Wyznanie Grzesznicy cz. 4
Jaka jest najgorsza rzecz, jaką ksiądz w życiu zrobił? - spytała kobieta po chwili milczenia. Co było w życiu księdza najbardziej mrocznym, niepojętym, kłębiącym się w zakamarkach duszy występkiem, którego nie sposób sobie wybaczyć? Rana która spływa krwią, wgryza się w umysł i ciało, kładzie cień na całym życiu?
Głos kobiety przedostał się przez otaczającą go pustkę. Gdy usłyszał te słowa, przymknął oczy by zobaczyć pewne zamazane wspomnienie ze swojej przeszłości. Ona zaś była niczym wielka, czarna otchłań, od której nieraz próbował już uciec. Ale im bardziej próbował, tym rosła większa i straszniejsza, próbując pochłonąć go w całości.
Sięgnął pamięcią do czasów gdy był jeszcze uczniem technikum samochodowego, które wybrał mu ojciec. Chciał by jego syn miał porządny zawód mechanika, wolny i daleki od polityki. Wtedy to właśnie zakochał się w swojej pierwszej prawdziwej dziewczynie, którą poznał na zajęciach dodatkowych z matematyki. Była piękną i niewinną istotą, która zgrzeszyła jedynie tym, że pragnęła miłości. A on ofiarował mu ją, chcąc tego samego, w tym pogrążonym w nienawiści i ludzkiej podłości świecie. Nie wiedział jednak, jak wysoką cenę przyjdzie mu zapłacić za tą odrobinę szczęścia jakiej zdążył zaznać, zanim ostatecznie zwątpił.
Wszystko układało się między nimi dobrze, spotykali się regularnie po lekcjach. W końcu przedstawił ją ojcu, który wbrew jego obawom zaakceptował ją. Być może był tak samo nią zauroczony, jak on? A może nie chciał by ludzie zaczęli gadać, że jego syn może być...No właśnie.
Sielanka trwała aż do pewnego upalnego wieczoru, pod koniec czerwca. Postanowili uczcić zakończony rok szkolny, idąc na imprezę w plenerze. Miała ona miejsce na tzw. Polance, czyli w miejscu trochę oddalonym od jego osiedla, gdzie za jednym z murków rósł niewielki lasek. Zbierała się tam okoliczna młodzież, oddając się piciu, paleniu a niekiedy i swawoleniu w zaroślach. Trochę się tego obawiał, ale nie mógł tego po sobie okazać. Nie w jej towarzystwie. Musiał zachować się jak mężczyzna, tak zawsze powtarzał mu ojciec. On zaś zawsze udowadniał wszystkim wokół, że lepiej było z nim nie zadzierać.
Inni uczniowie wiedzieli kim był, dlatego nikt nie śmiał mu dokuczać czy nawet naigrywać się z niego. Lubił to, ale strach innych przed jego ojcem sprawiał też, że mało kto chciał się z nim kolegować. Ale ona, pomimo że wiedziała, nie bała się. Może ktoś z jej rodziny też pracował w resorcie? Tego nie wiedział. Zdawał sobie jednak sprawę, że głębia jej brązowych oczu mogła skrywać tajemnice, które niekoniecznie chciał odkrywać.
Gdy dotarli na miejsce, impreza trwała już w najlepsze. Butelki z tanim winem wędrowały z rąk do rąk, dziewczyny pląsały żywo w rytm zakazanej punkowej muzyki, dobiegającej z przyniesionego przez kogoś magnetofonu na baterie. Nie zauważył nawet kiedy flaszka znalazła się w jego dłoni, zaś jego luba pociągnęła go do dzikiego tańca wokół ogniska. Płomienie rzucały światło na kamienny murek, tworząc na nm migające cienie, ale to nie one, lecz jej roziskrzone ciało przykuło jego uwagę. W tamtym momencie zapragnął jej bardziej niż zwykle, zaś jego głowa, a konkretnie ta mniejsza, zaczęła obmyślać plan zaspokojenia swej wyuzdanej żądzy.
Zdawał sobie sprawę, że niektórzy chodzili w okoliczne zarośla, by tam oddać się miłosnym harcom, lecz bał się że ktoś może ich nakryć. Wiedział, że jeżeli ona nie przejmie inicjatywy w tej kwestii, nici z seksu tej nocy. W jego mieszkaniu nie mógł liczyć na jakąkolwiek prywatność, bo ojciec musiał wszystko wiedzieć, zaś do niej...hmm...nigdy nie został zaproszony.
Czas leciał nieubłaganie szybko, flaszka była już prawie pusta, a jego chuć narastała. Czuł, że jego męskość twardnieje za każdym razem gdy do niego przywierała. Musiał coś zrobić, bo inaczej wkrótce eksploduje, a tego by raczej nie miał jak ukryć. Zwłaszcza mając na sobie białe spodnie.
