Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Upiorny las

"Upiorny Las" by Horror Ziom



     Nie czuł potrzeby palenia, picia, uprawiania hazardu, czy kompulsywnego obżerania się. Jedyne czego potrzebował, co było jego "uzależnieniem", to zabijanie. Uwielbiał to. Kochał. To było coś, co sprawiało, że żył naprawdę, a nie wegetował, jak reszta tego plebsu wokół. Najczęściej mordował w lesie. Tam, bez świadków, upatrywał sobie ofiary i je "oprawiał" przy użyciu swojej ukochanej maczety albo wojskowego noża. Dzisiaj też to zrobi. Pójdzie w nocy do lasu i zapoluje.

                              *

     Siedzieli sobie na polance w środku lasu, na kocu, spoglądając w niebo. Było późno i okolicę spowijała kompletne ciemność. Popijali wino, które przyjemnie szumiało im w głowach. On przysuwał się coraz bliżej, zastanawiając się przy okazji, czy uda mu się ją puknąć w tych urokliwych okolicznościach przyrody. Ona utkwiła wzrok w niebie, jakby nic innego teraz nie istniało...
- O czym myślisz? - zapytał, patrząc jednocześnie na jej odsłonięty dekolt
- O wszystkim. I o niczym. - odpowiedziała dość niejasno
- Aha. A chcesz wiedzieć o czym ja myślę?  
No dajesz.
- O tym, że muszę iść się odlać – rzucił z uśmiechem.
- Ale Ty jesteś ordynarny. Nie mówi, się odlać, a "zrobić siku" albo "na stronę" – skrzywiła się nieznacznie, wypowiadając te słowa.
- Dobra idę. Zaraz wracam. - mówiąc to podniósł się z koca, i pobiegł w stronę ściany drzew, by po chwili zniknąć między nimi.  
     Stanął przy jednym z nich, wyjął co trzeba i zaczął sikać. "Aaaaaaaa...co za ulga, wymamrotał. Strzepnął kilka ostatnich kropli, schował pindola do majtek, po czym zapiął rozporek. "Trzeba się teraz zabrać za co innego", pomyślał z uśmiechem, "choć chyba trochę trefnie zacząłem...". Odwrócił się i wtedy to ujrzał. Ciemno-szary kształt, wyższy od niego i ciężko dyszący. Nie zdążył nawet krzyknąć, gdy jakieś dwie wielkie jak szpadle łapy chwyciły go za głowę, a wielkie spiłowane zębiska natychmiast zgruchotały czaszkę.          

                              *

     Przez chwilę żałowała, że nie poszła z nim. Las w takiej mrocznej i czarnej oprawie przerażał ją. Zastanawiała się po co w ogóle tu przyszła, bo on chyba tylko, żeby ją bzyknąć. Mogła się ubrać mniej wyzywająco. "Coś długo nie wraca", pomyślała...
- Hej, jesteś tam? - krzyknęła. Zero odpowiedzi. - Przestań świrować i odezwij się, to nie jest śmieszne... – ponowiła apel lekko drżącym głosem. Dalej nic.
     Chwilę potem usłyszała chrzęst gałęzi i zza drzew wyłoniła się wielka szara humanoidalna postać, całkowicie łysa. Miała niesamowicie długie ramiona, zakończone szponami jak u jakiegoś wampira. Prawym "ramieniem" ciągnęła coś po ziemi. Jego pozbawione głowy ciało!
     Momentalnie sparaliżował ją strach - nie była w stanie nic zrobić, mogła jedynie patrzeć na to przerażającą scenę. Zasłoniła usta, by nie krzyknąć. Stwór zatrzymał się i zwrócił łeb w jej stronę. Zauważyła tylko, że nie ma oczu, a dwie czarne dziury i jakiś dziwny pysk, tylko trochę przypominający człowieka. Zatrzymał się na chwilę i upuścił zwłoki na ziemę. Jego żuchwa opadła nienaturalnie nisko, a z ust wydostał się przerażający skowyt, po czym zaczął na czworaka biec w jej stronę. Dziewczyna zaczęła wrzeszczeć, choć niewiele to pomogło. Potwór dopadł i ją, po czym odgryzł jej głowę.

