Nie wspominałam Aronowi o tym co się dzieje. Nie wiedziałam czy można było mu ufać. Mimo tego, że okazał się inny niż myślałam nie chciałam mówić mu o komplikacjach jakie się pojawiły. Nie musiał tego wiedzieć. Przynajmniej teraz nie miałam zamiaru się z nim tym dzielić.
Nie powiedziałam mu też o moich obawach co do powrotu do domu. Kilka razy pytał mnie dlaczego jeszcze nie wracam. Przypomniał mi, że nie powinnam tu tyle przebywać. Sam zniknął po jakimś czasie i zostałam sama zastanawiając się co mam robić.
Gdy minęła kolejna godzina postanowiłam, że czas zaryzykować i spróbować wrócić. Intensywnie myślałam o swoim pokoju, o rodzicach siedzących w salonie. O tym, że pewnie nie rozmawiają tylko wpatrują się w telewizor pochłonięci innymi myślami. Ściągnęłam pierścień...
KOLEJNE SAMOBÓJSTWO ?
~Wczoraj około dziesiątej wieczorem znaleziono zwłoki młodej dziewczyny. Wstępne oględziny i sekcja wykluczyły obecność środków odurzających we krwi. Najprawdopodobniej było to samobójstwo. Po sprawdzeniu budynku pod którym leżało ciało okazało się, że na dachu znajdowały się rzeczy nastolatki. Potwierdzili to jej rodzice.
To już drugie samobójstwo popełnione w ten sposób. Różniły się tylko miejsce i miasto. Poza tym pojawiły się informacje, że w obu sprawach zabezpieczone te same odciski palców, których jeszcze nie zidentyfikowano. Czy to ma związek z śmiercią tych młodych ludzi?~
-Nie chcę czytać dalej. - oznajmiła Ann odkładając gazetę na stół.
Adam siedział obok niej i obejmował ją ramieniem. Ann była przygnębiona tą wiadomością. Nie odczuwała innych emocji, bo po prostu była w szoku. Te informacje nie chciały do niej dotrzeć mimo iż były prawdą.
-Nikt się tego nie spodziewał. - stwierdził Adam nie wiedząc co tak naprawdę ma powiedzieć.
Wiedział pewnie, że żadne słowa nie staną się ukojeniem. Mówienie, że będzie dobrze nawet nie wchodziło w grę. Ann straciła bliską osobę i żadne słowa nie były w stanie tego naprawić.
-Miałam z nią spędzić jeszcze tyle czasu. - szepnęła i schowała twarz w dłonie.
Nie płakała. Przepłakała cały poranek gdy tylko dotarła do niej ta wiadomość. Teraz była już bezsilna.
-Ann...
Nie tylko ona była bezradna. Jej chłopak również to odczuwał. Co mógł zrobić by jego dziewczyna poczuła się lepiej? Mocniej przytulić? Powiedzieć, że tak miało być? Czy po prostu milczeć mając nadzieję, że to najlepsze wyjście z możliwych?
-Rozmawiałaś z jej rodzicami? - zapytał nieśmiało.
Nie był pewien czy powinien poruszać ten temat.
-Dostałam tylko smsa od jej mamy. Nie wiem czy chcę tam teraz dzwonić. - wyznała wzdychając smutno.
-Myślę, że potrzebują teraz wsparcia.
Ann zerwała się na równe nogi i spojrzała na Adama.
-Wsparcia? Ostatnimi czasy w ogóle się nią nie przejmowali, nie rozmawiali! Zapomnieli o jej istnieniu przez inne problemy! Ja byłam jej rodziną! To ja potrzebuje wsparcia!
Skąd brał się w niej ten gniew? Było zrozumiałe, że Ann ponoszą emocję w związku z tą sprawą. Nie potrafiła normalnie reagować na pewne rzeczy. Jej reakcje przesiąknięte były emocjami i miała prawo je wyrażać.
-Uspokój się. - powiedział i przyciągnął ją do siebie. - Mimo wszystko to jej rodzice.
Usiadła mu na kolanach i wtuliła się w niego jak małe, bezbronne dziecko.
-Masz racje. To jej rodzice...
-Nie możesz nic zrobić prócz tego żeby wspominać ją jak najlepiej potrafisz. Zasłużyła na to.
Adam miał rację. Vinni była dobrą osobą i należała jej się pamięć. Poza tym była przyjaciółką Ann od bardzo dawna. Mimo to nie znałam jej za dobrze. Spotkałyśmy się kilka razy, ale to z opowiadań Ann znałam ją lepiej. Wiedziałam ile znaczy na mojej przyjaciółki i ile teraz straciła.
-Kiedy pogrzeb? - zapytałam.
Miałam zamiar iść z nią tam. Tak jak ona poszła ze mną na pogrzeb mojego brata. Chciałam z nią być tak jak ona ze mną w każdą rocznicę jego śmierci.
-Nie wiem. - odpowiedziała.
Śmierć Vinni była podejrzana i obawiałam się, że miała związek z Arieni. Ale czy Vinni miała pierścionek? Tego nie wiedziałam. Jednak informacja, że w obu przypadkach odkryto te same odciski palców bardzo mnie niepokoił. Znajomy pani Cyli nie miał chyba zamiaru przestać i działał dalej w czasie, w którym przebywałam w tamtym świecie.
Nie wiem też jakim cudem udało mi się trafić z powrotem do mojego domu po ściągnięciu pierścionka. Może myślenie o swoim otoczeniu było kluczem?
-Ali, nie musisz tutaj siedzieć. - powiedziała Ann patrząc na mnie.
-Nie muszę, ale chce. - odparłam takim tonem żeby to do niej dotarło.
