"Ich Ostatnia Podróż na Cmentarz i Nagły Błogostan Nadegzystencji"
Latem dwa tysiące piątego roku, w drodze przez średniej wielkości stare miasto pełne drzew, dwa konie ciągnęły bryczkę, a na niej siedzieli dwudziestokilkuletni syn i pięćdziesięcioletni ojciec. Para zwierząt zatrzymała się przy cmentarzu na przedmieściach, pośród lasów i lasostepów. Dwóch ludzi opuściło wóz, przekroczyło bramę nekropolii i pobrnęło w jej głąb, niebawem znikając za tajemniczą mgłą.
— Weź konewkę, napełnij wodą po brzegi i przynieś, podlejemy kwiatki — rzekł ojciec do syna, wyciągając zza ławki konewkę i dając mu ją do rąk.
— Dobrze, zaraz wracam — odparł syn, chwytając w dłoń plastikowy pojemnik, po czym poszedł w kierunku studni.
Gdy młody mężczyzna przyszedł do wiszącego nad wbitą w ziemię betonową beczką kranu z bieżącą chłodną wodą i odkręcił go, wtedy nagle wszystko zostało zasłonięte przez jasnoszare tło, na którym można było zobaczyć tylko dwa diamenty, połyskujące i mieniące się kilkoma kolorami, między innymi pomarańczowym, żółtym i zielonym.
Tymi tajemniczymi kamieniami szlachetnymi okazali się być ojciec oraz syn, którzy właśnie znaleźli się w innym wyższym wymiarze egzystencji i czekali na dalszy przebieg duchowo-psychicznej ewolucji, a także na nowe ekscytujące misje do wykonywania, które miały im wkrótce zostać powierzone przez niebiańskich opiekunów i opiekunki.
Po kilkunastu sekundach, widok dwóch diamentów na tle w jednolitym oraz neutralnym kolorze został zastąpiony przez jasnozielone tło, a na nim był widoczny tylko wielki i przypominający wyglądem gigantyczną stokrotkę kwiat o żółtym środku oraz jasnoróżowych płatkach.
Koniec.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.