WIEŻA ZEGAROWA I STARY WINSTON #1/2

– Nie jedź tam! – powiedziała kobieta – To się źle skończy, zobaczysz!
– Jak zwykle przesadzasz. – odpowiedział młody mężczyzna.  
     Małe miasteczko na końcu świata – tak mówiono o tym miejscu. Miejscu, które uważano za opętane przez złe moce. Gregory jednak nie przejmował się plotkami ani ostrzeżeniem swojej narzeczonej. Pożegnał się, wsiadł do samochodu i pojechał na spotkanie z nieznanym. Po czterech godzinach drogi był na miejscu.
     Mężczyzna rozejrzał się po niewielkim rynku. Jego sercem była wieża zegarowa dawnego ratusza. Zegar ten zatrzymał się na godzinie dwudziestej trzeciej pięćdziesiąt dziewięć. Gregory poczuł przeszywający go dreszcz. Czyżby to, co mówią o tym miejscu było prawdą? Atmosfera miasteczka była specyficzna. Czas jakby płynął wolniej, lub nawet zatrzymał się biorąc przykład z wieży zegarowej. Ludzie wydawali się spłoszeni, nieufni, przechodnie uciekali wzrokiem i przyspieszali na jego widok.  
     Młody mężczyzna wszedł do jednego ze sklepów
– Dzień dobry! Powiedzcie mi panie, gdzie tu znajdę nocleg? – zapytał sprzedawcy.
– W gospodzie panie, przy samym końcu miasteczka. – odpowiedział starszy mężczyzna w za dużych okularach.  
– A daleko to?  
– Niedaleko. Ale panie, jeśli nie musisz pan tu być to wyjedź pan i to najlepiej jeszcze dziś. Posłuchaj pan rady starego człowieka.  
– Dlaczego miałbym wyjeżdżać? – zapytał zdziwiony.  
– To złe miejsce jest.  
– Co ma pan na myśli?  
– Na ten przykład, ten zegar na wieży ratuszowej panie to nie chodzi już kilkanaście lat. Wielu próbowało go naprawić, ale nikomu się to nie udało. Wiesz pan on sprawny jest, znaczy się technicznie. Nikt nie wie dlaczego cholerstwo działać nie chce. Jedni mówią, że to szatan go opętał, inni, że ze starości, a jeszcze inni, że to klątwa starego Winstona. Wiesz pan, burmistrza. On się powiesił na tej wieży wiele lat temu. Po tym wydarzeniu zaczęły się tu dziać dziwne rzeczy. A ten zegar to się zatrzymał właśnie wtedy.  
– Winston, mówi pan... Chyba zawitam tu na dłużej niż planowałem. Lubię takie zagadki i tajemnice...  
– To zły pomysł panie. Wszystkich którzy chcieli wyjaśnić zagadkę spotkał straszny los. Wyjedź pan jeśli życie panu miłe. Wyjedź pan. – przerwał mu.  
– To ta gospoda na końcu miasteczka?
– Tak panie. Ale pamiętaj pan, że ostrzegałem.  
     Gregory ani myślał wyjeżdżać, jego ciekawość była coraz większa. Był zachłanny, czuł się inaczej niż w domu. Był pobudzony. Był pewien, że odkryje coś nowego. Położy kres plotkom. Po drodze do gospody minął budynek poczty, kilku mieszkańców uciekających w popłochu przed niewiadomo czym.  
     Po kolacji, Gregory udał się do wynajętego pokoju na poddaszu. Z okna widać było dokładnie wieżę zegarową, która w świetle latarni wyglądała złowieszczo. Na pozór nic zwyczajnego, zwykła wieża jakich wiele, ale w tej było coś szczególnego. Stary Winston, to w nim kryła się zagadka.  
     Gdy już chciał się położyć, usłyszał dźwięk zegara. Doskoczył do okna, wskazówki obracały się wokół tarczy w powolnym tempie, a na jednej z nich dostrzegł wisielca. To Winston! – pomyślał. Po chwili wskazówki zatrzymały się na dwudziestej trzeciej pięćdziesiąt dziewieć. Winston znikł. Powietrze zrobiło się wyjątkowo chłodne. Cisza.      
     Chwilę później, Gregory usłyszał stukot kopyt. Wyjrzał ponownie, dwa kare konie prowadziły bryczkę. Woźnica ubrany na czarno wymachiwał batem. Konie pędziły przed siebie, woźnica zaśmiał się... wierzchowce wraz z bryczką rozmyły się w powietrzu.  
     Następnego dnia młody mężczyzna postanowił poszukać informacji o starym burmistrzu, a wydarzenia poprzedniej nocy nie dawały mu spokoju.  
     Budynek biblioteki miejskiej okazał się rozsypującą ruderą. Po przekroczeniu progu wielkich, metalowych i skrzypiących drzwi, zauważył drewniane schody i dwie pary oczu wpatrujących się w niego podejrzliwie.  
– Dzień dobry, gdzie znajdę księgi miejskie? – zapytał uprzejmie.  
– A czego szuka, he? – odpowiedziała starsza kobieta.
– Informacji o Arnoldzie Winstonie.  
     Po wypowiedzeniu tego nazwiska w oczach kobiet pojawiło się przerażenie. Nic nie odpowiadając jedna z nich wskazała Gregoremu schody. Skinął głową i udał się na piętro. Jego oczom ukazały się zakurzone regały z książkami i jeden regał z księgami miejskimi. Wszystkie okna były szczelnie zasłonięte, a jedynym źródłem światła były niewielkie lampy. Mężczyzna zdjął z półki pierwszą księgę sprzed trzydziestu lat i zaczął ją przeglądać. Po lekturze kilku stronic przez jego ciało przeszły ciarki...  

     Co takiego zrobił Winston? Dlaczego się powiesił? Dlaczego nad miasteczkiem wisi "klątwa”?

TeodorMaj

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy, użył 811 słów i 4864 znaków, zaktualizował 1 wrz 2016.

1 komentarz

 
  • NataliaO

    No dlaczego???  <3

    1 wrz 2016