Ciągle kazała nam sobie iść. Mówiła, że niepotrzebnie psujemy sobie humory jej towarzystwem. Nie wiem jak mogła w ogóle tak pomyśleć. Ani ja, ani Adam nie zamierzaliśmy zostawiać jej samej. Z jednego powodu. Gdyby została sama załamałaby się kompletnie i jutro byłaby nie do poznania. Ann jest twarda przy nas i dobrze to wiem. Jednak zostawiając ją z tym samą dalibyśmy jej pozwolenie do stoczenia się. Wiedziałam jak to jest i nie miałam zamiaru jej na to skazywać.
-Może się prześpisz? - zaproponował Adam.
Ann poszła się położyć nawet nie protestując, a ja i Adam zostaliśmy w kuchni.
-To wszystko jest podejrzane. - powiedział i podszedł do okna.
-Co masz na myśli? - spytałam.
-To powiązanie z innym samobójstwem. Czy to nie dziwne? Vinni nie miała żadnych wrogów i cieszyła się życiem. Czemu musiało trafić na nią?
Nie mogłam powiedzieć mu o swoich przypuszczeniach. Nikt nie dał mi zakazu, że nie mogę mówić o Arieni. Miałam jednak wrażenie, że nie powinnam o tym wspominać. Adam pewnie i tak by mi nie uwierzył. Pomyślałby, że zwariowałam.
-Może miała jakiś problem, o którym nie chciała mówić. A jeśli istnieje prawdopodobieństwo, że to było morderstwo nie musi to oznaczać, że miała wrogów. To mógł być przypadek. - stwierdziłam.
-Jej śmierć to przypadek?
-Nie wiem. Jak na razie nic nie wiadomo.
-Myślisz, że śledztwo coś da? - zapytał.
-Zrobią co mogą.
Westchnął ciężko.
-Mam wrażenie, że niczego nie znajdą.
-Czemu masz takie nastawienie?
Sama miałam wątpliwości, że ta sprawa zostanie rozwiązana. Pewnie zamkną ją dość szybko i stwierdzą, że to samobójstwo. Nie chciałam jednak od razu się na to nastawiać.
Najgorsze jest to, że mimo wiedzy kogo podejrzewam o tą zbrodnię nie mogę tego zgłosić. Policja uznałaby, że jestem niepoczytalna.
-Ali, wiadomo jak jest. Będą udawać, że coś robią, że mają trop, a potem zamkną śledztwo. - odparł wracając na miejsce przy stole.
-Trzeba czekać.
Zastanawiało mnie czy Vinni trafiła do Arieni czy po prostu zginęła. Jeśli przeniosła się do tamtego świata mogłabym ją znaleźć i porozmawiać. Może zyskałabym sojusznika w Arieni. Na Toma jak na razie nie miałam co liczyć.
-Na co? Nie ważne ile to potrwa Vinni już nie wróci.
-Masz rację, ale myślę, że dla jej rodziny i Ann ważna jest prawda. Chcieliby wiedzieć co tak naprawdę się stało.
-Uważam, że są plusy przeprowadzki Ann. - wyznał co trochę mnie zdziwiło.
-Co masz na myśli?
-Będzie z dala od całej tej sprawy i zamieszania.
Do końca nie mogłam się z tym zgodzić. Fakt, że wyjazd Ann pozwoli jej się oderwać od tego wszystkiego, ale nie oznacza to, że nie będzie o tym myśleć. To niemożliwe. Nie ważne jak daleko by wyjechała ta sprawa będzie jej towarzyszyć przez długi czas.
-Tak naprawdę gdy Ann powiedziała mi, że jej przyjaciółka nie żyje pomyślałem o tobie. Mimo, że zginął ktoś jej bliski to czuję ulgę, że to nie ty. - powiedział nagle i aż mnie zamurowało.
W sumie nie miałam co się dziwić. Znał moją sytuację. Znał mój stan psychiczny. Pewnie przyszłam mu na myśl tylko dlatego, że przytrafiło mi się trochę przykrości w życiu. Dlaczego miałby myśleć o Vinni skoro była szczęśliwym człowiekiem?
-Wiem, że będzie ci trudno po wyjeździe Ann więc proszę nie pakuj się w żadne kłopoty. - dodał.
Nie pakować się w kłopoty. Chyba już trochę na to za późno. O mało co nie zniknęłam z powierzchni ziemi. Ale Adam nie musi o tym wiedzieć.
-Ostatnio zbyt wiele osób odchodzi z tego świata. Nie chce do nich dołączyć przed wcześnie.
Miałam nadzieję, że to go uspokoi. I mnie przy okazji też.
-Ann mówiła mi o Tomie. To z jego śmiercią łączą śmierć Vinni, prawda?
Przytaknęłam.
-Zginęli w podobnych okolicznościach.
-On mógł mieć powód do takiej decyzji w porównaniu do Vinni.
-Nie miał.
Adam spojrzał na mnie zdziwiony.
-A wypadek?
-To była przeszłość, od której się uwolnił. Miał zacząć żyć na nowo.
Było mi smutno mówiąc te słowa. Było mi smutno, bo Tom już nigdy nie miał wrócić do domu, mimo że żył. Gdy już prawie odzyskał siły po tamtych wydarzeniach znów musi zmierzyć się z cierpieniem i świadomością, że jakby nie patrzeć kolejny raz ktoś cierpi z jego powodu. Nawet wmawianie mu, że to nie jego wina nic nie pomoże. Ponownie musi żyć z myślą, że sprawił komuś ból.
-Miałaś z nim kontakt?
-Miałam.
I nadal mam, pomyślałam.
-Wiem, że mu wybaczyłaś, ale nie było ci ciężko rozmawiać z nim?
-Nie miałam mu czego wybaczać tak naprawdę. Było mi ciężko, to prawda, ale jemu też nie było lekko z tym wszystkim.
-Wiesz, że taka wyrozumiałość może cię zgubić?
-Zgubić nas może jedynie nienawiść. I nie ważne czy ktoś zawinił czy nie.
