić? Chcesz się zabić?
W jego głosie wyczułam gniew i zmartwienie jednocześnie. Już w Arieni wiedziałam, że martwi się moim odejściem, ale nie spodziewałam się, że przyjdzie za mną. Nie spodziewałam się, że będzie chciał mi przeszkodzić.  
-Tak, zabiję się. - odpowiedziałam szczerze.  
-Ali, chodź tu natychmiast! - wrzasnął.  
-A kim ty jesteś żeby mi rozkazywać?  
Zapadła cisza. Nie znał odpowiedzi. Nie wiedział co powiedzieć. Nie zdziwiło mnie to, że milczał. Jak mogliśmy nazwać naszą relacje? Przyjaźń? Znajomość? Nie...nic nie pasowało.  
-Przeszkadzasz mi. - oznajmiłam.  
-To jest ta droga którą dla siebie wybrałaś?  
-Nie powinieneś się tym interesować. Wracaj sobie do Arieni, która i tak niedługo będzie zniszczona.  
-Co?  
Zrezygnowana odwróciłam się do niego. Wyglądał na zszokowanego. Nie miał pojęcia o czym mówię i widziałam to doskonale w jego oczach.  
-Arieni jest zagrożone, a ja muszę się zabić, bo za bardzo się wychylałam. - wyznałam.  
Nie wiem dlaczego mu o tym powiedziałam. Nie wiem czemu nie powstrzymałam swoich słów. Było mi chyba wszystko jedno w tym momencie.  
-O czym ty mówisz?  
-Nie mogę powiedzieć więcej.  
-Ali...
-Pozwól mi zrobić to co muszę. Nie ma dla mnie innego wyjścia z tej sytuacji.  
Zrobił krok do przodu. Był przy tym ostrożny i powolny.  
-Pomogę ci. - powiedział błagalnie.  
-Nie możesz mi pomóc.  
Kolejny krok w moją stronę. I tak nie zdąży mnie złapać, pomyślałam.  
-Znajdziemy jakieś rozwiązanie.  
Pokręciłam przecząco głową. Jednocześnie zastanawiałam się dlaczego aż tak zależy mu na moim życiu. Przecież nie byłam dla niego nikim bliskim, nikim ważnym. Spędziliśmy ze sobą raptem kilka chwil, które nie były zobowiązujące. Po prostu rozmawiałam z nim dwa czy trzy razy i to wszystko. Dobra, wiedziałam, że jeśli ta znajomość trwałaby dalej mieliśmy szansę stać się dobrymi przyjaciółmi. Ale tak się nie stanie i byłam pewna, że on o tym wie. Nie rozumiałam więc dlaczego tu był, dlaczego chciał mnie ocalić. Powinien wracać do Arieni zanim wpadnie w kłopoty.  
-Ali, zaufaj mi. - poprosił.  
Znów podszedł bliżej, ale przesunął się trochę w bok.
-Nie ma rozwiązania! - zdenerwowałam się.  
Tak naprawdę nawet nie myślałam o jakimś konkretnym wyjściu z tej sytuacji. Podjęłam decyzję bardzo szybko, ale tylko dlatego, że chodziło o moich najbliższych i nie mogłam zwlekać. Nie mogłam pozwolić sobie na marnowanie czasu na szukanie jakiegoś rozwiązania, które pewnie i tak nie istnieje. Aron jak zwykle był pozytywnie nastawiony. W porównaniu do mnie miał większy dystans do pewnych spraw i myślał racjonalnie. Wątpiłam jednak, że myślałby tak trzeźwo gdyby chodziło o jego rodzinę.  
-Poszukamy, zobaczymy.  
-Nie ma na to czasu!
Westchnął bezradnie. On nie był w stanie mi pomóc i chyba to do niego zaczynało docierać.  
-Próbowałaś wszystkiego? Obmyśliłaś każdą możliwość? Brałaś pod uwagę każde rozwiązanie jakie istnieje? Choćby to najgłupsze i najbardziej nierealne? Czy usiadłaś i zastanowiłaś się jak możesz z tego wybrnąć w inny sposób? - zapytał.  
Nie odpowiedziałam, bo na żadne z tych pytań nie mogłam odpowiedzieć tak. Nic takiego nie zrobiłam.  
-Mogę zaakceptować twoją decyzję żeby skoczyć, ale tylko wtedy gdy będziesz pewna, że spróbowałaś wszystkiego. Pójdę stąd jeśli będziesz pewna nie na sto procent, ale na dwieście. Tylko wtedy będę mógł pozwolić ci odejść.  