Przełom nastąpił w momencie gdy skończyły się napitki, zaś ludzie z imprezy postanowili zorganizować wyprawę do pobliskiej meliny po dolewkę. Wtedy nie było tak łatwo, gdyż alkohol był sprzedawany wyłącznie na kartki albo w pewexie za dolary. Jednak to zniechęciło zdeterminowej młodzieży.
W końcu sformowano ekipę ratująca imprezę, która wyruszyła po okoliczne zajzajery, zaś oni zostali przy ognisku praktycznie sami, nie licząc jednego śpiącego chłopaka, zalegającego przy ognisku, oraz parki obściskującej się w krzakach.
- Chcę Cię...- wyszeptała mu do ucha, po czym chwyciła go za rękę i razem wkroczyli w mrok pobliskiego lasku. W tym momencie czas jakby się zatrzymał a on stracił możliwość świadomego kierowania swoim życiem. Pozwolił jej robić ze sobą to co chciała, prowadząc go dalej w nieprzekniknioną ciemność. Gdyby jednak wiedział jak później rozwinie się sytuacja, nigdy by tam nie poszedł.
Jednak podrygiwanie jej bioder, zalotny uśmiech, i delikatny uścisk jej palców na jego kroczu...to wszystko sprawiło, że zapomniał o całym świecie. Wlał w siebie też zbyt dużo taniego wina, by myśleć teraz o czymkolwiek innym niż seks.
Nie wiedział kiedy znalazł się z nią nagi na miękkiej trawie. Była nieco sucha i szorstka, ale koc, na którym mogliby się położyć, nie był luksusem na który mogli sobie pozwolić. Musieli się zadowolić tym co było.
Powoli rozpinała guziki swojej jedwabnej bluzki, gdy jego głową wstrząsnęła fala bólu. Coś twardego i zimnego uderzyło z ogromną siłą w jego skroń, pozbawiając go przytomności. Odpłynął w ciemność.
Nie wiedział ile czasu upłynęło od momentu gdy nastąpiło tamto bezlitosne uderzenie. Jego prawa skroń pulsowała tępym bólem, zaś on nie mógł poruszyć rękami, czując że są skrępowane z tyłu, za jego plecami. Leżał na trawie, przygnieciony przez kogoś, kogo tylko słyszał lecz nie był w stanie zobaczyć.
Dobra, to co teraz robimy? Będziesz dymał tę szmatę? - odezwał się pierwszy głos. Męski.
Nie no, szefie daj spokój. Mieliśmy ją tylko trochę nastraszyć. Żadnego gwałcenia – drugi głos lekko drżał, widocznie zaniepokojony.
To przez matkę tej francy twój stary teraz siedzi, czekając na czapę. - powiedział ten nazwany "szefem". - Nie może to jej ujść na sucho. To nie nasza wina, tylko jej.
Przyszły ksiądz, z pulsującym bólem, przeszywającym na wskroś jego czaszkę, odwrócił głowę w drugą stronę, by po chwili tego pożałować. Ujrzał swoją dziewczynę przywiązaną do drzewa, z głową spuszczoną w dół. Włosy miała zlepione od krwi i brudu. Ciężko dyszała, szarpiąc się od czasu do czasu, próbując uwolnić się z więzów.
Nie wiedział co robić. Adrenalina buzowała w jego ciele, chciał uciec stamtąd jak najszybciej. Ale przecież nie mógł jej zostawić samej. Nie z tymi dwoma wykolejeńcami. Ale nie był w stanie nic zrobić. Strach paraliżował jego ruchy. Gorączkowo myślał, jak wydostać się z tej strasznej sytuacji.
***
Dobra zrobimy tak – zaczął znowu Szef – Puszczę go na chwilę bo chyba za bardzo się boi by coś zrobić i odwiążemy naszą nową "koleżankę" – uśmiechnął się szyderczo po wypowiedzeniu tych słów – Następnie weźmiesz ją w obroty a ja popatrzę.
Mówiłem Ci, że nie chce – powiedział z wyraźnym wyrzutem ten drugi – Takie traktowanie kobiet mnie brzydzi. Wiesz dobrze co przytrafiło się mojej babci w czasie wojny...
Przestań pierdolić – przerwał mu "szef". - Ona musi odpokutować za grzeszki swojej starej. Sprawiedliwości musi stać się zadość – skończył swój wywód, po czym wstał, odpuszczając uścisk, którym krępował swoją drugą ofiarę.
Obydwaj podeszli do drzewa, żeby uwolnić dziewczynę od lin, którymi ją przywiązali . Nie zauważyli, że więzy, którymi unieruchomili ręcę jej chłopaka nie były zbyt mocne, zaś on chwilę wcześniej zdążył poderwać się i zacząć uciekać w stronę ogniska...
***
Strach tym razem zadziałał na jego korzyść. Dodał mu sił, by szybciej uciekać w stronę potencjalnego ratunku. Pragnął jedynie uciec i schować się. W głębi duszy jednak kajał się za to, że ją tam zostawił. Ale doskonale zdawał sobie sprawę, że nie dałby rady im dwóm. Nawet z jednym miałby problem. Musiał uciekać jak ostatni tchórz by sprowadzić innych, którzy go uratują. A także ją.