Pokręcił z niedowierzaniem głową. Dlaczego ludziom było tak trudno pojąć to, że Tom był niewinny? Dlaczego ja, osoba która straciła brata, potrafiłam spojrzeć na niego normalnie i go pocieszyć? Dlaczego tylko ja umiałam dostrzec w nim cierpienie? Wszyscy inni uważali go za morderce.
-Ali...- zaczął ale mu przerwałam.
-Nic już nie mów.
Do domu wróciłam kompletnie wyczerpana. Nie miałam nawet sił żeby ściągnąć kurkę i buty. Usiadłam na krzesełku w przed pokoju i oparłam się o ścianę przymykając oczy.
-Jak się czuje Ann? - usłyszałam głos mamy.
-Kiepsko. - odpowiedziałam nie otwierając oczu.
-Idź się połóż.
Czyżbym usłyszała w tonie jej głosu zmartwienie? To coś nowego.
-Posiedzę tu tylko chwilkę.
-List do ciebie.
Otworzyłam oczy i dostrzegłam wyciągniętą w moim kierunku rękę mamy. Trzymała białą kopertę. Od kogo to może być?
-Jest nadawca? - zapytałam.
Pokręciła przecząco głową i podała mi kopertę. Chwyciłam ją i od razu pobiegłam do swojego pokoju. Nie chciałam żeby wypytywała mnie co tam jest. Musiałam sprawdzić w spokoju kto to wysłał i co napisał.
Pośpiesznie rozdarłam papier i rozwinęłam kartkę, która była w środku. Nie był długi:
Ali,
Ucieczka jest dla Ciebie nieodpowiednia. Uciekając skrzywdzisz najbliższych moimi rękoma. Uciekając przyczynisz się do ich nędznej śmierci, której nikt nie zdoła wyjaśnić.
Ja.
Zamarłam. Nie mogłam się ruszyć choćby o milimetr. Znalazł mnie. Wie gdzie mieszkam. Grozi moim najbliższym. Grozi tym, których kocham. Dał mi do zrozumienia, że albo zginę ja albo ktoś z mojego otoczenia. Tak bardzo chce się mnie pozbyć, że podjął decyzję za mnie. Zdecydował, że umrę. I wiedziałam, że nie mam innego wyjścia jak pozwolić mu na to. Nie mogłam narażać nikogo innego na to co ma spotkać mnie.
Odłożyłam list do ostatniej szuflady i otarłam spływające po moich policzkach łzy. Wyciągnęłam pierścionek z kieszeni kurtki, którą jeszcze miałam na sobie. Założyłam go powoli na palec i przeniosłam się do Arieni. Chciałam porozmawiać z Tomem, Eleną czy nawet z Aronem.
Nie musiałam długo szukać któregoś z nich. Aron szedł w moim kierunku i uśmiechał się od ucha do ucha. Przesadnie pozytywny jak zwykle.
-Jesteś tu przez cały czas? - zapytałam gdy zatrzymał się przede mną.
-Nie mam po co wracać do świata.
-Więc się zmienisz?
Skinął głową nadal się uśmiechając. Bardzo irytowała mnie jego postawa, ale tylko dlatego, że chciałabym poczuć się tak jak on przez chwilę. Chciałabym móc przez moment postrzegać to wszystko w taki sposób jak Aron. Jeden moment.
-A ty co znowu tu robisz? - spytał ciekawy.
-Chyba przyszłam się pożegnać z tym miejscem. - wyznałam.
Nie miałam zamiaru iść do znajomego pani Cyli i dać się zabić. Nie chciałam żyć w Arieni nie mogąc wrócić do domu. Postanowiłam bez zastanowienia, że sama to zakończę i znajdę się w miejscu, w którym jest Michel.
-Pożegnać się?
-Nie będę mogła już tu wrócić.
Był zdziwiony i to bardzo. No tak, nie miał pojęcia o czym mówię, ale nie chciałam mu się zwierzać. Nie musiał o tym wiedzieć.
-Nie spodobało ci się?
-Nie lubię tego miejsca. - skłamałam.
Nie widziałam sensu w mówieniu, że tak naprawdę po ostatnim razie zaczęłam pozytywnie postrzegać Arieni. Kłamiąc, że nie przypadało mi do gustu mogłam uniknąć kłopotliwych pytań.
-Nie lubisz tego miejsca, ale przyszłaś się pożegnać?
Pięknie, pomyślałam.
-Jest tu ktoś z kim chciałam porozmawiać.
-Istnieje możliwość, że to ja?
Poczułam się dziwnie gdy mój umysł zdążył odpowiedzieć tak zanim moje usta się otworzyły.
-Niech to będzie tajemnica.
-Nie musisz udawać, że nie chodzi o mnie. - oznajmił radośnie.
-Aron, zabierz mnie w najpiękniejsze miejsce, które znasz. - poprosiłam.
Nie zastanawiał się długo. Kazał mi iść za za sobą i cieszyć się okolicą. Zakazał mi się odzywać dopóki nie dotrzemy na miejsce. Miałam tylko iść i rozkoszować się ciszą i widokami. Uznałam, że to dobry pomysł. Skoro miałam tu być ostatni raz wypadałoby skorzystać trochę bardziej z możliwości jaką dała mi pani Cylia.
Wiedziałam, że właśnie tego chce Aron. Chciał żebym tak jak ostatnim razem poczuła magię tego miejsca i przekonała się, że nie jest tu tak źle jak myślę. Byłam pewna, że uda mi się to dzisiaj i uspokoję trochę swoje myśli i będę w stanie spojrzeć na całe moje życie w jasnych barwach. Ta świadomość pozytywnie działała na mój umysł.
