Wypowiedzi Jana Rokity

Ponieważ pan Hyde z poprzedniego felietonu uznał za ważny tylko fragment dotyczący sądów wrzucam fragmenty wywiadu z Janem Rokitą.  

"Wywiad Rokity na Twitterze przypomnieli internauci, a podał go dalej nawet sam prezydent Andrzej Duda. A o reformie wymiaru sprawiedliwości, Rokita mówił tak:
Próby podejmowali różni ludzie. Pamiętam bardzo sensowne i ograniczone w swoim zasięgu, mądrze podejmowane próby minister Hanny Suchockiej, które całkowicie zostały storpedowane przez sędziów
—przypomniał, przytaczając słowa prof. Andrzeja Rzeplińskiego:
Mówił mi: proszę pana, jak nie wyrwiemy sędziom Krajowej Rady Sądownictwa, to nic się nie da zrobić z polskim wymiarem sprawiedliwości.
Co więc powstrzymało polityków przed reformą? Jak się okazuje: strach przed sędziami.
To wszystko od lat wiedzieliśmy, tylko strach przed tym, że środowisko sędziowskie powie, że to jest zamach na niezawisłość sądów, to jest zamach na podstawowe wartości demokratyczne, paraliżował polityków w obawie, że przegrają wybory
—mówił wtedy Rokita. Prawda, że brzmi znajomo?
Pochanke po tych słowach próbowała przerwać wywód publicysty tygodnika „Sieci”, ale Rokita ciągnął dalej:
Reforma ma wymiar fundamentalny i ustrojowy, dlatego że przesądza – jeśli się nie załamie w pewnym momencie – o jednej rzeczy, która powinna przetrwać rządy PiS. Mianowicie o tym, że zniknie kooptacyjny system doboru sędziów. To znaczy, że nie sędziowie wyłącznie i ich wybrańcy będą decydować o tym, kto w przyszłości będzie sędzią".  

