Vampyroteuthis infernalis

Letnia woda orzeźwiała spragnione ochłody ciało. Strugi tego, zabarwionego na rdzawo płynu, spływały kaskadami po nagiej męskiej sylwetce. Zmywane sukcesywnie pyły, smar i zaschnięta krew ujawniały z pod spodu bladą, miejscami poplamioną dziwnymi przebarwieniami skórę. Fioletowo-niebieskie plamy, przyjmujące dziwne kształty znaczyły myjącego się mężczyznę od pasa w dół - ręce, ramiona i klatka była nimi niemal nieskażona.  
   Znajdował się on w wielkiej, zardzewiałej łaźni. Jedyna żarówka, oświetlająca brudne i obskurne pomieszczenie, mrugała niepokojąco. Kafelki, obsmarowane przedpotopowym grafitti i miejscami obryzgane wszelkiego rodzaju płynami ustrojowymi, nie stwarzały żadnych pozorów czystości. Nagi facet jednak mimo wszystko wybrał to miejsce, na miejsce swych ablucji. Namydlił się szybko, jakby czując czyhające na niego niebezpieczeństwo. Pozostał czujny, nawet myjąc się, w gotowości do obrony. Dodatkowego niepokoju przysporzył mu fakt, iż żarówka mrugała coraz częściej i coraz dłużej, jakby zaraz miała zgasnąć na wieki. Postanowił do niej podbiec. Poślizgnął się.
   Wyrżnął z całym impetem w twardą posadzkę, pokrytą kilkucentymetrową warstwą jakby zawiesiny. Pobliskie kible niegdyś zalały podłogę ściekami, które rozprowadziły się nierównomiernie. Głowa uderzyła o twarde podłoże, wzbijając w powietrze tę gęsta, śmierdzącą ciecz. Trysnęła krew. Facet legł na nowo w brudzie, dokładając swój wkład - w postaci soczystej ciemnoczerwonej posoki. Ciemność rzuciła cień na jego świadomość. Pogrążony w cuchnącej brei, nagi, z wykręconym pod wpływem uderzenia łbem, wreszcie przestał czuwać. To, co na niego czekało obejdzie się smakiem wobec jego przyjemnie szamoczącemu się w objęciach i pulsującemu ciału. Szczęście w nieszczęściu. Koszmar mógłby się dopiero zacząć.  
   Kiedy przestał dygotać w pośmiertnych drgawkach, wszystko ucichło. Żarówka w końcu zgasła. Ten pozorny spokój nie trwał długo. Przestrzeń zaczęły przeszywać dziwne trzaski, dochodzące jakby spod ziemi. Obszerna łaźnia odbijała wdzięcznie te przytłumione dźwięki. Stopniowo przybierały na sile. Podłoga zaczęła drgać. Wreszcie, kafelki zaczęły pękać, a między nimi powstawały gęste szczeliny. Z nich wychyliły się w końcu, jakby nieśmiało, potężne macki.
   Zjawiła się gwiazda programu. Żarówka znów poczęła migać. W czasie tych ułamków sekund ciemności, ogromna ośmiornica pięła się ku górze. Zatęchłe pomieszczenie ledwo ją pomieściło. Wlała się na powierznię niczym przelewająca się maź, innymi słowy, była galaretowata i straszna. W końcu jej ogromne, wybałuszone oczy spostrzegły bezwładne zwłoki. Otoczyła je ramionami, przyssawkami badając najpierw, czy to nie aby przypadkiem oszustwo, by następnie chwycić pewniej. Zaczęła na nowo przelewać się w szczeliny, tym razem w drodze powrotnej w mackach trzymając swoje trofeum. Na dole miała zabrać się do uczty.  
   Przeciągnęła martwego nieszczęśnika w ziejącą chłodem czeluść. Najciemniejszy kąt o przytłaczającej wilgotności w powietrzu. Żadne żywe oczy nie ujrzały nigdy tego, co roztaczało się teraz przed martwymi, niewidzącymi oczami świeżo zmarłego nieszczęśnika.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Somebody

    Świetnie utrzymana ciemna stylizacja tekstu. Ani na chwilę nie wyszłaś poza zbudowany przez siebie klimat. Wspaniale <3

    24 sie 2017

  • Użytkownik AleidaMarch

    @Somebody To był taki eksperyment, czy rzeczywiście potrafię w ten ciemny klimat wniknąć. Oczywiście zapraszam do moich innych opowiadań :)

    24 sie 2017