Ucieczka cz.III

Obudziłam się rano całkiem wyspana, co było nowością. Nie pamiętam jak wróciłam ze świata Arieni, ale nie to było teraz ważne. Miałam do zrobienia dzisiaj ważną i smutną rzecz, której mimo to nie chciałam unikać.  
W szafie wisiał już przygotowany strój na dzisiejszy dzień. Czarna, prosta sukienka sięgająca do kostek. Do tego czarny szalik i czarny płaszcz. To kolory tego dnia. I może kilku następnych.  
Ubrałam się w wcześniej wybrane rzeczy i zeszłam do kuchni w celu poinformowania taty, że jestem gotowa. Nie musiałam używać żadnych kosmetyków, bo mojej twarzy nawet to nie pomoże. Przynajmniej nie potrzebowałam zbyt wiele czasu by się przygotować do wyjścia.  
Tata ubrał garnitur, co upewniło mnie, że jest poważny i nie zamierza wycofać się w ostatnim momencie.  
-Powinniśmy już jechać. Wstałaś w samą porę. - oznajmił i podał mi do ręki czerwoną różyczkę z czarną wstążką.  
-Dzięki. - odparłam.  
Pogrzeb Toma miał się odbyć w naszym miasteczku z racji tego, że tu się wychował i tutaj mieszka jego niemalże cała rodzina. Cieszyło mnie to, że nie musimy pokonywać dalekiej drogi, podczas której mój umysł mógłby zwariować.  
-Jesteś gotowa? - zapytał tata gdy ubierałam wygodne buty.  
Wiedziałam, że nie chodzi mu o to czy wszystko już mam, ale o mój stan psychiczny. Martwił się, że to może być dla mnie trudne. Pogrzeb Michela był ostatnim, na którym byłam. Zresztą nie można przyzwyczaić się do pogrzebu i nauczyć się je znosić.  
-Myślę, że tak. - odpowiedziałam i wyszłam na zewnątrz.  
Nie padało. Chmury były rzadsze i dopuszczały trochę słońca do tego smutnego miasta, które miały dziś pożegnać najlepszego przyjaciela mojego brata. Opuszczając głowę pośpiesznie zajęłam miejsce pasażera.  
Na miejsce dojechaliśmy już po kilku minutach. O dziwo nie było korków. Dzięki temu mój umysł nie zdążył się rozkręcić pod względem myślenia o dołujących sprawach. Coś tam się przez niego przebijało, ale starałam się na tym nie skupiać i po prostu przeżyć to wszystko bez płaczu. Wiedziałam jednak, że może się bez tego nie obyć.  
Na cmentarzu było już sporo osób. Niektórych znałam ze szkoły, innych z widzenia, a resztę widziałam po raz pierwszy. Wśród tych wszystkich ludzi dostrzegłam Moli, byłą dziewczynę Toma. Stała sama z opuszczoną głową w ręku trzymając coś co przypominało chusteczkę. Zrobiło mi się jej żal. Chciałam do niej podejść, ale co miałabym jej powiedzieć? Nie mogłam jej w żaden sposób pocieszyć. Mówienie, że wszystko będzie dobrze w takim przypadku jest bez sensu. Sama dobrze wiem, że to w takich chwilach nie działa. Nie działa nawet później.  
Stanęliśmy z tatą na uboczu. Nie chciałam mieszać się z rodziną i przyjaciółmi Toma. Nie liczyło się dla mnie ile osób zobaczy, że przyszłam. Moje sumienie było ważniejsze.  
Pogrzeb był długi i okropnie smutny. Zewsząd było słychać płacz nie tylko rodziców Toma, ale Moli i kilku innych ludzi. Zaciskałam zęby żeby nie pozwolić łzom spłynąć po moich zmarzniętych policzkach. Nie wiedzieć czemu chciałam być silna i się nie rozklejać. Mimo, że było to bardzo trudne dałam radę.  
Gdy kładłam różę na grobie Toma jego rodzice zauważyli mnie choć chciałam zrobić to najdyskretniej jak potrafiłam. W oczach kobiety zauważalna była wdzięczność, że mnie widzi. Skłoniłam się i wróciłam do taty.  
Po wszystkim chciałam jak najszybciej znaleźć się w aucie. Tata nie potrafił dotrzymać mi kroku. Niemal za mną biegł.  
-Ali! I tak to ja mam kluczyki! - krzyknął za mną gdy byliśmy już poza cmentarzem.  
Nie zatrzymałam się. Moje nogi same podążały naprzód. Przez cały czas nie płakałam. Nawet widząc rodziców Toma z bliska, ze smutkiem, cierpieniem na twarzy. Czułam jednak, że to tylko kwestia kilku sekund. Byłam jakoś przywiązana do Toma. Może przez jego relacje z Michelem, może przez ten wypadek. Nie wiem, ale rozpacz dopadła mnie właśnie teraz.  
-Otwórz! - wrzasnęłam gdy tata był już dość blisko.  
Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nic nie powiedział. Otworzył, a ja szybko wsunęłam się do środka i w tym samym momencie z moich oczu popłynęły łzy. Na szczęście tata o nic nie pytał, nie uspokajał mnie i nie patrzył w milczeniu. Po prostu jechał.  
-Mama też była. - oznajmił gdy podjechaliśmy pod dom.  