-Aron...- zaczęłam, ale szybko mi przerwał.  
-Jak na razie jesteś tchórzem w moich oczach.  
Opuściłam głowę. Miał rację. Jestem tchórzem.  
-Pewnie nie zmienię twojej decyzji tak łatwo. Więc mam inny pomysł.  
Zdziwiłam się. Spojrzałam na niego pytająco. Byłam ciekawa co innego może mi zaproponować. Czy znał jakiś sposób bym nie musiała tego robić?
-Co to za pomysł? - spytałam niecierpliwie.  
-Pójdziemy na most. Skoczysz do wody. Jeśli przeżyjesz będziesz musiała się podnieść i szukać rozwiązania aż do skutku. Jeśli zginiesz...To osiągniesz swój dotychczasowy cel. Co ty na to?
Jego pomysł był trochę podejrzany, ale w jakiś sposób przypadł mi do gustu. Znałam jedyny most w naszym mieście i wiedziałam, że mało kto wychodzi cało z takiego skoku. Ludzie często popełniają na nim samobójstwo. Aron chyba o tym nie wiedział.  
-Zgoda. - odparłam ku jego radości.  
Nie wiedziałam z czego się cieszy, ale pewnie myślał, że nic mi nie będzie.  
  
Nie szliśmy długo. Oczywiście musiałam robić na przewodnika, bo tak jak myślałam Aron nie znał tego miasteczka. Nic nie mówił przez całą drogę, a mnie zastanawiało o czym myśli i co planuje zrobić jeśli zginę. Pewnie wróci do Arieni jak gdyby nigdy nic i tam już zostanie.  
Musiał bardzo się o mnie martwić skoro zerwał swoją obietnicę i się tu pojawił. Nie byłam jednak typem osoby, która lubi gdy ktoś się o nią zamartwia. Bardziej smuci mnie fakt, że ktoś przejmuje się moimi sprawami mając swoje własne. To tak jakbym zabierała mu cenny czas.  
-Pamiętaj co mówiłem. - odezwał się gdy staliśmy koło barierki.  
-Jeśli jakimś cudem uda mi się wyjść z tego cało nie poddam się i znajdę sposób by naprawić pewne sprawy. - oznajmiłam.  
Skinął głową z lekkim uśmiechem na twarzy.  
-Panie przodem.  
Wspięłam się po szczebelkach i przeszłam na drugą stronę. O dziwo Aron zrobił to samo.  
-Co ty robisz? - zapytałam.  
-Będzie ci łatwiej jeśli będziemy po tej samej stronie.  
Logiczne wyjaśnienie. Miał rację co do tego. Bałam się okropnie, a świadomość, że stoi obok mnie dodawała mi w jakimś stopniu otuchy. Miałam wrażenie, że po prostu skoczymy do wody i będziemy się przy tym świetnie bawić. Pozwoliło mi to zapomnieć po co tak naprawdę tu stoję.  
-Jeśli będę za długo się wahać po prostu mnie popchnij. - poprosiłam.  
Aron miał jednak inne plany. Złapał mnie za rękę i pociągnął ze sobą w dół. Mimo, że trwało to kilka chwil zdążyłam napatrzeć się w jego zmartwione i smutne oczy. Wyrażały w tamtym momencie więcej niż jakiekolwiek słowa. Zanim zderzyliśmy się z zimną wodą zdążył uśmiechnąć się do mnie przyjaźnie i zrobił coś czego się zupełnie nie spodziewałam.
Założył mi na palec swój pierścień...
Gdy wylądowałam w Arieni byłam wściekła i zrozpaczona. Co on najlepszego zrobił? Dlaczego założył mi ten cholerny pierścień, a sam wpadł do wody? Dlaczego zadecydował za mnie? Przecież on mógł zginąć. Przecież teraz pewnie tonie! Myślał, że zmienię zdanie gdy wyśle mnie tu z powrotem? Doskonale zdawał sobie sprawę, że gdy tylko ściągnę pierścionek to wrócę do swojego świata i będę mogła spróbować zabić się znowu. Co on sobie myślał?
Jak najszybciej zdjęłam pierścień i trafiłam na brzeg rzeki, do której wskoczył Aron. Rozglądałam się wokoło, ale nie widziałam go na powierzchni. Nie widziałam nic co mogłoby przypominać topiącego się człowieka. Gdzie on jest?