Gdy dobiegł do ogniska, rozdygotany, na chwilę zatrzymał się. Zobaczył że kilka osób z ekipy która wyprawiła się po alkohol wróciło mając posępne miny, bo chyba nie udało im się zdobyć tego, po co wyruszyli. Było tam trzech krzepkich chłopaków z jego klasy, którzy kręcili się w te i wewte, jakby obmyślając nowy plan jak spędzić ten pechowy wieczór.
Szybko pomóżcie mi! - krzyknął w ich kierunku – Jakichś dwóch bandytów zaatakowało mnie i moją dziewczynę, tam w lesie!
Jego koledzy niewiele się zastanawiając pobiegli za nim w stronę lasu. Gdy dotarli na miejsce, tamtych już nie było. Była tylko ona, leżąca na ziemi, przyciskająca dłonie do rany w brzuchu. Nie ruszała się...
***
Pomimo faktu, że szybko dotarli do szpitala, nie udało się uratować młodej, 17-letniej dziewczyny, która miała przed sobą całe życie. Straciła za dużo krwi, bo jeden z jej oprawców, zanim jeszcze uciekli, dźgnął ją nożem. Oczywiście wcześniej została przez nich pobita.
Ojciec późniejszego spowiednika grzesznicy gdy się o tym dowiedział, wpadł w szał. Zaczął wyzywać swojego syna od słabeuszy, tchórzy i miernot. "Jak mogłeś zostawić swoją dziewczynę w potrzebie? Powinieneś się rzucić na nich nawet z gołymi pięściami i ją ratować!!! A teraz ona nie żyje! Przez Ciebie!"
Niedługo potem wszystko się wyjaśniło. Okazało się bowiem, że jeden z chłopaków, którzy na nich napadli, był synem ówczesnego opozycjonisty, który siedział wtedy w celi śmierci za swoją działalność. Oczywiście nie zrobił nic poważnego, ale jego "kontrrewolucyjne" przemowy nie spodobały się pewnej pani prokurator, która piastowała poważne stanowisko w jednym z peerelowskich ministerstw. Ta zaś, ideowa komunistka i zatwardziała służbistka, postanowiła uczynić z niego odstraszający przykład, że nie należy zaczynać z władzą ludową. Nie wiedziała, że w ten sposób wydała wyrok śmierci na swoją córkę.
***
Tak właśnie dowiedział się, że jego dziewczyna była córką prokurator, która zawzięcie zwalczała opozycję. To dlatego ojciec ją zaakceptował i nie był przeciwny temu związkowi. Ale szybko po całym incydencie rozpoczął śledztwo na własną rękę. Ci dwaj z lasu, chodzili razem z nimi do szkoły, do równoległej klasy. Szybko przestali się pojawiać na lekcjach, by po jakimś czasie ktoś odnalazł ich zmasakrowane, ledwo możliwe do identyfikacji zwłoki. Pierwszego wyłowiono z Wisły, zaś drugi został wygrzebany z góry piachu na żwirowisku. Opozycjonistę zaś wkrótcę stracono, a o sprawie trąbił cały kraj.
On zaś, pomimo że na swój sposób sprawiedliwości stało się zadość, nie mógł sobie wybaczyć. Tego, że uciekł i ją zostawił. Tej najgorszej rzeczy jaką zrobił w życiu...Nie uratował jej...nawet nie próbował...
***
Chyba nic ksiądz nie ma na sumieniu, skoro milczy – stwierdziła kobieta, nie słysząc odpowiedzi od swojego spowiednika. Nie mogła widzieć łez, które potokiem leciały z jego oczu, usłyszała tylko długie westchnienie i pociąganie nosem. - W takim razie, może ja księdzu opowiem co było najgorszą rzeczą jaką zrobiłam w swoim życiu. Ale zanim do tego dojdę, muszę opowiedzieć wszystko od początku, bo do tamtego upiornego zdarzenia doszło w klubie Gehenna, o którym już wspominałam, że był moim...hmmm...zakładem pracy. Przybytek ten założył człowiek, którego zwano Pielgrzymem. Skąd ten przydomek? Otóż dlatego, że przybył do naszego pięknego kraju wprost z Ziemi Świętej. Lecz nie to stanowiło najciekawszy i najbardziej mroczny epizod z jego życia. Tam trafił dopiero gdy się ostatecznie załamał, po tym jak pracował jako najemnik w jednym z krajów trzeciego świata, służąc swym karabinem i umiejętnościami bogatym i skorumpowanym włodarzom miejsca, o którym mało kto ma pojęcie, że w ogóle istnieje. Oczywiście to historia, które usłyszały niektóre z dziewczyn, akurat obsługujące szefa Gehenny, więc ile w niej prawdy...tego nie jestem w stanie powiedzieć.