Załączam również wywiad Onetu z Janem Rokitą na temat przewidywań powyborczych.  
"Czy liczne problemy, które Polska ma w relacjach zagranicznych Rafał Trzaskowski jako przyszły prezydent chciałby rozwiązać, czy też przeciwnie, użyć ich wszystkich do tego, żeby z pomocą i naciskiem społeczności międzynarodowej zaatakować rząd PiS i doprowadzić do przyspieszonych wyborów – pyta Jan Rokita w rozmowie z Onetem.
- Wetując każdą ustawę uchwaloną przez parlament stworzyłby sytuację, w której każda decyzja rządu PiSu wymagałaby faktycznej kontrasygnaty Platformy lub Lewicy – mówi Jan Rokita
Rokita zaznacza, że jeśli wygra Trzaskowski, do wyboru będzie miał dwie strategie polityki zagranicznej, a podjęcie wyboru będzie sprawą fundamentalną
- Myślę, że ludzie chcą draki. I wynika to z silnego zaangażowania uczuciowego w politykę - przekonuje
- Wystarczy, żeby prezydent Trzaskowski od czasu do czasu skrytykował katolicki kler, wziął udział w marszu równości, opowiedział złośliwy dowcip o ojcu Rydzyku i stałby się bożyszczem znacznej części globalnej opinii publicznej, tak jak premier Kanady Justin Trudeau – mówi były polityk PO, obecnie wykładowca i publicysta
Rozmówca Onetu mówi o tym, że w wyniku potężnego sporu kulturowego zmienia się struktura elektoratu i jednocześnie sam daje do zrozumienia, na kogo odda głos w niedzielę
Bartosz Paturej, Onet: O co toczy się gra w tej kampanii? To pojedynek między Polską solidarną a Polską liberalną 2.0 czy coś więcej? Czy coś zupełnie innego?
Jan Rokita: To pytanie z zakresu PR. Gra oczywiście idzie o różne rzeczy – jak zawsze w wyborach. Ale dwa wymiary tej kampanii są najważniejsze. Pierwszy: czy PiS będzie w stanie utrzymać władzę w Polsce. Drugi: czy w państwie zapanuje stan nierządu i na jak długo?
A zwycięstwo Trzaskowskiego będzie oznaczało krach Zjednoczonej Prawicy?
Raczej upadek władzy PiS. Stąd spora rozterka rządzących. To wszystko zależy oczywiście od tego, jaką strategię przyjmie Trzaskowski jako prezydent. Najbardziej prawdopodobna jest jednak ta, którą opisał w Newsweeku Cezary Michalski i nazwał ją strategią złamania kręgosłupa PiSowi. Takie jest też oczekiwanie jego zaplecza.
To oznacza, że wetując każdą ustawę uchwaloną przez parlament stworzyłby sytuację, w której każda decyzja rządu PiS wymagałaby faktycznej kontrasygnaty Platformy lub Lewicy. Nawet przy mało prawdopodobnym sojuszu z PSL lub Konfederacją to jest to za mało do uchwalania prawa. W polskich warunkach to oznacza stan kompletnego nierządu państwa.
Byłoby tylko jedno rozwiązanie takiej sytuacji – PiS trzeba byłoby odsunąć od władzy, aby przywrócić normalny stan rzeczy. Żeby państwo wróciło do stanu elementarnej rządności. Wtedy rozwiązaniem nie byłyby nawet przedterminowe wybory, w których PiS przecież mogłoby znów wygrać.
Czy czasy premierostwa Buzka za prezydentury Kwaśniewskiego i analogicznie Tuska oraz Lecha Kaczyńskiego to też według pana czasy nierządu?
Buzek z Kwaśniewskim to dobra analogia, ale nie w całym okresie rządów AWS-UW, a dopiero w momencie, gdy Kwaśniewski chciał – znów wracając do sformułowania Michalskiego – przetrącić kręgosłup upadającej AWS. Tę decyzję Kwaśniewski podjął na początku 2001 r. i przez kilka miesięcy ją w praktyce stosował, wetując wszystko co istotne dla rządu. Podatki, reprywatyzacja, reforma administracji. Ta analogia historyczna jest ciekawa, dlatego że ważna była wówczas reakcja wyborców zdegustowanych rządami AWS i czterema reformami Buzka. Polacy byli zachwyceni tym rozbijaniem przez Kwaśniewskiego władzy. Nagrodzili to przygniatającym zwycięstwem w wyborach na jesieni 2001 r.
To jest scenariusz, który wziąwszy pod uwagę matematykę parlamentarną, oczekiwania zaplecza Trzaskowskiego oraz pstrego konia, na którym jeździ łaska wyborcy – jest bardzo prawdopodobny.
Bez nowych ustaw nie da się w Polsce rządzić?
Taki mamy system. Swego czasu nawet aby odbudować maszt radiowy w Raszynie, rząd musiał złożyć ustawę. Dzisiaj szereg nowych ustaw pomógł podczas epidemii. Mamy w Polsce taką inflację ustawodawstwa, że faktycznie jest jedynie niewielkim uproszczeniem powiedzieć, że w Polsce rządy sprawuje się za pomocą większości parlamentarnej.
