„Ty w mojej klasie uczysz języka angielskiego
I gdy idziesz korytarzem, chłopaki w milczeniu
Oni patrzą za tobą, lecz nigdy tobie w oczy
Oprócz mnie jednego – najbardziej nagrzanego”
Kazik – Spalam się.
Słowa i muzyka – Kazik Staszewski.
Lata dziewięćdziesiąte w Polsce zaistniały jako dekada zmian. Począwszy od ustąpienia komunizmu, przez wszechobecne stragany, bazary i handlowanie wszystkim, napływ towarów z zachodu, złodziejstwo, mafię, kolorowe, obciachowe ciuchy, telewizję kablową oraz satelitarną, skończywszy na zmianie mentalności Polaków. Z szarego, ponurego społeczeństwa przeobraziliśmy się stopniowo w otwartych, uśmiechniętych ludzi, biorąc z nacji zachodnich to, co lepsze, jednocześnie zachowując nasz polski pierwiastek narodowy, czyli kłótliwość i narzekanie.
Mnie, nastolatka w połowie tamtej dekady nie interesowała polityka, przemiany gospodarcze czy stosunki międzynarodowe. Będąc uczniem drugiej klasy jednego z warszawskich liceów, dążyłem do realizacji dwóch celów. Pierwszym było przechodzenie z klasy do klasy bez zbędnych problemów i ze w miarę rozsądną średnią ocen (żeby starzy się nie dopieprzali). A drugim? Oczywiście seks, a najlepiej jak najwięcej seksu, we wszelkich możliwych kombinacjach i pozycjach.
O ile cel numer jeden mogłem realizować samodzielnie i bez większych trudności udawało mi się dowozić go, używając języka korporacyjnego, na takim poziomie, że moi rodziciele nie ciosali mi kołków na głowie (a po tym, jak w pierwszej klasie liceum przyniosłem świadectwo z czerwonym paskiem, ojciec w nagrodę kupił mi peceta), o tyle cel numer dwa wymagał uczestnictwa drugiej osoby. Oczywiście kobiety, bo w mężczyznach nie gustowałem, a wszelkie przejawy tak zwanego pedalstwa tępiłem wspólnie z kumplami z zaciekłością godną walki o niepodległość ojczyzny.
Patrząc z perspektywy czasu, byliśmy zdziecinniałymi, seksistowskimi smarkaczami, zadufanymi w sobie, ale kto wtedy na to patrzył? Świat był postrzegany inaczej, nie było LGBT czy innych ruchów mniejszości seksualnych, kobiety często sprowadzano do roli kur domowych, w łóżku spełniających zachcianki męża, a gejów i lesbijki marginalizowano.
Rozgadałem się za bardzo, wybaczcie, im jestem starszy, tym więcej mówię i staję się sentymentalny.
Druga klasa liceum rozpoczęła się od sporych zmian. Nowy wychowawca (a w zasadzie wychowawczyni), którą została ponad sześćdziesięcioletnia nauczycielka chemii, siekiera jakich mało, dziewięciu na dziesięciu uczniów trzęsło przed nią portkami i nowe osoby w klasie (kilka fajnych dupeczek, zwłaszcza pewna Agnieszka, ciemnowłosa dziewczyna, która robiła do mnie maślane oczy), no i zmiana jeszcze kilku innych nauczycieli oraz dyrektora.
Wszystkie te wydarzenia przyćmiła osoba, której pojawienie się w moim życiu (przy okazji w szkole), wywróciło młodzieńczą, nastoletnią egzystencję do góry nogami, wprowadzając mnie w świat dorosłych i wrzucając na głęboką wodę, w której nie zawsze potrafiłem sobie poradzić (do dzisiaj tak jest!). Rozpoczynając drugą klasę, miałem w końcu nadzieję na skuteczne zaliczenie jakiejś panienki, najlepiej żeby to był ktoś równie mało doświadczony, co ja. Uniknięcie kompromitacji, związanej ze zbyt szybkim wytryskiem, było krytycznie ważne. Po szkole fruwały co rusz plotki o tym, że jeden lub drugi wyrwał jakąś dupcię, ale cała akcja skończyła się w myśl zasady „cztery ruchy, worek suchy”.
Gorąco i usilnie chciałem temu zapobiec. Zarówno z przyczyn wizerunkowych (mimo iż nie byłem jakimś playboyem, powodzenie wśród płci pięknej miałem całkiem, całkiem), jak również z mentalnych – nic tak nie buduje męskiego ego, jak udane rżnięcie, o czym miałem okazję kilkukrotnie przekonać się w kolejnych latach, już w czasach dorosłości. Mimo to w pierwszym roku nauki w szkole ponadpodstawowej nie udało mi się zakisić ogóra, a na początku kolejnego nie zanosiło się na zmianę sytuacji. Martwiło mnie to, ile można walić konia? Oczywiście lubiłem to, czasem jechałem na ręcznym kilka razy dziennie, na pamięciówkach, związanych z koleżankami z klasy, szkoły, a najczęściej do podkradanych ojcu pornosów na VHS albo świerszczyków, które nieudolnie chował w łazience na górnej półce szafki z kosmetykami. Byłem jedynakiem, więc nie ryzykowałem nakrycia w trakcie masturbacji przez rodzeństwo, a rodzice, świadomie lub nie, dawali mi dużą przestrzeń, chyba wiedząc, że w moim wieku napięcie seksualne skacze jak szalone, a hormony wariują, niczym platynowa blondynka na widok nowego modelu białych kozaczków.
---
Pewnego ciepłego, piątkowego poranka w drugiej połowie września przekroczyłem zadowolony z siebie próg szkoły i wbiłem bez zawahania do szatni. Kolega Mały (tę niezbyt oryginalną ksywę nadano mu, kiedy na WF–ie stanęliśmy do „kolejno odlicz” i przerastał następnego za nim pod względem wzrostu o głowę, liczył sobie wtedy, nie przymierzając ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów) na wejściu przybił piątkę i rzucił.
– To co, dzisiaj?
Umawialiśmy się od tygodnia na wagary i picie alkoholu. W pierwszej klasie do świeckiej tradycji należało przynajmniej raz w miesiącu spotykanie się u któregoś z nas na chacie, kiedy starzy byli w pracy i upijanie się wódką albo winem (piwo było zbyt mało wydajne). Kilka razy udało nam się konkretnie zbetonić, a do historii przeszła akcja, kiedy Mały z Jordanem (ksywa z powodu świetnej gry w kosza) wypili tyle, że pospali się i nakryła ich matka Małego, która wróciła wcześniej z pracy. Musieli się nieźle nagimnastykować, żeby nie zorientowała się, jak są porobieni.
– No dzisiaj, dzisiaj – odparłem bez entuzjazmu. Lubiłem napić się alkoholu, ale entuzjastą w przeciwieństwie do kumpli z klasy nie byłem. Mimo to uczestniczyłem w popijawach i wszelakiej maści imprezach, żeby nie wypaść na margines, poza tym w oczach lasek byłem bardziej „cool” (takie czasy, moi drodzy).
– Mam dwa razy litr „Premium” w domu, przed wyjściem wsadziłem do zamrażarki, jak starzy poszli do pracy, a Kotek ma przynieść zapojkę. Będzie ostro. – Emocjonował się.
– Podobno dzisiaj ma przyjść ktoś nowy od anglika. – Zmieniłem na chwilę temat.
– Ta, słyszałem – odpowiedział bez entuzjazmu. – Co to za różnica, kto nas uczy. I tak trzeba wkuwać, jeden chuj.
– No wiesz, wolałbym mimo wszystko kogoś bardziej spoko, niż Zalewską.
– Podobno to jakaś baba. – Do szatni wparowali Jordan, Kotek i Grucha, który włączył się do dyskusji. – I z tego, co słyszałem od kumpla z osiedla, przyszła z innego warszawskiego liceum i jest spoko.
– Dla ciebie Grucha to wszyscy są spoko. – Jordan rzucił w kumpla butem. – A z Zalewską to byś pewnie na małe macanko się umówił i ssał te kozie, zwisające cyce.
– Pierdol się, walikoniu – odparował Grucha. – Przy mnie przynajmniej laski się kręcą, bo potrafię je zabajerować, a ty z tą swoją czerstwą gadką co najwyżej możesz poderwać starą ropę z kiosku na dole.
– Sam się pierdol, waligrucho! – Jordan zagotował się. – Zobaczymy zaraz, czy będziesz taki chojrak, jak ci jebnę z buta!
– Ej, spokój, do chuja ciężkiego! – Warknął Mały, gasząc wojownicze zapędy obu. – Kotek, masz popitę?
Dodajmy, że ksywa Grucha wzięła się od nazwiska Gruszkowski, a Kotek miał na nazwisko Sznaucer, więc przekornie dostał nicka będącego przeciwieństwem nazwiska. A moja ksywa? Też od nazwiska. Nazywali mnie Niemiec, od nazwiska Niemczycki. To tak gwoli ścisłości, żebyśmy operowali ksywami, a nie imionami, jak w jakiejś opowieści dla gejów.
Oczywiście żartuję, nie mam nic przeciwko gejom, mam kilku kumpli waginosceptyków i to świetni goście. Jednak trzydzieści lat temu uważałem tak zwane pedalstwo za zakałę szkoły, narodu, a pewnie całej cywilizacji i gdybym dostał szansę na anihilację wszystkich homoseksualistów w Polsce (a przynajmniej w szkole i na osiedlu), skorzystałbym z niej równie ochoczo, co z możliwości zamoczenia swojego przyrodzenia w dziurce jednej z koleżanek z klasy.
– Kotek, kurwa, słyszałeś? Masz popitę, jełopie? – Mały uniósł się i trzepnął kumpla w tył głowy.
– Spierdalaj, pokrako! – Kotek, najniższy z nas wszystkich był jednocześnie najbardziej wojowniczy. Ludzie często go nie doceniali, a on był jak bulterier, jak Tommy Lee Jones w „Ściganym”. Podczas bójek nigdy się nie poddawał i nawet jeśli zbierał bęcki, walczył do upadłego.
– Chyba chcesz z rana plaskacza zaliczyć. – Mały uśmiechnął się krzywo, łypiąc spod oka na najniższego z nas.
– Spróbuj kurwa szczęścia, wczoraj taki łeb z bloku naprzeciw próbował coś mówić o mojej matce. I już nie próbuje.
– Wpierdolą ci w końcu kuratora za to. – Jordan zmienił buty i czekał w progu szatni na resztę. – Ruszcie kapska, bo się spóźnimy.
– Zamknijcie na chwilę mordy. – Uciszyłem towarzystwo. – Kotek, masz w końcu tę popitę? – Skinięcie głowy dało pozytywną odpowiedź. – To, co to za baba od anglika? Wiecie coś więcej?
– Nie mam pojęcia, wiem tylko, że w szkole u kumpla byli nią zachwyceni, ale musiała odejść z powodów osobistych.
Ciekawe, zobaczymy. Miałem, nadzieję, że nie trafi się druga Zalewska, angielski to jeden z niewielu przedmiotów, gdzie dało się ewentualnie odpocząć i nie chodziło się na lekcje ze ściśniętą dupą.
Klasa była otwarta, zainstalowaliśmy się tradycyjnie w ostatnich ławkach. Ja z Kotkiem, Jordan z Gruchą, a Mały ze swoją dziewczyną, Eweliną. Jako jedyny z nas chodził z kimś, ale szczerze mówiąc, nie zazdrościłem mu. Ewelina była nieźle pierdolnięta, hetera jakich mało, wolałbym jechać samemu na ręcznym, niż narażać się na jej niekontrolowane wybuchy i zjeby w zamian za zwalenie konia raz czy dwa razy w tygodniu (nie dała się puknąć, a loda brzydziła się zrobić).
No więc wracając do tematu (przepraszam, że od niego odbiegam co rusz, ale pamięć odświeża mi się w miarę postępów opowieści, a sam jestem ciekaw, co sobie jeszcze przypomnę), czekaliśmy w klasie, ziewając z nudów i gadając głupoty, kiedy w korytarzu rozległ się stukot obcasów. Po kilkunastu sekundach drzwi zamknęły się, a przed nami zmaterializowała się ona.
Jej widok zaparł mi dech w piersiach, a jestem pewien, że twarz nie wyrażała w tamtej chwili nic więcej poza pustką w spojrzeniu i może śliną, cieknącą z półotwartych ust. Mały przyjaciel, dotychczas śpiący snem sprawiedliwego między moimi udami, drgnął niespokojnie, a umysł nastoletniego onanisty szepnął jedno słowo. W zasadzie dwa.
Ale dupa.
Nowa nauczycielka od języka angielskiego pewnym krokiem zjawiła się w klasie, położyła torebkę oraz dziennik na stole i odwróciła się do nas twarzą. Musiałem przyznać, że niewiele kobiet w życiu, które spotkałem wcześniej i później, zrobiło na mnie tak piorunujące wrażenie i przerastało ją urodą. Ba, jestem pewien, że gdybym pokusił się o ranking, zajęłaby miejsce w Top 5, a może i na podium.
Burza rudych, kręconych za ramiona włosów okalała śliczną twarz trzydziestoletniej wtedy kobiety. Małe usta rozchyliły się w uśmiechu, niebieskie oczy prześlizgiwały się po nas, a splecione przed nią dłonie z pomalowanymi na czerwono paznokciami nadawały jej prędzej wygląd szkolnej seksbomby, niż belfra. Spieszę uzupełnić, że pani Beata Smolińska (bo takie nosiła imię i nazwisko) odziana była w granatową spódnicę tuż nad kolano, marynarkę w tym samym kolorze oraz biała koszulę, rozpiętą tak, że widać było centymetr, może dwa górnej części rowka między piersiami. Nie, nie piersiami. Dorodnymi melonami, na myśl o których mój przyjaciel podniósł się gwałtowniej, a ja zafrasowany stwierdziłem w myślach, że będę musiał iść do tablicy z pełną erekcją, gdybym został wezwany do odpowiedzi.
Spojrzałem na Kotka, po czym mój wzrok spotkał się po kolei z resztą kumpli. Wszystkie spojrzenia mówiły to samo.
Ruchałbym do upadłego.
– Dzień dobry, moi drodzy. – Jej głos brzmiał niczym chóry anielskie. Przynajmniej tak wtedy to sobie wyobrażałem. W rzeczywistości miała bardzo przyjemny, delikatny tembr, a dodatkowo jej aparycja, uśmiech i dziewczęca niewinność (o czym kompletnie nie myślałem i dotarło to do mnie później) powodowała, że nie patrzyliśmy na nią jak na nauczycielkę, a jak na koleżankę, która ubiera się bardziej dorośle i wysławia w wysublimowany sposób.
– Dzieeeńdooobryyy! – Wyryczyczeliśmy chórem jak bawoły. Grucha schował się za plecami dziewczyn siedzących przed nim w ławce i zaczął pokazywać w naszym kierunku palec wskazujący, wsuwający się i wysuwający z dwóch złączonych w koło palców drugiej dłoni (co miało w domyśle symulować seks), a Jordan wypychał wnętrze ust językiem, udając robienie loda.
Nasza ruda seksbomba chyba nie wiedziała, na co się porywa. A jeśli spostrzegła kretyńskie gęsty moich kumpli, zignorowała je z godną podziwu obojętnością.
– Bardzo się cieszę, że mogę się wreszcie z wami przywitać. Będę prowadzić lekcje języka angielskiego w tym roku w naszej szkole, a wasza klasa jest na razie jedyną, którą dostanę pod opiekę. Na początek chciałabym sprawdzić wiedzę. – Po klasie rozległ się jęk rozczarowania. – Spokojnie, to nie będzie klasówka. – Zarechotała, a ja mimowolnie uśmiechałem się razem z nią, czując się jak idiota albo sterowana pacynka. – Wyciągnijcie czyste kartki i napiszcie, proszę, po angielsku w kilkunastu zdaniach na temat, który najbardziej was interesuje. Dowolny.
– Naprawdę może być dowolny? – W pytaniu Gruchy czułem podstęp, ale nie zamierzałem się odzywać.
– Oczywiście. – Uśmiech, którym go obdarowała, mógłby stopić cholerną Antarktydę. – Wybierz sobie coś, co lubisz i napisz o tym. Z chęcią poczytam. Macie na to pół godziny, czas start. – Włączyła stoper w zegarku i usiadła za biurkiem.
Nie pamiętam, o czym napisał Grucha, ale idę o zakład, że temat dotyczył masturbacji albo czegoś równie kretyńskiego.
Zaległa cisza, przerywana co rusz westchnieniami, stukaniem i klikaniem długopisów oraz szukającymi inspiracji spojrzeniami w okno. Nie miałem bladego pojęcia, o czym napisać. Zastanawiałem się nad tym dłuższą chwilę, która przeciągnęła się do ponad kwadransa, co uświadomiła mi nasza nowa pani profesor.
Kurwa – zakląłem w myślach. – Nie zdążę, ja jebię.
Od zawsze bazgroliłem jak kura pazurem, ale wtedy przeszedłem sam siebie. Po zakończeniu pisania próbowałem przeczytać to, co znalazło się na papierze i… miałem poważny problem, żeby odcyfrować hieroglify, które wyszły chwilę wcześniej spod moich palców. Na szczęście to nie ja musiałem się tym martwić.
A temat, który wymyśliłem, wbije jej niezłego ćwieka w głowę. – Uśmiechnąłem się złośliwie pod nosem.
