Pierwszy poranny powiew tchu zapodział się gdzieś na łące obok domu starego Drwala nieco zapomnianego , jak gdyby nikt się nim nie zajmował od lat kilku lat. Ściany wykonane były z nieco spróchniałych już desek zrobionych z drewna lasu Derona , dało się zauważyć również dziury wielkości myszowatych stworzeń u ich dołu .Wokół chatki posadzone były kwiatu Prestoru które już o tej porze roku kwitły całą siłą unosząc w powietrzu słodko-duszący zapach ,a obok nich sadzonki Mandragory - niezwykle zabójczego owocu który mógłby nawet powalić dorosłego Yaka . Budynek nie był niczym ogrodzony pomijając małą ścieżkę która oplatała dom z każdej strony umożliwiając przejście w każdy zakątek starej chatki. Gdyby nikt w niej nie mieszkał, każdy kto przechodziłby w pobliżu mógłby pomyśleć , że jest ona pusta - bez żadnego domownika w środku który mógłby zadbać o jej stan . Lecz jednak było inaczej . W jej środku mieszkał niedużych rozmiarów krasnolud zwany Zarande. Zwykle nosił on czapkę z niewielkim daszkiem , czerwony jednoczęściowy strój oraz czarne , mocne , zakończone metalowymi końcówkami buty . Posiadał on również brodę długą prawie do torsu, trzeba przyznać , że jak na stworzenie jego rozmiarów był to imponujący wynik. Mieszkał on sam bez rodziny , przyjaciół - na leśnym pustkowiu zwanym lasem Derona. Utrzymywał się z tego co oferowała mu natura . Pożywienie i skóry zdobywał z polowania w lesie, wszystkie zioła lecznicze który były mu potrzebne znajdował albo w swoim ogródku albo wyruszał na poszukiwania w określone już kiedyś przez siebie miejsca w których występowały. Wszystko czego potrzebował , dawała mu natura. Jedynym jego zmartwieniem była samotność . Już od kilku dobrych lat krasnolud nie miał kontaktu z nikim, mieszkał sam w rejonie nieprzyjaznym dla zwykłych ludzi , Nordów czy nawet dla bardzo wytrzymałych Renów . W nocy było bardzo zimno lecz południem wręcz odwrotnie . Rasa krasnoludów odporna była na zmiany temperatur więc dla nich życie w takich warunkach nie stanowiło problemu. Zarande mieszkał sam przeszło 20 lat, bez kompana u boku , osoby do której mógł się odezwać. Pewnego dnia miało się to zmienić, a to za sprawą pewnego stworzenia . Gdy rozpoczęła się wiosna , jak co roku krasnolud zajmował się porządkami swojej chaty oraz jej okolic . Teren nie był zbyt wielki więc o zmroku udało mu się zrealizować dzisiejszy plan . Wróciwszy do domu jak co wieczór Zarande przygotowywał posiłek lecz zauważył , że w schowku w którym zawsze trzymał jedzenie brakuje mu mięsa z upolowanego poprzedniego dnia średniej wielkości Gorena - podobnego do wiewiórki lecz o wiele większego ssaka zamieszkującego te tereny. W pierwszej chwili pomyślał , że to wina jakiegoś zwierzęcia które zakradło się do jego domu szukając pożywienia, miał racje. Gdy obracał się zamykając drzwi zauważył przez okno - gdzie widok padał na ogród w którym rosły mandragory - zjadającego jegozapasy wielkiego Wilka . Krasnolud od razu chwycił za swoją broń którą przez 20 laty otrzymał od swojego umierającego ojca by bronił tego domu, by bronił dobytku jego rodziny . Gdy już ją chwycił, a zaraz po tym amunicje zakradł się na tyły chaty by nie spłoszyć zwierzyny. Robił to powoli i ostrożnie , stawiając krok po kroku jednocześnie uważając aby nie stanąć na kwiat mandragory - w przeciwnym wypadku kwiat wydałby z siebie niesamowicie głośny krzyk słyszany wyraźnie nawet w odległości 300 jardów . Krasnolud miał już kontakt wzrokowy z niechcianym gościem więc wyjął broń, ostrożnie ją załadował tylko jednym nabojem wiedząc ,że to będzie szybki , celny i śmiertelny strzał . Wycelował dokładnie w serce srebrno-czarnego wilka by strzał był jak najbardziej skuteczny, wziął głęboki oddech , zamknął oczy ( zawsze tak robił , nie lubił zabijać i patrzeć na cierpienie innych ale nie miał wyjścia, musiał jakoś przeżyć) i oddał strzał. Rozległ się huk wystrzału i jednocześnie ryk wilka. O dziwo , pocisk nie pozostawił na zwierzęciu ani śladu, co więcej rozwścieczył go na tyle by w jego ryku można było dostrzec gniew i złość. Zarande był w nie lada opałach, co prawda miał jeszcze kilka pocisków w lewej kieszeni swojego czerwonego stroju lecz wiedział , że nie zdąży ponownie załadować pocisku i oddać celnego strzału. Rzucił się do ucieczki nie patrząc na to co zrobi jego śmiertelnie groźny przeciwnik. Gdy udało mu się dobiec do drzwi chaty otworzył drzwi, zamarł ze strachu. W drzwiach stanął ogromnych jak na jego gatunek wilk z niezwykłym futrem patrząc się na odrobinę mniejszego od siebie przeciwnika. W jego oczach można było odkryć satysfakcje z niemałego zaskoczenia krasnoluda. Ona zaś po paru sekundach wymiany spojrzeń , zamknął drzwi podstawiając pod nie krzesło stojące obok wejścia tak , aby uniemożliwić wilkowi ucieczkę . Udał się za chatę by drabiną dostać się na jej dach, aby znaleźć pozycje która umożliwi mu ponowne oddanie strzału w stronę niechcianego gościa. Wchodząc na drabinę zastanawiał się dlaczego poprzednim razem nic się wilkowi nie stało , był pewien , że trafił w samo serce albo przynajmniej w jakiś narząd który spowodowałby wykrwawienie się zwierzęcia . Szybko rozwiał swoje myśli gdyż wszedł już na górę. To co zobaczył - drugi raz od kilku minut- sprawiło , że stanął jak wryty, nie mógł uwierzyć w to co widzi. Widział on przed sobą ponownie wielkiego szaro-czarnego wilka stojącego metr od niego co było nie możliwe z uwagi na to , że z chaty nie było innego wyjścia niż to które niedawno zablokował. Krasnolud wiedząc , że nie ma już drogi ucieczki zamknął tylko oczy , pomyślał o ojcu któremu 20 lat temu złożył obietnice bronienia tego miejsca przed intruzami i powiedział cichym głosem , ledwo słyszalnym - Przepraszam .
-Jesteś pierwszym który powiedział to słowo w mojej obecności krasnoludzie - odparł wilk głosem pełnym szacunku.
Dodaj komentarz