Trudności

TrudnościZamykam oczy. Wyobrażam sobie, że znajduję się w lesie. Wciągam delikatnie powietrze i rozkoszuję się wonią. Czuję zapach igieł, liści, grzybów. Słyszę skrzypienie mchu, trzask gałęzi. Tak. To jest właśnie las. Pełen różnych dźwięków i zapachów. Spacerując między drzewami czuję, że to jest moje miejsce. Mój własny kawałek raju. Mój azyl, w którym mogę się skryć przed trudnościami i przeciwnościami. Dotykam delikatnie kory drzewa. Stukanie dzięcioła. Unoszę głowę do góry, lecz nie dostrzegam go. Wzdycham zwiedziona. Idę dalej, mijając stare drzewa. Z wyobraźni wyrywa mnie pisk. Szybko otwieram oczy i patrzę gniewnie na moją ofiarę. Jestem zła, wściekła. Przerwała mi. Jak ona mogła?
- Gdyby wzrok mógł zabić już dawno byś nie żyła. – mówię po chwili, nie rozpoznając swojego ochrypłego głosu. Kaszlę, przełykając gulę, która ugrzęzła w gardle.
Głos odzyskuje swoją naturalną barwę. Szczelnie dłonią obejmuję mały toporek. Mimo licznego czyszczenia na ostrzu i tak można dostrzec ślady krwi. Drewniana rączka idealnie dopasowuje się do kształtu mojej dłońmi. Tak jakby została specjalnie zrobiona dla mnie. Nie pamiętam ile lat ma toporek. Pamiętam, że najpierw używał go mój dziadek, a potem ojciec. Ciekawe czy pradziadek też korzystał z tego narzędzia. Szkoda, że nie mogę się tego dowiedzieć. Przyglądam się ostrzu i zastanawiam się ile już istnień odebrało. Tysiąc, dziesięć tysięcy, milion? Tego również się nie dowiem. Żaden z moich poprzedników nie liczył ofiar, nie spisywał ich. Wielka szkoda. Może dzięki temu byłoby mi łatwiej. Ale czy zabijanie może być łatwe? Ciągle próbuje odpowiedzieć sobie na to pytanie. Raz zabiłam. Oczywiście, niespecjalnie. Moja ofiara wykrwawiała się, więc i tak by umarła. Musiałam ją dobić. Oddychała ciężko, nie miałam wyjścia. Tak przynajmniej próbuję sobie wmówić. Próbuję zagłuszyć wyrzuty sumienia. Czasami udaje mi się zapomnieć o tym strasznym wydarzenia. Ulżyłam jej. Męczyła się tylko. Jeśli ja tego by nie zrobiła, umarłaby w męczarniach. Za dużo rozmyślam. Za dużo myśli. Biorę głęboki wdech, przez otwarte ust wylatuje dwutlenek węgla. Powtarzam czynność jeszcze trzy razy. Tlen dostarczony do krwi powoduje, że uspokajam się. Rozluźniam mięśnie i patrzę na moją ofiarę. Trzymam ją w żelaznym uścisku. Macha nogami, starając się uwolnić. Lecz w jej oczach dostrzegam rezygnację. Powoli uzmysławia sobie, że nie wygra. Tutaj zginie. Tutaj skończy się jej żywot. Jest zdana na moją łaskę, której nie otrzyma. Nic już jej nie uratuje. Zbyt długo nie cieszyła się wolnością. Dopadłam ją całkiem niespodziewanie. Żyła sobie spokojnie, nie martwiąc się o nic, dopóki nie spotkała mnie na drodze. Przeznaczenie? Los? Może nazywać sobie to jak chce. Ja nie wierzę w takie rzeczy. Czarne ślepia patrzą na mnie łaskawie. Szukają choćby cienia ludzkości, cienia zrozumienia. Głupia. Liczy, że jeszcze ją uwolnię. Głupia! W końcu na każdego przyjdzie czas. Ma szczęście, że trafiła na mnie, a nie na jakiegoś psychopatę. Ja zrobię to szybko. Prawie bezboleśnie.
- Cii… - szepczę, starając się ją uspokoić. Unoszę toporek do góry. Serce przyspiesza, prawie wyskakuje mi z klatki piersiowej. Na czole pojawiają się kropelki potu. Czy ojciec też tak miał przed każdym machnięciem? Denerwował się? Bał się, że nie trafił? Że będzie musiał poprawiać? Dosyć! Te myślisz rozpraszają mnie. Dekoncentrują. Jeszcze raz biorę głęboki oddech i trzymam w górze śmiercionośną broń. Jedno cięcie. Musi być idealne. Musi trafi prosto w szyję. Przetnę rdzeń kręgowy, pozbawiając od razu życia moją ofiarę. Nie mogę się pomylić, nie mogę chybić. Nie przyznam się przed sobą, ale nie chcę żeby ona cierpiała. Polubiłam ją przez ten krótki okres kiedy egzystowałyśmy obok siebie. Teraz nawet trochę mi żal, że muszę ją zabić. Ostatni raz spoglądam w jej oczy. Godzi się ze swoim losem czy nie? Tego już nie dostrzegam. Jedynie przestała się wiercić. Może za mocną ją podusiłam.
- Lena! Obiad! – usłyszę głos mamy, dochodzący ze strony domu. Przez ten krótki moment rozluźniam uścisk. Ona wykorzystuje to. Wykorzystuje! Wyrywa się i zaczyna biec. Biegnie ile sił w nogach. Ucieka przede mną. Klnę pod nosem. Wbijam toporek w drewniany stołek.
- Jeszcze cię dopadnę. Ty głupia kuro! – krzyczę, śmieję się i idę powoli w stronę domu. Kto by pomyślał, że zabicie kury może być takie trudne.

chaaandelier

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 823 słów i 4661 znaków.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • violet

    Miałam kiedyś Generałową ... ale rozjechał ją samochód, a Generał był przeznaczony na rosół , ale toporek gdzieś się zawieruszył, a to pieniek był za daleko ... i zeżarła go suka sąsiadów. Ciężki ten kurzy los. ;)

    16 lut 2016

  • Szarik

    Ooo kurka  :rotfl: podoba mi się,  wpisała się w mój morderczy nastrój dziś  :)

    15 lut 2016

  • chaaandelier

    @Szarik Cieszę się, że spodobało się. Oby nikt nie ucierpiał przez Twój morderczy nastrój. :D

    15 lut 2016

  • Szarik

    @chaaandelier eee co najwyżej prawnicy  :rotfl:

    15 lut 2016

  • Okolonocny

    Jak to mówił pewien wampir, są takie momenty, że nie można się nie napić :D

    15 lut 2016

  • chaaandelier

    @Okolonocny Ano święta racja. :D

    15 lut 2016