Rozejrzałam się też wzdłuż brzegu, że sprawdzić czy nie wypłynął gdzieś tutaj, ale niczego nie zauważyłam.  
-Aron! - wrzasnęłam.  
Weszłam do wody. Miałam zamiar szukać go do skutku. Mimo iż było bardzo głęboko mało mnie to obchodziło. Nie mogłam stąd iść dopóki nie znajdę tego drania. Musiał przeżyć. Musiał...
-Aron, gdzie jesteś? - krzyczałam ile sił.  
Wokół słychać było tylko przejeżdżające auta. Płynęłam do miejsca, w którym powinniśmy upaść po skoku. Miałam nadzieję, że gdzieś tam jest i jeszcze żyje.  
Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Nie wybaczę sobie jeśli coś mu się stało. Nie wybaczę sobie jeśli zginął za mnie. Przecież to nie tak miało być! To ja miałam skoczyć! Mogłam przewidzieć, że jego pomysł był podejrzany. Mogłam dostrzec w tym jakiś podstęp i po prostu skoczyć z tego budynku! Mogłam do jasnej cholery zrobić to zanim on postanowił zginąć za mnie!
Dostrzegłam, że w moim kierunku płynie łódka. Byli to ratownicy. Gdy tylko dopłynęli bliżej rzucili mi koło ratunkowe.  
-Co ty tu robisz? - zapytał jeden z nich.  
-Mój znajomy...On musi gdzieś tu być. - wydusiłam.  
Zimna woda dawała mi w kość i ledwo mówiłam. Było okropnie zimno.  
-Był z tobą ktoś jeszcze?  
-No przecież mówię. Czego nie rozumiesz? - spytałam ostro. Za ostro, ale byłam zła, że siedzą w tej swojej łódce zamiast już go szukać.  
Wciągnęli mnie na pokład i wezwali kogoś przez radio. Ja nadal rozglądałam się wokoło mając nadzieję, że Aron jest cały. Miałam nadzieję, że siedzi gdzieś na brzegu i patrzy w moją stronę śmiejąc się z tego, że tak się martwię. Jeśli przeżył to go zabije!
-Jak długo byłaś w wodzie? - zapytał mężczyzna okrywając mnie jakimś materiałem, który nie wyglądał przyjemnie.  
Wzruszyłam ramionami.  
-Czemu nie szukacie Arona? - oburzyłam się.  
-Powiadomiliśmy nurków.  
-Więc sądzicie, że nie żyje?  
Nie odpowiedział. Zaczął rozglądać się po rzece tak jakby chciał powiedzieć mi, że wszystko będzie w porządku, że go widzi. Ale nic nie widział. Opuścił głowę i milczał.  
-On żyje. - szepnęłam próbując pocieszyć siebie samą.  
Nic jednak mi nie pomagało. Zaczynało do mnie docierać, że on naprawdę może już nie żyć. Przerażała mnie ta świadomość. Najgorsze jednak było to, że nie mogłam nic zrobić. Jedyne co mi pozostało to czekać na nurków i modlić się o to, że jakimś cudem znajdą go żywego. Tylko tego teraz chciałam.  
-Są! - odezwał się straszy z ratowników i wskazał palcem na łódkę w oddali.  
Spojrzałam w tamtym kierunku. Dostrzegłam dwóch nurków. Gdy tylko podpłynęli bliżej zadali kilka pytań i zaraz po tym wskoczyli do wody. Mężczyźni, którzy zostali ze mną chcieli odwieźć mnie do szpitala, ale się nie zgodziłam. Nie chciałam leżeć w pustej sali i nic nie wiedzieć. Wolałam poznać prawdę jak najszybciej. Nawet jeśli miała być najgorsza.  
Nie wiedziałam jednak co dalej. Nie znałam nawet nazwiska Arona, ani nie wiedziałam gdzie mieszka. Kogo miałam poinformować o tym co się wydarzyło? Musiał mieć jakąś rodzinę. Kogokolwiek kto martwił się o niego. Fakt, że cały czas przebywał w Arieni też miał jakieś znaczenie. Przebywał tam z jakiegoś powodu. Musiało istnieć coś co spowodowało, że nie chciał wracać do świata. Może on nie miał rodziny? Może był sam?
-Dlaczego go jeszcze nie znaleźli? - zapytałam zniecierpliwiona.  
-Minęło pięć minut. - usłyszałam odpowiedź.  