Słowo "pielgrzym" kojarzy nam się raczej z człowiekiem religijnym, który wybiera się w podróż, podczas której pielęgnuje swoje duchowe ja, poznaje innych takich jak on, czy po prostu zacieśnia więź z siłą wyższą, której istnienie wyznaje. W przypadku szefa klubu "Gehenna"...hmmm...nic bardziej mylnego. Był to człowiek bezwzględny, okrutny i chorobliwie ambitny. Ale zanim stał się tym, kim się stał, tak jak już mówiłam, był najemnikiem w kraju ogarniętym wojną domową. Państwo to, ogarnięte szalejącą inflacją, bezrobociem i rosnącą przestępczością, musiało w końcu stanąć w ogniu. I tak też się stało. 1% tamtejszego społeczeństwa stanowili ludzie niesamowicie bogaci, którzy dorobili się na wydobyciu diamentów. Mieli specjalne przywileje od rządu, który zresztą siedział u nich w kieszeni. Nie płacili podatków, mieli pierwszeństwo przy otrzymywaniu najbardziej prestiżowych urzędów oraz stali ponad prawem. Resztą zaś byli ci, którzy dla nich pracowali w kopalniach lub w ich posiadłościach. Lecz w końcu uciśniony lud podniósł bunt i wykorzystując zdobytą broń, rozpoczął krwawą rewolucję.
Włodarze nie byli jednak głupi i niczego nieświadomi. Nasycili środowiska rewolucyjne swoimi agentami, którzy składali im cykliczne raporty na temat nastrojów wśród plebsu, którym tak gardzili, lecz jednocześnie się obawiali. Wtedy to zaczęli sprowadzać dodatkowe siły wojskowe, gdyż oddziały rządowe mogły okazać się niewystarczające do poskromienia buntu. Tak właśnie do tego opuszczonego przez Boga kraju przybył "Pielgrzym". Przyleciał na pokładzie wojskowego helikoptera, razem z innymi płatnymi najemnikami, gotowymi za pieniądze zrobić dosłownie wszystko.
Głównym bastionem obrony bogatych przed biednymi była, stworzona z metalu i szkła, dzielnica centralna w stolicy. Odgrodzona ogromnym murem, z wieżami wartowniczymi, bardziej przypominała obóz wojskowy z biurowcami niż typową część cywilizowanego, przynajmniej z nazwy, miasta.
Pielgrzym razem z dwoma innymi żołnierzami do wynajęcia został skierowany do patrolowania ulic w nocy. I to tej właśnie nocy zaczęły najgorsze zamieszki jakich świadkiem był do tej pory. Dzięki zdradzie jednego ze strażników, dziurą w murze zaczęli wdzierać się środka rebelianci. Broń, oprócz tej zdobycznej, kupowali również o władcy sąsiedniego kraju, który to ostrzył sobie zęby na diamenty, które to znajdowały się w ogromnej ilości w kopalniach.
Zaczęła się rzeź. Oprócz karabinów automatycznych i pistoletów maszynowych, oszalały tłum siekał na kawałki swych wrogów także maczetami czy zwykłymi nożami kuchennymi. Tych z oddziałów wojskowych, którzy zasłynęli w swym sadyźmie i bezwzględnym oddaniu władzy, wieszano na latarniach. Wkrótce na terenie dzielnicy centralnej zaroiło się wręcz od biedoty, która to spychała siły rządowe wprost do ostatniego, niezdobytego jeszcze przez buntowników, największego wieżowca, zwanego "The tower". Tam postanowili bronić się, do krwi ostatniej, w razie czego skłonni prędzej wysadzić wszystko w powietrze, niż dać się pochwycić żywymi tym, którymi całe życie pogardzali i traktowali z wyższością. Jednak pomimo całego ich wysiłku, zaczynali przegrywać. Trup słał się gęsto, lecz zdeterminowani by wygrać tą wojnę biedacy, wręcz wspinali się po ciałach zabitych, mordując kolejnych bogaczy którzy wpadli im w ręce.
Pielgrzym, jako najemnik z największym doświadczeniem, został skierowany do ochrony prezydenta i jego świty. Znajdowali się ostatnim piętrze i lada chwila na dachu miał lądować helikopter, którym mieli ewakuować się ci, którym do tej pory udało się przeżyć. Jednak nic bardziej mylnego. Po wylądowaniu okazało się, że w maszynie jest ograniczona liczba miejsc, i nie każdy będzie mógł wsiąść. Zaczęła się też i walka o to, kto odleci. Prezydent walczył ze swoim zastępcą i jego rodziną, Najemnik zaś widział jak jeden z ministrów zabija strzałem z pistoletu swoją żonę i dziecko, byle tylko samemu wsiąść do helikoptera. Oczywiście Pielgrzymowi nie dane było ewakuować się, bo był zwykłym trepem, który dostawał swój żołd i nie był tak ważny jak reszta tych bogatych dupków.
