Istnieje wiele definicji słowa "konsumpcjonizm”. Ciocia Wikipedia mówi, iż jest to "postawa polegająca na nieusprawiedliwionym (rzeczywistymi potrzebami oraz kosztami ekologicznymi, społecznymi czy indywidualnymi) zdobywaniu dóbr materialnych i usług”. Brzmi tak jak większość encyklopedyjnych definicji- niezrozumiale. Dla mnie konsumpcjonizm jest po prostu potrzebą. Potrzebą posiadania rzeczy materialnych, których nie zawsze potrzebujemy. Bo ktoś to ma. Bo "mieć” znaczy "być”. Nie ma co się oszukiwać- każdy z nas, w mniejszym lub większym stopniu, jest konsumpcjonistą. Daj palec, weźmie całą rękę. Drogi czytelniku, byłeś ostatnio na zakupach? Odwiedziłeś galerie handlową? Co widziałeś w sklepie? Założę się, że bardzo dużo ludzi różnej płci, w różnym wieku, o różnym wyglądzie. Zapewne każda z tych osób coś kupowała, chciała czegoś, nie bacząc na to, że już dany przedmiot ma i nie koniecznie potrzebuje kolejnego. Jednak sklepowe półki są na to doskonale przygotowane- masa na nich gadżetów, które, mimo podobnych właściwości, znacznie różnią się ceną. Myślę, że konsumpcjonizm najłatwiej zaobserwować w dużych placówkach takich jak szkoły. Obecnie gimnazja to nie placówki edukacyjne lecz miejsca wszechobecnego lansu nowonabytymi gadżetami z dodatkową funkcja nauczania coraz to głupszej młodzieży. Nie masz? Nie istniejesz. Proste. Twój telefon nie ma odbitego nagryzionego jabłuszka? Jesteś gorszy. I własnie tak to działa. Chcemy coraz więcej i więcej, aby jakoś podołać najnowszym trendom ustanowionym przez społeczeństwo. Nie twierdzę jednak, że konsumpcjonizm to samo zło. Nie byłabym kobietą gdybym odmówiła pójścia na zakupy w celu kupienia bluzki numer sto i przymierzenia ogromnej ilości par butów. Często zdarza mi się zauważyć coś w sklepie, zapłacić, a w domu pomyśleć: "Do czego jest mi to potrzebne?”. Czasem potrzebujemy czegoś nowego aby poprawić sobie humor i poczuć się… lepiej. To zwykła, ludzka reakcja, której nikt nigdy nie powinien się wstydzić. Jeszcze nie tak dawno, bo w czasach PRL-u nic w sklepach nie było. Dają, trzeba brać. Kończąc ten "felieton” pragnę podkreślić, że wszystko jest dla ludzi, ale trzeba znaleźć złoty środek. Zarówno kupowanie deski toaletowej z funkcją robienia pizzy na cienkim cieście, jak i skrajna oszczędność i ograniczanie swoich potrzeb do minimum nie ma racji bytu. Korzystajmy więc z tego, co jest dostępne nie zapominając jednocześnie o tym, co ważne.
Witam! Cieszę się, że dotrwałeś/łaś do końca. Teraz muszę ci coś wyznać- pisząc ten tekst jestem po kilku drinkach. Nie jestem pewna tego co zobaczę rano. Pochwała, obojętność czy potępienie moich wypocin? Ty zdecyduj.
Zgadzam się, zgadzam z przedmówcami. Na licho tyle nieużytecznych rzeczy? "Dogadzają" nam w tych czasach na różne sposoby. Pieniądz ma coraz mniejszą wartość, więc czasem nie ma, co szaleć. Jak dla mnie, pewne ceny są kosmiczne. A skoro zahaczyłaś już o temat, który jest powszechnie znany- kto ma fajniejszy gracik w szkole- to i ja coś dorzucę. Coraz głupsi Ci moi rówieśnicy, czasem się zastanawiam po co jest ten obowiązek szkolny? Niektórzy "kiblują" trzy lata w jednej klasie, aby później oblać ostatnią klase.. i to gimnazjum. Jest to jakiś rodzaj konsumpcji i to jakże czasem bezużytecznej. Choć istnieje szczera nadzieja, że jeden z nielicznych Idiotów, choć nie chcę urazić nikogo, się wybije. Może w końcu "konsumowaliby" wiedzę, gdyby wiedzieli ile trzeba tyrać w pracy fizycznej na marną złotówkę.