-Co?
-Widziałem ją pod koniec. Miała nawet wiązankę.  
Byłam kompletnie zdziwiona tą informacją. Pojechała tam? Może przemyślała swoje wczorajsze słowa i dotarło do niej, że śmierć Toma nie jest czymś dobrym. Postanowiłam jednak udawać, że nic o tym nie wiem. Gdyby chciała żebym wiedziała to zabrałaby się z nami. Chyba, że było jej wstyd po tym co powiedziała.  

W Arieni nadal było słonecznie, ale jakoś inaczej. Było spokojniej niż wczoraj, a w wiosce nie było większości osób. Przynajmniej takie miałam wrażenie. Zastanawiało mnie to gdzie mogli się podziać, ale nie była to najważniejsza kwestia, która mnie interesowała.  
-Cześć Ali. - powiedział ktoś gdy mnie mijał, ale nie zdążyłam zobaczyć kto to taki. Gdy się odwróciłam nikogo już nie było.  
Był to męski głos i jakoś znajomy, ale nie mogłam przypasować go do konkretnej osoby. Zresztą każdy mógł tu być tak samo jak ja. Więc istniała możliwość, że znajdzie się tutaj ktoś znajomy.  
-Ali... - tym razem głos rozpoznałam od razu.  
Przy moim boku stała tajemnicza dziewczyna z lasu, która uciekła przede mną gdy byłam tu po raz pierwszy.  
-Witaj. - odparłam przyglądając się jej uważnie.  
Chyba nie mogła być wcześniej człowiekiem. Nie umiała mówić dobrze w moim języki więc pewnie jest tutejsza.  
-Ci...się...tu...podoba? - zapytała z uśmiechem.  
Wzruszyłam ramionami. Co mogłam powiedzieć o miejscu, którego nie znałam? Nikt mi tak dokładnie nie wyjaśnił co tu się dzieje. Znałam podstawy podstaw. Jeśli mogę tak powiedzieć.  
-Trochę tu dziwnie. - wyznałam szczerze, co spowodowało uśmiech na jej twarzy.  
-Wiem.
Usiadłam na trawie krzyżując nogi. Ziemia była przyjemnie ciepła.  
-Jak masz na imię? - spytałam ciekawa.  
Usiadła naprzeciw mnie.  
-Elena.  
-Bardzo ładne imię.  
Jej uśmiech pogłębił się.  
-Jeśli...chcesz...dowiedzieć...się czegoś...pytaj.  
Skinęłam głową. Nie ukrywam, że parę spraw chciałabym wiedzieć. Nie wiedziałam jednak jak sformułować odpowiednie pytanie.  
-Nie za bardzo wiem od czego i jak zacząć.  
-Arieni...jest...specyficzne  
-Tak. Mężczyzna, którego imienia nie znam powiedział mi, że można tu kreować siebie, swoje życie. Jak?
-Nowy start. Tutaj...nie...ma...nienawiści. Możesz być...kim...chcesz.  
Było to trochę dziwne. Wiadomo przecież, że nie każdy ma szansę spełnić choć jedno marzenie. To trudne żeby w tym świecie być kim chce się być. Jest tyle przeszkód, których czasem nie można pokonać, które zamykają szansę na szczęście.  
-To niemożliwe żeby ludzie posiadali tylko dobre uczucia. Co ze smutkiem gdy ktoś bliski odchodzi? Albo ze złością gdy ktoś zrobi nam coś nieodpowiedniego?  
-Smutek...okazujemy...inaczej.  
-Jak?
Wstała i wyciągnęłam rękę w moim kierunku. Chwyciłam ją i stanęłam na nogi.  
-Chodź.  
Tak też zrobiłam. Miałam nadzieję, że dowiem się czegoś nowego. Wypełniało mnie przeczucie, że Elena chce pokazać mi coś bardzo ważnego więc nie mogłam się doczekać co to takiego.  
Szła przede mną kilka metrów. Co jakiś czas odwracała delikatnie głowę żeby sprawdzić czy wciąż za nią idę. Wyszłyśmy z wioski i szłyśmy w głąb lasu. Naprawdę zastanawiałam się dokąd zmierzamy. Las stawał się jaśniejszy mimo iż drzewa wcale nie były niższe czy rzadsze.  
Elena zatrzymała się w pewnym momencie i wskazała palcem na coś co znajdowało się przed nią. Pokazywała koniec ścieżki, a raczej to co na niej było.  
-Tam...jest...nasz...smutek. - powiedziała gdy podeszłam do niej bliżej.  
Bez wahania ruszyłam w tamtym kierunku chcąc zobaczyć co tam jest. Biło stamtąd jasne światło, które nie kojarzyło mi się ze smutkiem, ale z czymś innym.  
Gdy tyko dotarłam na koniec dróżki dostrzegłam, że jest tutaj furtka zrobiona z gałęzi i liści, przez której szczeliny wydostawały się te jasne promienie. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwiczki. Moim oczom ukazała się ogromna polana, na której stało równie olbrzymie drzewo. Byłam zdziwiona tym co wisiało przy jego gałęziach. Były to zdjęci przyczepione na sznurkach, jedne wyżej, inne niżej. Zdjęć było chyba kilka tysięcy, jak nie milionów. Teraz dopiero zrozumiałam co to za miejsce. Był to ich cmentarz. Dlatego Elena powiedziała, że tutaj jest ich smutek.  