Westchnęłam. Czas dłużył mi się nieubłaganie. Nie wiedziałam zbytnio co mam ze sobą zrobić. W głowie miałam tyle myśli, których nie mogłam w żaden sposób poukładać. Nie mogłam ich uspokoić.  
-Jak nazywa się twój kolega? - spodziewałam się tego pytania, ale i tak nie byłam przygotowana na odpowiedź.  
-Nie wiem. - oparłam nieśmiało.  
Na twarzach ratowników pojawiło się zdziwienie. Nie zaskoczyła mnie ich reakcja. Skoro siedzę tu z nimi i doskonale wiedzą jak bardzo martwię się o Arona myśleli pewnie, że wiem kim jest.  
-Skąd jest?  
-Tego też nie wiem.  
Co miałam im powiedzieć? Aron mieszka w innym świecie? Przecież gdyby to usłyszeli od razu odstawiliby mnie do szpitala, ale psychiatrycznego.  
-Poznaliście się na moście?  
Nie wiem po co były im te informacje. W czym miały niby pomóc?  
-Można tak powiedzieć.  
Patrzyli na siebie i wymieniali dziwne spojrzenia.  
-Jesteś pewna, że ktoś z tobą był?
No pięknie. Uważali, że jestem wariatką i zmyśliłam sobie jakiegoś chłopaka. Tego się nie spodziewałam.  
-Oczywiście, że jestem pewna! - wrzasnęłam.  
W tym samym momencie na powierzchni pojawili się nurkowie. Oparłam się o burtę żeby sprawdzić czy kogoś wyciągają, ale byli sami.  
-Musimy wezwać naszych kolegów. Za duży obszar do poszukiwań. Myślimy, że ciało popłynęło z nurtem rzeki. Musimy koniecznie to sprawdzić. - odezwał się jeden z nich.  
-Ciało? - spytałam przerażona choć przecież brałam taką możliwość pod uwagę.  
-Nie ma dużych szans na to, że przeżył.  
-On gdzieś tu jest i żyje! Ja to wiem!
Schowałam twarz w dłonie nie mogąc powstrzymać płaczu.  
-Zabierzcie ją do szpitala. My zostajemy.  

Nie miałam pojęcia po co kazali mi leżeć w jednej ze szpitalnych sal. Nic mi nie było i powtarzałam to chyba z setki razy. Najpierw ratownikom, którzy mnie tu przywieźli. Potem pielęgniarce, która zakładała mi wenflon. A na samym końcu lekarzowi i mojej mamie, którą zupełnie niepotrzebnie zawiadomili. Proponowali mi nawet pomoc psychologa, ale kategorycznie odmówiłam. Nawet specjalista nie był w stanie mi pomóc. A gdyby usłyszał o Arieni... Bezsensu.  
-Dlaczego skoczyłaś z tego mostu? - zapytała mama ze złością.  
Nie chciałam na nią patrzeć, bo dobrze wiedziałam co dostrzegę w jej oczach. Ból.  
-Co ty chciałaś najlepszego zrobić? - jej głos przybierał na sile.  
Zaraz zacznie na mnie krzyczeć, pomyślałam.  
-Mogłaś się zabić!
-Znaleźli Arona? - byłam bardzo ciekawa.  
-Kim on w ogóle był, co?  
Usiadłam na łóżku i spojrzałam na nią.  
-To skomplikowane. - odpowiedziałam szczerze.  
To była najlepsza odpowiedź jakiej mogłam jej udzielić. Ale też taka, której z pewnością nie chciała usłyszeć.  
-Jeszcze go nie wyłowili. - wyznała.  
-Może sam wyszedł z wody.  
-Co wasz łączyło?  
-Nic.  
-Nic? To dlaczego razem skoczyliście?  
Wzruszyłam ramionami. Nie mogłam jej powiedzieć, że chciałam się zabić. Nie mogłam jej powiedzieć, że Aron miał zostać na moście. Nie mogłam jej powiedzieć, że podczas skoku założył mi swój pierścień na palec i trafiłam do Arieni.  
-Mamo, to nie jest teraz istotne.  
-Co takiego? Według ciebie nic się nie stało?  
-Tego nie powiedziałam. Po prostu najważniejsze jest to czy Aron żyje.  
Wstała i spojrzała na mnie trochę ze zmartwieniem, trochę z podejrzliwością.  
-Pójdę się dowiedzieć kiedy cię wypiszą. - powiedziała i wyszła.  
Miałam ochotę założyć pierścień i stąd zniknąć, ale co pomyślałaby mama? Znów skazałabym ją na zmartwienie.  