Musiał ratować się ucieczką, chowając się w stosie ciał, który powstał po tym jak walki ucichły. Pod zwłokami przeleżał prawie trzy dni, będąc świadkiem niewyobrażalnych zbrodnii jakich dopuszczały się żądne zemsty tłumy, które zdobyły budynek. Chciał zamknąć oczy by na to nie patrzeć, lecz nie mógł. Te krwawe wyczyny wręcz go hipnotyzowały. Bogacze, którzy okazali się nie być zbyt ważni i wystarczająco bogaci by odlecieć helikopterem zostali skazani na straszny los. Zrzucani z dachu wieżowca, okaleczani maczetami, czy nawet rozrywani na strzępy przez wściekłą tłuszczę. Próbowali niekiedy się ratować, obiecując swym oprawcom diamenty i pieniądze za życie, ale nikt im nie wierzył. Najgorsze jednak spotkało byłą już pierwszą damę, dla której nie starczyło już miejsca na pokładzie maszyny, która miała ją uratować. Prezydent bez wahania zostawił ją na pożarcie. Każdy dbał o siebie.
Była przywiązana naga do czegoś w rodzaju krzyża, lecz o okrągłych rogach i postrzępionych, wystających zeń gwoździach. Na początku kilku mężczyzn z tłumu walczyło między sobą jak psy o sukę, lecz w pewnym momencie przestali. Musieli ustąpić najsilniejszemu i największemu z nich, który wystąpił nagi przed grupę wściekłych dzikusów. Pokryty jedynie bujnym owłosieniem, potężny mężczyzna wyglądał jak jakiś barbarzyńca. Podszedł do swej ofiary, której pożądał by obwąchać ją niczym pies i oblizać jak obleśny troglodyta, którym był. Ta zaś obróciła się ze wstrętem od niego, by nie czuć jego smrodu ale on w ogóle się tym nie przejmował.
Wielkimi łapami rozchylił jej uda, by dokonać obrzydliwego i lubieżnego aktu gwałtu. Inni szemrali z niezadowoleniem, lecz nikt nie śmiał się mu przeciwstawić. Gdy wreszcie było po wszystkim, kobieta leżał nieprzytomna. Wódz bandy dzikusów odwrócił się do pozostałych by wyszczerzyć do nich swe rekinie zęby. Oni też pożądali ofiary. Wiedział, że jeżeli chce utrzymać swą władzę, musi im ją oddać. Oderwał ją od krzyża, podniósł ją nad głowę i niczym jakiś pierwotny kapłan, rzucił ją w stronę odrażąjących, wygłodzonych nędzarzy. Kolejny akt koszmaru rozpoczął się.
Pielgrzym nie mógł nic zrobić. Czekał. W końcu rozeszli się, szukając padliny na której mogliby żerować gdzie indziej. To była jego szansa. Wydostał się spod góry zwłok, a następnie skierował się do swojej kryjówki, którą przygotował w ramach planu B. Tam miał ukryte diamenty i pieniądze, które świsnął wcześniej jednemu bogaczowi. Zdawał sobie sprawę z faktu, że była to przegrana sprawa, dlatego postanowił się zabezpieczyć. Kanałami opuścił miasto, zaś nikt nie podejrzewał go, że mógł być bylym najemnikiem. Poruszał się w łachmanach tak jak setki ludzi zamieszkujących teraz miasto. Dzięki łapówkom i własnemu sprytowi a i niekiedy mordując kogoś po drodze, w końcu opuścił tą opuszczoną przez Boga krainę. Teraz postanowił odreagować wszelkie stresy, korzystając z bogactwa jakie zgromadził.
Niestety trauma jakiej doznał była zbyt wielka. Nie mógł zapomnieć obrazów, jakich był świadkiem. Alkohol, narkotyki czy seks za pieniądze pozwalały odetchnąć tylko na chwilę. Później wszystko wracało ze zdwojoną siłą. Postanowił, za namową jednego księdza, poszukać nadziei w Ziemi Świętej, gdzie doznał nawrócenia. Twierdził, że jakoby Bóg przemówił do niego we śnie, objawiając mu swój plan. Wiedział, że musi go wypełnić, bez względu na cenę. Ale zanim do tego dojdzie, musi zgromadzić bogactwo i zdobyć władzę w świecie ludzi, postępując wedle ich a nie Boga reguł.
Dlaczego przybył do tego naszego grajdoła a nie pojechał np. Do Ameryki czy chociaż gdzieś na Zachód? Tego nie wiem...Wiem tylko, że założył najbardziej luksusowy dom uciech, gdzie nagrywał potężnych tego kraju, by następnie ich szantażować i wpływać na politykę. Bo to ona głównie się liczyła i tylko dzięki niej był w stanie zaspokoić swoje potrzeby. A także realizować, jak to on określił, boski plan.