Szliśmy powoli i w wszechogarniającej ciszy, która w ogóle mi nie przeszkadzała. Rozglądałam się wokoło mając nadzieję, że zobaczę coś niezwykłego. Gdy tak wypatrywałam tego co chciałam dostrzec zrozumiałam, że wszystko tu jest niesamowite. Nie było podziału na rzeczy normalne i wyjątkowe. Całe otoczenie, atmosfera, cisza były po prostu jedyne w swoim rodzaju.
Mimo, że nie byłam tu tak długo by docenić to miejsce tak jak trzeba wiedziałam, że będę tęsknić za Arieni. Wiedziałam, że będę żałować, że nie dałam szansy temu miejscu. Byłam pewna, że mogłabym tu odnaleźć cząstkę siebie, którą zgubiłam podczas dotychczasowej wędrówki przez życie. Mogłabym tu wracać by uspokajać myśli. Tak wiele pozytywnej energii mogłabym dostarczyć sobie spędzając czas na przykład z Aronem.
Ale nie będzie mi to dane. Nie będzie mi dane wyzdrowieć i znów poczuć, że moje życie zmierza w odpowiednim kierunku. Nie będę mogła uczestniczyć w życiu mojej najlepszej przyjaciółki i być jej wsparciem po przeprowadzce. Nie będę w stanie zadowolić moich rodziców sprawiając, że będą ze mnie dumni tak jak kiedyś z Michela. Nie będę w stanie uchronić ich od kolejnej dawki cierpienia jaką miałam im zafundować niedługo. Jedyne co będę w stanie zrobić to uniknąć ich śmierci. Ta świadomość jakoś mnie pocieszała. Jeśli to dobre słowo do określenia tej jakże okropnej sytuacji.
Nie mogłam uwierzyć, że w tak krótkim czasie sprawy nabrały takiego tempa i wszystko tak się skomplikowało. Nie docierało do mnie, że jeszcze nic nie zdążyłam zdziałać, a już muszę się usunąć. Denerwowało mnie, że mam takiego pecha. Nie potrafiłam zrozumieć sensu tego wszystkiego co się wokół mnie działo. Po co było mi to skoro nie dostałam szansy by jakoś zmienić to co się psuło?
Ogarniał mnie ogromny smutek, bo nie miałam okazji znaleźć swojej drogi. Straciłam tyle czasu na rozpamiętywanie tego co było nie myśląc o tym, że może zabraknąć mi czasu szybciej niż się spodziewam. Straciłam tyle dni zamiast od razu dać sobie porządnego kopa i iść dalej. Zamiast starać się tak jak powinnam siedziałam i użalałam się nad sobą wmawiając sobie, że moje życie jest trudne i nikt mnie nie rozumie. Tak naprawdę nie dostrzegałam, że to nie świat się sypię tylko ja. Wszystko inne było takie samo, ale to ja spadałam na samo dno. Czemu nie nauczyłam się pływać? Czemu nie wzięłam głębszego oddechu widząc, że zbliżam się do uderzenia w tafle wody? Czemu? Bo czekałam na łódź ratunkową przekonana, że ktoś mi pomoże i zrobi coś co ja powinnam była. Czekałam na to cholerne koło mając nadzieję, że ktoś wie co robić w takiej sytuacji. A tak naprawdę to wszyscy czekali na to żebym wypłynęła, sama. Nie chcieli żebym się poddała. Czekali spokojnie na brzegu wierząc w moje możliwości. Wierząc, że dam radę wydostać się na powierzchnię, a wtedy będą mogli mnie radośnie powitać. Zawiodłam ich. I przestali czekać.
Szliśmy już jakąś godzinę, a ja wcale nie miałam dość i nie byłam zmęczona. Mogłabym iść dalej gdyby Aron nie zatrzymał się i oznajmił, że jesteśmy na miejscu.
Rozejrzałam się wokoło i aż zaparło mi dech w piersiach. Staliśmy naprzeciw wodospadu, który mienił się w kolorach tęczy. Spadał z impetem na złote głazy znajdujące się obok niego, a następnie wpadał do czystej, przejrzystej rzeki. Widok był niezaprzeczalnie piękny, a rosnące wokół drzewa dodawały temu miejscu tajemniczości, ponieważ nie przepuszczały wszystkich promieni słońca. Dzięki temu panował tu dziwny półmrok, a wodospad wydawał się jeszcze wspanialszy.
-Nie jest to najpiękniejsze miejsce jakie znam, ale jedno z tych, które są najbliżej naszej wioski. - wyznał i usiadł na skarbie pozwalając na to żeby jego nogi znajdowały się tuż nad wodą.
Usiadłam obok niego i zrobiłam to samo.
-Jest pięknie. - oznajmiłam i odetchnęłam.
-Co z twoim umysłem po spacerku?
-Oczyszczony. - skłamałam.
Nie do końca pozbyłam się złych myśli. Było ich zbyt wiele i miały zbyt duży wpływ na moje życie żeby tak po prostu je wyrzucić.
-Wydaję mi się, że powinnaś przemyśleć jeszcze pewne sprawy.
-Jeśli chodzi ci o opuszczenie Arieni to nie mogę zmienić zdania.
Westchnął zrezygnowany. Miałam nadzieję, że zrozumie to i nie będzie na mnie naciskał. Nie chciałam wysłuchiwać, że nie muszę stąd odchodzić. Byłoby mi jeszcze trudniej znikając i skończyć to wszystko.
-Jesteś uparta i negatywnie nastawiona. - stwierdził i zrobił minę obrażonego dziecka, co trochę mnie rozbawiło.
-Próbowałam pozbyć się negatywnych myśli.
-I się nie udało.
-To nie jest takie proste.
-To jest proste. - chciał mnie przekonać.
Może i miał rację. Może powinnam uwierzyć, że to wszystko jest łatwiejsze niż mi się wydaje. Ale było już na to za późno. Nie miałam już czasu na naprawę swoich błędów. To było niewykonalne.
