Okres świąteczny jak co roku był pełen tradycyjnych schematów. W sklepach szalała zakupowa gorączka, w domach powstawały przeróżne potrawy, a ludzie w myśl równie mocnej tradycji jak wigilijny karp na stole - kultywowali coroczne sprzeczki w familijnym gronie. Aby choć trochę wyłamać się z powyższego schematu, obiecałem sobie, że po wieczerzy wigilijnej z rodziną - zaplanuję sobie wcześniejszy powrót do cichego domu, relaks przy książce i lampkę białego wina o cytrusowym bukiecie.
Po zjedzeniu kilku potraw i wymianie paru sarkastycznych uwag z wujkami i ciotkami w stanie upojenia ideologiczno-telewizyjnego debilizmu, okraszonego zbyt dużą dawką lokalnej brymuchy - obrałem kurs w stronę ciepłego mieszkania. Jak to jednak często bywa, koniec roku to moment wielu myśli w głowie. Piętrzące się podsumowania, problemy i niepewność czasów w jakich żyjemy, skutecznie obrzydziły mi pierwszy łyk portugalskiego wina. Zniesmaczony tym, że moja wczorajsza wizja relaksu jest daleka od pierwowzoru jaki miałem jeszcze niedawno w głowie, postanowiłem zabić sobie czas bezcelowym przesuwaniem w lewo i w prawo profili kobiet - w jednej ze znanych aplikacji randkowych. Może to nie typowa chandra noworoczna, a brak bliskiej mi osoby sprawiał, że mój nastrój był bliższy zaduszkom, aniżeli cukierkowej wizji reklamowych świąt. Jakąś godzinę później, po całkiem intensywnym treningu prawego kciuka, telefon zawibrował - obwieszczając gorzki sukces w postaci nowego dopasowania z nieznajomą kobietą.
Ku mojemu zaskoczeniu nasza pierwsza wymiana zdań wyglądała nader interesująco. Dynamizm rozmowy, zapowiadająca się optymistycznie gra słów oraz ciekawe poczucie humoru mojej rozmówczyni - sprawiły, że mój umysł wyszedł na chwilę z żarłoczno-świątecznego klimatu. Drugim zaskoczeniem okazała się również wola szybkiego spotkania, do którego miało dojść za kilka godzin. Doceniając inicjatywę nieznajomej, nie zastanawiałem się nad niedogodnościami takimi jak odległość spotkania, czy koniec końców niepewność co zastanie mnie na żywo. Uznałem, że każdy krok do przodu, rozwiewający dzisiejsze myśli będzie lepszy, niż użalanie się nad bezsensownością otaczającego mnie świata. Wskoczyłem pod szybki prysznic, włożyłem świeżą koszulę i dopalając papierosa - udałem się do auta. Podróż była dosyć niewygodna. Za oknem jak nigdy szalała mroźna, śnieżna zima powodując konieczność podwójnego skupienia się na pokonywanych przeze mnie, licznych zakrętach wiejskich dróg. Miejsce spotkania nie było zbyt wyszukane. Ot zwyczajny parking jednej z sieci supermarketów, o nazwie tak rasowej, jak gatunek pewnego latającego, pociesznego owada.
Nieznajoma jak się okazało czekała już na mnie w umówionym miejscu. Kiedy podjechałem pod jej zgrabnego, białego hatchbacka - obdarzyła mnie zachęcającym uśmiechem. Zdjęcia nigdy nie oddają magii realnego wyglądu człowieka. Po wyjściu z auta moim oczom ukazała się wysoka, zgrabna blondynka, o pewnym kroku i zniewalającym spojrzeniu. Krótka wymiana uprzejmości, przedstawienie się i zaproszenie do auta jako forma ucieczki przed 7 stopniowym mrozem - były jak się później okazało przyjemnym wstępem do miłej rozmowy, częstych śmiechów i wymiany doświadczeń, których nie brakowało żadnemu z nas. Szybkie spojrzenie na zegarek uświadomiło mi, że rozmawiamy już trzecią godzinę. Czas zawsze upływa niepostrzeżenie, kiedy mamy obok interesującego rozmówcę. Rozmówcę o umyśle ciekawym równie mocno, jak długie nogi figlarnie rozchylone między dolną częścią kierownicy. Zawsze byłem znany z dużej wyobraźni. Zarys jej długich nóg, zmieniających często pozycję z racji samochodowej niewygody, coraz częściej ośmielał moje myśli o tym, że język mojej rozmówczyni może mieć wielkie umiejętności nie tylko w kwestiach narracyjnych. Poza rozmową zaczęliśmy oddawać się również innej przyjemności. Muzyce. Wymienialiśmy się utworami, oglądaliśmy teledyski. Wszystko tworzyło coraz gęstszą atmosferę, przeplataną przypadkowymi dotknięciami się naszych dłoni, czy krzyżującymi się spojrzeniami, mającymi w sobie zdecydowanie większą głębię, aniżeli sama obserwacja siebie nawzajem. Poczuliśmy