Wyznanie Grzesznicy cz. 1 – by Horror Ziom
Stukot obcasów wypełnił wnętrze kościoła, zaraz po tym jak weszła do środka. Wyzywająco ubrana, atrakcyjna kobieta w wieku około 30 lat. Sprężystym krokiem kierowała się w stronę konfesjonału. Od samego początku zaczęły oblepiać ją ciekawskie i nienawistne spojrzenia. Pełne odrazy i niechęci oczy starych dewot i bogobojnych mężów patrzyły na nią z wyrzutem i nieukrywanym wstrętem. Z drugiej strony mężczyźni rozdziawali usta, śliniąc się z pożądania a chuć sprawiała, że krew buzowała w ich ciałach. Nie codziennie mieli do czynienia z takimi widokami podczas porannej mszy. Rajstopy kabaretki, ledwo zakrywająca cokolwiek minispódniczka i krótka, skórzana kurteczka. Mocny makijaż a także czarne jak smoła włosy. Nawet ksiądz przerwał na chwilę kazanie, by nacieszyć oczy tym niesamowitym wręcz obrazem. Cały spektakl trwał nie więcej jak pół minuty, a skończył się zaraz po tym jak niespodziewany gość zniknął we wnętrzu konfesjonału.
Miejsce spowiedzi było dość rozbudowane. Osoba, która wyznawała swoje grzechy mogła usiąść, bez potrzeby klękania, a także znajdowała się za drewnianymi drzwiczkami, gdzie skutecznie skryta przed wzrokiem innych. Kobieta usiadła na siedzisku pokrytym skórą, która lekko zaskrzypiała ale widać było, że dbana, bo błyszczała w półmroku, który skrywał konfesjonał.
Spowiednik odchrząknął, wyrażając w ten sposób swoją dezapobratę, z racji tego, że jego gość nie ucałował stuły. Cóż, widocznie nie wszyscy znają obyczaje Kościoła Katolickiego w Polsce. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwał ksiądz:
- Z czym przychodzisz Córko? - zapytał
- Proszę księdza, grzeszyłam. Nigdy wcześniej nie byłam u spowiedzi, ale teraz stwierdziłam, że muszę w końcu komuś się wyspowiadać i opowiedzieć swoją historię. Nie ufam nikomu z mojego otoczenia, gdyż są to ludzi fałszywi i obłudni, których interesuje wyłącznie życie w luksusie i pieniądze.
Kobieta przerwała na chwilę swój wywód, przełknęła ślinę, po czym znowu zaczęła mówić:
- Nie wiem jak przebiega spowiedź w Kościele, ale wiem że musi ksiądz zachować to wszystko w tajemnicy. Dlatego tu jestem. Bo tylko tutaj mogę zrzucić z siebie ten ciężar, który przygniata mnie tak bardzo.
Kapłan milczał. Nie był już młody, aczkolwiek jego oczy jak i ruchy odznaczała znacząca żywotność. Otworzył na chwilę usta, by coś powiedzieć lecz wydał z siebie jedynie ciche jękniecie.
Po chwili znów usłyszał głos "grzesznicy":
- Tak jak mówiłam, grzeszyłam. Kradłam, uprawiałam nierząd za pieniądze, brałam udział w obrzędach ku czci Szatana, a także...Także zabiłam człowieka. I to nie raz. Oprócz tego zdarzyły mi się kanibalistyczne praktyki, które łączyłam z pewnymi obrzydliwymi fetyszami, o których aż wstyd mi w ogóle wspominać.
Ksiądz wzdrygnął się, ale starał nie pokazywać po sobie, że coś go to ruszyło. Usłyszał, że kobieta chyba cicho łka, ale po krótkiej chwili i szybkim wysmarkaniu się w jednorazową chusteczkę, kontynuowała swoją historię.