-Istnieją sprawy, o których nie masz pojęcia.
-Więc wyjaśnił mi dlaczego masz takie, a nie inne podejście.
-Nie wiem czy chce.
-Domyślam się, że w twoim życiu wydarzyło się coś co spowodowało takie nastawienie do świata. Chciałbym jednak się przekonać czy to nie przypadkiem błahe sprawy, z których mogłabyś wyjść i myśleć inaczej. Ludzie mają różne problemy, ale czasem za bardzo je wyolbrzymiają i wpadają w stan urojonej depresji czy paniki.
-Po prostu za późno zrozumiałam, że mogę dać sobie radę.
-Nigdy nie jest za późno. Nawet na łożu śmierci można pozwolić szczęściu ogarnąć nasze serce.
Na łożu śmierci...Może są ludzie, którzy potrafią pogodzić się ze swoim losem w ostatniej chwili. Ja natomiast bałam się, że u mnie to nie zadziała. Mimo, że bardzo tego chce.
-Nie rozmawiajmy na ten temat. - poprosiłam czując, że lepiej to teraz zakończyć.
Chciałam się pożegnać z tym miejscem w spokoju, a nie myśleć o przykrych rzeczach.
-Myślisz, że ucieczka jest najlepszym sposobem? - zapytał.
Nie pasowała mi do niego taka powaga. Jego wcześniejsza radość ze wszystkiego była idealnie do niego dopasowana. Ale poważny ton i brak uśmiechu na jego twarzy był nieprzyjemnym widokiem. Może wolałam gdy otaczała go aura szczęścia dzięki czemu nie pytał mnie o tak kłopotliwe sprawy?
-Nie uciekam. Muszę odejść. - wyznałam.
Wiedziałam, że tego nie zrozumie. Wiedziałam, że będzie chciał udowodnić mi, że jestem tchórzem i chce zniknąć, bo sobie z czymś nie radzę. Wiedziałam, że nie da mi spokoju tak łatwo, a prośba żeby o tym nie rozmawiać nawet nie dotarła do jego uszu.
-Musisz tak naprawdę czy wmawiasz sobie że to konieczne?
Kolejne pytanie, na które tak naprawdę nie istniała poprawna odpowiedź. Z jednej strony wmawiam sobie, że załatwienie sprawy po swojemu będzie najlepszym rozwiązaniem. Jednak z drugiej wiem, że muszę to zrobić nie mogąc pozwolić na to by ktoś przeze mnie zginął.
-To skomplikowane.
-Taka odpowiedź oznacza dla mnie unikanie odpowiedzi, którą znasz. - stwierdził.
Westchnęłam smutno. Co mu miałam niby powiedzieć?
-Zawsze jesteś taki przemądrzały?
-To nie jest wymądrzanie się, ale trafne stwierdzanie faktów.
Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Ja potrafię właśnie to, ale ty też masz talent. - dodał.
-Jaki?
-Unikasz konkretnych odpowiedzi, a rozmowa i tak płynie dalej. Tyle, że to niebezpieczne.
Zdziwiłam się. Czy nie odpowiadanie na pytania może być w jakimś stopniu zagrożeniem?
-Dlaczego? - spytałam ciekawa.
-Nie odpowiadasz na pytania, a ciągle pojawiają się nowe. Znasz odpowiedzi, ale z pewnych względów tego nie mówisz. Zbierają się w tobie nie znajdując wyjścia i w końcu możesz eksplodować.
-To też stwierdzenie faktu?
-Ty mi powiedz.
Wskazałam palcem na rzekę płynącą pod naszymi nogami.
-Można?
Skinął głową z uśmiechem, a ja nie wahałam się ani chwili dłużej. Wskoczyłam do wody chcąc poczuć się jak małe dziecko. Chcąc przez chwilę zrobić coś zwykłego, ale wspaniałego. Chciałam poczuć szczęście.
Obawiałam się, że woda będzie zimna, ale było zupełnie odwrotnie. Była przyjemnie ciepła co dało mi jeszcze więcej radości. Zaczęłam uderzać rękami o tafle wody pryskając nią na wszystkie strony. Aron siedział na skarpie i patrzył w moim kierunku z szerokim uśmiechem na twarzy. W końcu mogłam dostrzec jego normalny wizerunek.
-Ciepła? - spytał.
-Sam sprawdź.
Pokręcił przecząco głową. Podpłynęłam więc bliżej i zaczęłam go chlapać mając przy tym ogromną frajdę. Zwłaszcza gdy wrzeszczał żebym przestała.
-Ali! - krzyknął i wskoczył do wody najszybciej jak się dało.
Odpłynęłam szybko by się od niego oddalić, ale był szybszy. Złapał mnie.
-Jak długo wytrzymasz pod wodą?
-Co?
Chciał mnie utopić? Chwycił mnie za ramiona i pchał mnie pod wodę. Gdy moja broda zaczęła znikać pod powierzchnią przestał i zaczął się śmiać.
-Żartowałem przecież.
Chciałam go kopnąć, ale pod wodą nie było to takie łatwe.
-Zabawne! - rzuciłam.
-Żałuj, że nie widziałaś swojej miny.
-Lubisz patrzeć na wyraz twarzy topiących się ludzi?
Moje słowa go zszokowały. Przesadziłam?
-Znowu niepotrzebnie się spinasz.
-Masz rację.- uśmiechnęłam się do niego najlepiej jak potrafiłam.
Miałam wrażenie, że mogłabym tu z nim zostać na zawsze. To miejsce, przy wodospadzie, było wręcz idealne. Nawet Aron zyskał w moich oczach trochę więcej sympatii niż na początku. Mimo, że niewiele o nim wiedziałam mogłam stwierdzić bez wahania, że jest dobrym człowiekiem pełnym pozytywnych uczuć do każdego. Ja taka nie byłam. Mogłam się od niego wiele nauczyć. Mogłam wiele zyskać dzięki tej znajomości.
