Trud życia po kataklizmie

Trud życia po kataklizmieNie wiem ile czasu chodzę po tym mieście i szukam przedmiotów codziennego użytku i … ludzi. Wydaje mi się że jestem sam w mieście zamieszkanym kiedyś przez ponad trzydzieści tysięcy ludzi. Ale to było kiedyś. Dzisiaj jest dzisiaj i nie mogę tego zmienić. Dobrze pamiętam jak po tej ulicy jeździły samochody, mamy prowadziły dzieci na plac zabaw. Teraz tego nie ma. W moim położeniu przydało by się radio, ponieważ wszyscy nie mogli zginąć. Ktoś oprócz mnie musiał przeżyć. Nie koniecznie w tym mieście, ale przynajmniej gdzie w innym mieście lub wiosce. Już dawno pogodziłem się ze stratą bliskich: rodziny, przyjaciół, żony i dzieci.  
     Mimo że było to chyba z rok temu dobrze pamiętam ten dzień tak jak by to było wczoraj.
"Jak zwykle wstałem o szóstej i zacząłem szykować się do pracy. W kuchni powitała mnie żona, która szykowała dzieci do szkoły. Po zjedzeniu śniadania dzieci pojechały autobusem do szkoły, a ja wsiadłem w samochód i pojechałem do pracy. W radiu mówili o jakimś zagrożeniu trzęsieniem ziemi, ale nikt się tym nie przejmował. Kiedy dotarłem do pracy i zasiadłem za biurkiem zobaczyłem jak kołysze się żyrandol. Nie było czasu by coś zrobić. W kilka sekund wszystko zaczęło się walić. Wszyscy uciekali w popłochu. Od razu pobiegłem do samochodu i udałem się do domu.
Niestety w ziemi powstały szczeliny i niektóre budynki się zawaliły, przez co musiałem jechać na około. Kiedy wbiegłem do domu w poszukiwaniu żony znalazłem ją w salonie gdzie leżała. Podbiegłem do niej i sprawdziłem puls. Niestety już nie żyła. Nie wiedziałem co zrobić. Chciałem udać się po dzieci ale dowiedziałem się od przebiegającego dziecka że szkoła się zawaliła. Stałem jak wryty mimo panującego wokoło chaosu. Kiedy ujrzałem grupę ludzi, która biegła w jedno miejsce, biegłem za nimi. Po czasie domyśliłem się, że udajemy się do schronu. Niestety droga biegła pomiędzy wieżowcami, z których spadały odłamki szkła i betonu. Od schronu dzieliło nas niespełna sto pięćdziesiąt metrów. Wszyscy biegliśmy jak najszybciej mogliśmy. Wtedy miałem wielkie szczęście, ponieważ jako jedyny dobiegłem do schronu, który od razu został zasypany. Siedziałem w nim bezruchu przez dwie godziny, lecz kiedy tylko zaczęło doskwierać mi pragnienie podjąłem próbę ucieczki. Po uważnych oględzinach ścian dostrzegłem pęknięcie przez które mogłem się przedostać. Po wydostaniu się z mojej pułapki zacząłem szukać wody. Na szczęście sklep był niedaleko. Po eksploracji sklepu zabrałem ze sobą latarkę, wodę, coś dojedzenia i plecak w którym mógłbym coś przechowywać. Od razu zacząłem szukać schronienia na noc. Postanowiłem że zamieszkam w bloku niedaleko sklepu.
Kiedy już się udomowiłem zacząłem myśleć o tym co się dzisiaj wydarzyło. W ten oto sposób minął mi pierwszy dzień w tym nowym, zniszczonym przez kataklizm mieście zamieszkanym kiedyś przez wielu dobrych ludzi."
     Dzisiaj postanowiłem udać się na szczyt wieżowca co w obecnym świecie było niebezpieczne. Konstrukcja była uszkodzona i budynek mógł w każdej chwili się zawalić. Starałem się o tym nie myśleć. W chodząc do budynku od razu pobiegłem przeszukiwać mieszkania na parterze. W pokojach położonych wyżej znalazłem, długo poszukiwane radio. Byłem uradowany tym odkryciem, ale szukałem dalej. Poszukiwaniem ludzi zajmiemy się później. W pokoju obok znalazłem mapę okolicy z zaznaczoną wsią niedaleko miasta. Może ktoś tam się udał? Pomyślałem. Po godzinie przeszukiwań znalazłem radio, mapę, trochę prowiantu, lampkę (już nie muszę kończyć pracować wraz z nastaniem nocy), kluczyki do samochodu które okazały się zbędne z powodu zasypania garażu. Chciałem iść na wyższe piętra ale usłyszałem trzeszczenie konstrukcji, więc szybko udałem się do swojego lokum, modląc się aby mnie nie pogrzebało żywcem.
     Dzisiejsze zdobycze rozłożyłem na łóżku i podziwiałem je pełen dumy. Ale pojawiła się rozterka. Przecież wziąłem te rzeczy z cudzego mieszkania, a jeżeli właściciele żyją? Oby żyli. Może wrócą i będą potrzebowali latarki i radia? Jutro pójdę, napiszę i zostawię im wiadomość, że ja je tylko pożyczyłem. Po przyrządzeniu i zjedzeniu kolacji udałem się na dach bloku, z którego podziwiałem słońce chowające się za linią horyzontu. Oparłem się o murek, zamknąłem oczy i starałem wyobrazić sobie to miejsce jeszcze przed katastrofą. Czułem lekki powiew wiatru, słyszałem śmiechy młodzieży bawiącej się w parku. Czułem zapach grillowanego mięsa i śmiech moich znajomych śmiejących się z marnych żartów sąsiada. Otworzyłem oczy i spoglądałem na wolno zachodzącą tarczę słoneczną. Spojrzałem na radio, które trzymałem w ręku. Dzięki niemu moje szanse na znalezienie innych ocalałych wzrosły. Uśmiechnąłem się sam do siebie i wróciłem do mojego "legowiska”. Zanim zasnąłem długo wpatrywałem się w zegar, odliczający wolno minuty. Długo leżałem poddając się rozmyśleniom. Chciałem jeszcze przestudiować mapę uznałem że odłożę to na jutro. Wstałem tylko na chwilę by zaparzyć sobie kawy, którą wypiłem w pośpiechu, odmówiłem modlitwę do Boga, w której dziękowałem mu za szczęśliwie przeżyty dzień, po czym położyłem się na łóżku, odwróciłem w stronę ściany i zasnąłem w długi sen po wyczerpującym dniu i po wspomnieniach z tak niedalekiej przeszłości.

TheMichal

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 1032 słów i 5614 znaków, zaktualizował 4 sie 2015.

3 komentarze

 
  • Misiaa14

    Jest  świetne ...ale  było by dobrze  gdyby były dalsze części ;<

    28 sie 2015

  • niezniszczalnaja

    Mam nadzieję, że planujesz kolejną część bo ta jest na prawdę świetna ;)

    5 sie 2015

  • makrel

    Dość ciekawe ale dla mnie mogło by być troche więcej szczegółów, może jakieś następne części

    5 sie 2015