Gdzieś, w tzw. Międzyczasie, do Gehenny trafiłam ja, żeby zarabiać jeszcze więcej niż dotychczas. Oczywiście najpierw musiałam zaspokoić Pielgrzyma, by pokazać że się w ogóle nadaje. Nie było to szczególnie trudne, gdyż wbrew pozorom był zwyczajnym facetem, tyle że z trochę większym sprzętem niż zazwyczaj. Zadrżał gdy delikatnie dotknęłam jego pleców. Pocałował mnie, zaś ja przesunęłam ręką po jego umięśnionych ramionach. Chciał podejść bliżej i wsunąć się we mnie, lecz brutalnie odrzuciłam go na łóżko i usiadłam na nim, rozrzucając nogi. Wiedziałam, że zauroczyłam go swoim wdźiękiem i subtelną perwersją. Moje usta, włosy, piersi – wszystko to wręcz buzowała niepohamowaną namiętnością – kocie ruchy, objęcia rąk, aż w końcu cudowne, pełne zespolenie. Tak bardzo przez niego pożądane.
Gdy skończyliśmy, wiedział że się nadaje. Od razu wyznaczył mnie do obsługi tzw. Trudnych klientów.
Jednym z nich był tzw. syn senatora. Nie wiedziałam jak naprawdę się nazywał ale jedna z dziewczyn pracujących w "Gehennie"(straszny pustak tak nawiasem mówiąc), tak go właśnie określiła. I tak mu zostało. Okropny człowiek. Rządziły nim napady gniewu i gdy wpadł w szał często nie dość, że bił, to potrafił nawet i zabić. Oczywiście sam fakt, że był synem jakiegoś tam polityka sprawiał, że czuł się bezkarnie. Zresztą kogo obchodził los jakichś tam kurewek. Przyjeżdżały z jakiejś tam pipidówy, która czasem nawet nie miała nazwy, by choć trochę poprawić swój los, sprzedając swoje ciało i wdzięki. Pielgrzym utylizował takie, jak to on sam nazywał, "ofiary konieczne", paląc je w piecu na swojej działce, położonej wiele kilometrów od stolicy. Syn senatora naturalnie musiał dopłacać do takich "atrakcji" ale co to było dla niego. Jego ojciec był prezesem jednej z największych spółek skarbu państwa, mając ukończoną zaledwie zawodówkę i odhaczony odwyk.
Sama doznałam kiedyś jego gniewu. Nie miałam pojęcia co go spowodowało ale nie było to akurat wtedy istotne. Zlał mnie kawałkiem nogi od krzesła, które chwilę wcześniej roztrzaskał o podłogę. Na szczęście oszczędził twarz. Trzy tygodnie mi zajęło żeby dojść jako tako do siebie.
Wtedy też zaczęła psuć się moja relacja z Jarkiem. Gdy zobaczył siniaki zaczął biegać po mieszkaniu, wygrażając mojemu oprawcy. Długo musiałam go uspokajać. Najpierw chciał to zgłosić na policję, ale wkrótce zrezygnował, by zadeklarować chęć wymierzenia sprawiedliwości samemu. Szybko wybiłam mu to z głowy. Wiedziałam, że to nic nie da. Facet był nie do ruszenia, na pewno póki jego stary żył. Jarek odpuścił, ale zapowiedział również że jeżeli nie zrezygnuję z tej pracy, to z nami koniec.
Kobieta na chwilę przerwała aby wytrzeć płynące z jej oczu łzy. Pociągnęła nosem, schowała chusteczkę do kieszeni, by znowu snuć swoją opowieść.
Bardzo kochałam Jarka, ale życie w luksusie i pieniądze kochałam jeszcze bardziej. I tak mi zostało do dziś. Wspólnie postanowiliśmy, że się rozstajemy. Wyprowadził się z powrotem do sutereny, ja zaś zostałam w wynajętym mieszkaniu, gdzie od czasu do czasu przyjmowałam(oczywiście dyskretnie), niektórych klientów kategorii VIP. Jednym z nich był Kapłan.
Kapłan? – powtórzył imię klienta w myślach ksiądz. Czyżby ta ladacznica obsługiwała też księży? To nawet prawdopodobne, zresztą on sam niekiedy korzystał a i nawet dziś wieczorem był umówiony z jedną "kurtyzaną". W końcu duchowni też byli ludźmi...
Był to naprawdę tajemniczy osobnik – oznajmiła z nutą niepokoju w głosie kobieta. - Wysoki i szczupły, z wyrazem morderczej inteligencji bijącej z oczu. Nigdy się nie uśmiechał, wyrażał się lakonicznie, tonem nie uznającym sprzeciwu. Nazwałam go tak, bo widziałam kiedyś podobnego faceta, który był kapłanem pewnego popieprzonego kultu, który to składał ofiary z ludzi w jednym horrorze klasy B, który to oglądałam jeszcze na kasecie VHS.
