- Nareszcie wolny - pomyślał wracając do domu. Dzisiaj minął kolejny ciężki dzień w szkole średniej polegający na przysypianiu na lekcjach, paleniu papierosów z tyłu szkoły oraz układaniu planów weekendowych imprez. Na teraz jednak planował spokój i odpoczynek spędzony w ciepłym, wygodnym łóżku. Na zewnątrz bowiem panował przytłaczający mróz typowy dla tych okolic stanu Alaska. Zaczynał się już w pażdzierniku a kończył dopiero w kwietniu. Taki był klimat regionu który jego dziadkowie wybrali na miejsce zamieszkania. Teraz on musiał ponosić tego konsekwencje. Klimatyczne i nie tylko. W miasteczku bowiem miały miejsce poważniejsze sprawy, o których mówiło się tylko półgębkiem. Nie dotyczyły one jednak korupcji ani romansów jak w większości miast Ameryki. No dobrze może czasem i o tym rozprawiano ale miejską tajemnicą poliszynela był twór o którym przeciętnemu człowiekowi trudno było nawet pomyśleć. Nadawano mu różne nazwy. Niektórzy mówili na niego 'Czarny Człowiek, inni 'Lewiatan' , większość jednak nazywała go 'Diabłem' lub ' Demonem'. Czym lub kim twór był? Odpowiedź na to pytanie pozostawała nieznana. Niektórzy, głównie starsi rezydenci uważali że istota to dosłownie diabeł który pojawia się aby wypełniać swoją biblijną misję. Inni uznawali go za kosmitę, jeszcze inni za jakąś dziwaczną i pokręconą formę istoty znanej jako człowiek- cień. Dla niego jednak to był Mothman. Niezwykła energia przybierająca formę jaką uznawała za odpowiednią dla widza. Kiedyś nawiedzająca górskie lasy i rzeki Zachodniej Wirginii dzisiaj przemierzająca tundrę Alaski. Już raz ją widział, stojącą na dachu sąsiedniego domu. Potężna, smukła postać przyobleczona w czerń. Miała 2 czy może nawet 3 metry wysokości. Coś w żołądku mówiło mu że to nie może być człowiek ale wyglądał dokładnie jakby nim był. Mgliście pamiętał jak krzyczał w stronę postaci, chcąc sprawdzić kim ona jest. ,, Kim jesteś?'', ''Skąd się wziąłeś?''Zero reakcji. Zero, nul. Kiedy jednak krzyknął ,, Hej… Dlaczego stoisz na dachu tego domu'', postać odwrócila twarz i spojrzała w jego kierunku. Ujrzał twarz należącą do przeciętnego mężczyzny w średnim wieku przynajmniej dopóki postać nie otworzyła oczu. A były one czystą czerwienią, błyszczącą i zdającą się rozświetlać przestrzeń wokół nich. - Co to ma być? - pojawiła się u niego myśl. Czyżby naprawdę właśnie zobaczył przed sobą diabła? Oczy patrzyły w jego kierunku przez jakieś 10 sekund wydając się wywiercać dziurę w jego przerażonej duszy. Nagle postać uniosła swoje długie nogi i skoczyła. Uczyniła kilka długich susów po dachach pobliskich budynków po czym zaczęła spadać w kierunku pokrytego śniegiem gruntu. Wtedy z jej pleców wysunęły się pokryte czernią, długie, błoniaste skrzydła. Twór zatrzepotał nimi dwa razy pokonując w ciągu tych trzepotów co najmniej 30 metrów po czym uniósł się daleko w powietrze i zniknął nad dachem pobliskiej szkoły. Od tego czasu minęło już 10 lat ale nigdy nie zapomniał tego spotkania. Zresztą nie był w stanie. Obraz czarnego mężczyzny o czerwonych oczach był zbyt przerażający, zbyt niezwykły aby mógł to zrobić.