Podeszłam do pierwszej gałęzi znajdującej się najbliżej mnie. Przyglądałam się zdjęciom, które ukazywały różne osoby. Ludzi z mojego świata i tutejszych mieszkańców. Łączyła je pewna cecha. Na wszystkich fotografiach widziałam uśmiech. Takich chcieli ich pamiętać. Było to całkiem normalne.  
Idąc dalej pewne zdjęcie przykuło moją uwagę. Była na nim pani Cylia. Miło było patrzeć na tą sympatyczną staruszkę, mimo że nie było jej wśród ludzi. Nie znałam do końca jej zamiarów co do mnie. Chciałabym wiedzieć czym kierowała się gdy ofiarowała mi swój pierścień. Musiała mieć ukryty cel skoro akurat wybrała mnie. Żałowałam, że nie dałam upustu swojej ciekawości gdy widziałam ją po raz ostatni. Może wyciągnęłabym z niej cokolwiek co mogłoby mi teraz pomóc lub nakierować na odpowiednią drogę. Niestety już nigdy nie dowiem się co siedziało w głowie pani Cyli i co takiego we mnie dostrzegła uznając, że zasługuję na pierścień.  
Nie miałam powodu żeby tkwić na polanie dłużej. Nikogo innego tu nie znałam więc postanowiłam, że wrócę do Eleny, która została na ścieżce.  
Gdy już prawie dotarłam do furtki mignęło mi przed oczami jakieś zdjęcie. Zatrzymałam się i spojrzałam na nie uważniej. Niemalże wrzasnęłam z zaskoczenia i niedowierzania po tym co zobaczyłam. Nie mogłam uwierzy, że to zdjęcie się tutaj znalazło. Był na nim Tom.  
-Elena! - krzyknęłam.  
Chciałam zapytać czy go znała. Czy Tom też tu był? Może właśnie chodziło mu o Arieni gdy pisał, że znalazł swój raj? Ale dlaczego go porzucił?  
-Co...się...stało? - usłyszałam pytanie Eleny, która pojawiła się obok mnie.  
Pokazałam jej zdjęcie.  
-Znasz go? - zapytałam ciekawa.  
Przytaknęła bez zastanowienia.  
-Czasem...przychodził. - wyznała.  
-Jak często?
Właściwie dlaczego mnie to interesowało? Po co były mi te informacje?
-Mieszkał...w innej...wiosce. - oznajmiła patrząc na mnie podejrzliwie.  
Położyła mi dłoń na ramieniu tak jakby chciała mnie pocieszyć albo uspokoić.  
-On...chyba...żyje. - dodała.  
Po jej ostatnich słowach moje myśli zaczęły wariować. Tom popełnia samobójstwo. Nikt nie wie dlaczego to zrobił. Ludzie twierdzą, że to przez traumę po wypadku. Potem pogrzeb. Widok jego rodziców pochylających się nad trumną. I słowa Elen. Tom chyba żyje... Tego było za wiele jak dla mnie.  

Może nie powinnam była zostawiać Elena tak bez słowa, ale ta sytuacja mnie przerosła. To nie mogło mieć miejsca. Elena musiała się mylić. Musiała nie wiedzieć o jego śmierci. Pewnie była zdziwiona widząc jego zdjęcie skoro nie miała pojęcia, że nie żyje. Tak, tak właśnie było. Tak musiało być. Przecież nic innego nie wchodziło w grę.  
-Ja zwariuje! - krzyknęłam i schowałam pierścionek do szuflady. Koniec na dzisiaj ze światem Arieni.  
W tym samym momencie do pokoju wbiegła Ann dziwnie na mnie patrząc.  
-Co ty tu robisz? - spytała.  
-To chyba ja powinnam o to zapytać.
Dziwiła mnie jej postawa. Dlaczego pytała o co takiego skoro jestem u siebie?
-Przed chwilą jeszcze cię tu nie było, ale usłyszałam twój głos i wróciłam. Już miałam wychodzić.  
Jej słowa kompletnie mnie zatkały. Jak mam się teraz wytłumaczyć z mojej nieobecności? Przecież nie istnieje logiczne wyjaśnienie. Pobyt w innym świecie nie ma w ogóle sensu.  
-Byłam tu przez cały czas. - oznajmiłam gdy tylko stwierdziłam, że kłamstwo będzie lepsze niż mówienie o Arieni.  
-To niemożliwe. - odezwała się siadając na łóżku.  
-Ann, lepiej powiedz mi po co przyszłaś. - zaproponowałam mając nadzieję, że pochwyci temat i zapomni o tym, że nie było mnie tu.  
Usiadłam obok niej czekając aż coś powie. Zwykle nie potrzebowała dużo czasu by to zrobić. Jej dłuższe milczenie oznaczało, że coś jest nie tak. Tylko w takiej sytuacji nie wiedziała co powiedzieć.  
-Co się dzieje? - zapytałam zachęcając ją do mówienia.  
Spojrzała na mnie smutno. W pierwszym momencie pomyślałam, że jej związek a Adamem się zakończy. Ale po chwili dostrzegłam, że smutek w jej oczach mówił coś zupełnie innego.  
-Przyszłam żeby o czymś cię poinformować. - wyznała, a jej głos był smutniejszy niż wzrok.  