Co – z drugiej strony – może oznaczać zwycięstwo Andrzeja Dudy dla PO?
Na krótką metę nic szczególnego. Sam fakt, że Rafał Trzaskowski idzie w sondażach łeb w łeb z Andrzejem Dudą pokazuje, że jeśli Platforma dokonuje pragmatycznego i sensownego wyboru, wskazuje na ciekawego człowieka, który potrafi prowadzić kampanię, to wbrew oczekiwaniom wielu analityków, także moim – jest zdolna utrzymać pozycję politycznego alter ego władzy. Z tego punktu widzenia przegrana przez PO o jeden czy dwa punkty nie oznacza żadnej jakościowej zmiany sytuacji.
Mamy silny układ bipartyjny i spodziewałem się tego, że on może zacząć się zmieniać ze względu na powstanie nowej Lewicy. Wydawało mi się, że spór kulturowy, który przetacza się przez Europę i Polskę jest na tyle silny, że w momencie połączenia się tych trzech nurtów lewicy – powstanie siła, która może być rywalem dla PO. Póki co to były błędne mniemania.
To, że w PiS są silne ośrodki, które chciałyby się pozbyć grupy skupionej wokół Gowina, to nie jest żadna rewelacja, wielokrotnie mogliśmy już o tym przeczytać. Decyzje w tej sprawie będą jednak należały do Jarosława Kaczyńskiego. Jest pewne to, że jeśli Duda wygra, to podstawową misją będzie zadbanie o stabilną większość parlamentarną, która jest przecież niewielka. Nic drastycznego zapewne się nie stanie, ale może być tak, że powstanie presja na to, aby Porozumienie zmieniło swojego lidera.
Kaczyński stracił zaufanie do Gowina. Ale czy z tego wyniknie większy plan odsunięcia Gowina z polityki? Nie jestem przekonany, bo przecież on sam się zmarginalizował. Jarosław Kaczyński nie ma powodu, żeby wkładać w operację odsuwania byłego wicepremiera jakąś większą energię.
Sondaże pokazują, że różnice są niewielkie. W tej rozemocjonowanej kampanii pełnej skrajności, zdecydowanych sądów, zdecydują ci, którzy będą się wahać do ostatniej chwili. Paradoks?
To naturalny skutek bardzo ostrego konfliktu. Gdy każda najdrobniejsza rzecz jest przekształcana w nabój do strzelania, to efektem jest wyrównanie sił po obu stronach. Bardzo często decydują ułamki procentów. Przykładem może być choćby starcie Ala Gore’a z Georgem Bushem i liczenie głosów na Florydzie, co zdecydowało o prezydenturze.
Tam gdzie następuje radykalizacja sporu politycznego, pojawia się mobilizacja, duże liczby głosujących, a finalnie o wyniku mogą zaważyć minimalne przesunięcia. Można powiedzieć za Fryderykiem Wielkim, że zdecyduje „jego wysokość przypadek”.
Aż tak?
Jeśli prezydent decyduje się na ryzykowne zastosowanie prawa łaski, a przypadkiem w Warszawie wypadek powoduje kierowca pod wpływem narkotyków… Gdyby tych kierowców było czterech – to bym panu powiedział, że wybory są rozstrzygnięte.
Przypadkiem nie będą jednak nowe lub kontynuowane relacje z partnerami zagranicznymi. Jak przyjęty byłby prezydent z mandatem od wyborców, ale będący w tak ostrym sporze z rządem.
To zależy od strategii Trzaskowskiego w przypadku jego wygranej. Wybór jest fundamentalny. I to ciekawe, że przy tylu słowach wypowiedzianych podczas kampanii, w tych kluczowych kwestiach nic nie powiedziano. Jest rzeczą oczywistą, że Trzaskowski mając silną legitymację z powszechnych wyborów i będący wypełnieniem oczekiwań większości kancelarii rządowych Europy Zachodniej może stać się ich punktem odniesienia. To nie ulega najmniejszej wątpliwości. PiS stworzył prezydenta, jako reprezentanta w stosunkach międzynarodowych, ale Duda reprezentował przecież politykę rządu i tu nie było problemu. To że na Trzaskowskim spocząłby ciężar polityki zagranicznej od dnia wyboru – to nie ulega najmniejszej wątpliwości. Takie byłoby oczekiwanie zagranicznych partnerów."

AnonimS

opublikował opowiadanie w kategorii felieton, użył 1627 słów i 9889 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Morfina

    Na Rokitę zawsze będę patrzeć przez pryzmat jego żony... niestety...  Efekt ? Nie odbieram go jak eksperta...

    12 lip 2020