Najciemniejszy loch część 2

Słońce delikatnie wyłaniało się z odległego horyzontu, kiedy schodziłeś po skrzypiących schodkach karety. Twoim oczom ukazał się przygnębiający widok. Szare domy Hamletu wyglądały na słabe jakby miały się zawalić w każdej chwili. Delikatne promienie światła wyłaniały się z okien. Wioska była zbudowana u stóp wzgórza, na której Twoi przodkowie się osiedlili. Pamiętasz to miejsce. Lśniąca mieścina u stóp potężnego lasu. Potężny monarcha dzierżył władzę w jego posiadłości na samym szczycie. Nic nie zostało z dawnej glorii i honoru tego miejsca. Wszystko wydawało się pogrzebane pod smutkiem i rozpaczą, która zainfekowała miasto wraz z nadejściem straszliwych eksperymentów.  
   Kiedy Twoje stopy znalazły się na chodniku przystąpiłeś kilka kroków naprzód. Ludzie dookoła powoli cofnęli się do tyłu na widok nieoczekiwanego intruza. Wraz z każdym Twoim krokiem, który zbliżał Cię do centrum miasta czułeś coraz większą ilość par oczu, które oceniały każdy twój ruch w ciszy. Atmosfera była ciężka. Czułeś, że w każdej chwili obserwatorzy byli w stanie Cię zlinczować. Jednak wraz z postępem czasu odczułeś, że ich osądy mogą być błędne. Plac z każdą chwilą pustoszał, kiedy ludzie wracali do swoich obowiązków. Jednak w dalszym ciągu jedna lub dwie osoby cały czas odwracały się żeby ostatni raz przyjrzeć się nieznajomemu byli niepewni swoich intencji. Zacząłeś rozglądać się po dawnym miejscu zamieszkania.  
   Była tam stara tawerna, której drzwi służyły za wrota do piekła hazardu i innych nieprzyzwoitych przyjemności. Okoliczny szpital nie był w najlepszym stanie. Pewnym stwierdzeniem było, że najlepsze dni były już dawno za nim. Kaplica w centrum wyglądała wyjątkowo ponuro jakby zatopiona w tym całym szaleństwie. Wartości religijna z pewnością nie były na najwyższym szczeblu tego zepsutego budynku.  
   Dwa inne budynki dalej trzymały znajomość ze swoją dawną profesją, czyli wojną. Gildia miała kiedyś za zadanie szkolić prężnych kombatantów odpowiadających za bezpieczeństwo miasta, kiedy kowal uzbrajał miejski batalion w narzędzia do wywoływania śmierci i destrukcji. Milicja rządziła niegdyś terenami jednak, kiedy zepsucie zaczęło się szerzyć nawet najpotężniejsi wojownicy uciekli albo znaleźli śmierć z rąk pomiotów szturmujących wioskę.  
   Dzwoniący dźwięk bicza wyrwał Cię ze wspomnień. Obejrzałeś się za siebie by zobaczyć, że woźnica po raz kolejny udał się w głębię lasu. Domyśliłeś się, że szalony człowiek wróci to z większą ilością duszy rządnych przygód i chwały. Mężczyźni eskortujący Ciebie wyszli z karety zanim szalony woźnica wrócił do swojego żywiołu szaleństwa. Właśnie stali za Tobą w centrum. Na ich twarzach rodziło się to samo wątpiące spojrzenie jak u Ciebie. To było to. Twój nowy dom na tak długo na ile to było potrzebne żeby oczyścić okolice z szerzących się okropieństw.  