– Bardzo dziękuję, czas stop. Osoby z pierwszych ławek zbierają kartki, na następne zajęcia przyniosę wasze prace i będziemy je omawiać w grupie lub indywidualnie. A dzisiaj –Zerknęła na zegarek – macie wolne.
– Yyy. – Zaniemówiłem zdziwiony. – Pozwala nam pani profesor tak po prostu wyjść? Przecież jest dziesięć minut do końca lekcji.
– No pozwalam, a co w tym złego? – Miałem wrażenie, że rozpłynę się pod spojrzeniem tych błękitnych tęczówek. Była tak piękna, onieśmielająca, a jednocześnie miałem ochotę wziąć ją w ramiona, smakować te dorodne, malinowe wargi, a później zdeprawować, przedziurawić i zniszczyć jej źródło rozkoszy.
To oczywiście były marzenia młodego onanisty, bo zamiast grubego ruchania skończyłoby się szybkim wytryskiem, być może nawet bez penetracji.
– Nno nic, ale jak nas dyrektor złapie, to będziemy mieli przesrane, przepraszam, przerąbane.
– Usprawiedliwię was. – Uśmiechnęła się. – I postarajcie się nie rozbić sobie głów albo nie spowodować jakiegoś disasteru (celowo użyła angielskiego słowa, co później weszło jej i nam w nawyk podczas lekcji). A teraz zmykajcie stąd, bo zaraz się rozmyślę.
– Fajnie, do widzenia, pani profesor. – Wyszedłem z klasy jako jeden z ostatnich, uśmiechnęła się do mnie po raz kolejny i rzuciła „do widzenia” na odchodne. Kątem oka przemknąłem po jej sylwetce, a kiedy koszula przesunęła się nieco, zauważyłem rąbek koronkowego, białego biustonosza i kształt piersi. Ten widok pozostał ze mną na bardzo długo.
– Ja pierdolę, ale dupa. – Jordan odezwał się pierwszy na korytarzu, wyrażając myśli całej naszej piątki.
– Słyszałem, że rude mają temperament w łóżku, pewnie by mnie zajeździła. – Grucha rozmarzonym głosem westchnął.
– Na razie to ty zajeździsz swojego małego kutaska podczas pamięciówki dzisiaj wieczorem. – Zaśmiałem się, a Gruszkowski rąbnął mnie w ramach rewanżu pięścią w ramię, rzucając wściekłe „pierdol się, germański oprawco”.
– Ale cycuszki to ma piękne, co? – Mały wyciągnął papierosy z kieszeni. – Idziecie zajarać?
– Mogę się przejść, ale nie będę palić. – Ruszyłem za nim do wyjścia. – Mój stary ma nos niczym pies myśliwski, ostatnio wieczorem po powrocie z pracy wyczuł, że paliłem rano przed szkołą.
Człapaliśmy w piątkę po pustym jeszcze korytarzu, kierując się w stronę wyjścia z budy.
– Ja pierdolę, ale masz przejebane. – Mały odpalił Marlboro i zaciągnął się mocno. – U mnie na szczęście wszyscy jarają, więc nic nie będzie czuć. A tak w ogóle, to spierdalamy zaraz do mnie. Przecież mamy okienko.
– I co, wrócimy później najebani do budy? Przecież nauczyciele na stówę wyczają, że piliśmy, a wtedy mój stary rozwali mi łeb, da bana na peceta i wyjścia z domu na miesiąc.
– Pojebało cię? – Usłyszeliśmy za plecami głos Jordana.
Brakującą trójka dołączyła do nas za szkołą w nieoficjalnej palarni w krzakach. – Pijemy i spierdalamy do domów. Ostatnia jest religia, a przedostatni WF, jakoś przeżyję nierozegranie jednego meczu z tymi kaleczniakami. Powrót do szkoły i spotkanie Zalewskiej to bankowy dywanik u dyrektora ze starymi.
Tym sposobem wylądowaliśmy u Małego na chacie. Chciałbym powiedzieć, że wszystko tego dnia skończyło się dobrze, ale niestety nie, finał imprezy nie był może smutny czy tragiczny, ale co najmniej zabawny, trochę szczęśliwy, no i ostatecznie straciliśmy miejscówkę na nasze popijawy.
Nawaleni w sztok po opróżnieniu w tempie błyskawicznym obu butelek, usnęliśmy i zostaliśmy zaskoczeni około trzynastej przez ojca Małego, który zwolnił się z pracy z powodu, uwaga, sraczki. Gdyby Mały przyszedł do domu puknąć Ewelinę, stary nakryłby go z gołym dupskiem na babie.
Wracając do tematu, ojciec Małego wkroczył do mieszkania i nie rozglądając się, zasiadł na kiblu, a nas pijaniusieńkich jak bela obudziły dźwięki defekacji, pierdów oraz stękanie i jęki „ojezusmaria” oraz coś w stylu ”nigdy więcej golonki na ostro”. Podniosłem głowę i niewiele rozumiejąc z powodu potężnego stanu zamroczenia alkoholem, szarpnąłem Małego za ramię, jednocześnie zasłaniając mu usta dłonią i pokazując na kibel. On w mig zorientował się, że poza naszą piątką ktoś jest w domu, ale nie zdążył zareagować, bowiem najebany jak stodoła Kotek spadł z łoskotem z kanapy i klnąc jak szewc, nieudolnie i co ważniejsze nieudanie próbując powrócić do pozycji sprzed chwili.
Cała akcja przetoczyła się przed nami w ciągu maksymalnie kilkunastu sekund, a ja miałem wrażenie, jakbym oglądał długaśną scenę filmu. Ojciec Małego wywrzeszczał z kibla pytanie w przestrzeń „kto to” i nie otrzymując odpowiedzi w akompaniamencie pierdów w zasranym dupskiem, zerwał się z muszli i wpadł do salonu. Musielibyście widzieć jego minę, kiedy ujrzał pięciu dorastających chłopaków, w tym swojego pierworodnego, najebanych jak stodoła, Kotka próbującego podnieść się z podłogi, chrapiących w fotelach Jordana i Gruchę oraz Małego i mnie ze zszokowanymi minami, czekających na katastrofę. Stał tak chwilę oniemiały z opuszczonymi gaciami i smutno dyndającym kutasem, rzucił „zaraz z wami pogadam, tylko się wysram do końca”, po czym odwrócił się na pięcie i poszedł dokończyć dzieła.
Oczywiście nie zamknął drzwi, a my musieliśmy wysłuchiwać kakofonii defekującego Makarskiego seniora.
– Jak już pijecie, to ogarnijcie jednego, który nie będzie chlał i popilnuje waszych nawalonych, tępych łbów. – Pan Makarski był w sumie w porządku gościem. – Uciekliście z lekcji?
– Tata, daj spokój, nie byliśmy tylko na WF i religii, a wcześniej mieliśmy okienko.
– Jeśli ściemniasz, dostaniesz bana na wyjście z domu na tydzień, a z Eweliną będziecie mogli pisać do siebie listy miłosne i przesyłać gołębiami.
– Ale to prawda, panie Makarski. – Włączyłem się do rozmowy. – Celowo wybraliśmy ten dzień, żeby nie przepadły nam bardziej wartościowe lekcje.
– Wow, ambitni, początkujący alkoholicy, może powinienem wam jeszcze przybić piątki. – Ironizował. – Doprowadźcie się do stanu używalności i zjeżdżajcie do siebie, a jak za pół godziny ktoś z was tu jeszcze będzie oprócz najwyższego, w jakiś nieprawdopodobny sposób mieniącego się moim synem, zadzwonię do waszych starych i podpieprzę was w szkole. Kapiszi? – Odpowiedziała mu cisza, Jordan i Grucha z trudem łapali pion, niewiele rozumiejąc. – Że też ty Michał z nimi piłeś. Jesteś najmądrzejszy z całej bandy, nie daj im się wciągnąć. – Popatrzył na mnie chwilę przeciągle, a później założył nogi na stół, siedząc na krześle, pierdnął potężnie i otworzył gazetę, dając nam do zrozumienia, że rozmowa została zakończona.
Pożegnałem się z kumplami i trzeźwiejąc, smutno poczłapałem do domu, kopiąc wczesnojesienne liście, opadające z drzew. Pogoda była piękna, ale ja nie miałem ochoty na obcowanie z naturą. Jedyne, co przychodziło mi do głowy, to szybki powrót do domowych pieleszy i poproszenie mojej dziewczyny, Renaty Grabowskiej o ulżenie w cierpieniu.
– Och tak, ale cię czuję. – Obfity biust z malinowymi, dużymi sutkami przesłaniał mi cały widok, a na kutasie odbywało się mini rodeo. Jęczała coraz głośniej, w rytm wariackich ruchów biodrami, a rude włosy zasłaniały jej twarz. Kiedy jeszcze przyspieszyła tempo i zaczęła krzyczeć, zaciskając się spazmatycznie na moim podbrzuszu, orgazm przyszedł również do mnie.
Otworzyłem oczy, błyskawicznie nałożyłem skarpetkę na kutasa i spuściłem się w nią pełną mocą, tak intensywnie, że przed oczami migotały mi mroczki i nie mogłem uspokoić oddechu. Poruszałem jeszcze po nim przez chwilę dłonią, wyciskając resztki spermy, aż opadłem na pościel, zmęczony i zadowolony.
Nie miałem do tej pory tak mocnych orgazmów, a kiedy pomyślałem o niej.
O pani Beacie.
O pięknej, rudej Beatce, nagiej, zależnej ode mnie, będącej w mojej mocy, wykonującej wszystkie polecenia, przyjmującej go w usta, w tyłek, między piersi, pijącej moją spermę, bawiącej się przede mną cipką i rozchylającej ją tak głęboko, że prawie było jej widać nerki.
Błyskawicznie stanął ponownie.
A pięć minut później potrzebowałem drugiej skarpetki.
---
– Dzisiaj angielski, pewnie znowu będziesz robił do niej maślane oczy, Niemiec. – Szliśmy z Gruchą w błocku pośniegowym do szkoły, paląc papierosy i plując co rusz na boki. Dwa miesiące po przyjściu pani Smolińskiej do szkoły wciąż fantazjowałem o niej, a kumple nabijali się ze mnie, wrzucając mi, że zakochałem się w starej babie, która przy korzystnym lub niekorzystnym (zależnie od punktu widzenia) zbiegu okoliczności mogłaby być moją matką.
I wiecie co? Faktycznie tak było. Moją pierwszą prawdziwą miłością nie była moja rówieśniczka z klasy czy szkoły, ewentualnie koleżanka z podwórka, tylko nauczycielka. Czy to zmieniło cokolwiek moim życiu? Tak, bo dzięki tej miłości kolejne związki z kobietami bliższymi mi wiekiem były bardziej dojrzałe, w każdym obszarze.
Wracając do rzeczonego dnia, oczywiście odparłem wtedy do Gruchy, żeby poszedł się jebać lub coś w tym stylu i zaczęliśmy obaj się śmiać, ale kiedy wszedłem do sali i zauważyłem, że Beatka (będę nazywał ją po imieniu, ewentualnie zdrobnieniem, tak będzie łatwiej) siedzi przy biurku smutna i z zapuchniętą twarzą, ścisnęło mi serce i postanowiłem natychmiast, że muszę coś z tym zrobić.
Nie miałem jednak pojęcia, co. W końcu szesnastolatek ma ograniczone możliwości pomocy i wsparcia, a pomysły, które przychodziły mi do głowy, natychmiast lądowały w wirtualnym koszu na śmieci w moim mózgu. Całą lekcję nie mogłem się skupić, wpatrywałem się w jej twarz, w te piękne, wtedy smutne oczy i kombinowałem, co zrobić.
Rozległ się dzwonek, a ja miałem pustkę w głowie.
Myśl, Niemczycki, do kurwy nędzy! Myśl!
– Idziesz czy będziesz tu nocował? – Kotek stał gotowy do ewakuacji obok biurka, czekając na mnie.
– Idźcie, zaraz do was przyjdę – odparłem, nie patrząc na niego. Kątem oka widziałem, że zrobił dziwną minę, ale nie odpowiedział i po chwili zniknął. Klasa opustoszała w szybkim tempie, zostaliśmy w niej sami, ja i obiekt moich westchnień, piękna Beatka. Drżąc z ekscytacji, strachu i niepewności wstałem i powoli podszedłem do niej.
– Pani profesor? – Siedziała z głową wpatrzoną w książkę, skupiając się na czytaniu tak mocno, że nie zauważyła, kiedy stanąłem obok biurka. Do czytania nosiła okulary w cieniutkich, złotych oprawkach. Wyglądała w nich trochę jak gwiazda porno (wtedy nie miałem o tym pojęcia, dopiero teraz uświadomiłem sobie ten fakt). Zaskoczona uniosła głowę. – Czy – zawahałem się – czy pani czymś się martwi? Nie chcę być natrętny, ale może mógłbym pomóc?
– Nie, Michał, nie pomożesz mi. – Zaskoczenie w jej oczach, które przemknęło przez nie jak pociąg Shinkansen i błyskawicznie zniknęło. – Umarł mój kot, który był moim najbliższym przyjacielem i po prostu mam żałobę. – Uśmiechnęła się smutno. – Dziękuję, że zapytałeś. Zaskoczyłeś mnie, pozytywnie.
– Bo ja panią bardzo lubię, jest pani profesor jedyną osobą wśród nauczycieli, z którą można normalnie porozmawiać i pożartować, reszta nosi głowę w chmurach i traktuje nas jak gorszych. – Nie dodałem o fantazjach z nią związanych, które od ponad dwóch miesięcy snułem w myślach, często onanizując się do nich i wyobrażając sobie seks z tą piękną kobietą.
– Dziękuję ci, ale chyba nie jest aż tak źle, a ty nieco przesadzasz. – Uśmiech rozjaśnił jej twarz. Chyba zrobiło się jej przyjemnie.
– Tak właśnie jest, pani profesor. – Zamilkłem, nie mając tematu do dalszej kontynuacji rozmowy i rozpaczliwie poszukując go w głowie. Beatka wpatrywała się we mnie, a ja czułem się jak coraz większy idiota. – Pójdę już. – Zrezygnowany poddałem się, przeklinając w myślach własną nieudolność. – Gdyby jednak potrzebowała pani pomocy, proszę mi o tym powiedzieć. – Dodałem na koniec.
– Dobrze Michał, obiecuję, że tak będzie. Idź już, proszę.
– Do widzenia, pani profesor. – Zerknąłem jeszcze na nią kątem oka i zamknąłem za sobą drzwi.
– I co, zrobiła ci laskę? – Żart Jordana rozbawił całe towarzystwo w szatni, z wyjątkiem mnie. Miałem ochotę strzelić go w pysk z otwartej, ale nigdy nie preferowałem siłowych rozwiązań, dlatego postanowiłem odegrać się inaczej.
– Tobie co najwyżej lokalny menel spod monopolowego mógłby obciągnąć, pod warunkiem, że znalazłby ten rozgotowany makaron, który nosisz w gaciach, cioto. – Pocisnąłem mu, a w szatni zaległa cisza.
– Pierdol się, Niemiec. – Jordan wstał, był wyższy ode mnie o pół głowy i silniejszy. Nie bałem się go, ale nie miałem ochoty na bójkę. Chciałem wrócić do domu i spokojnie zwalić sobie konia, do pamięciówki z Beatką. – Zajebać ci w ryj?
– Wiesz. – Wstałem i uniosłem głowę w górę, patrząc mu prosto w oczy. – Człowiek nie rodzi się prostakiem, tylko nim się staje, a fakt bycia przez ciebie dobrym graczem w kosza, nie świadczy o tym, że jesteś inteligentnym człowiekiem, a co najwyżej durniem o mózgu ratlerka. – Odwróciłem się na pięcie i pierdolnąłem drzwiami od szatni.
Pożegnała mnie cisza, a kiedy trzaskałem drzwiami wyjściowym ze szkoły, dobiegł mnie rechot z szatni. Pewnie ten półmózg znowu rzucił jakiś prześmieszny żart na poziomie piątej klasy podstawówki.
---
Kolejne tygodnie przelatywały szybciej niż film przewijany na podglądzie. Nie zorientowałem się, kiedy minął Nowy Rok, a w połowie stycznia przyszły półroczne sprawdziany. Z nauką radziłem sobie całkiem nieźle, choć nie tak dobrze, jak w pierwszej klasie. Wpadło kilka trój, ojciec nie był już tak zadowolony, ale nie miał też powodów do narzekania – brak zagrożeń nieco go uspokoił, a i tak najważniejsze były oceny z trzeciej i czwartej klasy, które trafiały na świadectwo maturalne. W drugiej najbardziej zależało mi oczywiście na ocenie z angielskiego. W Beatce byłem już wtedy zakochany po uszy, z perspektywy czasu, kiedy po latach przypomniałem sobie wydarzenia z tamtego okresu, dziwiłem się, że ona tego nie widziała. Tych maślanych oczu, zagadywania o różne pierdoły, uśmiechów.
A może nie chciała wiedzieć? Może uznała, że to młodzieńczy standard i zawsze znajdzie się jeden taki, co podkochuje się w najpiękniejszej belfer w szkole?
