Blady strach

Od dawna nie widuję słońca. Wychodzę do pracy, gdy jest jeszcze ciemno i wracam po zmroku. Przechodzę długą pustą ulicą i wsiadam do starego autobusu. Kierowca mnie zna, mimo to nie odzywa się ani słowem. Może to wina mojego wyglądu, twarz mam ziemistą i odpychającą. Po krótkiej przejażdżce docieram do fabryki. Wchodzę do środka. Ciągną się tam rzędy maszyn. Coś przelatuje wysoko nad moją głową, ludzie w słuchawkach ochronnych krzyczą i wpadają na siebie. Praca wre, huk jest ogromny. Moje biuro znajduje się w tyle, do środka nie dociera żaden hałas, gdyż mam specjalnie wyciszone drzwi. Wewnątrz jest dość ciemno, wysoko w górze znajdują się dwa małe okienka, przez które wpada blade światło. To jedyny sygnał, że na zewnątrz zaczyna się dzień. W przeciwnym razie pomyślałbym jeszcze, że ktoś po prostu na zawsze wyłączył słońce. Przez dwanaście godzin siedzę przy komputerze i wpisuję ciągi znaków na klawiaturze. Czasem w świetle bladych lamp przeglądam sterty drukowanych kartek, zamkniętych w teczkach ułożonych na ciągnących się pod sam sufit regałach.
Po zakończeniu pracy wychodzę w końcu na zewnątrz, ale słońce już dawno siedzi skryte za widnokręgiem. Mijam różnych ludzi, wszyscy odwracają wzrok, gdy mnie widzą. Może myślą, że jestem jakimś psychopatą. Pewnie mają rację.
Kiedyś jeden z robotników wpadł do pracującej maszyny. Potem przyszli gliniarze i zaczęli zadawać niewygodne pytania. Nikt nic nie widział ani nie słyszał. Niekompetentnych ludzi się likwiduje, dlatego wolę nikomu nie podpaść. Nie wiadomo, czy to w ogóle był wypadek. Chyba nic nie wykryli, ale co ja tam wiem. Mogłem po prostu to przegapić.
Niekiedy do mojego biura wchodzi piękna blondynka, zostawia mi kolejne dokumenty i wraca do siebie. Muszę ją kiedyś gdzieś zaprosić. Może zrobię sobie wolne od pracy i wystawię w końcu twarz na promienie słoneczne. To by była jakaś odmiana.
Blondyna znów się pojawiła. Przygładziłem włosy i przejrzałem się w małym lusterku, trzymanym w szufladzie biurka. Jestem strasznie blady. Kobieta podeszła do mnie i nachyliła się. Szepnęła mi coś do ucha, ale nie dosłyszałem. Co ona powiedziała? Położyła na biurku kolejny stos bezdusznych dokumentów i odeszła. Zaczekaj! Nie dosłyszałem! Chciałem krzyczeć, ale milczałem. Poszła sobie. Siedziałem gapiąc się w ścianę i przeczuwałem, że już więcej jej nie zobaczę. Mogłem się odezwać, zrobić cokolwiek. Nie wiem, ile czasu minęło, aż zauważyłem, że komputer zaczął dymić. Co się dzieje? Kazali mi tylko wklepywać dane, więc to robiłem. Trzeba zawołać kogoś, kto zna się na rzeczy.
Wstałem i dostrzegłem, że dym wydobywa się zza komputera, gdzieś z podłogi. Jest tam kratka wentylacyjna. Pali się gdzieś w piwnicy? Nawet nie wiem, co jest pode mną. Nigdy nie schodziłem tak głęboko. Opuściłem gabinet i stwierdziłem, że maszyny stanęły. Jakaś awaria? I gdzie wszyscy zniknęli? Przeszedłem wzdłuż szeregu stalowych potworów, zawsze słyszałem jak sapią, a teraz ta cisza była taka nienaturalna. Jak rój pszczół, który przestał bzyczeć, a mimo to nadal gryzie. Fabryka jest naprawdę straszna, zdałem sobie z tego sprawę, dopiero kiedy zostałem tu całkiem sam. Wejście do piwnicy znajdowało się przy końcu głównej hali. Dostrzegłem, że zwykle zamknięte drzwi teraz są lekko uchylone. Sączyło się zza nich zielonkawe światło, pewnie pochodzące z lamp umieszczonych nad schodami. Postanowiłem sprawdzić, co się kryje w podziemiach. Domyślałem się, że już nigdy nie wrócę do świata żywych.

fanthomas

opublikował opowiadanie w kategorii horror, użył 658 słów i 3706 znaków.

4 komentarze

 
  • Luna@

    Szkoda ze nie ma kolejnej czes części

    7 lip 2018

  • Margerita

    łapka w górę historia jest niesamowita

    19 cze 2017

  • Malawasaczka03

    Ciekawe ;)

    17 cze 2017

  • Aequor

    Niezłe.  :)

    17 cze 2017