-Mów proszę.  
Chwyciła moją rękę, ale nie żeby pocieszyć samą siebie, ale żeby wesprzeć mnie. Czułam to bardzo wyraźnie i zupełnie nie rozumiałam.  
-Ali, moi rodzie zdecydowali, że się przeprowadzamy do innego miasta.  
Poraziło mnie, ale przecież są pociągi, autobusy. Możemy do siebie jeździć i widywać się dość często. Tyle, że jej smutek mnie niepokoił. Coś się nie zgadzało.  
-Jak daleko? Pięćdziesiąt kilometrów, sto? - zapytałam chcąc usłyszeć którąś z podanych przeze mnie liczb.  
Ann jednak ku mojemu zdziwieniu pokręciła głową.  
-Obawiam się, że to bardzo daleko.  
Opuściłam głowę nie chcąc żeby Ann dostrzegła na mojej twarzy uczucia, które teraz mnie ogarniały. Nie chciałam pokazywać jak się z tym czuje, bo wiedziałam, że jej też nie jest łatwo. Potrzebowała mojego wsparcia, a nie moich łez, które bardzo chciały dać o sobie znać.  
-To niczego nie zmieni. - zapewniłam dobrze wiedząc jak relacje na odległość łatwo się rozsypują. Mimo to miałam nadzieję, że z naszą przyjaźnią będzie inaczej.
-Przepraszam, zostaniesz tu sama...
-Ach, przestań! Nie masz za co mnie przepraszać. Nikt nie mówił, że będziemy w tym samym miejscu do końca życia.  
-Ale potrzebujesz mnie, a ja ciebie.  
Ścisnęłam jej dłoń mocniej. Było mi tak źle, ale nie mogłam tego okazać.  
-Jasne, że cię potrzebuje. I to właśnie dlatego musimy być silne by to wszystko mogło przetrwać, rozumiesz?
-Boje się. - szepnęła.  
Nie widziałam Ann nigdy w takim stanie. Zawsze to ona była tą silną stroną naszej relacji. Tymczasem rozsypywała się na moich oczach, a moje słowa chyba do niej nie trafiały.  
-Nie ważne jak daleko będziesz mieszkać telefon mam sprawny, a poza tym istnieje możliwość dojazdu do siebie. Jedyne czego możesz się obawiać to czy twój pokój w nowym domu ci się spodoba, czy znajdziesz sobie jakiś przyjaciół i czy dasz radę być szczęśliwa.  
-Nie chce nowych przyjaciół! Nie chce być tam szczęśliwa!
Pacnęłam ją delikatnie w głowę przez to, że gadała takie głupoty.  
-Myślisz, że będę czuć się dobrze wiedząc, że jesteś tam sama? Będę okropnie rozpaczać więc jeśli tego nie chcesz to masz żyć dobrze.  
Żałowałam, że przez to jaka byłam słaba po śmierci Michela, że nie potrafiłam się podnieść straciłam lata przyjaźni z Ann. Oczywiście była przy mnie, ale nie mogłam nic jej dać, nie mogłam być jej przyjaciółką taką jaką powinnam być. Teraz nie ważne jak bardzo bym się starała nie nadrobię straconego czasu. I nie tylko ja o tym wiedziałam. Ann też zdawała sobie z tego sprawę. Wiele rzeczy nie udało nam się razem zrobić i pewnie już się nam to nie uda. Tego nie da się ukryć.  
-Ali, ja nie wiem jak powiedzieć o tym Adamowi. - wyznała kładąc się.  
Myślałam, że jego wcześniej poinformowała. Nie miałam pojęcia co jej poradzić.  
-Po prostu mu powiedz.  
-Myślisz, że zrozumie?
-Znam go trochę i wiem, że na pewno cię wesprze. - zapewniłam.  
Miałam nadzieję, że właśnie tak się zachowa, a jeśli nie to bardzo mnie to zdziwi. Adam zawsze wspierał Ann najlepiej jak potrafił. Ich związek był dla mnie idealny i bardzo się cieszyłam, że mają takie szczęście.  
-A jeśli mnie zostawi?
-Przestań tak myśleć. A jeżeli to zrobi to przekonasz się jaki jest naprawdę.  
To było najlepsze co mogłam powiedzieć. Nic innego nie przychodziło mi do głowy. Z tego powodu było mi przykro. Nie mogłam jej pomóc w pełni...
-Ali, obiecaj mi, że nic nas nie rozdzieli.  
-Obiecuje!  
-Może przekonam rodziców żeby mnie tu zostawili.  
-Ann, twoje miejsce jest z rodziną.  
-Ty jesteś moją rodziną.  
Położyłam się obok niej tak żeby nie mogła widzieć mojej twarzy. Wiedziałam, że dłużej nie ukryje swoich emocji. Smutek wyciskał się ze mnie z taką siłą, że aż odczuwałam fizyczny ból. Szkoda, że Ann nie może przenieść się do Arieni. Mogłybyśmy widywać się tak często jakbyśmy mogły.  
-Teraz ty mi coś obiecaj. - zaczęłam.  
-Co takiego?
-Obiecaj mi, że będziesz tam szczęśliwa i nie zamkniesz się w pokoju unikając życia.  
-Obiecuje! - zapewniła bez wahania co mnie trochę uspokoiło.  