Nadszedł dzień egzaminu pisemnego z angielskiego. W zasadzie sprawdzianu, bo tak precyzyjnie należałoby go określić. Z nerwów nie przespałem całej nocy, chcąc wypaść jak najlepiej i dostać maksa, czyli ocenę sześć. Nic nie uszczęśliwiłoby mnie tak, jak pochwała z jej ust. Poza tym byłem najlepszym uczniem z anglika i chciałem nim pozostać, również dla siebie.
Punktualnie o godzinie jedenastej usiadłem z kartką w ławce obok Kotka, zanotowałem podyktowane pytania i zacząłem pisać. Szło mi kiepsko – niewyspany, zdenerwowany i zestresowany zrobiłem mnóstwo błędów, o których pomyślałem tuż po tym, jak oddałem sprawdzian. Załamany wróciłem do domu, zamknąłem się w pokoju i zapłakałem w poduszkę.
Przez kilka dni chodziłem jak osowiały, kumple pytali się mnie, co się stało, ale nie powiedziałem im, w czym problem. Nie zrozumieliby. Coraz bardziej zacząłem zdawać sobie sprawę, dlaczego pan Makarski powiedział wtedy, że jestem lepszy od nich. Lepszy nie jako człowiek, a w rozumieniu, że zasługuję na coś więcej, niż picie wódki z kumplami w trakcie szkoły i na dużo więcej mnie stać. Czułem, że jeśli zdradzę im temat moich zmartwień, nie zrozumieją i dostaną kolejną pożywkę do żartów (celował w tym zwłaszcza Jordan), a ja nie miałem ochoty ich wysłuchiwać, więc milczałem w cierpieniu, czekając na wyrok w trakcie piątkowej lekcji.
– Sznaucer, trzy plus. – Beatka oddawała po kolei sprawdziany, a mnie z nerwów ścisnęło gardło i żołądek podjechał gwałtownie w kierunku otworu gębowego, niczym winda w Pałacu Kultury. Czekałem na wyrok.
– Niemczycki. – Uniosła mój sprawdzian, spojrzała na mnie i pokręciła z niedowierzaniem głową. – Nie wiem Michał, co ci się stało, chyba byłeś chory. Zostań proszę chwilę po lekcji, dobrze?
Na kartce widniała ocena niedostateczna.
Ja pierdolę, tylko ty potrafisz tak zjebać! – Wyrzucałem sobie w myślach, lekcja ciągnęła się, niczym drut kolczasty z tyłka, a ja, zamiast słuchać, skupiałem się na tym, jak bardzo spierdoliłem i zamiast cieszyć się, że zostanę z nią sam na sam, martwiłem się, czy nie będę miał warunkowej oceny.
Najlepszy uczeń z anglika w grupie, co za wstyd…
– Ech Michałku, Michałku. I co ja mam z tobą zrobić? – Westchnęła ciężko. – Siadaj tu obok biurka. – Przesunęła krzesło z pierwszej ławki.
– Pani profesor, przepraszam. – Byłem bliski płaczu, wściekły na siebie. Chciałem jej zaimponować, dostać pochwałę, a spierdoliłem wszystko. – Przecież wie pani, ze ja to potrafię, tylko nie wyspałem się przed sprawdzianem i dlatego taki kiepski wynik.
– Hmm. – Zamyśliła się, oglądając moje oceny w dzienniku i sprawdzian. – Dobrze, dopytam cię teraz. – Wstała i usiadła obok mnie na biurku, krzyżując nogi, a podczas ich zakładania na siebie mignął mi rąbek czarnych, koronkowych majtek. Natychmiast zapomniałem o sprawdzianie, smutku i strachu. Nerwowo zagryzłem usta, a głowie kołatała się jedna myśl. Zdanie, które powtarzałem jak mantrę.
Żeby tylko nie stanął.
Niestety bliskość jej osoby, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że była w spódnicy, większość ud miała odsłonięte, a lekko rozchylona bluzka z zapięciem na guziki odkrywała krawędź piersi, spowodowały, że błyskawicznie dostałem potężnej erekcji, co nieudolnie próbowałem ukryć, wiercąc się na krześle.
– Czy coś się stało? – Przerwała czytanie. Zadawała mi pytania z książki, a ja odpowiadałem. Szło mi całkiem, całkiem, uwzględniając fakt, że siedziałem przed nauczycielką od angielskiego z naprężonym do granic możliwości kutasem, marząc o tym, żeby się jak najszybciej stamtąd uciec, unikając kompromitacji, a następnie spuścić z krzyża.
– Nnie, przepraszam. – Przełożyłem lewą nogę z prawego uda na podłogę i zamierzałem założyć prawą na lewe kolano, żeby ukryć namiot w spodniach, kiedy jej wzrok padł na moje krocze. Zaczerwieniłem się jak burak. Spojrzeliśmy sobie w oczy, wiedziałem, że ona wie i ten fakt zmroził mnie do głębi. Wystraszyłem się, że wyrzuci mnie z klasy, zadzwoni do rodziców i będę miał obniżone zachowanie. Przez tę sekundę przeleciało mi przez głowę tyle negatywnych scenariuszy, że postanowiłem uprzedzić fakty i działać.
– Pani profesor, ja… bardzo przepraszam. Po prostu pani bardzo mi się podoba i nie jestem w stanie tego powstrzymać. Jest pani piękną, mądrą i seksowną kobietą. – Urwałem, uświadamiając sobie, że powiedziałem dużo za dużo. – Przepraszam, nie powinienem tego mówić, pani jest nauczycielką, a ja uczniem i to niepełnoletnim. Pójdę już, proszę mi wstawić jedynkę. – Westchnąłem z rezygnacją, próbując wstać.
I wtedy stało się coś, co zapamiętam do grobowej deski. Coś, co nastolatek po latach wspomina jako jedno z najpiękniejszych wydarzeń w życiu. Beatka bez słowa w zsunęła się zwinnie z biurka, popchnęła mnie lekko z powrotem na krzesło. Klapnąłem zdziwiony, zasłoniła mi usta palcem, nakazując ciszę, po czym otworzyła szufladę, wyjęła kluczyk, przekręciła go w zamku drzwi na zaplecze (zajęcia z angielskiego z powodu remontu części klas odbywały się w sali chemicznej) i kiwnęła głową, bez słowa nakazując mi wejście do środka. Ciśnienie rozsadzało mi czaszkę, spodnie i całe ciało pulsowało jak szalone. Miałem poczucie, jakbym dążył do implozji, a całe moje wnętrze zawierało płynną lawę, zmieszaną z metanem, która jebnie za chwilę z wielkim hukiem.
Zamknęła drzwi od wewnątrz na klucz, odwróciła się do mnie, jej wzrok prześlizgnął się od stóp do mojej głowy, zatrzymując się na dłużej na kroczu. Niespodziewanie szybko podeszła, chwyciła za spodnie, rozpięła rozporek i razem z bokserkami ściągnęła je jednym ruchem na ziemię. Spod t–shirta wynurzyła się napięta jak struna fortepianowa, różowa główka kutasa. Mój oddech przyspieszył, kiedy zdałem sobie sprawę, co zamierza zrobić. Miałem tylko cichą nadzieję, że nie spuszczę się po dwóch ruchach, a w myślach, żeby temu zapobiec, przywoływałem najstraszniejsze obrazy, jakich udało mi się doświadczyć, oglądane gdzieś w telewizji zdjęcia z obozów koncentracyjnych, wyobrażenie śmierci starych, okropny wypadek samochodowy, którego byłem świadkiem w wieku dziesięciu lat czy inne, równie przerażające wizje.
– Rozluźnij się, Michałku. Nie gryzę. – Szepnęła mi do ucha, a ze mnie momentalnie zeszło całe napięcie. Stanęła obok i wpatrując się we mnie, przesunęła dłonią po kości łonowej, jądrach, a następnie złapała za penis i przygryzając lekko dolną wargę, rozpoczęła powolne poruszanie w przód i w tył. Sperma w tempie wody, wystrzeliwującej pod ciśnieniem ze spłuczki w kiblu, przemieściła się wzdłuż penisa. Wiedziałem, że długo nie wytrzymam, a ona czując, że zaraz skończę i być może będę chciał to oznajmić, zakryła mi drugą dłonią usta. Miałem w odległości kilkudziesięciu centymetrów od twarzy przed sobą oczy kobiety, która podniecała mnie jak nikt inny na świecie i w której byłem zakochany na zabój, a jej dłoń masturbowała mnie coraz szybciej. Kiedy uświadomiłem sobie ten fakt, jęknąłem, orgazm przyszedł błyskawicznie, a sperma wystrzeliła daleko na podłogę, ochlapując przy okazji nogę od regału, stojącego dobre półtora metra od nas oraz obficie zalewając jej dłoń. Beatka poruszała jeszcze chwilę ręką, po czym zabrała ją i patrząc mi prosto w oczy, uśmiechnęła się pod nosem.
– Grzeczny chłopiec – wyszeptała, dając mi delikatnego buziaka. – A teraz posprzątaj po sobie ten bałagan, dobrze? – Zerknęła za siebie na białawe plamy na szkolnym linoleum.
Pokiwałem grzecznie, nic nie mówiąc. W głowie miałem taki mętlik, że zapomniałem adresu domowego.
– Jesteś na tyle inteligentny, żebym nie musiała ci mówić, że to zostaje tylko między nami, prawda? – Spojrzała na mnie pytająco, myjąc rękę z nasienia w zlewie.
Jak mógłbym się wygadać? Kumple to dzieciaki i nie zrozumieją, a z żadnym z dorosłych nie zamierzam na ten temat rozmawiać.
– Oczywiście, pani profesor. – Potwierdziłem skwapliwie. – Jest pani najpiękniejszą i najwspanialszą kobietą na świecie. – Dodałem.
– Cicho już bądź, ty komplemenciarzu. – Uśmiechnęła się, ale moje słowa sprawiły jej widoczną przyjemność. – A, z poprawkowego egzaminu ustnego dostałeś czwórkę. Zadowolony?
– Yyy, czwórkę? – Zaskoczony podniosłem na nią wzrok, wycierając podłogę znalezioną w jednej z szuflad szmatą. – Przecież nie zdążyła mnie pani przepytać ze wszystkiego.
– No czwórkę, czwórkę. Na piątkę musiałbyś się trochę bardziej postarać. – Mrugnęła do mnie, a ja dopiero po chwili zrozumiałem, o czym mówiła i otworzyłem szeroko oczy. – Bądź łaskawy streszczać się, bo muszę zamknąć klasę i spieszę się do domu. Kupiłam nowego kota i zastanawiam się, czy mieszkanie jest jeszcze całe. – Zaśmiała się bardziej do siebie.
– Pani profesor. – Zamknąłem drzwi do zaplecza i wrzuciłem klucz do szuflady.
– Cicho Michał, nie pytaj mnie o nic. Ciesz się chwilą. – Stanęła naprzeciw mnie, niższa o kilka centymetrów. – Lubię cię, jest coś w tobie, co wyróżnia cię wśród rówieśników, może ta dojrzałość ponad wiek, a może po prostu jesteś w moim typie. – Wzięła mnie za rękę. – Ale wciąż jeszcze chłopcem. – Urwała. – Mimo że prawnie nic by mi nie groziło, bo masz powyżej szesnastu lat to… sam rozumiesz, że to, co wydarzyło się dzisiaj, było jednorazowe?
– Tak, oczywiście. – Przytaknąłem, choć w duszy wybuchł granat żalu i smutku. Zacząłem rysować w wyobraźni obrazy wspólnego seksu, związku i bóg wie czego, które zostały brutalnie zniszczone jednym zdaniem.
– Cieszę się. – Pogłaskała mnie po twarzy i pchnęła lekko w kierunku drzwi. – A teraz leć do domu, do rodziców i kolegów.
---
Po powrocie z ferii zimowych zastała mnie niemiła niespodzianka. Otóż mój obiekt westchnień, moja muza, rudowłosa piękność, wypełniająca me zmysły, wylądowała na zwolnieniu, a na zastępstwo przyszedł Sandał. Gościu, który prowadził angielski w klasach trzy i cztery, waliło mu z japy i nosił wąsy niczym typowy Janusz z obecnych czasów. Dopytywałem usilnie Zalewskiej, co stało się z profesor Smolińską, ale ta zbyła mnie krótkim komentarzem, że to nie moja sprawa, profesor jest chora, a kiedy wróci – nie wiadomo.
Wiadomości, które trafiły mnie niczym grom z jasnego nieba, były dla mnie niczym oznajmienie śmierci najbliższej osoby. Nie potrafiłem się odnaleźć, w szkole byłem nieobecny, Mały i reszta ekipy w końcu stwierdzili, że zaprowadzą mnie do lekarza, bo dzieje się ze mną coś złego. Nawet ten burak Jordan oznajmił, że jeśli coś się dzieje, to on chętnie pomoże, bo brakuje mu kumpla, a nasza paczka pięciu to idealny układ.
No cóż, nikt nie mógł mi pomóc, a ja tej pomocy nie chciałem. Nieszczęśliwie zakochany, odcięty od celu mojej miłości, bez wiedzy, czy wróci i kiedy – marniałem w oczach, pogrążając się w tęsknocie. Brakowało mi jej, po prostu, przestałem się nawet onanizować, myśląc o niej i robiłem to mechanicznie, oglądając pornosy ojca.
W szkole przez kolejny miesiąc, do połowy marca nałapałem sporo marnych ocen, kilka pał, mierne, wyglądało to naprawdę słabiutko. Ojciec zmartwił się, zadał tylko kontrolne pytanie, co się dzieje, na co odparłem, że wszystko jest okej i po prostu mam słabszy okres, ale poprawię się i wyprowadzę oceny na prostą. Miał do mnie zaufanie, a ja nie chciałem go zawieść. W sumie starzy zawsze byli wobec mnie w porządku, w domu nie mieliśmy kokosów, ale starali się o mnie dbać i czułem, że mnie kochali. Kiedy mama w drugiej połowie marca przyszła zaniepokojona porozmawiać i zapytać, co się ze mną dzieje, o mało nie wysypałem się, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili, kłamiąc, że po prostu jestem przemęczony. Widziałem po jej wzroku, że nie uwierzyła, ale też nie naciskała, wycofała się z pokoju i zostawiła mnie samego.
W pierwszy dzień wiosny pogoda była piękna. Słońce, ciepło dające poczucie ulgi po miesiącach pluchy, piździawy, deszczu ze śniegiem, mrozu i różnych ekstremalnych zdarzeń pogodowych. Trochę fotonów, które złapałem w drodze do szkoły, zmieniło mój nastrój z chujowego na przeciętny. W szatni na szczęście nie było nikogo, przyszedłem celowo trochę wcześniej, żeby nie spotkać się z chłopakami i chcąc uniknąć pytań. Przebrałem się i człapiąc leniwie po schodach, zbliżałem się do pokoju nauczycielskiego, z którego nagle otworzyły się drzwi, a w nich…
Pojawiła się ona.
Profesor Smolińska.
Beatka, moja miłość.
Gdybym wtedy znał pojęcie strzału adrenaliny oraz oksytocyny, stwierdziłbym na pewno, że dostałem dawkę przekraczającą dopuszczalną. Cały mój smutek, żałość i brak energii wyparował. Tak po prostu, zniknął. Ona zauważyła mnie, podeszła lekkim krokiem i rzuciła.
– Dzień dobry, Michale.
– Dzień dobry, pani profesor. – Miałem nadzieję, że nie widać aż tak bardzo, jak ucieszyłem się z jej widoku. – Już myślałem, że nas pani zostawiła. – Mnie, dodałem w myślach.
– Ależ skąd, nie mogłabym. – Uśmiechnęła się ciepło. – Jesteście najlepszą klasą, jaką do tej pory uczyłam. Cieszę się z powrotu nie mniej niż, ty. – Puściła do mnie oko.
Więc jednak to widać. A chuj, jebać to.
– To znaczy, że dzisiejszy angielski…?
– Tak, poprowadzę ja.
– Ale co się z panią działo, jeśli mogę zapytać? – Pożerałem ją wzrokiem, wyglądała ślicznie, jak zawsze, a elegancka garsonka tylko dodawała jej seksapilu.
– Oczywiście, że nie możesz. To moje prywatne sprawy, Michale Niemczycki. – Uśmiechnęła się po raz kolejny. – Poza tym chyba zaraz zaczynasz lekcje, prawda? A ja muszę iść do klasy i zapoznać się z materiałem, który przerobiliście z profesorem Podlaszczakiem podczas mojej nieobecności.
– Do widzenia, pani profesor. – Pożegnałem ją, wodząc za nią wzrokiem, dopóki nie zniknęła za zakrętem.
O ja jebię! Ale czad, wróciła!
Cały dzień siedziałem jak na szpilkach, starając się nie okazać, jak cholernie szczęśliwy jestem i jak mocno zmienił się mój nastrój. Angielski był ostatni, lekcja zaczynała się po trzynastej trzydzieści, a mnie czas ciągnął się niemiłosiernie. O dziwo żaden z kumpli nie żartował sobie ze mnie, jakby nie zauważyli zmiany nastroju – to akurat dobrze, chciałem uniknąć bycia na świeczniku.
Tak, chciałem pozostać w cieniu, uczucia, które do niej żywię, są tylko moje i świat nigdy nie będzie o nich wiedział.
O trzynastej trzydzieści osiągnąłem stan wrzenia. Z dzisiejszej perspektywy, czterdziestopięcioletniego mężczyzny, doświadczonego życiowo i uczuciowo, moje ówczesne zachowanie było niedojrzałe, ale do cholery, czego innego można oczekiwać od nastolatka? Tym bardziej od nastolatka wrażliwego (bo taki byłem wtedy i jestem do dzisiaj, trzydzieści lat starszy) uczuciowo oraz zakochanego pierwszy raz w życiu?