                              *

     Usłyszał krzyk i od razu pobiegł w kierunku, z którego dochodził. Nie wiedział o co chodziło, ale ten wrzask nie zwiastował niczego dobrego. I tego właśnie chciał. Bo oprócz zabijania  uwielbiał też oglądać przemoc. A zabójstwa (oczywiście oprócz tych które sam miał na sumieniu) widział tylko na filmach. Chciał zobaczyć je na żywo i chyba właśnie miał ku temu okazję! Wyjął maczetę spod płaszcza i chwycił ją mocniej prawą ręką. Musi być przygotowany na wszystko.
     Minutę potem wybiegł na polanę i zobaczył ich. Dwa ciała leżące na ziemi, a nad nimi ogromny, ruszający się kształt, który ich zjadał, głośno przy tym sapiąc i mlaskając. Na pewno nie był to człowiek, ani też chyba jakieś znane mu zwierzę...więc co do cholery?!
     Szara istota chyba go usłyszała, bo odwróciła się w jego w stronę, ukazując rząd ociekających krwią kłów. Wiedział, że jest już za późno na ucieczkę, więc pozostała tylko obrona. Jego instynkt mu to podpowiadał, a jemu bezwzględnie ufał. To dzięki niemu jeszcze go nie złapali, a ukatrupił już chyba z pięć osób. Stwór wydał z siebie upiorny skowyt, zaraz po tym jak jego dolna szczęka rozchyliła się szerzej, niż to w ogóle możliwe. Odrzucił na bok kawałek ręki, który akurat pożerał, by sekundę później już biec w jego stronę. Zbliżał się do niego nieuchronnie. Gdy potwór skoczył, wcześniej odsłaniając kły, on wystawił przed siebie maczetę, którą wcześniej chwycił oburącz. Stwór opadł na nią, nabijając swe wielkie cielsko na ostrze, przeraźliwie przy tym piszcząc, zupełnie jak zbity pies. Ale wciąż żył. Jego przeciwnik jednak był zbyt przerażony by wyszarpnąć ostrze. Stwór wykorzystał tą chwilę słabości i zamachnął się prawdą łapą, urywając mu głowę, po czym upadł na ziemię, ciężko dysząc.

                                   *

     W lesie panowała przejmująca cisza, jeśli nie licząc odgłosów ptaków, i dudnienia kroków, a w zasadzie człapania, które dało się słyszeć pomiędzy drzewami. Inny szaro-czarny kształt wyłonił się zza nich, wchodząc na polanę. Poruszając się wolno, minął zwłoki pary z koca, po czym podszedł do leżącego człowieka bez głowy i sobie podobnego stwora, który leżał na ziemi przebity jakimś ostrym przedmiotem. Pochylił się nad nim, żeby wyczuć dwoma otworami poniżej pustych czarnych oczodołów, czy ten przeżył. W jego towarzyszu tliło się jeszcze życie. Jednym szybkim ruchem wyszarpnął mu z pleców maczetę, co wywołało tylko falę zawodzącego krzyku ze strony leżącego potwora. Jego ciało zdążyło jeszcze kilka razy razy kompulsywnie zadrżeć, po czym znieruchomiało. Stojące monstrum zawyło, jakby straciło kogoś bliskiego. Ale nie zastanawiając się wiele, podniosło truchło swojego "brata" i zaczęło przedzierać się z nimi przez zarośla...
     
                         
                                   *
     
     Istota zaniosła swojego martwego pobratymca do ich kryjówki w lesie. Była to nora wydrążona w ziemi, z korytarzem prowadzącym do jamy wypełnionej bezgłowymi zwłokami ich poprzednich ofiar. Zostały z nich tylko korpusy, ponieważ nogi i ręce zostały pożarte przez niego i jego rodzinę. Ale teraz jeden z nich odszedł... Stwór, błądząc przez chwilę po mrocznych korytarzach, dotarł w końcu do sali, gdzie na tronie z kości siedział ON. ICH OJCIEC. Starzec z długimi, siwymi włosami, bezzębnymi ustami i ziejącymi czernią dziurami zamiast oczu. Z ogromnym szacunkiem, stwór położył ciało swego niedawno zmarłego krewniaka na ziemi, po czym uklęknął.
Podejdź dziecko – te słowa, które wypowiedział siedzący na tronie człowiek dotarły do niego dopiero po chwili – Nie bój się.
     Potwór podszedł i pochylił pokornie łysy, szary, obślizgły łeb przed swoim stworzycielem.
     - Spotkała nas nieodżałowana strata – wyszeptał, jednocześnie gładząc głowę swego "potomka" swoją pomarszczoną dłonią, której palce zakończone były ostrymi paznokciami - Zginął dziś twój brat, zostaliśmy już tylko we dwóch. Ale nie bój się. Jeśli będziesz ostrożny, jeszcze będziesz polował. A ja będę Cię prowadził. A teraz przynieś mi jakieś świeże kończyny. Muszę się pożywić...

Dodaj komentarz