Ann została u mnie do późna wspominając chwile spędzone ze mną i z Adamem. Brzmiało to tak jakbyśmy miały już się nie zobaczyć. Brzmiało to jak pożegnanie.  
Później Ann miała w planach odwiedzić swojego chłopaka i szczerze z nim porozmawiać. Trzymałam kciuki żeby udało im się jakoś to rozwiązać i zaplanować jak to będzie wyglądać za jakiś czas gdy Ann wyjedzie. Miałam ogromną nadzieję, że spróbują utrzymać ten związek walcząc o niego. Nie zniosłabym tego gdyby się poddali.  
Podczas pobytu mojej przyjaciółki w moim domu zapomniałam o tym czego dowiedziałam się od Eleny. Ale gdy tylko zostałam sama mój umysł przywołał obraz zdjęcia Toma na drzewie, które służyło do upamiętnienia zmarłych. Byłam okropnie zdziwiona, że jego zdjęci znalazło się właśnie tam. Oznaczało to, że bywał w świecie Arieni. Szkoda, że nie mogłam go tam spotkać i z nim pogadać. Jednak po słowach Eleny miałam mętlik w głowie. Czy naprawdę nie wiedziała o jego śmierci? Czy może jednak jakimś cudem Tom żył i miał się dobrze? Ale przecież znaleziono jego ciało, potwierdzono, że to on! Byłam na jego pogrzebie... Czy jeśli istniał sposób by żyć w Arieni, a umrzeć w rzeczywistości Tom zrobiłby coś takiego swoim rodzicom? Wiedział co działo się z moimi po śmierci Michela. Widział jak bardzo cierpią. Więc czy po tym wszystkim mógł podjąć taką decyzję? Jeśli to prawda to jak może żyć dalej wiedząc, że jego rodzice rozpaczają? Jak?
Muszę się tego dowiedzieć. Muszę sprawdzić czy Tom żyje w Arieni jak gdyby nic się nie stało. Jeśli tak jest to nie będę w stanie go zrozumieć. Nie będę mogła pojąć, że świadomie zadał ból swoim rodzicom i odszedł w inne miejsce. Będzie przegrany w moich oczach. Będzie kimś kogo skreślę.  
Przeniosłam się do Arieni zaraz po moich rozmyślaniach. Nie miałam czasu do stracenia. Pierwszą rzeczą jaką muszę zrobić to odnaleźć Elenę i zapytać o co jej wtedy chodziło. Powinnam była to zrobić od razy gdy wyznała, że Tom chyba żyje. Nie panowałam jednak nad swoimi emocjami i ściągnęłam pierścionek spontanicznie bez przemyślenia.  
-Ali! Jak dobrze cię wiedzieć. - przy wejściu do miasteczka przywitał mnie tajemniczy mężczyzna, którego już znałam. Jego imię nadal pozostawało dla mnie zagadką.  
-Gdzie Elena? - zapytałam pomijając zwroty grzecznościowe.  
Zdziwił się.  
-Dlaczego jej szukasz?
-Czy to istotne?
Westchnął.  
-Po co przychodzisz skoro targają tobą negatywne emocje?  
-To miejsca ma uspokajać, prawda? Muszę znaleźć Elenę.  
-Jeśli będziesz się tak zachowywać miejscowi cię wyrzucą.  
Ominęłam go. Postanowiłam znaleźć ją na własną rękę. Nie miałam ochoty słuchać kazań na temat mojego zachowania. Ciekawe jak on by się czuł gdyby wiedział to co ja.
Nie miałam pojęcia gdzie mogę jej szukać. Nie znałam tu większości miejsc, do których mogłaby pójść. Nie wiedziałam też gdzie mieszka. A poza tym Elena mogła gdzieś pójść, poza miasto. Nie musiała przecież przesiadywać tu całymi dniami.  
Może też powinnam wyjść z wioski i poszukać jej w środku lasu? Może poszła na spacer i dlatego jej nie ma?  
-Ty jesteś Ali, prawda? - usłyszałam pytanie zza pleców.  
Odwróciłam się i ujrzałam chłopaka na oko w moim wieku. Był wyższy o głowę i był całkiem dobrze zbudowany. Patrzył na mnie pięknymi, czarnymi oczami poprawiając równie czarne włosy, które sterczały we wszystkie strony.  
-Znasz Elenę? - zapytałam niecierpliwie.  
Uśmiechnął się dziwnie. Pewnie chciał wdać się ze mną w pogaduszki, ale nie miałam na to czasu. Sprawa Toma musiała być jak najszybciej rozwiązana. Choć zupełnie nie wiedziałam skąd bierze się mój pośpiech.  
-A jeśli znam?  
-Widziałeś ją? Wiesz gdzie jest?
Pokręcił przecząco głową. Westchnęłam ciężko i już chciałam iść dalej, ale złapał mnie za nadgarstek. Zatrzymał mnie, ale po co?
-Nie możesz poczekać na nią tutaj?  
-Jest coś o co muszę zapytać. To bardzo ważne.  
-Hmm, jakaś zagadka do rozwiązania?  
Wyrwałam dłoń z jego uścisku dając mu do zrozumienia, że ma się nie wtrącać.  
-Tyle w tobie złych emocji. - stwierdził uważnie mi się przyglądając.  