Lekcja rozpoczęła się, a ja oczekiwałem fajerwerków. Czegoś ekstra, co wynagrodziłoby moje półtoramiesięczne cierpienie. Tymczasem… nie wydarzyło się nic. Lekcja przebiegła jak zwykle, jakby Sandała przez ostatnie półtora miesiąca nie było na zajęciach, Beatka ignorowała mnie, choć nie, ignorowała to niewłaściwe słowo – traktowała tak samo, jak pozostałych uczniów. Czy byłem rozczarowany? Tak, ale z drugiej strony, co miała zrobić? Rzucić mi się na szyję w klasie? Przecież to, co wydarzyło się w trakcie poprawki sprawdzianu na zapleczu sali, było jednorazowym wybrykiem i według jej słów, nigdy się nie powtórzy.
Wlokąc się do domu, posmutniałem nieco, choć z drugiej strony cieszyłem się, że wróciła i mogłem napawać swe oczy jej pięknem, a powab i seksapil rudowłosej damy umilał mi wieczory podczas licznych masturbacji z nią związanych.
Wielkanoc w tym roku miała miejsce w pierwszy weekend kwietnia. Moja rodzina nie była specjalnie religijna, owszem, zdarzało się nam chodzić do kościoła, ale na religię uczęszczałem „z rozpędu” bo kumple chodzili, a rodzice nigdy nie wywierali na mnie presji odnośnie do spraw wiary.
Dziękuję im za to, wiem, że nie wszędzie w latach z dziewięćdziesiątych tak było.
No ale wracając do Wielkanocy – ostatnie zajęcia w szkole miały tradycyjnie miejsce w środę, gdyż czwartek i piątek przed świętem uczniowie i nauczyciele mieli wolne. Wszyscy pojawili się w budzie w radosnym nastroju – nie ma to, jak kilka dni wolnych i powrót do znienawidzonego przez gros uczniów miejsca po prawie tygodniu przerwy. Mnie było to całkowicie obojętne – w święta przyjeżdżała do nas rodzina z drugiego końca Polski, hałaśliwe bachory w wieku kilku lat, których rodzicami była siostra mamy, nawijająca jak kataryna i jej mąż – stary alkus, który za każdym razem próbował upić ojca wódką. Mając zerową ochotę na wchodzenie w interakcje z tą bandą oszołomów, zamierzałem zamknąć się w pokoju i oddać czytaniu, słuchaniu muzyki oraz wieczornej masturbacji z udziałem Beatki.
Zajęcia zbliżały się, a ja cieszyłem się podwójnie, bo przerwa od szkoły i angielski. Co prawda od czasu powrotu ze zwolnienia, obiekt moich uwielbień nie dał mi w żaden sposób do zrozumienia, że coś się między nami wydarzyło kilka miesięcy temu, ale czy to dla szesnastolatka miało znaczenie? Chyba nie, na pewno nie. Już sam fakt, że to się stało, był dla mnie niczym kamień węgielny, wielokrotnie wracałem w myślach do tej sceny i przypominałem sobie szczegóły zbliżenia z detaliczną precyzją.
O trzynastej trzydzieści zasiadłem w ławce, tym razem sam – Kotek pojechał ze starymi na wioskę do babci (jego rodzina pochodziła z Górnego Śląska). Profesor Smolińska wkroczyła uśmiechnięta i radosna do klasy, trzymając w dłoni plik kartek, co zaniepokoiło moich kumpli (mnie niekoniecznie). Pewnie wiecie, co oznacza plik kartek w ręku nauczyciela/wykładowcy? Niespodziewany sprawdzian.
I tak się stało. Beatka po rozłożeniu gratów na biurku, radosnym tonem oznajmiła nam niezapowiedzianą kartkówkę, ale to ona rozda nam kartki, podpisane imieniem i nazwiskiem, ponieważ każdy z nas ma dedykowany dla siebie test, a jego celem jest sprawdzenie naszej wiedzy względem poziomu, który jej zdaniem prezentujemy.
Większość z nas niewiele z tego zrozumiała, lub miała to po prostu gdzieś. Przerażenie w oczach Małego, Gruchy i Jordana uświadomiło mi, że oni są w głębokiej dupie, tymczasem ja nie obawiałem się – angielski był jednym z moich ulubionych przedmiotów, w ogóle nieźle radziłem sobie z językami obcymi. Czekałem z niecierpliwością, aż kartka dotrze do mnie (siedziałem w rzędzie pod ścianą w ostatniej ławce, więc test dotarł do mnie na samym końcu), wreszcie zbliżyła się i położyła na biurku sprawdzian, do którego była przyklejona mała karteczka z kilkoma cyframi oraz literami. Zasłaniała jej treść palcem, dopóki nie zabrała dłoni z testu, leżącego już na ławce.
Zamurowało mnie doszczętnie. Spojrzałem z niedowierzaniem najpierw na test, później na nią. Puściła do mnie oczko, odwróciła się i rzuciła do całej klasy.
– Trzydzieści minut, czas start.
Jak myślicie, co było napisane na tej małej, żółtej karteczce przyczepionej do testu? Powiem wam.
„Dzisiaj 16:00, tutaj. Zniszcz to”.
Test napisałem w dziesięć minut. Byłem tak podekscytowany, a jednocześnie spokojny i wyluzowany, że odpowiedzi same wpadały mi do głowy. Po pięciu minutach miałem roztrzaskane wszystkie pytania zamknięte, na pytania opisowe odpowiedziałem w ciągu kolejnych pięciu minut. Dwie kolejne minuty poświęciłem na sprawdzenie wyników, po czym wstałem, położyłem kartkę na biurku i nie patrząc na nią, wyszedłem z sali z plecakiem na ramieniu.
– Ja pierdolę! – Pół godziny później Grucha zrzędził w szatni. – Ostatnia lekcja przed wolnym, a ta robi sprawdzian i to niezapowiedziany. Niemiec, weź z nią pogadaj, masz u niej chody.
– Ale o czym mam pogadać? – Spojrzałem na niego nieprzytomnymi oczami. W głowie miałem to, co wydarzyło się na początku lekcji i ledwo kontaktowałem ze światem zewnętrznym.
– No, żeby nie robiła już takich akcji. Przecież jak jeszcze z anglika upierdolę, to starzy wyeksmitują mnie na śmietnik. Już mam obcięte kieszonkowe do końca maja.
Kolega Grucha niezbyt dobrze radził sobie z ocenami, chyba najsłabiej z nas wszystkich.
– Spoko, spróbuję pogadać, ale nie liczcie, że mnie posłucha. To w końcu nauczyciel, a ja jestem tylko uczniem.
– Dobra, dobra. Wszyscy wiemy, że się w niej bujasz, cwaniaku.
– Może i tak. I co z tego?
– Poza tym, że mogłaby być twoją matką? Nic.
– Dobra, przestańcie pierdolić. Idziemy porzucać w kosza na koniec osiedla. Niemiec, idziesz? – Jordan zmienił temat, za co podziękowałem mu wzrokiem.
– Muszę jeszcze posiedzieć chwilę w bibliotece, a później spierdalam na chatę, pomóc matce w przygotowaniach do świąt. – Skłamałem. – Przyjeżdża do nas rodzina i roboty w chuj.
– W bibliotece w czasie wolnym? Ty Niemiec naprawdę jesteś pojebany. – Mały pokręcił głową. – Jakbyś zmienił zdanie, będziemy tam pewnie do około osiemnastej, dziewiętnastej. Strzała. – Wyciągnął rękę i po kolei przybiłem ze wszystkimi piątki.
Czas w bibliotece ciągnął się niemiłosiernie, a pamiętajcie, że to była połowa lat dziewięćdziesiątych, zero telefonów komórkowych, którymi można się zająć, pograć, poczytać czy poscrollować w Internecie albo na Fejsie. Próbowałem czytać dokument o królach polskich z okresu dynastii piastowskiej, ale nie mogłem skoncentrować się na treści.
Nerwowo co rusz zerkałem na zegarek, czekając nadejścia magicznej godziny.
Piętnasta.
Kwadrans po.
Wpół do czwartej.
Za dwadzieścia czwarta.
Kwadrans do szesnastej.
Za pięć czwarta.
Biblioteka mieściła się na drugim końcu budynku, więc wyszedłem z niej idealnie pięć minut przed czasem, aby wolnym krokiem zdążyć na umówioną godzinę. Bibliotekarka, pracująca tam chyba od czasów drugiej wojny, nie zwróciła nawet na mnie uwagi, kiedy przemknąłem jak duch obok jej biurka i zamykając za sobą drzwi, ruszyłem ku przeznaczeniu. Ciche korytarze, jakże odmienne od tego, co działo się na nich jeszcze dwie, trzy godziny temu, świeciły pustką. Wspiąłem się po schodach na drugie piętro i po przemaszerowaniu całej długości korytarza, stanąłem przed drzwiami do chemicznej, po czym po lekkim zawahaniu i spojrzeniu na zegarek zapukałem trzy razy.
Drzwi otworzyły się, a naprzeciw mnie stanęła ona. Z lekkim uśmiechem na twarzy, bez słowa uchyliła drzwi, wpuszczając mnie do środka, po czym zamknęła je na kluczyk, chwyciła mnie za rękę, przyciągnęła do siebie mocno i pocałowała.
O.
Kurwa.
Świat się zatrzymał, a mój oddech, krążenie i jakiekolwiek inne czynności życiowe zamarły w okamgnieniu. Smakowała kawą, papierosem i miętą z gumy do żucia. Miękkie usta zwierały się z moimi, a język naciskał wnętrze, poszukując mojego. Wreszcie, kiedy rozłączyliśmy się, spojrzała mi prosto w oczy i wyszeptała.
– Chcę się z tobą kochać, Michał.
– Pani profesor. – Wydukałem. – Ale ja nigdy…
– Wiem, Michałku, wiem. – Pogładziła mnie czule po twarzy. – To nie jest przeszkodą. – Zamilkła na chwilę, a jej dłonie wodziły po moim ciele, wzdłuż pleców, chwilami po pośladkach, zjeżdżając w okolice pachwin. Oczywiście mój mały przyjaciel stał w pełnej okazałości, wbijając się w jej podbrzusze, co na pewno czuła. – A ty tego chcesz?
– Ttak, oczywiście. – Bałem się poruszyć, ale moje dłonie, idąc jej śladem, zaczęły nieśmiało dotykać pleców Beatki i zjechały w kierunku pośladków.
– Nie bój się. – Wyszeptała i pocałowała mnie lekko w kącik ust. – Wiem, jak na mnie patrzysz, myślałeś, że tego nie widzę, co? Nie dało się nie zauważyć. – Uśmiechnęła się. – Chcesz tego?
Kiwnąłem szybko głową w odpowiedzi na znak zgody, nie wierząc w to, co się dzieje i bojąc się, że się obudzę albo niespodziewanie zmieni zdanie.
– Tak, pani profesor. – Nieśmiało chwyciłem za jej pośladki i ścisnąłem lekko dłonią, często obserwowałem starszych kumpli albo… ojca, który jak mało kto, skutecznie zajmował się w podobny sposób tyłkiem matki. Uśmiechnęła się i rzuciła krótko.
– Chodź za mną.
Zaplecze, gdzie jakiś czas temu robiła mi dobrze, zmieniło się niewiele, poza rozłożonym na podłodze grubym kocem, a na biurku kilkoma opakowaniami prezerwatyw. Przełknąłem nerwowo ślinę, nie zauważając, że Beatka zdążyła zamknąć również drzwi do kantorku na klucz i rozebrać się do biustonosza i stringów.
– Rozbierz się. – Stanęła za mną, szepcząc mi do ucha. Ochoczo zrzuciłem z siebie t–shirt, jeansy, skarpetki, zostając w samych bokserkach. Wodziła dłońmi po klatce piersiowej, podbrzuszu i pośladkach, omijając najbardziej erogenne strefy, co bardzo mi się nie podobało – chciałem jak najszybciej przystąpić do dzieła, nie rozumiejąc, że gra wstępna jest równie ważna, co sama konsumpcja.
– Na pewno wiesz, jak jest zbudowana kobieta, prawda? Musisz wiedzieć, obecne pokolenie ma łatwiej, niż moje, przynajmniej macie dostęp do pornografii, ja musiałam uczyć się podstaw anatomii od kolegów z klasy. – Zachichotała. – No pokaż mi go, bo ostatnio nie widziałam w pełnej okazałości, co tam nosisz między udami. – Nie czekając na mój ruch, ściągnęła bokserki.
Był tak napięty i twardy, że żyłki na nim pulsowały w rytm bicia serca.
– Wow. – Szepnęła z podziwem. – Duży. – Uklęknęła i pocałowała czule główkę. Kręciło mi się w głowie z podniecenia i czułem się jak w surrealistycznym filmie, a moje reakcje były opóźnione, jakbym został poddany wpływowi narkotyków. Zerknąłem w dół, Beatka całowała uda dookoła kutasa, zbliżając się powoli do trzonu, a palcami dłoni przesuwała skórkę w górę i dół, bardzo powoli, nie docierając jednak do główki.
– Och. – Jęknąłem. – Nie wytrzymam długo.
– Wiem. – Uśmiechnęła się. – Dlatego chciałabym, żebyś zapamiętał swój pierwszy raz do końca życia.
Wstała, podeszła do biurka i rozerwała opakowanie z prezerwatywą, po czym nałożyła gumkę na członek. Cały czas na jej twarzy widniał lekki uśmiech, jakby plan, który założyła, realizował się w stu procentach. Zadowolona z efektu, rozpięła biustonosz i powoli zsunęła go z siebie, patrząc mi prosto w oczy.
O mój Boże, ale cuda.
Dwa fantastyczne melony, z małymi, różowymi, napiętymi sutkami, sterczącymi wojowniczo w moją stronę, czekały na moje dłonie. Chwilę później na podłogę opadły również stringi, a moim oczom ukazała się różowa cipka, z idealnie przystrzyżonym paseczkiem w pionie, pomyślałem, że spuszczę się zaraz w gumkę bez jej pomocy. Nie dała mi jednak na to szansy, pociągając mnie za sobą na koc, rozłożyła szeroko uda, rozciągając ją palcami i szepnęła z nadzieją i pożądaniem.
– Wejdź we mnie.
Nieporadnie klęknąłem i nachyliłem się nad nią. Serce waliło jak szalone, a w głowie dudniły słowa „tylko nie skończ za szybko”. Główka zbliżała się do warg sromowych, dotknęła ich i powoli zanurzyła się we wnętrzu. Wreszcie dotarłem do samego końca, czując nieprawdopodobne ciepło na całej długości penisa. Tak mocno skoncentrowałem się na wrażeniach, odczuwanych na kutasie, na próbie udanej kopulacji i na tym, żeby nie zrobić z siebie idioty, że nie zwróciłem uwagi na fakt, że… kocham się z nią! Początkowe trudności, w końcu ruch biodrami to coś, czego każdy facet musi się nauczyć, prędzej czy później, nie były przeze mnie do tej pory ćwiczone, a kiedy uświadomiłem sobie, że moje marzenie, tak skrycie hołubione, właśnie się spełnia, ucieszyłem się tak bardzo, że miałem ochotę wznieść pięść do góry w geście triumfu. Spojrzałem jednak w jej twarz i ujrzałem coś, co zostanie ze mną do końca życia, a każda kobieta, z którą później spałem (było ich kilka) przypominała mi w większym lub mniejszym stopniu Beatkę.
– Michałku, wspaniałe. Ale mi dobrze. – Jęknęła, wyrzucając biodra do przodu i próbując zderzać się ze mną. W pomieszczeniu rozległ się dźwięk plaskania i stykającej się skóry, piersi pani profesor falowały w rytm wbić, podjeżdżając niemal pod brodę, a zamknięte oczy i zaciśnięte usta wskazywały, że chyba robię wszystko prawidłowo.
A przynajmniej miałem taką nadzieję.
Pomny zachowania aktorów porno, które intensywnie studiowałem przez ostatnie miesiące, przyspieszyłem mocno, na co Beatka jęknęła, przyciągnęła mnie do siebie i szepnęła, że zaraz skończy. Poczułem, jak twarde niczym małe kamyczki sutki w kolorze dojrzałych malin wbijają się w mój tors. Wrażenie to było na tyle mocne, potęgowane przez jęki i zaciśnięte wokół moich bioder uda, że zdołałem tylko wystękać „och kurwa” i dostałem tak mocnego orgazmu, że zrobiło mi się ciemno przed oczami. Krańcem świadomości zarejestrowałem, jak wbija paznokcie w moje plecy i spazmatycznie łapie oddech w trakcie szczytowania.
Pięć minut później leżała na moim ramieniu, a ja bawiłem się jej rudymi kędziorami.
– Pani profesor? – Spojrzała na mnie leniwym wzrokiem, z zamglonymi oczami. – Co dalej będzie?
Wpatrywała się przez dłuższą chwilę w moje oczy, dotknęła ust i zaczęła mówić.
– Przede wszystkim, kiedy jesteśmy razem, przestań do mnie mówić „pani profesor”. Czuję się wtedy jak sześćdziesięcioletnia ciotka. Mów mi po imieniu, dobrze?