-O czym myślisz? - zapytał przeczesując ręką zmoczone włosy.
-O niczym. - skłamałam kolejny raz tego dnia.
Było to trochę nie fair z mojej strony. Aron martwił się i chciał mi pomóc. Było to zauważalne nawet jeśli nie powiedział tego wprost. Nie był wścibski. Nie chciał wiedzieć żeby zaspokoić swoją ciekawość. Chciał tylko poznać mój punkt widzenia, a ja nie pozwoliłam mu na to nawet przez moment.
-Tak właściwie to pomyślałam, że jesteś dobrym człowiekiem. - wyznałam.
Uśmiechnął się zadowolony z moich słów, ale zaraz potem spoważniał.
-Wyczuwam w twoim głosie odrobinę smutku, dlaczego?
Zanim mu odpowiedziałam wdrapałam się na brzeg i usiadłam na trawie. Poszedł w moje ślady. Gdy zajął miejsce naprzeciw nie odrywał ode mnie wzroku. Czekał na moją odpowiedź, a ja nie byłam pewna co mam powiedzieć. Chciałam odpowiednio dobrać słowa.
-Żałuję, że nie będę mogła spędzić z tobą więcej czasu.
-To zależy tylko od ciebie. I dobrze o tym wiesz.
Przytaknęłam.
-Mimo wszystko pozostaje mi tylko żałować. - oznajmiłam.
-Jakoś będziemy musieli się z tym pogodzić.
Spojrzałam mu prosto w oczy. Nie były tak radosne jak wcześniej. Zamartwiał się moim losem. Zastanawiał się co będzie ze mną dalej. Takie właśnie miałam wrażenie.
-Zawsze będziesz mogła tu wrócić gdy zatęsknisz za tym miejscem. - dodał.
Zasmuciły mnie te słowa. Nie będę w stanie tutaj wrócić nigdy więcej jeśli zrobię to co muszę. A nie zmienię zdania by uratować swoje życie kosztem innych osób.
-Ale nie wrócisz, prawda? - spytał szeptem.
Opuściłam głowę bez słowa.
-Gdybyś jednak zmieniła zdanie będę tu przychodzić. - zapewnił.
Moja wrażliwa strona zaczynała się budzić i zbierało mi się na płacz. Nie chciałam tego robić przy nim. Nie chciałam żeby zorientował się, że czeka mnie coś strasznego. Nie chciałam żeby zrozumiał to w inny sposób. Nie mógł tego wiedzieć, bo i po co?
-Muszę już iść. - powiedziałam wstając.
Byłam cała mokra. Na szczęście nie było mi zimno. Aron wstał szybko i stanął naprzeciw mnie.
-Uważaj na siebie Ali.
-Żyj szczęśliwie Aron.
Skinął porozumiewawczo.
-Mam nadzieję, że i ty odnajdziesz swoją cząstkę szczęścia.
-Jeszcze nie myślę aż tak pozytywnie.
Zaśmiał się cicho, ale wzrok nadal miał poważny. Staliśmy patrząc na siebie. Chciałam już ściągnąć ten pierścionek, ale nie mogłam się ruszyć.
-Ali, cokolwiek się wydarzy musisz pamiętać, że jesteś zbyt silna by się poddać.
-Żegnaj Aron.
-Do zobaczenia Ali.
Wróciłam do domu zapełniona smutkiem i strachem. Zanim miałam ze sobą skończyć chciałam zrobić dwie rzeczy. Chciałam przede wszystkim pojechać na grób Michela. Poza tym podjęłam jeszcze jedną ważną decyzję i miałam nadzieję, że mój plan się spełni. Mimo tego, że Arieni było zagrożone postanowiłam, że oddam swój pierścień Moli tłumacząc jej wszystko. Tom jej potrzebował, a ona potrzebowała jego. Będą mieli okazję nacieszyć się sobą zanim dojdzie do zniszczenia Arieni. A może w międzyczasie ktoś znajdzie rozwiązanie by ocalić tamten świat.
Miałam zamiar napisać do niej list opisując w nim wszystko co wiedziałam. Byłam przekonana, że lepiej byłoby do niej iść, ale nie chciałam marnować czasu. Nie wiedziałam do końca kiedy zabójca ma zamiar dopaść moich bliskich. Jednak odwiedzenia grobu Michela nie mogłam sobie odpuścić. Musiałam tam iść by zyskać siły i odwagę. Miałam wrażenie, że to pomoże mi pójść drogą, którą muszę.
Usiadłam przy biurku. Znalazłam białą kartkę w szufladzie i zaczęłam pisać:
Droga Moli,
Wiem, że wszystko co tu napiszę może wydawać Ci się szaleństwem. Wiem, że będzie trudno w to uwierzyć, ale musisz spróbować. Dla Toma.
Istnieje drugi świat równoległy do naszego, który nazywa się Arieni. Można przenieść się tam za pomocą pierścienia, który dołączam do listu. W tym właśnie świecie żyje teraz Tom. Nie ze swojej winy. Jego śmierć nie była przypadkowa. Przez to co się stało Tom nie ma możliwości by wrócić do naszego świata. Już na zawsze zostanie uwięziony w Arieni.
Odwiedzał tamto miejsce już wcześniej, ale dotychczas wracał do domu. Tym razem musi tam zostać choć wcale nie chce. Rozmawiałam z nim i wiem ile dla niego znaczysz. Dlatego postanowiłam powiedzieć Ci o tym. Nie mogę już udawać się do Arieni tak więc chciałam ofiarować mój pierścień Tobie.
Moli, nie zastanawiaj się po prostu go załóż i spotkaj się z Tomem zanim tam zwariuje. Zapytaj o niego w najbliższej wiosce, do której trafisz, a na pewno ktoś powie Ci gdzie masz iść. On tam na Ciebie czeka.