- Od powrotu do domu minęło kilka godzin. Leżał na łózku i nie wiedział za co ma się wziąć. Mógł coś przeczytać ale nie miał na to koncentracji. Mógł odpalić komputer ale po co sobie psuć wzrok. Ale w jego głowie pojawił się inny, niezwykły pomysł. Przypomniała mu się tabliczka którą kiedyś używały jego siostra i jej przyjaciółki do zabawy. Słyszał jak przed nią przestrzegano, miała bowiem przywoływać diabła.W pokoju siostry znalazł to czego szukał. Była to brązowa ( choć siorka powiedziałaby inaczej), drewniana tabliczka z nadrukowanymi na niej literami alfabetu i liczbami od 1 do 0. Zabrał ją do pokoju i zaczął na niej wystukiwać litera po literze. Po chwili na tablicy pojawiło się słowo które chciał mu przekazać byt z którym się teraz komunikował. Było to ,, DIABEŁ''. W pokoju rozległ się jego głośny śmiech. A więc tak ktoś próbował sobie z niego stroić żarty. Ale to nie dla niego. On nie da z siebie zrobić pośmiewiska. Wziął wskaźnik i wystukał na tablicy odpowiedź. Skoro jesteś diabłem ,,OPĘTAJ'' mnie. Nie ma mowy aby do czegoś to doprowadziło. A jednak odpowiedź pojawiła się po chwili na tablicy. Było to głęboko wyryte w drewnie ,, NIE''. A więc diabeł nie tylko mu nie odpowiedział ale jakby tego było mało odmówił skorzystania z jego propozycji. Interesujące, zaprawdę interesujące. Wziął do ręki wskaźnik i wystukał na tablicy '' DLACZEGO''. Odpowiedź pojawiła się powoli i wypisana wciśniętymi w drewno, mocnymi literami. Był to ''GNIEW''. Sam widok tego słowa i jego charakter spowodował że się przeraził. Położył tabliczkę na szafce i kurczowo się położył zamykając oczy.
Próbował zasnąć nie mógł tego jednak zrobić przez przejmujący chłód. Zaraz chłód? Przecież w mieszkaniu nie było żadnych problemów z ogrzewaniem. Otoczył się dokładnie kocem ale w niczym to nie pomogło. Wręcz przeciwnie zimno otoczyło jego ciało i wprowadziło je w stan ciężkich, upokarzających dreszczy.- Wyjrzyj za okno - usłyszał nagle głos. Wstał przerażony i rozejrzał się wokół siebie. W pokoju nikogo nie było ale głos był zbyt wyraźny aby go ignorować. Idąc za wezwaniem głosu wstał i wyjrzał przez okno. Na dole pod schodami sąsiedniego domu stał ciemny, wysoki mężczyzna. Uważnie patrzył się w jego kierunku jakby go obserwując. Przeszedł przez niego dreszcz strachu i podniecenia. Czyżby to był on? Czyżby dzisiaj miał ponownie go spotkać? Domyślał się że wysłuchanie wezwania może go bardzo drogo kosztować ale po prostu nie mógł się powstrzymać. Nie teraz kiedy mroczna kreatura pojawiła się ponownie. Założył powoli ubrania jakby wciąż walcząc z samym sobą i wyszedł na zewnątrz. Od razu za drzwiami zaatakował go siarczysty mróz. Szedł pewnym krokiem wykrzykując do postaci o jej imię i nazwisko. Jedyną odpowiedzią była przejmująca, wszechobecna cisza. Postać znajdowała się tuż pod ulicznym światłem spod którego wydobywał się obrys wysokiej, smukłej sylwetki z długimi rękami i nogami. Twarz postaci była jednak nieosiągalna, jakby okryta czarną, nieprzeniknioną zasłoną. Wyciągnął swoją ulubioną podręczną zapalniczkę z kieszeni i poświecił nią koło jej cienistej twarzy ale nie zobaczył niczego. - Dość tego - pomyślał i zaczął pewnym krokiem zbliżać się do postaci chcąc dowiedzieć się w końcu kim ona naprawdę jest. Kiedy zbliżył się na odległość rozpostartych ramion do postaci zapalniczka w jednym momencie zgasła. Próbował ją ponownie odpalić, ta jednak nie chciała go słuchać. - Odwróć się - zabrzmiał głos w jego głowie, cichy ale nie uznający sprzeciwu. Wykonał polecenie kreatury i wyruszył w kierunku drogi z której przyszedł. Kiedy do niej dotarł wziął nogi za pas i zaczął uciekać tak szybko jak tylko mógł. Musiał tak zrobić inaczej wiedział że zginie. Kiedy dotarł do drzwi swojego domu, otworzył je i nie zważając na nikogo jak najszybciej wbiegł do swojego pokoju. Powinien w tej chwili odetchnąć ale nie był w stanie tego uczynić. Musiał dowiedzieć się czy tajemniczy nieznajomy wciąż jest w pobliżu.