Już słyszałam coś podobnego. Następny stróż prawa Arieni?  
-Jeśli nie znajdę Eleny to będą jeszcze gorsze. - oznajmiłam.  
Zaśmiał się czym całkowicie mnie zaskoczył. Nie było powodu do śmiechu. Moje słowa ani trochę nie były zabawne.  
-Spokojnie Ali. Najlepiej zrobisz jak poczekasz tutaj. Elena chodzi różnymi ścieżkami. Co będzie jak się zgubisz?  
-Ściągnę pierścień, wrócę do domu, a potem znowu tutaj.  
Spoważniał. Chyba powiedziałam coś nie tak.  
-To najgłupsza rzecz jaką można zrobić. Nie powinno się wariować z przemieszczaniem. Możesz utknąć pomiędzy światami, a stamtąd nie ma wyjścia.  
Przestraszyłam się taką wizją. Utknąć w czymś co było tylko pustką? To musi być okropne.  
-Nikt mi o tym nie powiedział. - wyznałam chcąc się wytłumaczyć z braku wiedzy.  
-Informacji jest zbyt dużo by poznać je wszystkie w trzy dni.  
-A ty je znasz?  
-Po części.  
Zrezygnowana usiadłam na jednej z ławek. Chłopak miał rację. Powinnam poczekać tutaj i nie ryzykować.  
-Chciałabyś się czegoś dowiedzieć? - zapytał siadając obok mnie.  
Wzruszyłam ramionami. Nie mogłam o nic zapytać bo nic nie wiedziałam. Nie miałam podstaw do pytań. Nie znałam tego świata. Nie mam pojęcia jak funkcjonuje i co tu dokładnie się dzieję.  
-Nie wiem. - odpowiedziałam.  
-Nie wiesz? Pojawiasz się w nieznanym miejscu i nie wiesz o co zapytać?  
Przytaknęłam mając wrażenie, że myśli o mnie jak o jakieś głupiej dziewczynie, która nic nie wie.  
-Mam dziwne odczucie, że ten świat wcale nie jest taki idealny jak go opisują. - odparłam szczerze.  
Miałam wrażenie, dziwne wrażenie, że dzieję się tu coś co nie powinno mieć miejsca. Tak jakby ukrywano tu coś złego. Przecież to miejsce nie mogło nie mieć wad. Musiały istnieć jakieś niedoskonałości, których albo nikt nie widział albo nie chciał dostrzec.  
-Masz coś konkretnego na myśli?  
-To tylko przeczucie.
-Ach! Kobieca intuicja.  
Prychnęłam.  
-Może wcale nie jestem tu po to by odnaleźć swoje miejsce, ale po to by odkryć co tu naprawdę się wyprawia? - spytałam sama siebie.  
Znów się zaśmiał. Musiałam go śmieszyć i to do łez.  
-To nie film. Bohaterką książki też nie jesteś.  
-Przez Arieni miesza mi się w głowie.  
-A to nie naturalne u ciebie?  
Spojrzałam na niego. Jeśli próbował mnie rozśmieszyć to niepotrzebnie tracił czas. Faceci i te ich głupie tekściki, które nie wiadomo po co wychodzą z ich ust. Potrafią tylko irytować i sprawiać, że chce się uciekać. W moim przypadku tak było.  
-Możesz już sobie iść?  
Pokręcił przecząco głową. W tym samym momencie podeszła do nas jakaś dziewczyna. Wysoka blondynka i dużą ilością różu na policzkach. Patrzyła na mojego towarzysza tak jakby chciała go zjeść czy coś w tym stylu.  
-Aron, przejdziemy się gdzieś? - zapytała mrugając powiekami w zawrotnym tempie.  
Zerknęła na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chyba nie podobało jej się, że tu siedzę. I niby wszyscy są pozytywnie nastawieni do siebie?  
-Pomagam nowej wdrożyć się w zasady tu panujące. - odpowiedział jej grzecznie i z uśmiechem.  
Dziewczyna posmutniała i doskonale widziałam to w jej oczach. Tu nie ma smutku i nienawiści? Chyba tak mi powiedziano na początku. Jak na razie widzę coś zupełnie innego.  
-Zostawmy to na później, a teraz potowarzysz damie w spacerze. I tak mam coś do załatwienia z Eleną. - odezwałam się i wstałam.  
-Jest przy wejściu. - poinformowała mnie dziewczyna z uśmiechem.  
Chyba była mi wdzięczna. Aron chyba nie bardzo cieszył się z mojego pomysłu. Posłałam mu na koniec wrogie i przenikliwe spojrzenie i pobiegłam do bramy.  
-Elena! - krzyknęłam gdy tylko ją zobaczyłam.  
Stała z jakimiś kobietami, które o czymś rozmawiały. Po sposobie gestykulowania stwierdziłam, że była to dość poważna wymiana zdań.  
Dziewczyna odmachała mi po czym skłoniła się w stronę swojego towarzystwa. Zaraz potem ruszyła w moim kierunku z dziwnym wyrazem twarzy.  
-Podobno mnie szukałaś. - odezwała się.  
Byłam zaskoczona. Jej głos, wymowa były zupełnie normalne. Jeszcze niedawno nie potrafiła płynnie wypowiedzieć jednego, krótkiego zdania.  