– Dobrze – odparłem zaskoczony, ale i zadowolony. – A mogę mówić ci Beatka? Tak nazywałem cię w myślach.
– W myślach, Beatka. – Uśmiechnęła się. – Tak mówił mi tata, w porządku, niech będzie. Często o mnie myślałeś? – Zaczerwieniłem się, domyślając się kontekstu pytania. – No więc. – Zaskakująco zmieniła temat, co przyjąłem z ulgą, po czym przeciągnęła się, a jej piersi zafalowały, mój organ zareagował prawidłowo, czyli drgnięciem. – Nie wiem, co będzie. W ogóle nie powinniśmy tego robić, a gdyby to wyszło na jaw. – Uśmiechnęła się smutno. – Ja zostałabym wyrzucona ze szkoły i z nauczaniem mogłabym się pożegnać, a ty stałbyś się obiektem drwin wśród kolegów i musiałbyś kontynuować naukę gdzie indziej.
Zaległa cisza, chyba nie tego oczekiwałem, ale po latach uznałem, że określenie przez nią jasnych zasad było najlepsze, co mogła wtedy zrobić.
– Nie możemy być ze sobą w oficjalnym związku, to chyba jest jasne, prawda? – Uniosła się na łokciu, pokiwałem głową. – Nie będziemy chodzić na randki, trzymać się za ręce publicznie, całować się w parku czy w kinie. To jest niemożliwe, bo – westchnęła – żyjemy w kraju i świecie, jakim żyjemy, a ja nie jestem Don Kichotem i nie zamierzam walczyć z wiatrakami.
Nie zrozumiałem za bardzo wtedy, o co jej chodziło, teraz już wiem. O ostracyzm publiczny w przypadku wyjścia na jaw naszego romansu.
– Chcę jednak się z tobą spotykać, bo – zawahała się – lubię cię, wiem, jak na mnie patrzysz i – zawahała się po raz drugi – pociągasz mnie. Twoi koledzy to dzieciuchy, ty jesteś inny, sprawiasz wrażenie dorosłego, bardziej dojrzałego, niż oni. Jesteś przystojny, a twój wzrok powoduje, że moje wnętrze robi się mokre. – Uśmiechnęła się i pocałowała mnie z języczkiem. Oddałem pocałunek, przyklejając się do niej jak cholerny glonojad.
– Boże, ale masz gibki język. – Przerwaliśmy na chwilę, a ona zaczerwieniona oddychała szybko. – O. – Spojrzała między moje uda, kutas stał na baczność, mimo że kwadrans temu spuściłem się tak mocno, że miałem wrażenie, jakbym strzelił wnętrznościami. – Wejdź we mnie i daj mi jeszcze jeden orgazm, proszę – jęknęła, rozchylając szeroko uda.
Na widok tej różowej piękności, z idealnie przystrzyżonym paseczkiem włosów, krew mi zawrzała. Rzuciłem się w kierunku blatu po prezerwatywy, drżącymi dłońmi przerwałem perforację opakowania i z jej pomocą nałożyłem gumkę na stwardniały do granic możliwości organ. Tym razem nie celebrowaliśmy chwili wejścia w nią, wszedłem ostro i mocno, będąc niedoświadczonym kochankiem i nie potrafiąc się tak naprawdę jeszcze zachować, zacząłem wzorem aktorów porno, nabijać ją na siebie w szybkim tempie. O dziwo, chyba tego oczekiwała, bo błyskawicznie zaczęła jęczeć z zamkniętymi ustami, co rusz całując mnie, wbijając paznokcie w mój tors, czy ssąc swoje sutki. Jeszcze dziwniejszy był fakt, że nie czułem potrzeby spuszczenia się, jakby mój kutas przestał reagować na bodźce, a ja mogłem poużywać z nią sobie tyle, ile miałem ochotę. Chwyciłem za piersi i ścisnąłem mocno, kręcąc sutkami między palcami, Beatka jęknęła, po czym krzyknęła „teraz”, wyprężyła ciało w łuk i zapadła w obezwładniający orgazm.
Czekałem, aż otworzy oczy, nie wiedząc za bardzo, co robić dalej. Kiedy spojrzała na mnie, w jej wzroku widziałem przyjemność, radość, wdzięczność i coś, czego wtedy nie potrafiłem zinterpretować. Doszło to do mnie lata później, kiedy kochałem się ze swoją żoną.
To była miłość. Ona mnie kochała. Wtedy (niestety!) nie miałem o tym pojęcia.
Wysunąłem się z niej ostrożnie, gumka była z zewnątrz całą pokryta jej śluzem, a kiedy ją zdjąłem, zauważyłem białawą substancję na główce.
– To żel opóźniający wytrysk. – Nagusieńka patrzyła na mnie, swojego ucznia, jak na człowieka, który zerżnął ją niczym dojrzały kochanek.
– Ach, to dlatego nie skończyłem. – Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją lekko.
– Musiałam coś wymyślić, żebyś nie czuł się sfrustrowany, a pamiętam przy swoim pierwszym razie, że mój ówczesny chłopak niestety tak się czuł.
– Mogę dotknąć? – Pokazałem na jej piersi.
– No pewnie. – Zaśmiała się. – Daj rękę.
Chwyciła za moją dłoń i położyła na prawym cycku, a palce owinęła wokół sutka. Zacząłem delikatnie kręcić nimi wokół, powodując, że stwardniał i zrobił się bardzo duży.
– Weź go do ust – szepnęła. Najwyraźniej było jej jeszcze mało. Dla mnie to woda na młyn – dzień wcześniej nawet nie śmiałem marzyć, że przytrafi mi się coś takiego. Dopadłem do piersi i wsunąłem głęboko sutek w jamę ustną po całą obwódkę, tak że dotknął podniebienia. Wyprężyła ciało w łuk, jej ręka powędrowała między uda i zaczęła się masturbować.
– Ssij go, proszę – jęknęła, przyspieszając tempo. Podniecało mnie to po raz kolejny nie na żarty, kutas stanął momentalnie, ale pokornie ssałem sutek, obejmując drugiego palcami i drażniąc, a jednocześnie obserwując jej twarz. Długo nie musiałem czekać, po kilkunastu ruchach dłonią docisnęła mi mocno głowę do piersi i bezgłośnie doszła po raz trzeci.
– Nie boisz się mnie? – Zapytała po chwili.
– Nie, dlaczego? – Odparłem zdziwiony. – Przecież ci ufam.
I kocham. – Dodałem w myślach, nie mając śmiałości powiedzieć tego głośno. Zresztą dojrzałość objawia się również tym, że nie wyjawia się najgłębszych uczuć już na pierwszej randce, nawet jeśli to rozbierana randka.
– To dobrze. – Lubiłem, kiedy mnie dotykała, a ona lubiła głaskać mnie po twarzy, co teraz uczyniła. – Nigdy bym cię nie skrzywdziła i chciałabym, żebyś to zapamiętał. – Pokiwałem głową. – A teraz chodź tutaj i przytul się do mnie.
Położyłem się na jej piersi, słuchając bicia serca i chłonąc jej ciepło, zapach i feromony, które wydzielała.
– Michał, a teraz najważniejsze. Skup się, bo od tego wszystko zależy, dobrze? – Kilkanaście minut później ubieraliśmy się, porządkując bałagan po sobie. – W szkole musisz, powtarzam, MUSISZ – dodała z naciskiem – zachowywać się, jak do tej pory. Żadnych odstępstw, a tym bardziej absolutnie żadnych rozmów na ty, gestów świadczących o tym, że coś nas łączy. Jestem twoją panią profesor i tak musi pozostać. Rozumiesz? – Pokiwałem z powagą głową, zdając sobie sprawę, że moja i jej przyszłość od tego zależy, ale nie mając świadomości, jak bardzo. Zwłaszcza jej. I ile dla mnie ryzykuje.
– Druga kwestia. Nie możemy spotykać się w szkole, dzisiaj zrobiłam wyjątek, bo wszyscy stąd już zniknęli z powodu świąt, ale w przyszłości musimy znaleźć inne miejsce.
– Czyli jakie? – Zafrasowałem się. – U mnie w domu odpada. Mieszkam z rodzicami i…
– Ćśś. – Przerwała mi, zatykając palcem usta. – Wiem, że mieszkasz z rodzicami, przecież znam ich oboje, przychodzą na wywiadówki. Będziemy spotykać się na razie u mnie, a może znajdę inną miejscówkę.
Trawiłem chwilę jej słowa, patrząc, jak się ubiera. Miała piękne ciało, wtedy tego trochę nie doceniałem i nie rozumiałem, ale zapamiętałem każdy jego fragment, wklęsłości i wypukłości, a kształty trafiały idealnie w me gusta.
– Dobrze. – Zgodziłem się, nie mając alternatywy i de facto wyjścia. – Kiedy zobaczymy się następny raz?
Zastanawiała się przez chwilę.
– Wyjeżdżasz na święta? – Pokręciłem głową, zaprzeczając. – To bardzo dobrze. – Uśmiechnęła się szeroko. – Mieszkam cztery przystanki autobusem od ciebie. – Podała mi adres, znałem tamtą okolicę, niezbyt ciekawa, ale dało się przeżyć. Trzy bloki dalej zaczynała się strefa, gdzie lepiej ekipą mniejszą, niż dziesięć osób nie wchodzić. – Pod moim blokiem stoi murek, będę na jego północnej części, tej od strony piaskownicy, stawiać plusa w dniu, na który się umawiamy. Jeśli plusa nie będzie, spotkanie jest nieaktualne. Rozumiesz, o co mi chodzi?
– No pewnie, trochę jak w filmach i książkach szpiegowskich. – Puściłem do niej oko. Czytałem kilka książek o szpiegach i znałem te triki.
– O właśnie, celne porównanie! – Zaśmiała się. – Michałku, a teraz wracaj do domu, ale najpierw. – Zbliżyła się, zarzuciła mi ręce na ramiona i zbliżyła twarz do mojej. – Pocałuj mnie. Proszę.
Zbliżyłem usta do jej warg, nastąpiło scalenie, przeszedł mnie dreszcz, nigdy nie czułem się tak z inną kobietą, jak wtedy z nią. Jednak pocałunki z pierwszą miłością są zawsze wyjątkowe i pamiętasz je do grobowej deski.
– Ty masz chyba niezaspokojony apetyt, co? – Zerknęła w dół, gdzie pod dżinsami widać było sporą wypukłość, wbijającą się w jej podbrzusze. Wzruszyłem ramionami i pocałowałem ją jeszcze raz. – To dobrze, że masz. Na pewno odpowiednio go spożytkujemy. – Puściła do mnie oko i uśmiechnęła się nieco lubieżnie.
– To do poniedziałku, Beatko. – Uśmiechnąłem się.
– Do poniedziałku, Michałku. – Pożegnała mnie i zamknęła za mną drzwi od klasy.
---
Jak myślicie, co zrobiłem po tym, jak opuściłem szkołę?
Było wpół do szóstej, starzy nie mieli pojęcia, co się ze mną działo. Wątpię, żeby szaleli z nerwów, w końcu miałem prawie siedemnaście lat i potrafiłem o siebie zadbać. Poszedłem okrężną drogą, starając się wygasić emocje i entuzjazm, wzbudzanie niepotrzebnych podejrzeń o zmianę nastroju wywołałoby lawinę pytań, zupełnie mi w tej chwili niepotrzebnych.
No i udało się. Rodzice niczego nie zauważyli, a mnie udało się przeżyć okres przedświąteczny i pierwszy dzień świąt we względnym spokoju, nie zabijając nikogo z rodziny, a drugi ich dzień traktowałem, jak nagrodę za cierpliwość oraz empatię względem tych małych diabłów, które nas odwiedziły.
W poniedziałkowy poranek miałem doskonały humor. Wiedziałem, że dzisiaj zobaczę się z nią, to znaczy miałem taką nadzieję, bo zawsze mogłem nie ujrzeć plusa na murku i byłoby mi bardzo smutno. Czułem jednak, że tak się nie stanie i za kilka godzin zanurzę się w niej, niczym cholerny Krzysztof Kolumb w przepastnych terenach Ameryki. Rodzicom powiedziałem, że Kotek ma nowy komputer i idę mu pomagać odpalić te wszystkie fantastyczne gry, które mam też u siebie (Kotek owszem, miał nowego kompa, ale aktualnie przebywał z całą rodziną na Górnym Śląsku, nieświadomy biernego udziału w mojej małej konspiracji). Ojciec krzywił się trochę na moje wyjście na ponad pół dnia (uprzedziłem, że wrócę późno, pewnie wieczorem, bo zajmie nam to sporo czasu, a obiad zjem u Kotka), na co mama wkroczyła z interwencją, tłumacząc, że „co on będzie robił ze starymi prykami? A dzieciaki Iwony, czyli ciotki są dla niego za małe i chłopak się nudzi, niech idzie”.
Miałem ochotę podrzucać matkę z radości pod sufit, ale ograniczyłem się do uśmiechu i buziaka z „dzięki mamo”, co matce w zupełności wystarczyło. Dała mi jeszcze dychę na fajki (wiedziała, że sobie popalam), a na wyjściu szepnęła do ucha, chyba czując, co się święci, „tylko zakładaj gumki, Michał” i z uśmiechem zamknęła za mną drzwi.
Biedna mamusia myślała, że kręcę z Agnieszką, dziewczyną ode mnie z klasy, która przyszła w połowie jesiennego półrocza do nas do szkoły. Dawała mi nie raz do zrozumienia, że jest mną zainteresowana, ale celowałem w inny obiekt westchnień i nie zamierzałem dawać jej żadnych nadziei. Wspomniałem kilka razy rodzicom o niej i może stąd ten tekst o gumkach.
No cóż, stwierdziłem w myślach, że użyję ich na pewno, ale z kimś innym, kogo staruszkowie w życiu by nie podejrzewali o bałamucenie syna, hehe.
Blok Beatki odnalazłem bez najmniejszych problemów, w końcu urodziłem się w Warszawie, a osiedle na którym mieszkałem, znałem jak własną kieszeń. Z bijącym sercem zbliżyłem się do murku, o którym mówiła i obszedłem go dookoła.
Na ścianie od strony piaskownicy widniał sporej wielkości, napisany kredą plus, którego natychmiast starłem.
Yesss. – Zacisnąłem pięść i ruszyłem w stronę klatki schodowej. Drzwi były o dziwo otwarte (większość wieżowców pomontowała domofony z powodu ówczesnej plagi złodziejstwa), więc prawie wbiegłem przez nie, wpadłem jak pocisk do windy, wcisnąłem ósemkę i obserwując mijane za szybą piętra, z niecierpliwością czekałem na zatrzymanie.
Mieszkała w końcu korytarza, a jej drzwi było widać tylko z jednego mieszkania. Z tego akurat się ucieszyłem, im mniej ludzi nas widziało, tym lepiej. Zaczynałem rozumieć powody konspiracji, w końcu nie chciałem jej skrzywdzić ani spowodować zwolnienia z pracy.
Delikatne puk, puk. Bez dzwonka, żeby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń.
Dźwięk kroków, zbliżających się do drzwi.
Szurnięcie przesłony wizjera.
Szczęk zasuwki.
Zdjęcie łańcuszka.
Uśmiechnęła się do mnie w powitaniu. Zrobiłem szybki krok, zamknąłem drzwi, chwyciłem ją za biodra, przyciągnąłem do siebie i zacząłem całować. Zaskoczona oddała pocałunki, po czym odkleiła ode mnie usta, śmiejąc się.
– Poczekaj, jeszcze zdążysz się mnie nacałować, znudzi ci się. – Odwróciła się tyłem i gestem zaprosiła mnie do środka. – Zdejmij tylko buty, kurtkę powieś na wieszaku.
Ubrana w krótkie szorty, bluzkę na ramiączkach, ze spiętymi włosami wyglądała wtedy bardziej, jak początkująca studentka, ewentualnie maturzystka, niż nauczyciel z liceum. Po wyjściu z przedpokoju dopadłem do niej, chcąc natychmiast doprowadzić do zbliżenia (pamiętajcie, prawie siedemnaście lat, w tym wieku myśli się raczej tylko o jednym).
– Ale z ciebie szałaput. Jeszcze zdążysz. – Odsunęła mnie delikatnie, acz stanowczo. – Chcesz herbaty albo coś do jedzenia? Zrobiłam obiad dla nas, a jakbyś chciał, to mam jeszcze świąteczny barszcz.
Herbata, obiad, barszcz? A co z seksem, miłością, uniesieniami, pocałunkami?
Czułem się jak małe dziecko podczas kolacji wigilijnej, oczekujące aż dorośli skończą jedzenie i łaskawie pozwolą odpakować prezenty. W odróżnieniu od statystycznego siedmiolatka zrozumiałem jednak szybko, że związek, a to, co się między nami rozwijało, było regularnym związkiem, to nie tylko seks.
– Niech będzie herbata. A barszczu spróbuję, ale mama zrobiła go tyle, że mam po dziurki w nosie żarcia świątecznego. – Opadłem na kanapę. Mały telewizor był włączony, leciał jakiś film, którego nie znałem i nie byłem nim zainteresowany. Ot, zapychacz tła.
– Jak spędzałeś święta? – krzyknęła z kuchni.
– Przyjechała do nas rodzina, siostra mamy z mężem i dwójką dzieci. Paskudne, ośmioletnie bachory, żyć mi nie dawały. – Rozglądałem się chwilę po pokoju, było czysto, schludnie i przytulnie.