Przybliżył twarz do okna tak że policzek omal mu nie zamarzł. Ciemna postać wciąż stała w miejscu z którego go wypędziła. Zaczął nerwowo szukać latarki aby zobaczyć jej twarz. Kiedy znalazł latarkę skierował jej światło na miejsce pod schodami. Postać właśnie ruszyła z niego w sobie tylko znanym kierunku. Włożył latarkę do kieszeni i ruszył do drzwi. Musiał za nią podążyć i odkryć kim ona była. To była jego misja. Kiedy dotarł na zewnątrz postać zniknęła spod schodów ale wciąż był w stanie zobaczyć jej cień. Długi,aż za długi, same jego istnienie potwierdzało istnienie zła. Podążanie śladem postaci wkrótce zamieniło się w pościg. Biegł trzymając w rękach latarkę i świecąc ją w kierunku twarzy postaci. Chciał bowiem mieć pewność kim ona jest. Ku jego zdziwieniu postać nie wykonywała żadnych kroków a raczej unosiła się w powietrzu. Nie zostawiała żadnych śladów na kostce brukowej był tylko cień który z niej wypływał i ogarniał przestrzeń nad którą leciała. Kiedy się do niej zbliżał postać przyśpieszała i odlatywała dalej, kiedy za nią nie nadążał zatrzymywała się i czekała na jego ponowne zbliżenie. Trochę jak nastolatka w liceum chcąca uwieść chłopaka ale czekająca na właściwy moment. Cienisty gość chyba robił to celowo ale nie miało to znaczenia. Musiał go dopaść. Podążał i podążał za wszechogarniającym cieniem. Przed jego oczami pojawiła się skromna sylwetka prawosławnej cerkwi którą wybudowali tutaj pierwsi osadnicy. Cień wzdrygnął się na jej widok i zamiast wzlecieć w jej kierunku okrążył ją uważając aby nie znaleźć się nad podwórkiem świątyni. Po okrążeniu leciał dalej. Z boku zaszczekało na niego kilka psów. Ujadały głośno i wyraźnie mógł przysiąc że wyczuł w w tym mieszaninę strachu i czystej nienawiści. Postać dalej się unosiła a on za nią podążał. Przez kolejne ulice, wokół kolejnych domów. W końcu razem dotarli do krawędzi wioski.
Chciał wyruszyć za cieniem w ciemną dal ale zamiast tego zatrzymał się i popatrzył przed siebie. Przed nim rozpościerała się ciemna, mroźna tundra nad nią lewitował cień który starał się go w nią wywieźć. Nie, nie da się mu. Stał tak a postać czekała na jego kolejny krok. Kiedy ten nie nadszedł postać odwróciła się i spojrzała się w jego kierunku. Cały czas mając zakrytą cieniem twarz. Nawet nie próbowała go wołać aby za nią podążył tylko uśmiechnęła się i popłynęła w ciemność dziczy. Nie zobaczył tego uśmiechu na jej pokrytej cieniem twarzy, był on w jego umyśle. . Stał tak jeszcze przed chwilę wpatrując się w pustą, ciemną dzicz w której czaiły się wilki, niedźwiedzie i jeszcze gorsze, mroczniejsze rzeczy. Obrócił się i pobiegł ile miał sił w płucach w kierunku domu. Kiedy tam dotarł wszedł nawet nie zdejmując ubrań do ciepłego łóżka i zasnął kamiennym snem. Czy to było jego ostatnie spotkanie z tajemniczym ciemnym mężczyzną? Trudno mu było odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno chciał aby to była prawda ale jego mroczny przyjaciel nie przejmował się zasadami świata ludzi. Słyszał opowieści o nim od swoich rodziców i dziadków, a oni słyszeli je od swoich rodziców i dziadków. Pojawiał się w miejscach gdzie następnego dnia ktoś umierał i to dokładnie w tym samym miejscu gdzie się unosił. Był z mieszkańcami wsi od dawna i nic nie zapowiadało aby miał ich opuścić.
Dodaj komentarz