Gdy postanowiłam, że zdrzemnę się na chwilę do sali wbiegła przerażona Ann. Zaczęła przypatrywać mi się uważnie i oglądać z każdej strony. Patrzyłam na nią pytająco.  
-Coś sobie złamałaś? - zapytała ledwie łapiąc oddech.  
Biegła tutaj?  
-Wszystko w porządku. - odpowiedziałam mając wyrzuty sumienia, że musiała tu przyjść.  
Niedawno dowiedziała się o śmierci swojej przyjaciółki, a druga miała zrobić to samo...Nie zasługiwała na to.  
-Co się stało?
Nie wiedziała? Byłam pewna, że mama ją poinformowała.  
-Spadłam z mostu. - skłamałam sama nie wiedząc dlaczego.  
-Spadłaś czy skoczyłaś?
Ann nie miała zamiaru dać mi spokoju. Drążenie tematu to jej ulubione zajęcie. Potrafi robić to tak długo aż nie dowie się tego czego chce. Czyli wszystkiego.
-Skoczyłam.  
-Okay. - odparła ku mojemu zdziwieniu.  
Tylko tyle? To nie było do niej podobne. Powinna mnie skrzyczeć, wyzywać od tchórzów i egoistów. Powinna zwrócić mi uwagę jak wiele mogę stracić, jak wiele jeszcze przede mną. A tymczasem ona powiedziała tylko 'okay'.  
-Co? - nie mogłam opanować mojego zdziwienia.  
-A co mam ci powiedzieć?  
-Nie masz żadnego kazania w zanadrzu?
Pokręciła przecząco głową. Usiadła na brzegu łóżka i spojrzała mi prosto w oczy.  
-Nie chciałaś się zabić. - stwierdziła.  
-Skąd możesz wiedzieć?
Uśmiechnęła się delikatnie.  
-Jestem twoją przyjaciółką. Znam cię nie od dziś. Nawet jeśli był to skok samobójczy nie chciałaś zginąć.  
-Wiesz, że głupio to brzmi.  
-Wiem, ale taka jest prawda.  
-W moim przypadku wszystko jest kłamstwem.  
Skinęła głową tak jakby była tego świadoma. Jej zachowanie zaskakiwało mnie coraz bardziej.  
-Słabo starasz się to ukryć.  
-Nie starałam się. Robiłam wszystko zupełnie zwyczajnie żeby ktoś mógł rozwiązać zagadkę gdyby coś mi się stało.  
-Zostawiałaś ślady? - zapytała.  
Przytaknęłam. Odkąd trafiłam do Arieni nie myślałam o tym żeby ukrywać się na siłę. Zostawiałam wiele poszlak. Pierścień zostawiałam zawsze w pierwszej szufladzie biurka nie dlatego żebym miała do niego łatwy dostęp. Leżał tam żeby ktoś inny mógł szybko go znaleźć. Adres mieszkania pani Cyli położyłam na biurku w widocznym miejscu. Wiedziałam, że gdyby coś mi się stało ktoś z moich bliskich na pewno by to sprawdził. Listu od zabójcy Toma też nie schowałam. Zostawiłam go przy oknie wiedząc, że mama na pewno go przeczyta jeśli długo nie będę wracać do domu. Do koperty, w której wysyłałam list do Moli wrzuciłam jeszcze jedną karteczkę wyjaśniającą moją sytuację. Poprosiłam ją żeby namówiła Toma to działania. Miałam nadzieję, że go przekona.  
Nie mogłam zachowywać się inaczej. Mimo wszystko byłam człowiekiem, któremu towarzyszył strach na każdym kroku. Musiałam mieć świadomość, że ktoś rozwiąże zagadkę mojego prawdopodobnego zniknięcia i przejmie moje dotychczasowe poczynania. Musiałam mieć zabezpieczenie, a zostawianie śladów dodawało mi odwagi.  
-W co się wpakowałaś? - zapytała.  
-Skoro żyje to nikt się nie dowie.  
Westchnęła.  
-Co to ma znaczyć? Musisz umrzeć żebym dowiedziała się co się z tobą dzieje?  
-Dokładnie tak.  
-Przecież to głupie.  
-Ann, dopóki żyje mogę narażać tylko siebie.  
-Więc nie powiesz mi co się wydarzyło?
Zerknęłam na nią porozumiewawczo. Tym razem musiała odpuścić. Wiedziałam, że to nie jest w jej stylu, ale niczego nie była w stanie ze mnie wyciągnąć. Nie w tym przypadku.  