Z jednej strony zgadzam się z przedmówcą- moi dziadkowie do tej pory maja półkotapczan( młodzież pewnie nie wie, co to) kupiony w latach 60tych ubiegłego wieku i poza tym, że zawsze atakuje moją piszczel, ma się świetnie. Z drugiej, własnie zdałam sobie sprawę z tego, że mam obsesję kupowania balsamów do ciała. Choć i tak jestem zdrowsza na umyśle od mojego faceta, który miał jedno pragnienie, gdy kupowaliśmy pralkę; ciągle powtarzał, że musi mieć duży, kolorowy wyświetlacz. Okap też. Paranoja
28 maj 2015
Marecki433
Ja też jestem po kilku drinach Całe szczęście ,że jutro mam wolny dzień od pracy. No cóż ... z tym dzisiejszym konsumpcjonizmem to nie jest tak do końca prawda Miałem okazję zachaczyć jeszcze swoją "młodością" o lata 80'te XX wieku (tzw. schyłek PRL), pamiętam doskonale czasy gdy wiele rzeczy ,które udało się wystać w kolejkach lub dostać spod lady miało żywotność kilku a nawet kilkunastokrotnie większą niż dziś oferowane w powszechnej sprzedaży Śmiem trwierdzić ,że ten "konsumpcjonizm" jest nam na siłę narzucony i wciskany pod każdą postacią jaką tylko można Liczy się tylko to ile uda się zarobić kasy na kliencie
3 komentarze
Lils
Zgadzam się, zgadzam z przedmówcami. Na licho tyle nieużytecznych rzeczy? "Dogadzają" nam w tych czasach na różne sposoby. Pieniądz ma coraz mniejszą wartość, więc czasem nie ma, co szaleć. Jak dla mnie, pewne ceny są kosmiczne. A skoro zahaczyłaś już o temat, który jest powszechnie znany- kto ma fajniejszy gracik w szkole- to i ja coś dorzucę. Coraz głupsi Ci moi rówieśnicy, czasem się zastanawiam po co jest ten obowiązek szkolny? Niektórzy "kiblują" trzy lata w jednej klasie, aby później oblać ostatnią klase.. i to gimnazjum. Jest to jakiś rodzaj konsumpcji i to jakże czasem bezużytecznej. Choć istnieje szczera nadzieja, że jeden z nielicznych Idiotów, choć nie chcę urazić nikogo, się wybije. Może w końcu "konsumowaliby" wiedzę, gdyby wiedzieli ile trzeba tyrać w pracy fizycznej na marną złotówkę.
nienasycona
Z jednej strony zgadzam się z przedmówcą- moi dziadkowie do tej pory maja półkotapczan( młodzież pewnie nie wie, co to) kupiony w latach 60tych ubiegłego wieku i poza tym, że zawsze atakuje moją piszczel, ma się świetnie. Z drugiej, własnie zdałam sobie sprawę z tego, że mam obsesję kupowania balsamów do ciała. Choć i tak jestem zdrowsza na umyśle od mojego faceta, który miał jedno pragnienie, gdy kupowaliśmy pralkę; ciągle powtarzał, że musi mieć duży, kolorowy wyświetlacz. Okap też. Paranoja
Marecki433
Ja też jestem po kilku drinach Całe szczęście ,że jutro mam wolny dzień od pracy. No cóż ... z tym dzisiejszym konsumpcjonizmem to nie jest tak do końca prawda
 Całe szczęście ,że jutro mam wolny dzień od pracy. No cóż ... z tym dzisiejszym konsumpcjonizmem to nie jest tak do końca prawda  Miałem okazję zachaczyć jeszcze swoją "młodością" o lata 80'te XX wieku (tzw. schyłek PRL), pamiętam doskonale czasy gdy wiele rzeczy ,które udało się wystać w kolejkach lub dostać spod lady miało żywotność kilku a nawet kilkunastokrotnie większą niż dziś oferowane w powszechnej sprzedaży
 Miałem okazję zachaczyć jeszcze swoją "młodością" o lata 80'te XX wieku (tzw. schyłek PRL), pamiętam doskonale czasy gdy wiele rzeczy ,które udało się wystać w kolejkach lub dostać spod lady miało żywotność kilku a nawet kilkunastokrotnie większą niż dziś oferowane w powszechnej sprzedaży  Śmiem trwierdzić ,że ten "konsumpcjonizm" jest nam na siłę narzucony i wciskany pod każdą postacią jaką tylko można
 Śmiem trwierdzić ,że ten "konsumpcjonizm" jest nam na siłę narzucony i wciskany pod każdą postacią jaką tylko można  Liczy się tylko to ile uda się zarobić kasy na kliencie
 Liczy się tylko to ile uda się zarobić kasy na kliencie 