Potrzebował mnie do jakichś dziwnych, rozumianych tylko przez siebie rytuałów. Otóż rysował na podłodze dziwne znaki, a potem kazał mi się na nich bzykać z jakimś wyznaczonym przez siebie facetem. Jednocześnie w trakcie tego wszystkiego mamrotał coś pod nosem, stojąc nieruchomo zawsze w tym samym miejscu. O co tu chodziło? Nie mam pojęcia. Liczyło się to, że płacił.
Jednocześnie później okazało się, że był to bliski przyjaciel i współpracownik syna senatora oraz jego ojca. Jedna z moich "koleżanek" po fachu twierdziła, że jakoby wykorzystują te pojebane praktyki do zyskania przychylności różnych mrocznych mocy z zaświatów, które to miały zapewnić im powodzenie w zbliżających się wyborach. Coś w tym musiało być...
Ale do rzeczy proszę księdza, bo trochę się rozgadałam – stwierdziła w końcu kobieta. Ta najgorsza rzecz jaką zrobiłam...Któregoś wieczoru, syn senatora razem z Kapłanem postanowili przeprowadzić wyjątkowy krwawy i morderczy rytuał. Dziewczyny gadały o tym od samego rana, zaś Pielgrzym długo zastanawiał się, którą z nas poświęcić. Wiedział, że ta, którą wybierze, nie wyjdzie z tego żywa. Postanowił ostatecznie wybrać mnie. Czemu tak zadecydował? Nie wiem...Może dlatego, że ostatnio mu podpadłam, pozując na niezależną i trochę zbyt ambitną. Chciałam sobie wybierać klientów. Ale on na to nie poszedł. W końcu to był jego klub i on tu rządził. Gdy powiedział, że mam wieczorem iść do "sali rytuału", jak to określał obskurną piwnicę jego lokalu, wiedziałam, że to mój koniec.
Wyszłam zapalić na podwórko kamienicy, w której mieściła się "Gehenna". Spotkałam tam taką jedną dziewczynę, która ostatnio została przyjęta do pracy. Naprawdę ładną i młodą, i gdybym też gustowała w mojej płci, to bym się z nią przespała. Miała nie więcej jak osiemnaście lat, i z tego co kojarzyłam przyjechała z jakiejś zapadłej wioski, by zarobić trochę grosza. Na pewno więcej niż jakby podjęła pracę gdzieś w którymś supermarketów, czy przerzucając papiery i parząc kawę w jakimś biurze.
Miała śliczny uśmiech, duże niebieskie oczy i krótkie blond włosy. Figura może ciut zbyt krągła, ale byli i amatorzy takich pełniejszych kształtów. Bujny biust sprawiał, że niejednemu krew szumiała w skroniach, i gdy go zobaczyli w pełnej okazałości, byli gotów zrobić wszystko by choć raz go dotknąć. Chyba jej się podobałam, bo często się do mnie szczerzyła, pomimo faktu, że regularnie ją ignorowałam. Za bardzo lubiłam facetów. To oni rządzili światem i trzymali kasę, od której byłam uzależniona.
Ale tym razem postanowiłam wykorzystać ten jej sentyment do mnie. Pogadałyśmy chwilę gdy paliłam. Pożaliłam się, że Pielgrzym znowu każe mi zostawać w "nadgodzinach" i przez to nie mam ani chwili dla siebie, a chciałam zobaczyć w kinie taki jeden horror. Okazało się, że i ona lubiła takie filmy. Musnęłam delikatnie jej usta palcem, co wywołało nieśmiały uśmiech. Odrzuciłam kiepa na bok, by po chwili położyć swoje dłonie na krągłych biodrach niczego nie podejrzewającej młodej panienki do towarzystwa. Nie oponowała. Widać było, że tego chce. Ubrana była w obcisły, skórzany top, a pod nim czarną bieliznę. Cicho chichotała, gdy przesuwałam rękami raz niżej raz wyżej, lekko muskając jej łono. W końcu pochyliłam się i wyszeptałam jej do ucha, że jeżeli mnie dziś zastąpi to następnym razem pójdziemy do kina razem. A potem do mnie. Bez wahania zgodziła się.
Trochę mi jej było szkoda.Była młoda, naiwna i ufała ludziom. To ją niestety zgubiło. Parę razy nawet gadałyśmy, gdzieś na przerwie czy papierosie. Opowiadała mi o swoim domu, o tym jak biednie żyła i jak za namową koleżanki postanowiła wyrwać się z wiochy, w której miała nieszczęście żyć. Oczywiście jej ojciec pił a schorowana matka żyła z renty, którą w większości przepijał ten stary. Ech...skąd ja to znałam. Przyjechała tu, prowadziła profil na Insta, zarabiała dobrze. Trochę kasy wysyłała do domu, ale nie za dużo i w tajemnicy przed tym pijusem, żeby nie przechlał.
Doszłam jednak do wniosku, że nie po to wywalczyłam swoją obecną pozycję aby dać się zaszlachtować temu potworowi w ludzkiej skórze i jego pomagierowi. Żeby uśpić jej i tak niezbyt wyostrzoną czujność, na pożegnanie pocałowałam ją w usta. Potem odeszłam uśmiechając się zalotnie.