-Twoja wymowa...- zaczęłam.  
-Rada światła naprawiła moją mowę. - wyjaśniła choć i tak nie wiedziałam o co chodzi i kim jest ta cała rada.  
-To świetnie. - oznajmiłam czując ulgę, że będzie łatwiej się z nią dogadać. Wcześniej moja cierpliwość była wystawiana na próbę i to porządnie.  
-Czemu mnie szukałaś? - zapytała odsuwając się od kobiet, z którymi wcześniej stała. Chyba z jakiegoś powodu nie chciała żeby nas słyszano. Myślałam, że panuje tu bezkresne zaufanie.  
-Pamiętasz zdjęcie chłopaka, które pokazałam ci na drzewie upamiętnienia?  
-Zaskoczyłam cię tym, że on chyba żyje?  
Skinęłam głową widząc, że nie wie o co mi chodzi. No tak, tak jak myślałam Elena nie wiedziała o śmierci Toma w rzeczywistości.  
-W moim świecie on popełnił samobójstwo. - wyznałam.  
Elena przyłożyła rękę do ust. Była kompletnie zdziwiona moimi słowami. Oznaczało to, że Tom wcale nie musi tu żyć. Po prostu widziała go tutaj przed jego śmiercią i myślała, że nadal żyje.  
-To niemożliwe.  
-Muszę się dowiedzieć czy on naprawdę nadal tu jest czy po prostu widziałaś go zanim umarł.  
-Wczoraj tu chyba był. Przed twoim przyjściem pojawił się w wiosce.  
Poraziło mnie. A jednak!  
-Skąd on jest? - zapytałam chcąc jak najszybciej tam iść.  
-To niedaleko stąd. Musisz wyjść z miasta południową bramą i iść przez las. Cały czas przed siebie. Potem znajdziesz się na rozwidleniu. Musisz iść w prawo. - wytłumaczyła mi.  
-Dziękuje!  
Nie czekając dłużej rzuciłam się biegiem w stronę, którą wskazała mi Elena. Skoro wiedziałam, że Tom tu jest nie mogłam nie pójść do niego i powiedzieć mu co o nim myślę. Buzowało we mnie wiele emocji i wcale nie należały do przyjemnych. Prościej mówiąc nie zamierzałam przebierać w słowach gdy go spotkam.  
Mimo słabej kondycji cały czas biegłam. Chęć bycia na miejscu była silniejsza od świadomości, że mój oddech staje się cięższy i robi mi się słabo. Nie mogłam przestać biec. Nie mogłam pozwolić na to żeby gdzieś uciekł.  
Tak jak mówiła Elena na rozwidleniu skręciłam w prawo. O dziwo nie zostało mi wiele drogi do przebycia. Do wioski trafiłam praktycznie po chwili. Było to raczej miasteczko. O wiele większe i zmodernizowane niż to, w którym ostatnio przebywałam.  
Domy były murowane i niemal podobne do domków, które widywałam w moim świecie. Mieli tu nawet chodniki i ulice. Ulice, po których nie jeździł żaden samochód.  
Widok tego miejsca sprawił, że straciłam pewność o odnalezieniu Toma tak szybko jak chciałam. Mógł być wszędzie, gdziekolwiek. Przerażała mnie ta myśl. Postanowiłam więc, że nie będę się ociągać i od razu wezmę się za poszukiwania. Najlepszym pomysłem jaki przychodził mi do głowy było podejście do kogokolwiek i zapytanie czy znają Toma. Może trafi się ktoś kto zna miejsce jego pobytu i wskaże mi drogę.  
-Przepraszam, czy zna pani Toma Ryeli? - zapytałam staruszki akurat przechodzącej obok mnie.  
Pokręciła przecząco głową i poszła dalej. Niezły początek, nie ma co. Może coś innego będzie bardziej skuteczniejszego niż pytanie każdego po kolei?  
Stanęłam na środku niewielkiego placu.  
-Szukam Toma Ryeli! Czy ktoś wie gdzie jest! - wrzasnęłam i nagle ruch wokół mnie ustał.  
Wszyscy bez wyjątku zatrzymali się i patrzyli na mnie ze zdziwieniem. Uwaga zwrócona prawidłowo. Teraz tylko czekać aż znajdzie się osoba, która mi pomoże. Nic jednak się nie działo. Nikt nie pochodził. Tylko stali i wlepiali we mnie swoje spojrzenia.  
-Tom Ryeli, muszę go znaleźć! - krzyknęłam tym razem jeszcze głośniej.  
Nic, cisza. Na pewno go znali. Na pewno wiedzieli doskonale gdzie teraz jest. To niemożliwe żeby nikt tutaj nie wiedział o jego istnieniu. Chronili go? Przed czym?  
-Ryeli! - moje gardło pracowało na najwyższych obrotach, a i tak nie przynosiło to zamierzonego skutku.  
-Tu jestem! - usłyszałam. Głos dobiegał gdzieś z tłumu stojącego przede mną.  
-Za mną! - rozkazałam i odwróciłam się w stronę lasu. Nie miałam zamiaru rozmawiać z nim przu świadkach. Nie znieśliby moich słów.  
Szłam przed siebie napędzana gniewem i smutkiem jednocześnie. Chciało mi się płakać i krzyczeć. Chciałam uciec do domu, ale i zostać i dowiedzieć się czym się kierował podejmując tą bezmyślną, idiotyczną, egoistyczną decyzję.  