Możesz uznać moje słowa za kompletnie pozbawione sensu. Mogę to zrozumieć, ale nic Ci się nie stanie gdy założysz pierścionek. Jeśli myślisz, że mówię nie prawdę nic Ci nie będzie. Załóż i przekonaj się,że nie kłamię.
Chciałabym żebyś przekazała Tomowi, że ma walczyć i znaleźć sposób by zatrzymać zbliżające się wydarzenia. Będzie wiedział o co chodzi. Na pewno będzie zdziwiony, bo nie powiedziałam mu o zamiarze oddania Ci pierścienia. Mam nadzieję, że będziecie w stanie uratować Arieni i żyć razem jeśli będziecie chcieli.
Nie wahaj się, proszę i spróbuj uwierzyć w moje słowa. I jeszcze jedno. Nie możesz nikomu nic powiedzieć. To tajemnica.
Alison Oneel
Nie byłam do końca zadowolona z tego co napisałam. Nie potrafiłam zbyt dobrze dobierać słów i łączyć ich w spójną całość. Miałam nadzieję, że w moim liście nie panuje odrobina chaosu i jest nawet dobrze. Nie miałam zamiaru zastanawiać się nad tym czy mam coś zmienić, czy coś dopisać. Pierwsza wersja będzie najlepsza bez żadnych poprawek.
Złożyłam kartkę w pół i włożyłam ją do białej koperty. Zaadresowałam list i włożyłam go to torby. Nadam go gdy będę w drodze do Michela. Nie mogłam zlecić tego mamie. Wypytywałaby co to jest i gdzie to tak właściwie wysyłam.
Rodzice...Co powinnam zrobić? Zachowywać się zupełnie normalnie i po prostu wyjść jak gdyby nigdy nic? Czy może powinnam zejść do nich i powiedzieć kilka miłych słów? Popatrzeć na nich ostatni raz, a może i nawet się przytulić? Czy gdybym zaczęła mówić, że ich kocham i nigdy nawet na moment nie przestałabym czy nie podejrzewaliby czegoś? Pewnie patrzyliby na mnie podejrzliwie czekając na jakieś wyjaśnienia. Ale ja nie mogłabym im nic powiedzieć. Mogłabym jedynie zapewniać, że wszystko jest w porządku i chciałam żeby wiedzieli, że są dla mnie ważni. Nie uwierzyliby mi i zadawali kolejne pytania martwiąc się czy nie wpadłam przypadkiem w jakieś kłopoty. I ja po raz kolejny próbowałabym przekonać ich, że nic mi nie jest, że wszystko jest dobrze.
Więc co mam zrobić? Co mam zrobić by wiedzieli, że ich kocham i nawet gdy było źle nie przestałam? Nawet gdy zapominali o moim istnieniu nie przestali być moimi rodzicami i ja nie przestałam być ich dzieckiem. Nawet gdy pogrążyli się w żałobie po śmierci Michela czułam, że jestem dla nich tak samo ważna jak byłam przedtem. Może postrzegałam ich różnie w zależności od sytuacji, ale nigdy tak naprawdę nie stracili szacunku w moich oczach. Nigdy...
-Mamo, tato. - odezwałam się stojąc w salonie przy drzwiach.
Siedzieli na kanapie w milczeniu i oglądali wiadomości.
-Wychodzisz gdzieś? - zapytał tata odwracając głowę w moim kierunku.
Uśmiechnęłam się.
-Wychodzę. - odparłam ledwo wypowiadając to słowo.
Mama też na mnie spojrzała.
-Nigdy nas o tym nie informowałaś. - stwierdziła.
-Postanowiłam zacząć.
Było mi bardzo ciężko powstrzymywać łzy. Mówiłam z trudem walcząc z załamującym się głosem. Patrzyłam na nich oboje i zastanawiałam się jaki ból będą musieli przyjąć gdy dowiedzą się, że nie żyje. Najbardziej martwiłam się o mamę, która najgorzej przeżywała śmierć Toma. Niedługo ma stracić drugie dziecko. To musi być niesamowicie ogromny cios.
-Uważaj na siebie. - powiedział tata obdarowując mnie uśmiechem.
-Kocham was. - wyznałam i wyszłam.
Gdy ubierałam buty pozwoliłam łzom płynąc po moich policzkach do woli. Nie miałam zamiaru ich dziś już więcej powstrzymywać. To miał być mój ostatni dzień. Mogłam więc płakać ile chce.
Wyszłam z domu i od razu udałam się na pierwszą pocztę, którą natrafiłam po drodze. Wysłałam list i mogłam ruszyć dalej.
Na szczęście nie musiałam długo czekać na autobus co bardzo mnie ucieszyło. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem. Jeśli można tak powiedzieć. W autobusie poza mną był tylko jeden chłopak, który wszedł tuż po mnie. Miał na sobie bluzę z kapturem. Naciągnął go sobie na twarz więc nie mogłam jej dostrzec, ale mimo to wydawał mi się dziwnie znajomy.
Nie zastanawiając się kim może być nieznajomy oparłam głowę o szybę. Była przyjemnie zimna. Nie chciałam myśleć o niczym innym. Chciałam się wyciszyć przed tym wszystkim tak bardzo jak było to możliwe. Gdybym zaczęła rozmyślać pewnie naszłyby mnie wątpliwości, a zrezygnować nie mogłam. Nie miałam żadnej pewności czy po mojej śmierci zabójca Toma zostawi moją rodzinę w spokoju. Musiałam jednak zaryzykować. Przecież nikt z moich bliskich mu nie zagraża. Nie wiedzą o jego istnieniu ani o Arieni. Teoretycznie mogą być bezpieczni.
-Halo. - odezwałam się gdy odebrałam telefon.
-Gdzie jesteś? - usłyszałam głos Ann.
