Zakładam płaszcz niezawistnego czasu chodze po ulicach błakam sie pada deszcz stawiam pierwsze kroki goni mnie myśl samonachodząca odwraca nadzieje na rozsadek spopielonego zametu gdzie ja jestem desz kapie na mój nos reką sie wycieram odsłaniam prawde mroku wszystko nadejdzie jutro bedzie mgła bedzie nicosć zabładze wydostajac sie z lawiny dymu odmawiajac samowystarczalną myśl że nie znaj zła nieznalibysmy dobra to takie prostolinijne prostota prostotą sama w sobie jest prostym odnalezieniem nadchodzącej jakże oczywistej myśli jestem tu i żyje oddech odbija sie na moich plecach bo juź to przeżyłem przed chwilą czas leci skołatany nerwami że wruci po wiecej
Dodaj komentarz