– Każdy nas był kiedyś bachorem. – Wynurzyła się z kuchni, niosąc szklanki z herbatą. – Czasem odnoszę wrażenie, że twoi najbliżsi kumple mają tyle lat, ile dzieci twojej ciotki. – Westchnęła i zaśmiała się.
Uniosłem pytająco brwi.
– No, Michałku, przecież pierwszego dnia widziałam wasze spojrzenia. – Usiadła obok mnie na kanapie i oparła mi głowę na ramieniu. Poczułem się wtedy, jak dorosły, prawdziwy mężczyzna, który ma swoją kobietę, dba o nią i troszczy się. Jak głowa domu.
– Jakie spojrzenia?
– „Przelecę cię”, „ale cycki”, „zajebista dupa”, czytałam z waszych twarzy, jak z książki. – Zaśmiała się. – A na widok gestu Gruszkowskiego i tego co gra w kosza.
– Jordana – podpowiedziałem.
– Nie Jordana, to znaczy znam jego ksywę, Cegłowskiego. – Przypomniała sobie nazwisko kumpla. – No właśnie, jeden pokazywał gest dymania, a drugi robienia loda. Z trudem powstrzymywałam śmiech.
– To ty to wszystko widziałaś? – Otworzyłem szeroko oczy.
– No pewnie. Widziałam też, jak kilkukrotnie miałeś erekcję na lekcji, zwłaszcza wtedy, kiedy założyłam spódnicę i bluzkę z dekoltem. Albo wtedy, kiedy wezwałam cię do odpowiedzi, ale zauważyłam, że masz powiększone spodnie i żeby nie robić co wstydu, przy tablicy wylądował zamiast ciebie Sznaucer.
– Ja pierdolę. – Wyrwało mi się. – Wszystko wiesz…
– Nie wszystko, ale potrafię całkiem nieźle obserwować. Widziałam, jak na mnie patrzysz, że wodzisz cały czas za mną wzrokiem. Przypadkiem na korytarzu posłuchałam rozmowę Sznaucera i Gruszkowskiego, którzy mówili o tobie, że, cytuję, „Niemiec to chyba konia na pamięciówce przy niej wali, tak się zabujał, w starej babie”. – Całkiem udanie naśladowała głos Kotka.
Zaczerwieniłem się po czubki uszu. Każdy chłopak w moim wieku jedzie na ręcznym, trzeba jakoś rozładować napięcie, dopóki nie nastąpi inicjacja seksualna, poza tym masturbacja jest naprawdę spoko, zawsze ją lubiłem. Na światło dzienne została wystawiona jednak moja głęboka tajemnica – fantazje erotyczne z Beatką, mogłem się oczywiście nie przyznawać, ale spalenie przeze mnie buraka po jej słowach, skutecznie ograniczyło mi pole manewru.
– No już, nie wstydź się, przecież to normalne w twoim wieku.
– Nie jesteś zła? – zapytałem trochę zdziwiony.
– Zła? A dlaczego miałabym być zła?
– No wiesz. – Zawahałem się. – W końcu to ja robiłem sobie dobrze, myśląc o tobie. To trochę zboczone.
– Zboczone? Nie lubię tego słowa. Używa go ciemnota, ludzie niewykształceni, a ty taki nie jesteś. Nie mów tak więcej. Miałeś fantazje erotyczne, związane z moją osobą. Myślisz, że inni mężczyźni ich nie mają? Względem swoich partnerek, żon, czy nawet obcych kobiet, będąc w związku czy w stanie wolnym? Pewnie, że mają. Zdziwiłbyś się, jak wielu ich jest. Ja też mam swoje fantazje.
Gładziła mnie uspokajająco po dłoni, wpatrując się w twarz.
– Nie czuj się z tym źle. A mnie – jej uśmiech był inny, dopiero za jakiś czas zrozumiałem, że kokietowała mnie i zachęcała do seksu – podnieca myśl o tym, że podobam ci się tak bardzo i walisz sobie konia do wyobrażenia o mnie.
Skamieniałem. Nie spodziewałem się, że użyje tak prostackiego określenia masturbacji.
– Yyy, tak? – Przełknąłem ślinę. Erekcja była bolesna i mocno wbijała się w materiał bokserek.
– Mhmm, tak Michałku.
Patrzyła mi jeszcze chwilę prosto w oczy, po czym uśmiech zniknął jej z oblicza.
– Pokażesz mi? – zapytała poważnie.
– Co pokażę? – Wydukałem.
– Jak to robisz. – Nachyliła się i polizała mnie po twarzy, docierając do ucha i delikatnie przygryzając małżowinę.
Zatkało mnie, a ciało stało się bezwładne. W głowie przebiegały setki myśli, począwszy od kwestionowania obecnej sytuacji jako rzeczywistości, poprzez wstyd przed robieniem tego w jej obecności, skończywszy na strachu, że nie uda mi się dla odmiany skończyć i będę się trzepał, aż zedrę skórę z napletka.
– Michałku, coś się stało? – Jej głos był ciepły, czuły i troskliwy.
– Nie. – Zawahałem się. – Po prostu wciąż nie mogę uwierzyć, że to się dzieje. Jeszcze kilka dni temu robiłem to, wyobrażając sobie ciebie obok. A teraz – nabrałem powietrza – mam to zrobić przed tobą, w rzeczywistości. To trochę surrealistyczne.
– To może trochę ci pomogę, żebyś nie czuł się tak onieśmielony? – szepnęła prowokująco, po czym wstała, obróciła się tyłem i wypinając lekko pupę, powolnym ruchem, dwoma palcami wskazującymi, wsuniętymi pod gumkę szortów, ściągnęła je z siebie. Moim oczom ukazały się perfekcyjne, krągłe pośladki, łączące się jabłko. Uwielbiałem ten kształt, a ona miała idealny tyłek, wypukły, z dużymi biodrami. Między nimi mignęły różowe wargi z krótko przyciętymi włoskami. Kutas wciąż dumnie sterczał, powiększając bokserki i spodnie.
– Rozbieraj się. – Odwróciła się do mnie, popchnęła na kanapę i zaczęła całować. Szybko zorientowałem się, że zanim przejdziemy do konkretów, gra wstępna jest równie ważna, co właściwy seks, zacząłem ją trochę naśladować i krążyć dłońmi po ciele.
– Dobrze sobie radzisz – szepnęła mi do ucha z przyspieszonym oddechem. – Tylko trochę za gwałtownie, powoli przesuwaj dłonie, do niczego nam się nie spieszy, a im wolniej, tym bardziej będziesz chciał się kochać, napięcie stanie się większe i będziesz bardziej podniecony, kiedy skończymy grę wstępną. – Jęknęła, kiedy ścisnąłem lekko pierś i sutek. – O właśnie tak, skarbie. Doskonale. – Zaatakowała me usta swoimi, a język wepchnęła głęboko do środka, czułem jej dłonie, krążące po torsie i brzuchu, aż wreszcie dotarły do krocza.
– Ale jesteś twardy. Napięty, gotowy, żeby się spuścić. – szeptała, rozpinając nerwowo guzik dżinsów i rozsuwając rozporek. Uwolniony kutas wyskoczył z materiału niczym tyczkarz. – Piękny. – Zsunęła spodnie i bokserki do kostek, klęknęła między moimi nogami i patrząc w oczy, rozsunęła szeroko usta, po czym pochłonęła główkę.
– Ooooooch. – jęknąłem przeciągle, czując zbliżający się z prędkością rozpędzonego pociągu orgazm. – Zaraz skończę!
Natychmiast przerwała i z uśmiechem dziewczynki, która prawie nabroiła, wstała i pociągnęła mnie za sobą.
– Rozbierz się do końca, a ja sobie popatrzę. – Rozkazała, kładąc się na plecach na kanapie i rozsuwając szeroko uda. Widziałem w całej okazałości jej cipkę, różowe, błyszczące od śluzu wargi, po których powoli przesuwała palce, pieszcząc się leniwie. Spod wpół zmrużonych oczu wyzierało spojrzenie pełne pożądania, stanąłem przed nią, tak jak mnie rodzice stworzyli.
– A teraz zrób to na mnie. – Wydała kolejne polecenie.
Wyobrażałem sobie dziesiątki, jeśli nie setki razy tę scenę, a teraz przeobraziła się w rzeczywistość. Czy to sen, a ja za chwilę obudzę się z obspermionymi gaciami od piżamy? Błagam, żeby tak nie było, a jeśli nawet, to niech chociaż we śnie skończę. Będę miał o czym marzyć przez najbliższe tygodnie i miesiące.
– Halo, ja tu czekam.
– Już, już. – Spojrzenie na nią przywróciło stan wrzenia w moim wnętrzu. Beatka robiąca sobie dobrze na mój widok wymusiła postanowienie przeprowadzenia perfekcyjnego walenia konia. W tym akurat miałem doświadczenie, w końcu robiłem to od jakichś czterech, pięciu lat.
– No to do roboty, bo dostaniesz ocenę niedostateczną i będziesz musiał się poprawiać, ustnie. – Zażartowała, parsknąłem, ale po chwili spoważniałem. Wciąż nie przerywała pieszczot cipki, dotknąłem lewą dłonią jej piersi, muskając i bawiąc się sutkiem, a prawą zacząłem się powoli onanizować.
– Och tak, grzeczny chłopiec, pięknie to robisz. Jesteś bardzo pojętnym uczniem – wyjęczała, przyspieszając ruchy dłonią. Jej wzrok błądził po moim ciele, co rusz zatrzymując się na różowej główce, coraz bardziej napiętej i twardej. Czułem, że długo nie wytrzymam, ścisnąłem pierś, na co pisnęła i wsunęła palce drugiej dłoni do wnętrza, a jej uda zaczęły niekontrolowanie drżeć.
– Dochodzę – wychrypiała i wygięła ciało w łuk, szczytując z zamkniętymi oczami. Poczułem zbliżający się orgazm, złapałem lewą ręką za jądra, ścisnąłem lekko i z krzykiem doszedłem, zalewając jej brzuch oraz piersi kanonadą nasienia.
– Ale gorące – wyszeptała z zamkniętymi oczami, powoli dochodząc do siebie. Dyszałem ciężko, próbując uspokoić oddech, uda mi drżały, a całe ciało było fantastycznie lekkie, jakbym zrzucił z dziesięć kilo.
– Ale dobrze się czuję. – Zwaliłem się jak kłoda obok niej, otworzyła oczy, spojrzała w dół i ujrzawszy, że jest cała w spermie, zaśmiała się i wtarła większość w skórę, a resztę zebrała ręcznikiem, przyniesionym z łazienki.
– Musiałeś się chyba oszczędzać przez ostatnie dni. – Mrugnęła po powrocie z ubikacji. Położyła się obok i przytuliła.
– Ostatni raz robiłem to w czwartek. Nie podobało ci się?
– A zauważyłeś, żeby mi się nie podobało? Miałam taki orgazm, że o mało nie wyrwało mi trzewi. – Na mój pytający wzrok dodała. – Tak się mówi, kiedy szczytujesz bardzo mocno. Albo znam drugi tekst, ale to już o seksie oralnym, że kobieta robi takiego loda, że dupa wciąga prześcieradło.
Wybuchnęliśmy oboje niekontrolowanym śmiechem, rechocząc przez dłuższą chwilę, po czym zaległa cisza.
Leżeliśmy tak dłuższy czas, drzemiąc, tuląc się do siebie, budząc, całując i znowu zasypiając. Przeszedłem błyskawiczny kurs przebywania w łóżku z kobietą, coś, co moi rówieśnicy odkrywali z dziewczynami w zbliżonym wieku, ja otrzymałem podane na tacy przez nią. Kobietę moich marzeń.
Czy mogło mnie spotkać coś lepszego?
– Mhmmm. – Wymruczała, prężąc się jak kotka. – Ale podrzemałam. – Otworzyła oczy i spojrzała na mnie. – Spałeś?
– Trochę. – Bawiłem się jej włosami, zakręcając je sobie na palec. Czułem się swobodnie, jak nigdy dotąd. – Ale głównie patrzyłem na ciebie, zastanawiając się, jak to jest możliwe, że jesteś obok, ty, pani profesor, a ja smarkacz, twój uczeń, kocham się z tobą.
– Czytałeś „Lolitę” Nabokova? – odpowiedziała pytaniem. Zaprzeczyłem, słyszałem o tej książce, ale nie miałem okazji jej dorwać. – Jesteś na tyle inteligentny i dojrzały, że zrozumiesz jej sens. Przeczytaj, to ułatwi ci zrozumienie, co dzieje się między nami. Zakochujemy się w sobie, czujesz to chyba, prawda? Z boku to może wydawać się niemożliwe, absurdalne i społecznie naganne, w końcu uwiodłam nastolatka. – Pokręciłem głową, chcąc przerwać. Położyła mi palec na ustach. – Pozwól mi dokończyć. Tak, uwiodłam cię, Michał. Czy czuję się z tym źle lub mam wyrzuty sumienia? Sama nie wiem. Za dużo się dzieje, żebym się nad tym zastanawiała. Wiesz, że myślałam o tobie prawie cały czas od środy? – Uśmiechnęła się rozmarzona. – Podobało mi się, jak się kochaliśmy, byłeś taki zaangażowany, niewinny i młodzieńczy, a jednocześnie dojrzały i świadomy.
Tak, zawsze czułem, że myślę trochę bardziej do przodu, niż rówieśnicy i moje zainteresowania wykraczają wiekowo poza hobby kumpli i koleżanek z klasy. Chodziłem też z dwoma dziewczynami z równoległych klas w podstawówce, w ósmej klasie, ale bez jakichś głębszych relacji, po prostu bywaliśmy ze sobą, trochę się pomacaliśmy, całowaliśmy i na tym koniec.
A teraz? Wkroczyłem w świat dorosłych, chociaż nie – zostałem do niego wrzucony, na szczęście mając obok siebie kogoś, kto poprowadzi mnie i nauczy pływać, choć trochę i nie pozwoli mi utonąć.
– Nie jesteś głodna? Bo ja trochę tak. – Uniosłem się na łokciu i zerknąłem w kierunku kuchni.
– Po seksie często mam ochotę na jedzenie, ale najpierw musiałam się zdrzemnąć. Przygotuję obiad, a ty rozłóż obrus na stole, żeby było świątecznie.
Za oknem pogoda dawała wiosenne znaki życia. Słońce świeciło w okno jak szalone, a ciepło, wdzierające się przez uchylony lufcik zwiastowało gwałtowne przejście ze stanu „plucha i szarość” do „zielono i słonecznie”. Nie miałem nic przeciwko, chociaż bardziej od pogody interesowało mnie, co dzieje się z obiadem.
– My chcemy jeść, my chcemy jeść! – Usiadłem przy stole i zacząłem wydurniać się, uderzając sztućcami blat.
– Cicho tam! – Beata wychyliła się naga z kuchni. – Bo dostaniesz suchy chleb i wodę z kranu.
– Będziesz mnie głodzić? I jak ja znajdę siły na seks? – Stanąłem za nią i objąłem jej biodra, przesuwając dłonie do piersi. Ze zdziwieniem zauważyłem, jak śmiały wobec niej stałem się przez ostatnie kilka dni, a w głowie pojawiła się żarówka, że muszę podwójnie uważać, kiedy będziemy w szkole i nie zapomnieć się w obecności innych.
– Zabieraj ręce, Michał. – Strąciła moje dłonie, udając smutnego, poczłapałem do pokoju i usiadłem grzecznie, gapiąc się w telewizor. Film dawno się skończył, a obecnie leciała „Familiada”.
Obiadem napakowałem się tak, że jedyne, na co miałem po nim ochotę, to drzemka. Godzinę później obudziłem się, rozglądając nieprzytomnym wzrokiem dookoła, Beata spala obok mnie na wznak, trzymając dłoń na moim brzuchu. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło. W pokoju zaczynał panować półmrok, dochodziła szesnasta. Nie chciałem jej budzić, ale miałem przemożną ochotę na kochanie się z nią, w końcu po to również tu przyszedłem, nie tylko na obiad, czułości, rozmowy i inne tego typu atrakcje, które dziewczyny lubią robić, zanim dojdzie do seksu.
Zastanawiałem się chwilę, jak do tego podejść. Obudzić ją? Tak byłoby najłatwiej. Wahałem się, w końcu przypomniałem sobie pornosa, którego oglądałem jakiś czas temu. Para spędzała miesiąc miodowy, a świeżo upieczony małżonek obudził żonę…
Hmmm…
Niewiele myśląc, uniosłem się powoli, delikatnie odkładając jej dłoń na pościel, zsunąłem się z łóżka, klęknąłem na podłodze, mając głowę między jej udami i zbliżyłem do różowego, śpiącego jeszcze miejsca. Beatka oddychała miarowo i spokojnie, śniąc i będąc nieświadomą, że dybię na jej cnotę i zaraz zostanie brutalnie obudzona.
Zbliżyłem twarz do cipki. Nie znałem tego zapachu, w późniejszych latach nauczyłem się rozpoznawać, jak pachnie żeński organ po orgazmie. Wtedy to była po prostu cipka. Wysunąłem powoli język i czubkiem przejechałem po górnej części warg sromowych.