Dużo ryzykowałam. Podjęłam decyzję bez zgody Pielgrzyma a on tego nie lubił. Żeby nie wdawać się w zbyt długie dyskusje, wysłałam mu tylko smsa z informacją, że ta młoda za mnie przyjdzie. Co dziwne, niedługo potem odpisał lakoniczne "ok". Czyli ustalone.
Na początku nie czułam jakichś wyrzutów sumienia, w końcu kto o mnie zadba jak nie ja. Musiałam to zrobić żeby żyć. Wszystko układało się po staremu aż do momentu gdy inne dziewczyny opowiedziały mi co z nią zrobili. To był jakiś ważny dzień dla tych dwóch świrów i musieli się wykazać. Najpierw kazali się jej pieprzyć z jakimś niedorozwojem. W pentagramie wymalowanym na podłodze. Ale nie to było najgorsze. Syn senatora tego dnia był też pod wpływem jakichś nowych prochów, ponoć sprowadzonych gdzieś z Rosji. Przywiązał ją do ściany, a potem rozpłatał od góry do doły jakimś zardzewiałym tasakiem. Gdy jeszcze żyła i krwawiła, napełnili kielichy jej krwią. Uraczyli się nią tylko nieznacznie, by po chwili zobaczyć, że coś się dzieje ze ścianą, do której była przytwierdzona ich konająca ofiara. Zobaczyli, że zaczęła falować, niczym rozgrzane powietrze, a jakaś niewidzialna siła po chwili wciągnęła ciało martwej dziewczyny gdzieś w jej głąb. Z rozdygotanej powierzchni powoli wyłoniła się ogromna dłoń, o pomarszczonej, czarnej jak smoła skórze. Zakończone szponami, nieludzko długie palce wskazały puchar z krwią zamordowanej. Kapłan, cały trzęsąc się strachu, podał naczynie. Upiorna ręka, z całą możliwą delikatnością chwyciła je, by po chwili zniknąć w ciemności. Momentalnie wszystko wróciło do normy. Niedługo potem dowiedziałam, że ojciec tego popaprańca znowu został wybrany na senatora, zaś jego synalek dostał posadę w spółce, którą zarządzał jego tatusiek.
Zaczęły mnie nawiedzać koszmary. Śniła mi się ta biedaczka, którą skazałam na śmierć. Ale wiedziałam doskonale, że żadna inna z dziewczyn by się nie zgodziła. Nawet te napompowane silikonem jamochłony. Zbyt dobrze wiedziały, co tego wieczora będzie działo się w piwnicy klubu "Gehenna". Próbowałam zagłuszyć wyrzuty sumienia alkoholem ale na niewiele się to zdało. Spotykałam się też z kilkoma facetami. Seks pomagał ale na krótko. Łatwiej było zapomnieć, będąc w ramionach mężczyzny.
Czy to była ta najgorsza rzecz, jaką zrobiłam w życiu? Chyba tak...Jeśli nie liczyć faktu, że zabiłam własną matkę, to tak. Przez jakiś czas myślałam, że gniew, cierpienie i ból rozerwie mi mózg na strzępy. Udręka zniszczyła jakiekolwiek logiczne myślenie. W snach prześladowały mnie jej udręczone krzyki i sapanie tego człowieka, który z chciwości zmienił się w okrutnego potwora. Ale nic nie mogło już tego zmienić. To była najgorsza rzecz jaką zrobiłam w swoim życiu...
***
Do księdza jej słowa docierały jak przez mgłę. Nawet nie starał się ich analizować a tym bardziej przejmować tą gadaniną. Pewnie to wszystko zmyśliła i chce zwrócić na siebie uwagę. Przestawił tory swych myśli na dzisiejszy wieczór. Umówił się z jedną luksusową "kurtyzaną", jak to ona lubiła siebie określać. Polecił mu ją kościelny, który ponoć też korzystał. Skąd wziął pieniądze? Nie miał zielonego pojęcia. A może to nie on ją pukał, tylko ktoś wyżej? Niewykluczone.
***
To chyba by było na tyle, proszę księdza – w końcu wypowiedziała to, co tak bardzo chciał już od dawna usłyszeć. - Nie będę dłużej zawracać księdzu głowy, bo siedziałam tu tak długo, że aż zrobiła się kolejka. - stwierdziła z uśmiechem. - Na pewno mają wiele na sumieniu i chcą to z siebie zrzucić. Tak jak ja. Od razu mi lepiej. Dziękuję.
Wstała i wyszła z konfesjonału, aby ucałować stułę. Gdy się nad nią pochylała, jej ledwo zasłonięte krągłe pośladki przyciągnęły dziesiątki spojrzeń, i wywołały lawinę szeptanych komentarzy. Gdy się wyprostowała, spojrzała w oczy swojemu spowiednikowi i rzekła – Do zobaczenia wieczorem, proszę księdza...
Dodaj komentarz