- Miałam trudne dzieciństwo. Ja i moi dwaj bracia. Tak naprawdę nie mam pewności czy są moimi braćmi rodzonymi czy też przybranymi. To wszystko dlatego, że moja matka pracowała jako prostytutka, zaś mój ojciec został kaleką w wieku 30 lat. Pijany wpadł po tramwaj, w wyniku czego stracił nogi. Poruszał się na wózku. Ja już wtedy byłam na świecie, miałam 4 lata. Po wypadku wyleciał z roboty, zaczął pić jeszcze więcej niż wcześniej. Musieliśmy wyprowadzić się z naszego mieszkania, bo nie było pieniędzy na czynsz. To właśnie wtedy matka zaczęła pracę na ulicy. Zamieszkaliśmy w sutenerze, która składała się z jednego pokoju, niewielkiej kuchni i łazienki. Na początku nie było nawet źle. Zarabiała dobrze, bo była jeszcze względnie młodą i ładną kobietą. Ojciec także znalazł sposób na zarabianie, mianowicie pędził bimber w przylegającej do naszego lokum piwnicy. "Zajzajery od Staszka" zaczęły cieszyć się dużym zainteresowaniem wśród lokalnych żuli i tzw. Smakoszy, czyli alkoholików, którzy wciąż łudzili się, że nie są uzależnieni. Wszystko tak naprawdę popsuło się jak matka zaszła w pierwszą ciążę. Jakoby z ojcem. Ale on domyślał się, że z jakimś klientem. Nie robił jej z tego powodu wyrzutów. W zasadzie głównie leżał pijany, a ona robiła co chciała i rozporządzała nim wedle swojego widzimisia. Tak właśnie na świecie pojawił się mój brat Jarek. Miałam wtedy sześć lat.
Ksiądz nie przerywał jej, choć miał na to ochotę, gdyż ta spowiedź zdecydowanie różniła się od tego co słyszał na co dzień. Że ktoś nie był na mszy w niedzielę, że nie przelał w tym miesiącu pieniędzy na konto Radia Maryja, czy że najzwyczajniej w świecie trochę za bardzo popił w zeszły weekend.
- Proszę księdza, najgorsze zaczęło się gdy poznała tego swojego alfonsa Mieczysława. Skurwiel się do nas wprowadził a także zaczął sprowadzać klientów do naszego "mieszkania". Postawił niewielki parawan, by jakkolwiek oddzielić nas od matki podczas roboty. Ojciec oczywiście nie protestował. Niewiele mówił, głównie pił. Czasem tylko się przebudzał by zaraz znowu zapaść w otępiały sen, w którym jego mózg znajdował się w oparach alkoholu. Od czasu do czasu musiał tylko zająć się swoim "interesem". Jarkiem zajmowałam się głównie ja, czasem babcia, czyli matka matki, albo inne dziwki, które ogarniał Mieczysław. Tamten czas bardzo źle wpłynął na moją psychikę, słuchanie tych jęków i udawanych orgazmów doprowadzało mnie na skraj załamania, ale postanowiłam wytrzymać. Do szkoły chodziłam w kratkę, po jakimś czasie przestałam. Nauczyciele i opieka społeczna niezbyt się mną interesowali. Najprawdopodobniej wpłynął na nich alfons matki, bo potrzebna mu była opieka nad małym Jarkiem. Podejrzewałam, że to chyba był jego syn. Ale pewności nie miałam...
Przerwała na moment, by wziąć łyk wody z małej butelki, którą miała w torebce. Ksiądz trochę się spocił słuchając tej opowieści, ale bardziej z podniecenia niż ze strachu. Zanim rozpoczął posługę kapłańską, co nieco korzystał z usług cór Koryntu. Za kołnierz też nie wylewał.
- Proszę księdza, przepraszam, musiałam wziąć łyk wody, żeby trochę przepłukać gardło. Ta historia jest bardzo długa, ale sądzę, że ksiądz wytrzyma. Dwa lata potem matka znowu zaszła, wciąż upierając się, że ponownie z ojcem. Nawet ja jako jeszcze mała dziewczynka w to nie uwierzyłam. Formę zalał pewnie albo Mieczysław, albo może jakiś klient. Stary ledwo już kontaktował ze względu na zbyt duże spożycie alkoholi niesprawdzonego pochodzenia. Po jakimś czasie dostał udaru. Matka razem ze swoim "pracodawcą" porzucili go na ulicy. Nie potrzebowali już pieniędzy z jego biznesu. Ich własny szedł aż za dobrze. Co ciekawe podczas tych dwóch ciąż, odstawiła papierosy i wódkę, co na pewno stało się na polecenie jej alfonsa. Nie chciał by dziecko miało jakieś dolegliwości zdrowotne ze względu na jej hulaszczy tryb życia. Wkrótce potem urodził się mój drugi brat, Maniek. Co prawda był zdrowy ale okazało się, że gdy dorośnie, stanie się człowiekiem, którego nikt przytomny nie określiłby takim mianem. Miałam wtedy 10 lat.