Nie zareagowała, a ja, podniecony coraz mocniej, docisnąłem całą powierzchnię języka do warg i jeszcze raz przesunąłem z góry na dół. Powtórzyłem to kilka razy, zagłębiając się coraz dalej czubkiem, ale nie wsuwając go do środka.
Pewnie zadajecie sobie pytanie, skąd taki gówniarz, mający zerowe pojęcie o seksie, potrafił zrobić całkiem niezłą minetkę? Otóż filmy pornograficzne oraz gazety ojca były moją encyklopedią w świecie seksu. Przeczytane tam historie, fikcyjne oraz prawdziwe, obejrzane filmy dały mi wiedzę teoretyczną, jak zachowywać się w takich sytuacjach, a teraz jedynie mniej lub bardziej udanie realizowałem to, o czym naczytałem się w świerszczykach.
Język dotarł do wnętrza, poczułem na nim jej smak, Beatka wzdrygnęła się i otworzyła powoli oczy.
– Przyjemna pobudka. Nie przerywaj, proszę – wyszeptała błagalnie, pogłaskała mnie po głowie i rozsunęła szeroko nogi, ułatwiając mi dostęp. Ujrzałem ją z bliska w całej okazałości. Różową, śliską, mokrą, błyszczącą się, pachnącą i czekającą na mnie.
– O Boże, trafiłeś, och! – jęknęła niespodziewanie głośno. – Michał, nie przerywaj, proszę, skarbie. – Pracowałem językiem w górę i dół, liżąc ją i obserwując, jak wije się pod wpływem moich pieszczot. Złapała mnie za włosy i docisnęła mocno do siebie, ograniczając możliwość oddychania. Wystraszyłem się trochę i odsunąłem nieco, wznawiając po chwili pieszczoty.
– Chcę, żebyś we mnie wszedł. Gumki są na regale – jęknęła, otwierając oczy. Skoczyłem zwinnie we wskazanym kierunku, rozerwałem opakowanie i po krótkiej chwili mocowania się z prezerwatywą, z jej wydatną pomocą, byłem gotowy.
– Mhmm, proszę. Nie każ mi czekać, nie wytrzymam. – Błagała. Czułem się w tamtej chwili, jakbym był cholernym panem świata.
I co, jak sądzicie? Dobrze było?
Powiem wam jednym słowem, którego nastolatkowie używali często, określając coś prześwietnego.
Zajekurwabiście.
Pompowałem ją z dobre dwadzieścia minut, a może nawet dłużej. Najwidoczniej orgazm, który miałem wcześniej rozładował napięcie na tyle, że nie czułem potrzeby spuszczenia z krzyża po kilku ruchach. A może to były znowu prezerwatywy z żelem? Nie pamiętam już tak dokładnie, pamięć po trzydziestu latach bywa zawodna. Doskonale wryły mi się jednak w głowę jej jęki, drapanie mnie, wbijanie paznokci w plecy, krzyk rozkoszy i błagalne prośby o nie przerywanie.
Trzy orgazmy, tyle razy doszła. Kiedy była już na tyle zmęczona, że stwierdziła, że nie da rady dłużej, a ja wciąż nie mogłem skończyć, wygoniła mnie pod prysznic, a później klęknęła przede mną i zrobiła mi najlepszego loda, jakiego przeżyłem w życiu.
Nie, nie uwznioślam tej chwili i nie koloryzuję. Pamiętam doskonale każdy jej ruch, gest, słowa i dźwięki, które z siebie wydawała i które wychodziły z moich ust. Wzięła mnie, klęcząc niczym posłuszna metresa. Lizała, ssała delikatnie główkę, brała oba jądra do ust, liżąc i ogrzewając swoim ciepłem. Pieprzyłem ją między piersiami, wciąż nie mogąc dojść.
– Chyba nic z tego. – Westchnąłem zrezygnowany.
– Spróbuję jeszcze czegoś, ale nie bój się, dobrze? – Uśmiechnęła się tajemniczo i zniknęła na chwilę w sypialni.
– Co to jest? – Przyniosła gumowy przedmiot, do złudzenia przypominający… cipkę.
– To jest gumowa cipka. Do masturbacji przez mężczyzn. – Objaśniła fachowo. – Mniejsza o większość, skąd ją mam, ale spróbujemy z nią. Jeśli ona nie zadziała, to wtedy odpuszczę. – Patrzyła chwilę na mnie, badając mój nastrój. – Chcesz?
Zastanowiłem się chwilę, dochodząc do wniosku, że w sumie czemu nie? Kiwnąłem głową na zgodę.
– Mój Michałek, zobaczysz, że będzie ci dobrze. – Pocałowała mnie, początkowo lekko, a później coraz głębiej, po czym popchnęła na kanapę. Usiadłem z rozchylonymi udami, wpuściła cienki strumień wazeliny do cipki, po czym nałożyła ją na kutasa i zaczęła powoli nią poruszać.
– Przyjemnie?
– Tak – jęknąłem, czując, że faktycznie może się udać. Gumowy sprzęt obejmował go szczelnie, a wazelina dawała wystarczający poślizg, aby zmęczony i lekko obolały sprzęt poczuł coś więcej, niż tarcie po powierzchni.
– To dobrze, chcę ujrzeć i poczuć twój orgazm – szepnęła mi w usta i pocałowała lekko, po czym odsunęła się nieco i masturbując mnie coraz szybciej jedną ręką, drugą przesuwała po brzuchu, torsie i udach. Czułem narastające ciśnienie, oddychając coraz szybciej i pojękując raz po raz.
– Mój chłopczyk, bardzo dobrze, jęcz. – Włożyła mi palec do ust, pachniał cipką, polizałem go i wyplułem, po czym jęknąłem głośniej, reagując na przyspieszenie.
– Spuść się, chcę tego, proszę. – Uniosła się lekko, podsuwając mi piersi pod nos i nie przerywając masturbacji. Widok napiętych sutków podziałał jak katalizator. Poczułem nadchodzący orgazm, zaczęły drżeć mi uda, a po kilku ruchach niespodziewanie zacisnąłem się tak mocno, że nie byłem w stanie złapać oddechu i wypuściłem tylko resztkę powietrza z płuc z cichym „aaaaaach”, po czym strzeliłem kilkukrotnie, spazmatycznie łapiąc dech i drżąc niczym osika.
– Grzeczny chłopczyk, mój Michaś, cudownie skarbie. – Szeptała mi do ucha, zwalniając ruchy, aż w końcu się zatrzymała. Oparłem głowę o biust, oddychając ciężko.
– Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale prawie straciłem przytomność. – Otworzyłem oczy.
– Wiesz, musiałam się jakoś odwdzięczyć za te trzy dzisiejsze orgazmy. – Mrugnęła do mnie. – Dobrze ci było?
– Czy dobrze? Wyjmij prześcieradło z mojej dupy, bo na pewno jest tam całe – rzuciłem, a ona wybuchnęła śmiechem.
– Szybko się uczysz, Michał. – Spoważniała. – W środę zachowywałeś się, jak niedoświadczony prawiczek, którym byłeś. Dzisiaj? No cóż, mogę to powiedzieć, bo jesteś dojrzały i bardziej dorosły, niż twój wiek wskazuje. Dawno nie przeżyłam takiego rżnięcia. Może nigdy. – Umilkła, jakby zawstydzona, wpatrując się we mnie.
Zaczerwieniłem się lekko, ale też wyprężyłem, dumny niczym paw.
– Tylko nie popadaj w samozadowolenie, bo następnym razem chciałabym, żebyś spisał się równie dobrze. – Pocałowała mnie. – A teraz ubieraj się, bo rodzice mogą się zacząć martwić, gdzie jesteś. A w ogóle, to co im powiedziałeś? – Zaniepokoiła się.
– Spokojnie. Oficjalnie jestem u Kotka i gramy na jego nowym kompie. Kotek jest na Górnym Śląsku u rodziny i wraca jutro.
– Tylko uważaj, nie stosuj dwa razy tych samych wymówek, dobrze? – Z romantycznej i rozerotyzowanej Beatki, nastąpiła zmiana na ostrożną, planującą i uważną panią profesor Smolińską. Jedyne, co różniło ją od podobnych zdarzeń w klasie, gdzie stosowała swój profesjonalny ton, w który obecnie również nieświadomie wpadła, był jej strój, a w zasadzie jego brak.
– Kiedy się zobaczymy ponownie? – Gotowy do wyjścia stałem w przedpokoju.
– Chcę jak najszybciej, ale jeszcze nie wiem. Może w weekend? Podrzucę ci karteczkę, tak jak ostatnio, tylko zniszcz ją od razu, dobrze? Michał?
Patrzyłem na nią chwilę. Moją pierwszą miłość, istotę, która nauczyła mnie seksu, była dla mnie przewodnikiem łóżkowym, ideałem piękna i kobiecości. Pocałowałem ją delikatnie, nachylając się nad nią. Przytuliliśmy się mocno i trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę, chłonąc się wzajemnie.
– Czekam na wiadomość. – Oderwałem się w końcu od niej. – To był najlepszy dzień w moim życiu – dodałem.
– Najlepszy dopiero będzie, zobaczysz. – Uśmiechnęła się i odsunęła zasuwkę. – Idź już i postaraj się przemknąć w miarę niezauważalnie, dobrze? – Pokiwałem głową. – No idź, będę tęsknić. – Pocałowała mnie jeszcze raz i zamknęła drzwi za moimi plecami.
– Strasznie długo cię nie było. – Dotarłem do domu przed dziewiętnastą.
– Mieliśmy problemy z instalacją Windowsów, a kiedy udało się je w końcu odpalić, nie działały gry i musieliśmy grzebać w plikach autostartu, bo pojawiły się konflikty z programem antywirusowym. – Wymyśliłem historyjkę na poczekaniu, kłamiąc jak z nut. Gdybym powiedział, że przez ostatnie kilka godzin pieprzyłem się na różne sposoby z panią profesor od angielskiego, staruszkowie zeszliby na zawał.
– Całkiem nieźle orientujesz się w temacie, nie widziałem, że tak dobrze znasz się na komputerach. – Ojciec nagle zainteresował się mną. – Może pomyślałbyś o studiach w tym kierunku, co?
Ja pierdolę, tato, gdzie mi teraz studia w głowie? Mam przed oczami dwie krągłe piersi, różową cipkę i śliczną buzię Beatki, przeżywającą orgazm za orgazmem.
– Marian, daj chłopakowi spokój. Jest w drugiej klasie, ma jeszcze czas.
– Tato, możemy pogadać o tym kiedy indziej? Myślałem nad tym, ale na razie jestem zbyt zmęczony, żeby się zastanawiać nad studiami. Idę poczytać książkę i odpocząć.
Zamknąłem się w pokoju i zjebany jak koń po westernie i padłem krzyżem na łóżko.
---
Przez kolejne dwa miesiące spotykaliśmy się średnio raz w tygodniu, choć bywały okresy, gdy widywaliśmy się częściej. Choćby w trakcie długiego weekendu majowego czy podczas wstępnych matur. Beatka nie uczyła klasy maturalnej, nie była wychowawczynią, więc podobnie jak ja, miała wolne. Co prawda nie mogliśmy przebywać ze sobą jako para nigdzie poza jej mieszkaniem, a i tutaj musieliśmy być bardzo ostrożni, bo ktoś mógł zainteresować się młodym chłopakiem, regularnie odwiedzającym kobietę w okolicach trzydziestki. Na szczęście dla świata pozostaliśmy uczniem i panią profesor, a nasz romans stał się słodką tajemnicą.
Kumple w szkole zauważyli moją przemianę, stałem się doroślejszy, bardziej dojrzały i wyrosłem na nieformalnego lidera naszej grupy. Trochę mi to przeszkadzało, bo nie lubiłem stać na świeczniku, ale z drugiej strony czułem, że oni są jak dzieciaki, czasem żartowali w taki sposób, że ich nie rozumiałem, a kiedy wszedłem na polskim w dyskusję z nauczycielem na temat lektur, po lekcji podeszli do mnie i zapytali, czy biorę narkotyki albo ktoś mnie podmienił na innego Michała.
Zaśmiałem się tylko krótko i odparłem, że to wciąż ja, tylko po wgranym nowym oprogramowaniu.
Przerobiłem z nią większość znanych nam pozycji seksualnych. Po dwóch miesiącach romansu stałem się tak sprawnym kochankiem, że potrafiłem rozbudzić ją, trzymać na krawędzi orgazmu, a kiedy błagała mnie, żebym pozwolił jej dojść, dawałem jej szczyt wyrywający duszę. W jeden z dni długiego weekendu majowego miała tak mocny orgazm, że popłakała się tuż po nim, a później tuliła się do mnie, jak mała dziewczynka.
Zakochałem się w niej na zabój i byłem gotowy przenosić dla niej góry, żeby ją tylko uszczęśliwić.
„Musimy pogadać, dzisiaj wieczorem o 19:00 u mnie”, karteczka wylądowała na biurku, przyklejona do kartkówki. Oczywiście nieplanowanej. Klasa zaczęła ją za to nienawidzić, a ja śmiałem się w duchu, wiedząc, że te niezapowiedziane sprawdziany to najczęściej pretekst do wręczenia mi kartki z informacją o naszym spotkaniu.
– Cześć, kochanie. – Wpadłem do jej mieszkania jak burza. – O czym chciałaś porozmawiać?
Akurat miała okres, więc nie kochaliśmy się przez kilka dni. Trochę mnie to uwierało, bo potrzeby miałem ogromne, ale jak to mówił Mały, „gruszka z rana jak śmietana”. Wróciłem więc do chwilowego onanizmu, posiłkując się pornosami ojca.
– Nic strasznego, mam pewien pomysł. – Uśmiechnęła się tajemniczo. – Szóstego czerwca jest Boże Ciało.
– No jest – odparłem zdziwiony – ale na procesję raczej razem nie pójdziemy. – Zażartowałem.
– Głupol – odparowała. – Pomyślałam sobie, że wyjedziemy daleko we dwójkę, gdzieś, gdzie nikt nas nie rozpozna, do jakiejś głuszy.
Zaniemówiłem, początkowo nie wierząc w powodzenie jej pomysłu. Jak mam wyjechać, skoro jestem niepełnoletni (w maju skończyłem siedemnaście lat), a starzy, mimo że tolerancyjni i niezbyt restrykcyjni, na pewno będą chcieli wiedzieć, gdzie jestem.
– Spokojnie, wszystko obmyśliłam. – Widziałem po niej, że zapaliła się do pomysłu. – Mówiłeś, że któryś z twoich kolegów ma działkę gdzieś na Mazurach?
– Ma. Ojciec Gruchy.
– Czy Gruszkowski jest godny zaufania? Mówię o tym, żeby poprosić go o krycie ciebie, ale bez zdradzania mu, co będziesz robił i z kim.
Zastanowiłem się chwilę. Znaliśmy się jeszcze z czasów podstawówki, w której co prawda najlepszymi kumplami nie byliśmy, ale zawsze był respekt i nigdy nie robiliśmy sobie świństw. A kiedy trafiliśmy razem do tej samej klasy w liceum, zakumplowaliśmy się dużo bliżej. W zasadzie był moim najlepszym kolegą i chyba jedynym, prawdziwym przyjacielem.
– Tak, chyba jako jedynemu z czwórki mógłbym na tyle zaufać, żeby mnie nie wsypał.
– Porozmawiaj z nim, tylko ostrożnie. Nie zdradzaj, o co chodzi, zapytaj tylko, czy mógłby cię kryć. I teraz uważaj, bo to ważne. Wyjechalibyśmy w środę, szóstego czerwca po południu, a wrócili w niedzielę, dziesiątego.
Cztery dni i cztery noce z Beatką. Poza jej domem, sami, bez potrzeby krycia się przed otoczeniem.
– Spróbuję. – Obiecałem.
– Dobrze, to teraz druga, równie ważna część operacji. Po przekonaniu Gruszkowskiego, musisz porozmawiać z rodzicami. Nie jesteś pełnoletni, a oni muszą dać zgodę na wyjazd. Czy twoi rodzice lubią Gruszkowskiego i mają do niego zaufanie?
Zastanowiłem się chwilę. Ojciec co prawda mówił kiedyś o nim, że Grucha to taki cwaniaczek i trzeba na niego uważać, ale mama była nim zachwycona – Grucha to był taki typ, który potrafił oczarować i obtańcować wszystkie ciotki na weselu, a potem zbajerować świadkową, jej matkę, matkę pana młodego, a jakby się nawinęła, to i siostrę zakonną.
Miał chłopak gadane.
– Tak, myślę, że mają.
– Zabierz ze sobą Gruchę do domu, musisz przekonać rodziców, żeby puścili was razem.
– A co w sytuacji, gdy moi starzy zadzwonią do starych Gruchy podczas wyjazdu i okaże się, że on siedzi w domu? Przecież zesrają się na miękko.
– Właśnie po to masz zabrać ze sobą kumpla, żeby przekonał twoich rodziców, że jedziecie tam wszyscy razem, z jego rodzicami.
– Powinnaś pisać powieści, najlepiej kryminalne. Intryga godna Agaty Christie. – Podsumowałem.
– Nie bądź taki mądry, cwaniaku. Chcesz ze mną jechać?
– Pytanie, pewnie, że chcę. – Wizja nieskrępowanego seksu z nią przez kilka dni, połączonego ze wspólnym pobytem z dala od ciekawskich oczu wydawała się ogromnie kusząca.
– No to postaraj się załatwić swoje podwórko, a ja zajmę się lokalizacją wyjazdu i logistyką. Deal?