relaks. Zwyczajny, prosty, acz cholernie błogi relaks. Jej głowa podczas oglądania kolejnych twórców na Youtubowych kanałach muzycznych różności - nagle opadła delikatnie na moje lewe ramię. Pozostałe wydarzenia były już formalnym instynktem. Odpowiedzią na gęstniejącą wokół nas atmosferę wzajemnego pożądania. Moja ręka natychmiast złapała jej zgrabne kolano, ubrane w skórzane, delikatne w dotyku spodnie. Jej szyja znalazła się pod moimi ustami, zachęcając do namiętnych i jednocześnie delikatnych pocałunków. Zapach jej skóry uderzał mój umysł feromonami, zachęcając do coraz śmielszego chwytu jej dłoni, nóg, talii…Po chwili nie trwającej dłużej, niż refren lecącej w radiu piosenki - nasze usta splotły się w pocałunku. Pocałunku pełnym radości, młodzieńczego napalenia, smaku naszych łudząco podobnych charakterów. Nasze języki drażniły się tak, jakby robiły już to setki razy. Tak spontanicznie i zmyślnie zarazem, jakby trenowały to od lat. Lat przepełnionych szalonym porywem seksu i namiętności. Moje dłonie wędrowały coraz śmielej po jej ciele. Drażniły ją między nogami - zdradzając uderzające, wilgotne ciepło. Moja męskość twardniała z każdą sekundą tych niewerbalnych konwersacji, doprowadzając do naszych coraz głośniejszych i szybszych oddechów. Pocałunek. Dotyk. Uścisk. Jęk. Pocałunek. Te ciągle powtarzające czynności sprawiały, że chcieliśmy coraz więcej. I coraz mocniej. Mój palec drażnił jej szparkę wijąc się pod wyczuwalnie koronkową bielizną jej majtek. Jej zdecydowane dłonie sunęły się po mojej męskości, doprowadzając mnie do seksualnego szału rozkoszy. Chcieliśmy więcej. Mocniej. Pomimo niewielkiej kubatury samochodowego pomieszczenia, zaczęliśmy zdejmować z siebie te części garderoby, które stały na drodze do naszego deseru pożądania. Złapałem ją mocno za szyję. Wpiłem się ustami w jej usta przygryzając dolną wargę. To była zachęta. Zachęta nie wymagająca ani pytania, ani odpowiedzi. Zgrabnym ruchem ominęła gałkę zmiany biegów, dźwignię hamulca ręcznego i środkową część kokpitu, prężąc jednocześnie swoje ciało w sposób tak zwierzęcy, jakby zostało stworzone tylko w takim celu. W sekundę znalazła się na moim miejscu, odwracając się do mnie plecami i wbijając na twardą męskość tak głęboko, że jej głos, będący wcześniej melodią pewności i dźwięczności, załamał się w jęku rozkoszy. Drżała. Razem ze mną. Gęsia skórka pojawiała się coraz bardziej widoczna w świetle latarni, rzucających delikatne światło na poruszających się wewnątrz auta kochanków. Poruszaliśmy się jednym taktem. Każdy ruch, każde pchnięcie, każdy spazm - były synergią dwóch ciał. Jej soki ociekały po mojej męskości, dając dowód niegasnącej przyjemności. Prowokowaliśmy się każdym, najmniejszym nawet gestem. Coraz szybciej. Coraz mocniej. Aż do momentu, kiedy jej ciało zadrżało tak bardzo, aż zaczęliśmy drżeć oboje. Spazmatycznie i gwałtownie. Bezgranicznie. Jej upojony i spełniony wzrok nie zdradzał tego, że poddał się końcowej przyjemności wulkanicznego orgazmu. To nie był koniec wzajemnego pożądania. Nieznajoma szybko wróciła na miejsce kierowcy po to, żeby ruchem równie zgrabnym co wcześniejsze, wziąć moją męskość w usta i obciągać ją z niesamowitą gracją utalentowanej tancerki. Dotyk jej języka. Ruch jej głowy. Zaciskanie jej ust. To wszystko sprawiało, że czułem się jakbym był bardzo daleko. Jakbym nie był na parkingu. Nie był w aucie. Nie uciekał przed dziwnym okresem schematycznych świąt. Czułem się jakbym był w raju. Raju, który zalał jej gardło nektarem słodkiej ekstazy. Moja męskość drżała w jej ustach do samego końca. Końca, który w tej jednej chwili wydusił ze mnie wszystkie myśli i rozważania.
Wiedzieliśmy wszystko. Czuliśmy wszystko. Patrzyliśmy na siebie bez słów. Ubierając się, obrzucaliśmy się uśmiechem tak ciepłym i serdecznym, jakbyśmy byli parą kochanków, widzących się po wielu latach rozłąki. Milczeliśmy. Nie musieliśmy mówić niczego. Na koniec nasze usta znowu się spotkały. Ze słodkim pożegnaniem, szacunkiem i obietnicą, że to spotkanie było jednym z najpiękniejszych spotkań w naszym życiu.
I co najważniejsze - nie ostatnim.
1 komentarz
elninio1972
Super