Spowiednik spojrzał na zegarek. Odkąd weszła, upłynęło zaledwie 10 minut a on miał wrażenie, jakby cała ta rozmowa trwała od wielu godzin. Jednak na tyle go zainteresowała go swoją historię, że postanowił pozwolić jej dokończyć.
- Mańkiem także zajmowałam się ja, nawet czasami Jarek mi pomagał. Oraz zaufane dziwki Mietka. Żadna jakaś przypadkowa. Maniek był jego oczkiem w głowie, zaś takie zatroskanie jego osobą tłumaczył tym, że po prostu dzieckiem trzeba się zająć. Tym bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że to jego syn. Od czasu do czasu tracił jednak instynkty rodzicielskie, a dziecko pozostawiał na łaskę losu i moją. Matka mało się nami interesowała. Głównie sobą i Mietkiem, zaś jeżeli chodziło na przykład o jedzenie dla mnie czy moich braci, musieliśmy radzić sobie sami. I wtedy to właśnie zaczęłam kraść. Matka rzadko kiedy dawała mi pieniądze. A nie daj Boże, bym jej coś ukradła. Wtedy pewnie zatłukła by mnie na śmierć w ataku szału. Zwłaszcza, że teraz nie było ojca, na którym mogła się wyżywać. Czasami tylko odgrażała się, że dostanę rózgą a czasem po prostu chwytała kij od szczotki i tłukła mnie nim tak długo, aż się złamał. Dlatego kradłam coś w mniejszych sklepach, począwszy od konserw czy chleba, a na czekoladzie czy ciasteczkach kończąc. Czasami pomagały mi podopieczne Mieczysława, gdy widziały, że Maniek nie ma pieluch i mleka. One chociaż wykazywały odrobinę ludzkich uczuć, nie to co moja matka czy ten skurwysyn, jej alfons. Czasami podpierniczyłam parę groszy z jego portfela. On nie był takim materialistą jak ona, ale tak czy owak nie przesadzałam. Tak mijały lata. Chłopaki podrośli, ja też. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, rzadko przebywając w sutenerze gdzie odbywały się miłosne schadzki i orgie. Szkoła niezbyt interesowała Jarka i Mańka, tak jak ja przestali szybko do niej uczęszczać.
Kręciliśmy się po pobliskim lesie, o którym krążyła pewna legenda. Jakoby straszył tam zdegenerowany człowiek, który był owocem kazirodczego związku siostry z bratem. Otóż gdy mąż matki tego leśnego potwora trafił do więzienia, ta zaczęła się puszać na lewo i prawo. Ponoć była nimfomanką. Sypiała też ze swoim bratem. Na jej nieszczęście bez zabezpieczenia. Zaszła w ciążę, a niedługo potem jej mąż opuścił zakład karny ze względu na jego przepełnienie. Siedział chyba za pobicia czy tam za narkotyki, nie jestem pewna. Inne dzieciaki opowiadały, że gdy dowiedział się o dziecku i zdradzie swojej żony, zwabił szwagra do tego lasu i zabił. Ciało znaleziono kilka dni później, zmasakrowane i pozbawione oczu. Facet, który to zrobił miał według legendy ksywę "Rzeźnik", zaś ten który doprawił mu rogi nie był jego pierwszą ofiarą. W opętańczym szale chciał też zamordować swoją żonę, ale opamiętał się ze względu na jej stan. Była w dziewiątym miesiącu i miała lada chwila urodzić. Oszczędził ją ale powiedział, że ma oddać bachora a wtedy "się pomyśli". Chłopiec, który przyszedł niedługo potem na świat, okazał się być zdeformowany i ślepy. Najprawdopodobniej dlatego, że matka w czasie ciąży nadużywała alkoholu a także ze względu na jej kazirodcze zapędy. Oddała go swojej kuzynce, obiecując że wkrótce zabierze go z powrotem, jak tylko sprawa z jej mężem trochę przycichnie.