-Wyjawisz mi chociaż kim jest ten chłopak, o którym mówiła mi twoja mama?
-Tego też nie mogę wyjaśnić.  
-Ale to nie jest ktoś kto może zrobić ci krzywdę?  
-Wręcz przeciwnie.  
Opuściła głowę. Rozumiałam, że chciałaby cokolwiek wiedzieć. Jest w końcu moją najlepszą przyjaciółką, a ja nawet nie mogę podzielić się z nią tak ważnymi sprawami. Czułam, że jest jej przykro, ale lepiej żeby nie była wtajemniczona.  
-Gdzie on teraz jest?
-Ten idiota skoczył razem ze mną...
-Stało mu się coś poważnego?
-Jeszcze go nie znaleźli. - powiedziałam i opuściłam głowę.  
Chwyciła mnie za rękę tak jakby chciała dodać mi otuchy. Ale jedyne czego teraz potrzebowałam to informacja, że Aron żyje.  
  
Siedziałam przy oknie w swoim pokoju trzymając pierścień Arona w ręce. Wróciłam ze szpitala dość szybko. Ale nadal nie miałam żadnych informacji dotyczących Arona. Nie wiedziałam czy żyje czy nie. Nic nie wiedziałam oprócz tego, że poszukiwania ciągle trwały. Zaangażowano więcej osób mając nadzieję, że to coś da.  
Ja mogłam tylko siedzieć i patrzeć jak niebo szarzeje. Mogłam tylko patrzeć jak na niebie pojawia się księżyc oświetlając ulice i domy przytłumionym światłem. Mogłam jedynie rozmyślać nad tym co zrobił Aron i zastanawiać się dlaczego. Nie rozumiałam czemu skoczył ze mną. Nie miałam pojęcia co nim kierowało i jaki dokładnie był jego zamiar. Po prostu pociągnął mnie za sobą i wysłał do Arieni.  
Chciało mi się płakać. Z godziny na godzinę malały szanse na to, że znajdzie się żywy. Jeśli przeżył nie mógł wrócić do Arieni, bo oddał mi swój pierścień. Oddał mi jedyną drogę powrotu do tamtego świata.  
-Ali! - usłyszałam krzyk mamy z dołu.  
Zeszłam powoli do przedpokoju. Byłam kompletnie zrezygnowana, ale gdy zobaczyłam dwóch policjantów od razu się ożywiłam. Czekałam cierpliwie na to co chcieli mi powiedzieć.  
-Musisz pojechać z nami. - odezwał się tęższy z nich.  
-Znaleźliście go? - zapytałam.  
-Tak. Potrzebujemy cię do identyfikacji zwłok.  
Usiadłam na pierwszym stopniu schodów. Identyfikacja? To niemożliwe!
-Zaszła chyba jakaś pomyłka. - wydusiłam niedowierzająco.  
-Chcemy mieć pewność, że to on.  
-To na pewno nie on!  
Mama próbowała mnie podnieść, ale ją odtrąciłam. Michel, Tom, Vinni i teraz Aron...
-Ali, powinnaś jechać. - stwierdziła.  
-Poinformowaliście jego rodziców? - spytał tata i oparł się o ścianę.  
-Szukamy ich. Nie wiemy jak nazywał się ten chłopak, ani skąd pochodził. Na razie podaliśmy informację, że został wyłowiony z wody chłopak o takim zarysie. Sprawdzamy też czy nie był zgłoszony jako zaginiony.  
-Tylko państwa córka może nam pomóc jak na razie. Widziała go jako ostatnia.  
Wstałam i ubrałam kurtkę. Nie chciałam tam jechać, ale musiałam to zrobić. Wiedziałam, że jeśli Aron ma rodzinę to powinna dowiedzieć się co się stało.  
-Nie znałam jego nazwiska ani miejsca zamieszkania. Pojawił się znikąd i trochę gadaliśmy. - wyznałam kłamiąc odrobinę.  
-I tak się martwiłaś o nieznajomego? - zapytał tata wyraźnie zdziwiony.  
-Skoczył razem ze mną. Chyba miałam prawo zastanawiać się co z nim! - krzyknęłam zdenerwowana.  
-Jedźmy już. - odezwał się jeden z policjantów i otworzył drzwi.  
W radiowozie zorientowałam się, że nie ubrałam butów i siedziałam w swoim różowych kapciach. Gdy chciałam poprosić ich żeby dali mi chwile ruszyli z piskiem. Super, pomyślałam i wpatrywałam się w szybę.  