Chciałam znać jego opinie na ten temat. Chciałam wiedzieć co o tym myślał i jak się z tym czuł. Chciałam wiedzieć jak to jest świadomie skazać bliskich na żałobę tylko dlatego żeby ulżyć sobie. Musiałam się dowiedzieć dlaczego tamtego dnia myślał tylko o sobie. Musiałam usłyszeć jego wytłumaczenie, które i tak jest pozbawione sensu. Ale tylko wtedy będę mogła wydać na niego swój własny, sprawiedliwy wyrok.  
-Nie wiedziałem, że też znasz Arieni. - odezwał się gdy byliśmy już w środku lasu.  
Nadal stałam do niego tyłem zaciskając pięści. Jego głos był tak beztroski. Tak jakby nie zrobił niczego złego. Tak jakby tamto życie nigdy nie istniało.  
-Od dawna tu jesteś?  
-Ty tchórzu. - przemówiłam.  
Czułam jak moje słowa nasączone są nienawiścią. Nigdy nie odczuwałam czegoś takiego. Nie miałam powodu by kogokolwiek nienawidzić. Zawsze starałam się oceniać ludzi w pozytywny sposób, ale tym razem nie mogłam się powstrzymać.  
-Ali...
-Ty egoisto. - przerwałam mu.  
Nie mogłam się odwrócić choć bardzo chciałam to zrobić. Chciałam żeby zobaczył jakimi darzę go teraz uczuciami. Chciałam żeby widział moją złość.  
-Wszystko w porządku? - zapytał co zupełnie mnie zdenerwowało.  
Jak mógł pytać o coś takiego? Jak mógł pozwolić sobie na nutkę zmartwienia w głosie skoro nie obchodziło go to czy ktoś będzie po nim płakał czy nie?
-Jesteś zadowolony? Jesteś szczęśliwy pomimo tego co zrobiłeś?  
-Myślałem, że wybaczyłaś mi wypadek...
On nawet udawał, że nie wie o czym mówię. Odwróciłam się do niego chcąc zobaczyć jego wyraz twarzy. Od dnia pogrzebu Michela nie zmienił się.  
-Jak mogłeś tak po prostu odejść zostawiając wszystkich w rozpaczy? Jak mogłeś nie myśleć o innych w takim momencie! Jesteś okropnym tchórzem! Jesteś egoistą! Jesteś nikim w moich oczach, rozumiesz? - wrzeszczałam zupełnie nie przejmując się tym, że głos zaraz mi wysiądzie.  
Tom patrzył na mnie sparaliżowany. Przyglądał mi się uważnie tak jakby widział mnie po raz pierwszy.  
-Pytam się czy jesteś zadowolony!? Do jasnej cholery, podoba ci się takie życie?  
-Ali, o czym ty mówisz?
-Skoczyłeś i przestałeś czuć ból. Ale tylko ty poczułeś się lepiej! Wszyscy inni stali nad twoją trumną i nie wytrzymywali cierpienia. Twoi rodzice, Moli... - przerwałam żeby otrzeć łzy, które pojawiły się nie wiadomo skąd. - Dlaczego po prostu nie umarłeś? Dlaczego zamiast tego przeniosłeś się tutaj?  
Tom upadł na kolana, a na jego twarzy dominowało niedowierzanie. Nie próbował mi się nawet wytłumaczyć. Nic nie mówił.  
-Ja nie żyje? - zapytał.  
O co on właśnie mnie zapytał? Czy aby na pewno słyszałam dobrze?
-Zabiłeś się zostawiając bliskich w smutku, a ty się pytasz czy nie żyjesz? Myślisz, że to temat do żartów?
-Za...zabiłem się? - te pytania wcale nie były kierowane do mnie. On pytał samego siebie.  
Jego zachowanie mnie zastanawiało. Zachowywał się jakoś dziwnie. Tak jakby nic nie wiedział o popełnionym przez siebie samobójstwie. Czy...
-Tom, dlaczego udajesz, że nie wiesz? - zapytałam nieco spokojniej.  
-To dlatego nie mogę się stąd wydostać. - oznajmił ściągając pierścień z palca.  
Nadal tu był. Nadal klęczał na trawie, a w ręku trzymał pierścień. Nie miał go na palcu, a ciągle tkwił w Arieni.  
-Nie żyjesz więc nie możesz wrócić. - odparłam.  
-Ale ja się nie zabiłem...
-Tom, byłam na twoim pogrzebie. Co ty mówisz?
Spojrzał na mnie, a w oczach miał łzy.  
-Myślisz, że mógłbym zrobić coś takiego swoim rodzicom?
-Zrobiłeś.  
Pokręcił przecząco głową.  
-Ali, dopiero co oświadczyłem się Moli...
Zatkało mnie. Tom oświadczył się Moli? Dlaczego więc odebrał sobie życie po czymś tak wspaniałym? Nie wątpię, że się zgodziła.  
-Tom...więc co się stało?
-On mnie zabił...

1 komentarz

 
  • Użytkownik Okolonocny

    Dałem rade na dwa razy. Mam nadzieję, że planujesz kontynuację, bo inaczej będe miał temat do rozmyślań na całe lata ;)

    2 gru 2016