Gdy wróciła do domu, tam czekał na nią jej mąż, wściekły i pijany. Tak wynikało z plotek, które rozsiewały stare baby z bloku, w którym mieszkali, zaś ściany tego domu były tak cienkie, że wszystko było słychać. Najpierw ją zwyzywał, potem pobił i zgwałcił, by na koniec udusić ją starym kablem od telewizora. Ciało martwej małżonki umieścił na kanapie, a sam w pijackim szale niechcący podpalił mieszkanie. Był tak nawalony, że nie zdołał z niego uciec. Spłonął razem ze swoją niewierną żoną.
Los dziecka pozostawał nieznany. Okoliczne dzieciaki ochrzciły go mianem "Przebrzydłego". Według plotek, kuzynka matki tak brzydziła się chłopcem, że zaniosła go do lasu by tam umarł. Nie miała jednak sumienia zostawić go na pewną śmierć, dlatego położyła go w jakiejś jamie i tam donosiła mu jedzenie i wodę, dopóki nie stał się wystarczająco samodzielny by samemu jakoś funkcjonować. Ponoć grasował w nocy po lesie, polując na jakieś zwierzęta, żywiąc się robactwem oraz pijąc wodę ze strumyka. Legenda głosiła również, że odziedziczył po matce niezaspokojoną żądzę seksu, więc atakował kobiety, które miały nieszczęście zapuścić się po zmroku na teren jego "zamieszkania". I rzeczywiście było kilka przypadków gwałtów i zabójstw, które miały miejsce w lesie zaś sprawca pozostał nieuchwytny. Ponoć szczegóły tych zbrodni były zbyt drastyczne by podawać je do opinii publicznej.
Ale pomimo tych wszystkich strasznych opowieści o lesie, nigdy razem z braćmi nie natrafiliśmy na "Przebrzydłego" a co najwyżej na kilka dzików, które napędziły nam większego stracha niż jakiś tam leśny potworek. Widzieliśmy tam też kilka dziwek, które obsługiwały swoich klientów w jakimś opuszczonym budyneczku. Sama też tam później świadczyłam swoje "usługi".
Wkrótce potem zaczęłam pracę na ulicy. Miałam osiemnaście lat, więc była pełnoletnia i mogłam robić to, co chciałam. Jarek miał 12 a Maniek 8. Chłopaki nawet nie sprawiali kłopotów. Może dlatego, że nie chodzili do szkoły? Braki w edukacji nadrabialiśmy w domu, ja osobiście lubiłam czytać książki, zwłaszcza horrory przepełnione zwyrolskim seksem i mordem. Sama nawet myślałam żeby może kiedyś coś napisać, ale prawdę mówiąc nigdy nie miałam czasu. Wiadomo, praca.
Przyjmowałam klientów albo w słynnym już budyneczku w lesie, albo odwiedziałam ich w domach. Pierwszych chętnych naraił mi Mieczysław, potem już kolejni dzwonili z polecenia. Zarabiałam dobrze, ale też się szanowałam. Guma zawsze musiała być, żadnych podstarzałych zwyroli, najczęściej obsługiwałam młodych biznesmenów, pracowników korporacji czy niewyżytych i zestresowanych studentów. Ale taka sielanka nie trwała długo. Okazało się, że matka razem z Mietkiem narobili długów, które ja musiałam spłacać. Trzeba też było utrzymywać braci, gdyż ta stara suka specjalnie się do tego nie poczuwała. Miała już swoje lata, coraz mniej klientów, zaś po czterdziestce rozpiła się tak, że cały upędzony bimber sama przepijała razem ze swoim szefem. Wtedy to właśnie musiałam przejść na wyższy poziom uprawiania nierządu.
Dodaj komentarz