Byłam zdziwiona tym jaki panował we mnie spokój. Wiedziałam jednak, że to tak naprawdę kwestia czasu. Mój umysł po prostu czekał z eksplozją do czasu gdy będziemy na miejscu. Byłam przekonana, że nieźle da mi w kość. Bałam się jednak, że jeśli zbyt bardzo się rozkleję albo nie zapanuje nad emocjami zaczną coś podejrzewać. Tata słusznie zauważył, że za bardzo przejęłam się losem kogoś kogo nie znałam. Kogoś kto pojawił się znikąd. Nie mogłam jednak powiedzieć im nic innego oprócz tego, że go nie znałam. Musiałam się tego trzymać. W innym razie wylądowałabym w psychiatryku.  
Idąc długim, jasnym korytarzem czułam jak puszczają emocje. Czułam jak powoli nogi mi się uginają. Zaraz miało nastąpić coś czego okropnie się bałam. Miałam spojrzeć na jego ciało i potwierdzić, że to on. Miałam widzieć go martwego. Arona, który pokazał mi, że można żyć inaczej. Mimo iż spędziliśmy ze sobą niewiele czasu wskazał mi drogę, którą idzie i chciał żebym również nią szła.  
-Jesteś gotowa? - spytała kobieta ubrana na biało. Miała założone rękawiczki i wysunęła właśnie coś na wzór łóżka.  
Leżało na nim ciało zakryte jakimś materiałem czy folią. To nie było istotne.  
-Zróbmy to szybko. - powiedziałam.  
Powoli zaczęła odsuwać materiał. Najpierw moim oczom ukazały się ciemne włosy. Potem zamknięte oczy. Nos. I w końcu cała twarz.  
Stałam i patrzyłam. Wydawać się mogło, że śpi. Na jego twarzy nie widniał żaden grymas bólu czy zmartwienia jakim obdarował mnie ostatnim razem gdy byłam w Arieni. Nie było śladu strachu mimo że przed śmiercią skoczył z mostu. Był spokojny.  
Starałam się nie płakać, ale łzy same wyciskały mi się z oczu. Zaciskałam mocno zęby żeby powstrzymać ich nasilanie się, ale na nic to się zdało. Spojrzałam na kobietę porozumiewawczo. Wiedziała co ma zrobić. Zakryła jego twarz z powrotem.  
-Czy to on? - zapytał policjant stojący obok mnie.  
-Tak. - wydusiłam i wybiegłam z sali.  


Od tygodnia nie byłam w Arieni. Od tygodnia praktycznie nigdzie nie wychodziłam. Zostałam tylko przesłuchana przez policję. Powiedziałam im to co mogłam i po powrocie do domu zamknęłam się w swoim pokoju. Zupełnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Mogłam udać się do Arieni i zobaczyć czy Moli odnalazła Toma. Mogłam tam wrócić i zacząć działać. Ale jedyne na co było mnie stać to siedzenie przy oknie i wpatrywanie się w niebo.  
Przerażało mnie, że wszystko działo się tak szybko w moim życiu. Każdego dnia coś się zmieniało. Każdego dnia ktoś kogo znałam był narażony na śmierć. Miałam wyrzuty sumienia, że przeze mnie Aron zginął. Tak, to była moja wina. Na dachu za długo się wahałam przez co miał czas żeby wymyślić skok z mostu. Gdybym się tak nie zastanawiała i skoczyła od razu mógłby żyć dalej. Nie mogłam się z tym pogodzić.  
Obiecałam mu wprawdzie, że jeśli przeżyje to się nie poddam i znajdę rozwiązanie do mojego problemu. Obiecałam mu to, ale dlaczego nie miałam sił żeby tego dokonać? Dlaczego nie mogłam się zebrać i wstać? Jeszcze niedawno rozmyślałam nad tym, że po śmierci Michela tak bardzo się stoczyłam, że nie potrafiłam podnieść się i naprawić tego co uległo zniszczeniu. Jeszcze niedawno zrozumiałam, że popełniłam błąd użalając się nad sobą. A teraz? Teraz robiłam dokładnie to samo. Znowu siedziałam sama i nie chciałam wstać. Znowu spadałam w to miejsce, z którego ostatnio udało mi się wydostać. Mimo, że Aron nie był mi jakoś bardzo bliski. Tak naprawdę się nie znaliśmy. Ale jego śmierć odczułam tak jakby zginął ktoś kto odgrywał ważną rolę w moim życiu.  