-Jadę na grób Michela. - oznajmiłam.
-Co się dzieje? - zapytała zmartwiona.
-Nic. - skłamałam.
Nawet jeśli mogłabym jej powiedzieć nie zrobiłabym tego. Sama miała teraz inne rzeczy na głowie.
-Na pewno?
-Pewnie! - zapewniłam z trudem.
Westchnęła ciężko. Wiedziałam, że mi nie wierzy. Ciężko było ją okłamać.
-Przyjedziesz później?
To pytanie mnie załamało. Jeśli powiem jej, że nie przyjadę to zapyta o powód, a potem będzie smutna, że mnie nie będzie. Ale gdy powiem jej, że ją odwiedzę a jednak się nie pojawię to będzie jeszcze gorzej. Żadna z tych opcji nie wchodziła w grę.
-Postaram się. - powiedziałam.
To chyba najlepsze co mogłam powiedzieć.
-Zadzwoń do mnie jak będziesz wracać.
-Jak będę wracać...- wydusiłam.
Gdy się rozłączyła po raz kolejny nic już nie powstrzymywało moich łez. Płynęły po policzkach coraz szybciej. Nie miałam nawet ochoty z nimi walczyć. I tak nie przestałabym płakać.
W końcu mogłam wysiąść na przystanku obok cmentarza. Chłodne powietrze otuliło moją zapłakaną twarz i dało mi trochę ulgi. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę głównej bramy i skręciłam w pierwszą alejkę po prawej stronie. Już po kilku metrach byłam na miejscu.
Stanęłam naprzeciw grobu Michela.
-Cześć bracie. - odezwałam się.
Miałam nadzieję, że naprawdę mnie słyszy, że naprawdę nade mną czuwa. Miałam nadzieję, że doda mi siły i przyjmie mnie pod swoje skrzydła gdy zniknę z tego świata. Miałam nadzieję, że zrozumie mój wybór i chęć ratowania bliskich mi osób.
-Wszystko trochę się skomplikowało. - wyznałam smutno.
Usiadłam na małej, wąskiej ławeczce obok grobu i opuściłam głowę.
-Wiesz, muszę zrobić coś bardzo ważnego, ale boję się, ze nie mam w sobie tyle siły ile potrzebuje.
Nie bałam się tak bardzo śmierci jak tego, że zrezygnuje. Bałam się, że zmienię decyzję i narażę otaczających mnie ludzi na niebezpieczeństwo. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła.
-Zawsze mnie wspierałeś gdy coś działo się w moim życiu. Teraz proszę cię o pomoc po raz ostatni. - przerwałam na chwilę i otarłam łzy, które przybrały na silę. - Ostatni raz, bo już tu nie wrócę.
To wszystko było niesprawiedliwe i dziwne. Po co zakładałam ten pierścień od pani Cyli? Po co wracałam do Arieni mimo iż czułam, że tamten świat jest podejrzany? Po co mieszałam się w to wszystko? Po co? Po to żeby teraz musieć odejść? Po to żeby zniknąć zanim cokolwiek naprawię? Po to istniałam przez te wszystkie lata mojego życia?
-Michel, ja naprawdę się boję. - szepnęłam. - Boję się, że rodzice tego nie wytrzymają.
Nie wiedziałam co mam jeszcze powiedzieć. Nie wiedziałam czy powinnam tu jeszcze siedzieć. Chyba przychodząc tu popełniłam błąd. Pogorszyłam swoją sytuację jeszcze bardziej.
-Niedługo się zobaczymy. - powiedziałam i wstałam.
Teraz nie pozostawało mi nic innego oprócz mojego głównego celu. Muszę wrócić do miasta i znaleźć odpowiednie miejsce.
Czekając na następny autobus dostrzegłam tego samego chłopaka co wcześniej. Stał kilka metrów ode mnie. Może był to ktoś kto ma mnie śledzić i obserwować moje poczynania? Może miał przekazywać informację dotyczące mnie do znajomego pani Cyli?
Podczas drogi powrotnej nie myślałam o niczym szczególnym. Wysiadłam gdzieś niedaleko centrum. Nieznajomy chłopak wysiadł tam gdzie ja. Przypadek czy naprawdę mnie śledzi?
Zanim jednak znalazłam odpowiedni budynek chłopak zniknął. Zupełnie nie miałam pojęcia kim jest i czy podążał za mną. Nie było jednak sensu zastanawiać się o co mogło mu chodzić.
Po kilku minutach spaceru moim oczom ukazał się stary, wysoki budynek. Parter zajmowały sklepy ze starociami, książkami i z podrabianą biżuterią. Piętra wyżej służyły za mieszkania. Miałam nadzieję, że znajdę w środku wyjście na dach.
Bez dłuższego zastanowienia udałam się do wejścia prowadzącego na klatkę schodową. Otworzyłam stare, skrzypiące drzwi i weszłam do środka. Ze ścian odpadała farba w oliwkowym kolorze tworząc dziwną, nieładną mozaikę na podłodze. Czułam zapach smażonych frytek pomieszanych z zapachem piwa i stęchlizny. Schody były drewniane i nie miały kompletnej poręczy, której i tak nie chciałam dotykać.
Nie przejmując się tym gdzie się znalazłam ruszyłam pod górę. Stopnie wydawały przeraźliwe dźwięki, które po przejściu dwóch pięter denerwowały mnie coraz bardziej. Niecierpliwiłam się tym, że mam do pokonania jeszcze długą drogę. Im wyżej wchodziłam tym widoki były gorsze. Pod moimi nogami walało się coraz więcej śmieci.
Ale już kilka chwil później dostrzegłam właz w suficie. Weszłam po kilku szczeblach i odsunęłam blaszaną pokrywę.
Dwa szczeble wyżej i znalazłam się tam gdzie miałam się znaleźć.
Dach...
Dodaj komentarz