   Udało Ci się zauważyć jak jeden z mieszkańców zmierzał w stronę twojej grupy. Jak na mieszkańca tego miejsca był wyjątkowo dobrze ubrany w jego purpurowy płaszcz i kapelusz. Pochopnie przywitał was, jako nieznajomych. Przedstawił się, jako dozorca Hamletu. Powiedział Ci, że przejął odpowiedzialność za to miejsce, kiedy przodkowie przeminęli, jednak nie zmarnował słowa na to by powiedzieć jakikolwiek motyw, który utrzymywał go w tym miejscu. Bez zwłoki zaczął wyjaśniać, które loże w tawernie były wasze. Zaproponowałby więcej szczegółów przedyskutować w kaplicy, kiedy rozgościcie się i rozpakujecie. Nie głowił się by przedstawić po krótce, jakie wydarzenia rozegrały się w poprzednich dekadach unikając zręcznie tego tematu. Informacje, które starał się zataić kłopotały Cię. Ale uświadomiłeś sobie, że najwidoczniej próbował przywitać was najcieplej jak potrafił.
   Kiedy kompani postanowili odejść w swoje strony by zaznać należytej prywatności w swoich izbach mężczyzna w końcu się przełamał z jego napiętej postawy i spojrzał Tobie w oczy. Jego zapadnięta twarz wyrażała agonię. Wyjąkał z niepokojem ‘’Pomóż nam… proszę.’’ Konsumujący smutek jego oczu sprawił, że zrozumiałeś ilość bólu i cierpienia, jakie ludzie z tego miasta musieli znieśc w ubiegłych latach. Skupiłeś się na jego rękach. Były całe w bliznach było widać, że dzierżył miecz przepędzając straszliwe kreatury, które atakowały miasto przed Twoim przybyciem. Musiał widzieć to wszystko i oceniając z jego postawy nie było pewne czy można to uznać za przewagę.  
   Postanowiłeś podążyć z nim do kaplicy zamiast spocząć w tawernie. Przeczucie gryzące w tył głowy nie pozwoliłoby postąpić inaczej mimo wszystko. Potrzebowałeś odpowiedzi do tysiąca pytań, które zdążyły się skumulować z czasem. Ten niegdyś święty budynek wyglądał wyjątkowo bardziej zniekształcono niż wydawało się przy pobieżnych oględzinach. Z każdym krokiem było widać jeszcze więcej popękanych kamieni i spróchniałego drzewa. Naprawdę przygnębiający wygląd. Podwaliny potężnego portalu były poszarpane i uszkodzone. W środku ciche słowa modlitwy powitały cię wraz z wejściem do budynku. Oczy księdza były skryte za kapturem jego podartej szaty. Dozorca prowadził przez zapadnięte korytarze kaplicy. Pochodnie poumieszczane były w równych odstępach. Źródła ognia uraczyły ciebie pokazem świetlnym, w którym główną rolę odgrywały cienie.  
   Wraz z dotarciem do wąskich drzwi mężczyzna, który prowadził cię wstrzymał pochód by otworzyć i wejść do zrujnowanego pokoju za nim. Kolejny zakapturzony nieznajomy siedział w skrzypiącym krześle pochylony nad mapami, notatkami i dziwnie wyglądającymi malowidłami porozrzucanymi na stole przed nim. Wyglądał na nowoprzybyłych ukazując spod kaptura kolejną twarz pełną apatii i depresji. Bez słowa na potencjalne polecenia wyszedł. Dozorca poprosił Ciebie byś zajął miejsce, kiedy on sam pochylił się nad zwojami na stole. Kiedy się rozsiadłeś spojrzałeś się na papier leżący przed Tobą. Były to plany, mapy i szkice wszystkie dedykowane albo budowie miasta albo otaczających je pól i pozostałości cywilizacji.  