Bałam się, że jeśli przeniosę się teraz do Arieni i mama zauważy moją nieobecność wpadnie w panikę. Pomyśli, że uciekłam, że chce znowu skoczyć... Cokolwiek pomyśli będzie zmartwiona. Ale nie mogę siedzieć cały czas w swoim pokoju pozwalając my kolejni arieńczycy giną.  
Przesunęłam się na łóżku żeby dosięgnąć do komody. Wysunęłam pierwszą szufladę i po omacku odnalazłam pierścień Arona. Podjęłam decyzję, że muszę przenieść się do Arieni żeby sprawdzić co dzieje się z Tomem i Moli. To wszystko co mogłam teraz zrobić.  

-Zabiłaś go! - w moją stronę biegła dziewczyna, którą wcześniej widziałam z Aronem.  
Nie miałam zamiaru zaprzeczać. Z pewnego punktu widzenia miała rację. Poza tym nie istniały żadne słowa, którymi mogłabym się bronić. Nawet jeśli takowe miałabym w zanadrzu i tak nie chciałabym ich użyć.  
-Zabiłaś go i potrafisz tu przyjść jakby nic się nie stało? - mimo że stała naprzeciw mnie nadal krzyczała. Miała prawo się złościć, a jedyne co mogłam to wysłuchać jej zarzutów.  
-Przepraszam. - szepnęłam.  
-To ty powinnaś tam zginąć!  
-Wiem.
Zacisnęła zęby. Próbowała powstrzymać łzy i było to doskonale widoczne. Musiał wiele dla niej znaczyć. Tym bardziej było mi przykro.  
-Oddaj jego pierścień komuś kto na to zasługuje i już tu nie wracaj!  
-Niestety nie mogę tego zrobić.  
-Co? - była wściekła, co wcale mnie nie zdziwiło.  
-Obiecałam coś Aronowi.  
-Przyczyniłaś się do jego śmierci i mówisz coś takiego?  
Opuściłam głowę nie wiedząc jakiej odpowiedzi udzielić. Nie miałam zamiaru mówić jej o tym, że to Aron wcisnął mi swój pierścień na palec. Stwierdziłaby, że próbuje się bronić, a nie chciałam tego robić.  
-Wynoś się stąd! - wrzasnęła jeszcze głośnej niż dotychczas.  
-Megan uspokój się. Śmierć Arona to był wypadek. - odezwał się ktoś inny.  
Stanął obok dziewczyny i patrzył na mnie z politowaniem. Nie widziałam go wcześniej, ale wyglądał na pozytywnego starszego pana, który gotowy jest stanąć w obronie każdego kto tego potrzebuje. Ale co do mnie się pomylił. Nie zasługiwałam żeby ktokolwiek się za mną wstawiał.  
-Jak możesz jej bronić? Przecież to było twoje dziecko!  
O mało nie padłam na ziemię po tym co usłyszałam. Stał przede mną ojciec Arona? Nie mogłam mu patrzeć w oczy. Nie mogłam!
-To nie wina Ali. Aron chciał jej pomóc i postąpił zgodnie ze swoimi przekonaniami.  
-To jest moja wina. - wydusiłam.  
-Wiedział co robi i jestem o tym przekonany. - przerwał na chwilę i spojrzał na Megan – Idź do domu.  
Bez sprzeciwu posłuchała jego słów i odwróciła się na pięcie. Chciałam zrobić to samo, ale mężczyzna złapał mnie za rękę.  
-Wiem co dzieję się w naszym świecie ludzi i wiem, że próbujesz temu zaradzić. Zrób co  twojej mocy, dla mojego syna. Pamiętaj, że nic nie dzieje się bez powodu.  

Całą drogę do wioski, w której mieszkał Tom rozmyślałam nad słowami mężczyzny. Czy sugerował on, że śmierć Arona miała znaczenie i była z góry zaplanowaną coś na znak przeznaczenia? Musiał bardzo w to wierzyć skoro tak spokojnie przyjmował śmierć swojego syna do wiadomości. Z mojego własnego doświadczenia wiem jak wygląda rodzić po stracie dziecka. Wiem, bo widziałam jak cierpią moi rodzice, rodzice Toma.  
Wyglądało to tak jakbym ja bardziej przejęła się tą sytuacją niż osoba znacznie bliższa Aronowi. Nie wiedzieć czemu bardzo mnie to smuciło.

Dodaj komentarz