   Jednak ze wszystkich woluminów zaprezentowanych Tobie jeden odstawał od reszty. Obszerna kolekcja stron zabezpieczona cienkim wełnianym obronnym płaszczu. Wolumin był zabezpieczony w zardzewiały zamek, jednak ktoś już próbował to przeczytać zostawiając zabezpieczenie nadszarpnięte. Podniosłeś zaskakująco ciężką okładkę odsłaniając pierwszą stronę. Byłeś zaskoczony, kiedy okazało się, że to był dziennik. Nie tylko dziennik sądząc po tytule napisanym we wzniosłej czcionce były to wspomnienia antenata. Po pobieżnym spojrzeniu odkryłeś notatki i ilustracje o eksperymentach i ich okropnych skutkach. Samo spojrzenie na to wszystko, co było zawarte zgorszyło cię. Wstrętne potworności były tam przedstawione. Rozkładające się truchła i kreatury powstałe z uroków. Bardziej lub mniej dokładne opisy były dodawane do tych groteskowych wpisów wyjaśniając gdzie te abominacje mogą zostać znalezione i jakie okropności wyrządziły do ostatniego dnia. Nie mogłeś oderwać oczu ze stron zatytułowanych ‘’Nekromanta, Wiedźma, Fałszywy prorok, Knurzy książę.’’ Lista ta nie miała końca a ilustracje były okropne i wywoływały lęk. Podniosłeś wzrok na dozorcę, który dalej stał obok stołu. Jego głowa była w dole wspierana przez ręce. ‘’Co to jest?’’ Zapytałeś będąc dogłębnie zaniepokojonym swoimi znaleziskami. ‘’Klątwa tych ziem’’ odrzekł po chwili ‘’Cień obejmujący nasze lasy, polujący na serca mężczyzn. Owoc pracy twojego przodka. To on dał początek tym wstrętnym stworzeniom, których nie był w stanie pokonać. Nie był w stanie kontrolować tego, co przyzwał, nigdy nie był w stanie. Po tym jak odnalazł portal i wybudził starożytne zło…… Cała nadzieja została zaprzepaszczona. Nie mógł nic zrobić by odwrócić jego czyny i przywrócić bezpieczeństwo tych ziemiom. Bestie zaroiły się w posiadłości i okolicznych terenach zabierając ze sobą wszystkie życia, jakie napotkały. Wyrwały bijące serce z tego miejsca.’’
    Nastąpiła dłuższa pauza. Cisza wypełniła pokój. Ból w głosie tego człowieka dalej rozbrzmiewał w Twojej głowie po raz pierwszy zdałeś sobie sprawę, z jaką dokładnością było to wszystko opisane w tym przeklętym liście antenata. Jednak było już za późno. Zaakceptowałeś twoje zadanie i straciłeś wszystkie luksusy. Uczucie determinacji przytłoczyło Cię tak jak to się zdarza w sytuacjach desperacji. W końcu odzyskałeś siłę żeby przemówić do dozorcy raz jeszcze. Mówiłeś stanowczo dając po sobie poznać chęć pomocy. ‘’Chcę żebyś mi powiedział wszystko, co wiesz, każdą opowieść każdą legendę, jaką masz do zaoferowania. Nauczaj mnie na temat historii Hamletu i tych okropieństw, które obrabowały to miejsce ze światła. Opracujemy potem plany wojny i oczyścimy lochy z tego zepsucia. To miejsce będzie lśnić ponownie’’ Straciłeś panowanie nad tonem głosu i kiedy zauważyłeś odgłos stóp poza pokojem uświadomiłeś sobie jak głośny musiałeś być. Dozorca spojrzał na Ciebie z wyrazem, jakiego jeszcze nie widziałeś. Głęboko w ciemnych kryształach jego oczu zauważyłeś coś naprawdę niespodziewanego.  

Blask nadziei

BlackBazyl

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy, użył 1678 słów i 9649 znaków.

1 komentarz

 
  • Fanriel

    Już nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Udało Ci się stworzyć świetny klimat.  :)

    23 paź 2016

  • BlackBazyl

    @Fanriel Dziękuję ;) Kontynuacja będzie ale niestety nie wiem kiedy :P Niestety nie mam zbyt dużo czasu ostatnio :/  
    Jeszcze raz dziękuję :)

    23 paź 2016