– Deal. – Odparłem wstając i rozpinając rozporek. Stanąłem przed nią z wyciągniętym, lekko wzwiedzionym kutasem, na co zareagowała uniesionymi brwiami.
– Nie zapominasz się czasem? Jestem twoją panią profesor.
– Która bierze mnie po same kule, albo jęczy pode mną „Michałku, pieprz mnie mocniej”, ewentualnie „Michałku, na piersi, skończ na mnie, błagam”? No, pani profesor, czas brać się do roboty.
– Ty pieprzony gnoju – rzuciła ze śmiechem, czerwieniąc się lekko. – Wychowałam potwora na własnym grzbiecie.
– Nikt jak ten potwór nie potrafi zrobić ci tak dobrze – odparłem z przekąsem.
– To prawda. – Uśmiechnęła się prowokująco i przygryzła lekko wargę, co zwiastowało u niej podniecenie. – Umyłeś go chociaż? Dzisiaj miałeś WF. Nie zamierzam brać do ust spoconego siusiaka, nawet twojego.
– Jest czyściutki, niczym samochód wyjeżdżający z myjni, zresztą sama zobacz.
– Mhmm, faktycznie. – Oblizała usta. – Gotowy?
– Bardziej gotowy nie będę. – Nabrałem powietrza do płuc, wypuszczając je powoli tuż pod tym, jak cały organ, do nasady, zniknął w jej ustach. Zakrztusiła się, ale pracowała nad nim systematycznie i wytrwale, obrabiając główkę i trzon z precyzją lasera. Na zmianę z ustami, masturbowała mnie dłonią, a trakcie prowokowała mnie sprośnymi tekstami w stylu „marzyłam o tym, żebyś spuścił się na blat stołu, ja zlizałabym wszystko, a ty oceniłbyś, czy dobrze się spisałam”. Albo „chciałabym, żebyś spuścił mi się na piersi i twarz, wtarłabym twoje nasienie w skórę i chodziła tak cały dzień”. Podniecało mnie to tak bardzo, że kilkukrotnie byłem na krawędzi, ona to wyczuwała i wycofywała się, prowokując mnie jeszcze bardziej.
– No dobrze, koniec zabawy. – Rzuciła wreszcie, a jej ręka zaczęła pracować w szybkim tempie. Jęknąłem z nadzieją w głosie na udany finisz, wpatrywała się w moje oblicze, a jej lubieżny wzrok emanował chęcią zniewolenia moich lędźwi. Zbliżałem się nieuchronnie do końca, a wtedy ona zrobiła coś, co zaskoczyło mnie najbardziej, od kiedy zaczęliśmy ze sobą sypiać. Tuż przed ejakulacją włożyła kutasa do ust, po czym przyjęła w ich wnętrzu całą dawkę nasienia, wystrzelonego w akompaniamencie jęków. Po krótkiej chwili otworzyłem oczy, opuściłem na nią wzrok. Cierpliwie czekała na moje spojrzenie, wciąż trzymając go w ustach, po czym powoli wysunęła na zewnątrz, połknęła całą spermę i pokazała wnętrze ust.
Oniemiałem, wpatrując się w nią zaszokowany.
– No co? – Spojrzała trochę zdziwiona.
– Mówiłaś, że nie lubisz smaku spermy.
– Tylko krowa nie zmienia zdania. – Wstała z kolan i wytarła ślinę z kącika ust. – Smaczny jesteś, wiesz?
Orgazm był bardzo mocny i długi, ale jednocześnie czułem się po nim lekki, jak ptak, a jej zachowanie bardzo mnie podnieciło. Niestety miała okres, więc nie było szans na regularne bzykanko. Szkoda.
– Czemu nic nie mówisz? Nie podobało ci się?
– Nie podobało? Myślałem, że takie rzeczy robi się tylko w pornosach. Oczywiście, że mi się podobało, nie zauważyłaś? – rzuciłem z przekąsem.
– To dobrze. A skoro myślisz, że urozmaicony seks występuje tylko w porno, to grubo się mylisz. Przecież śpimy ze sobą dwa miesiące, spotykałam się wcześniej z kilkoma mężczyznami, ale żaden z nich nie wykazywał takiego temperamentu w łóżku, energii i kreatywności, co ty, więc nie udawaj, że jesteś takim nowicjuszem.
– Wow, to komplement? – Przyciągnąłem ją do siebie i wziąłem w ramiona. – Szkoda, że masz okres.
– Ja też żałuję, ale dzisiaj naprawdę nie ma szans. – W jej głosie pobrzmiewał żal. – Ale następnym razem jak przyjdziesz, to się pobawimy. – Pocałowała mnie i pogłaskała po policzku. – Zmężniałeś.
– Siłownia od miesiąca daje efekty. – Uśmiechnąłem się szeroko. Postanowiłem nabrać trochę masy i zacząłem chodzić na szkolną siłkę razem z Jordanem. Oczywiście nie byłem w stanie przerzucić tyle żelastwa, co on, ale radziłem sobie całkiem nieźle, a trzy godzinne wizyty na tydzień skutecznie zwiększały masę mięśniową.
– Muszę na ciebie uważać, bo jeszcze mi konkurencja wyrośnie i odbije mi ciebie któraś koleżanek z klasy – zażartowała.
– Beatka, przestań. – Żachnąłem się. – Mnie one interesują tyle, co zeszłoroczny śnieg.
– Widziałam, jak Agnieszka na ciebie patrzy. – Puściła do mnie oko. No prowokuje, cholera jedna.
– Agnieszka to patrzy tak na mnie, od kiedy dołączyła do naszej klasy, a ja konsekwentnie mam ją gdzieś.
– Faceci są czasem okropni. Nawet tak młodzi, jak ty.
– A co, wolałabyś, żebym ją sobie przygruchał i stworzył z tobą i nią trójkąt?
– No, no, nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego, smarkaczu. – Przyciągnęła moją głowę do siebie i pocałowała. – Uciekaj do domu, będę czekać na wieści w sprawie Gruszkowskiego. – Zawahała się chwilę, chcąc coś jeszcze dodać, ale zrezygnowała.
– Uciekam, pa. – Oddałem buziaka i zniknąłem za drzwiami.
---
– Stary, mam biznes. – Poszedłem do Gruchy na przerwie dzień później. Uniósł brwi pytająco. – W cztery oczy. – Dodałem, wskazując głową na kozłującego piłkę dwa metry od nas Jordana.
– Wracam za chwilę. – Grucha krzyknął w kierunku sąsiada z ławki. – No co jest? – Odeszliśmy na bezpieczną odległość.
Wyjąłem papierosy, poczęstowałem go jednym, a sam odpaliłem drugiego.
– Ile się znamy?
Patrzył na mnie przez chwilę, nie rozumiejąc.
– No z dziesięć lat, od pierwszej klasy podstawówki.
– Jesteś moim najlepszym kumplem i potrzebuję pomocy.
– Trzeba komuś wpierdolić? – Oczy mu się zaiskrzyły. To chyba wpływ Jordana, bo wcześniej taki nie był.
– Nie, nie, kompletnie nie o to chodzi. Słuchaj. – Zawiesiłem na chwilę głos. – Muszę zniknąć na cztery dni z domu na początku czerwca i potrzebuję na to dupokrytki.
Opadła mu szczęka.
– Niemiec, co ty kurwa odpierdalasz? – rzucił, wydmuchując dym na bok. – Jakiej dupokrytki?
Wyjaśniłem mu od A do Z plan uzgodniony z Beatką, pomijając oczywiście jej osobę oraz detale, które mogłyby go na nią naprowadzić.
– Dobra, czyli podsumowując. Mam naściemniać twoim starym, że wspólnie z moimi jedziemy na działkę na cztery dni i przekonać, że nie mają się czego obawiać, a tymczasem nigdzie nie pojedziemy, tylko ty znikniesz z chaty i wrócisz jak niby nigdy nic w niedzielę wieczorem. – Podrapał się po głowie. – Kurwa, iście makiaweliczna intryga. Ma jeden minus, co jeśli twoi starzy zadzwonią do mnie do domu w czasie, kiedy rzekomo będziemy na działce i ktoś odbierze, na przykład matka albo ojciec, geniuszu?
– A po chuj mieliby dzwonić, skoro mamy być na Mazurach, młotku?
– No dobra. – Zastanowił się chwilę. – Ale mogą zadzwonić, zanim wyjedziemy, żeby upewnić się, że im nie ściemniamy. Przecież mój stary rozwali mi łeb, jak to wyjdzie na jaw.
– I cały w tym ambaras, żeby przekonać ich, że wszystko jest okej i nie muszą dzwonić. – Odparłem kolejny argument z nadzieją w głosie. – Stary, proszę cię, to dla mnie cholernie ważne.
– Jak bardzo? – Patrzył się badawczo, sondując, czy nie nawijam mu makaronu na uszy.
– W skali od zera do dziesięciu? Dwadzieścia.
Zamilkł na chwilę.
– Nie wiem, Niemiec, co ty odpierdalasz. Zmieniłeś się chłopie bardzo, zapierdalasz na siłkę, czytasz przeintelektualizowane książki, przestałeś z nami chlać w alkoholowe poniedziałki. Zakochałeś się, kurwa, w kimś i trzymasz to w tajemnicy?
– Przecież wiesz, że Smolińska to moja jedyna miłość. – Obróciłem to w żart, który miałem nadzieję, że zadziała.
– No tak, walenie gruchy do nauczycielki na pamięciówce. Ech. – Pokręcił głową. – Jesteś moim najbardziej zaufanym kumplem i wiem, że nigdy mnie nie wystawisz, dlatego zrobię to dla ciebie, ale po wszystkim powiesz mi, dlaczego i dla kogo – podkreślił z naciskiem – odpierdalamy tę szopkę.
– Dzięki, stary. – Aż podskoczyłem i chwyciłem go w ramiona. Odsunął się, lekko speszony. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę.
– Spoko, Niemiec. Nie odstawiaj mi tu publicznie jakiegoś przytulando, bo jeszcze pomyślą, że stykamy się pisiorami w szatni przed WF–em. – zażartował.
– Pierdol się – odparowałem miękko i obaj zarechotaliśmy. – To co, dzisiaj po szkole z moimi starymi załatwimy?
– Anytime you wish, my friend – odparł sentencjonalnie. Przybiliśmy piątki i ruszyliśmy z powrotem na boisko.
---
– Ale na pewno będziesz bezpieczny? – Matka dopytywała w środę popołudniu, tuż przed wyjazdem. Pakowałem graty do plecaka, starając się stłumić rosnącą radość.
– Mamuś, proszę cię. Przecież nie mam trzynastu lat, za rok będę miał dowód, jestem wyższy od ciebie o głowę, od taty o pół, a w szkole chcieli mnie zrobić przewodniczącym klasy, bo podobno jako jedyny nie zachowuję się, jak dzieciak z podstawówki. – Dodałem z przekąsem. – Poradzę sobie, spokojnie. – Przytuliłem ją mocno.
– No dobrze, może masz rację – odparła bez przekonania, nie mając argumentów. – Ale uważaj, dobrze? Rodzice Gruszkowskiego nie będą was cały czas pilnować, żadnych głupot w wodzie, a zwłaszcza skakania na główkę i popisywania się przed dziewczynami.
– Mamooo. – Uznałem, że już dość. – Jedziemy tam bez dziewczyn, przed Gruchą popisywać się nie zamierzam. Obiecuję też, że nie będę upijał się co wieczór i nie wpadnę w nałóg nikotynowy.
– Zastanawiam się, kiedy zrobiłeś się taki wygadany. – Matka przysiadła na brzegu łóżka, obserwując mnie bacznie. – Rok temu byłeś cichym, grzecznym chłopakiem, a teraz?
– Dojrzewanie, mamo, dojrzewanie – odparłem. – Skończyłem, masz ochotę na kolację? Dzisiaj ja robię.
Matka nie mając argumentów, poczłapała za mną do kuchni.
– Synu. – Ojciec pod sam wieczór wbił do pokoju. – Nie będę truł ci dupy, bo matka na pewno wymieniła wszystkie możliwe niebezpieczeństwa, włącznie z potencjalnym walnięciem pioruna. – Obaj się zaśmialiśmy. – Chciałbym cię tylko poprosić o używanie antykoncepcji. – Wręczył mi pudełko gumek.
– Tato, z kim ja mam tego używać? Jadę tam z Gruchą, chyba nie myślisz, że my razem…?
– Nie, nie, no coś ty. Ale ja wiem, jak to wygląda. Wyrwiecie jakieś miejscowe małolatki, a za dziewięć miesięcy będziesz bujał kołyskę. Albo złapiesz jakieś syfa. Po prostu uważaj. Liczę na twój rozsądek. – Zostawił gumki na biurku i zamknął cicho za sobą drzwi.
Spojrzałem na opakowanie. Identyczne, jak te, które kupuje Beatka. Parsknąłem i schowałem pudełko do plecaka.
---
Miałem czekać na pętli autobusowej w Rembertowie, przy wjeździe do jednostki wojskowej. Nie wiedziałem, dlaczego akurat tam, ale skoro ma luba tak kazała, to wykonałem jej polecenie i cierpliwie dowlokłem swoje dupsko na kraniec Warszawy. Dziesięć minut warowałem, aż granatowy Escort podjechał z piskiem opon, a głowa Beatki wychyliła się przez boczną szybę i gestem zaprosiła mnie do środka. Wrzuciłem plecak do bagażnika, obok jej dwóch walizek i wskoczyłem na siedzenie pasażera.
– Zaczekaj z tym obcałowywaniem mnie, aż wyjedziemy z terenu zabudowanego. A w ogóle to dzień dobry, kochanie. – Zdjęła dłoń z dźwigni zmiany biegów i dotknęła mojej. Oddałem uścisk i zerknąłem na nią przelotnie. Uśmiechnięta, w okularach przeciwsłonecznych, bluzce na ramiączkach, szortach i trampkach wyglądała jak koleżanka z klasy, a nie nauczyciel. Może to i dobrze, przynajmniej nie będą nas podejrzewać o kazirodztwo.
– Dzień dobry, Beatko. – Wyjąłem z drugiego, podręcznego plecaka butelkę z wodą. – A tak w ogóle, to gdzie jedziemy?
– Do Rucianego–Nida. Znam tam dobrą miejscówkę, ośrodek nad jeziorem z domkami wypoczynkowymi.
Zaśmiałem się.
– Powiedziałam coś śmiesznego? – Zerknęła na mnie zaciekawiona.
– Nie, nie. – Upiłem kolejny łyk wody. – Ojciec Gruchy ma działkę w Zgonie, a to jest miejscowość po drodze do Rucianego.
– No cóż, czyli wszystko się dobrze składa. – Wjechaliśmy do lasu, zjechała na leśną drogę i zatrzymała się dziesięć metrów dalej.
– Chodź tu do mnie. – Odwróciła się w moją stronę i łapczywie pocałowała, wsuwając język do moich ust. Oddałem pocałunek, czując narastające jak zawsze podniecenie, ale mając też świadomość, że muszę zaczekać, poza tym mieliśmy przed sobą cztery dni.
– Tęskniłam za tobą. – Oderwała się ode mnie i delikatnie przesuwała palcami po twarzy.
– Ja za tobą też. – Uśmiechnąłem się. – A w ogóle to ojciec wczoraj dał mi gumki, takie same, jak ty kupujesz. – Zarechotałem.
– Ojciec dał ci gumki? Po co? – odparła zdziwiona.
– Myśli, że jedziemy z Gruchą podrywać miejscowe dupy i stwierdził z właściwą sobie mądrością, żebym uważał i nie bujał kołyski za dziewięć miesięcy albo nie złapał jakiegoś syfa.
– Ech, kochany tatuś. Widzisz? Dbają o ciebie, ale nie ograniczają, tacy rodzice, to skarb.
– No wiem, wiem. Szkoda, że nie mogę im przestawić przyszłej synowej.
Nastała chwilowa cisza, a kątem oka zauważyłem, że Beatce opadła szczęka.
– Michałku, czy ty właśnie mi się oświadczyłeś? – zapytała powoli, odwracając głowę w moją stronę z niedowierzaniem.
– Nie, nie, co coś ty. – Zerknąłem na nią. – Trochę za krótko się jeszcze znamy, ale za jakiś czas? – Urwałem. – Czemu nie?
– Huuuh. – Odetchnęła głęboko. – To będzie ciekawy wyjazd.
– No co. Może i jestem niepełnoletnim smarkaczem, niedawno przestałem walić konia, ale swoje wiem, głowę na karku mam.
– No wiem, wiem, przepraszam. Nie chciałam, żeby zabrzmiało to lekceważąco. Po prostu bardzo mnie zaskoczyłeś. – Pogłaskała mnie po dłoni. – Na razie musimy pozostać w konspiracji, przynajmniej do czasu, aż będziesz pełnoletni.
– To jest dla mnie jasne. Poza tym dobrze byłoby, gdybym uczył się w innej szkole, niż ty będziesz prowadzić zajęcia. Jeśli będzie potrzeba, zmienię szkołę. – Zaoferowałem się.
– Naprawdę byś to zrobił? Dla mnie?
– Tak – odparłem z przekonaniem. – Kocham cię.
Słowa zawisły w powietrzu, a w samochodzie nastała cisza. Około minutę później zjechaliśmy na postój w lesie. Beatka wyłączyła silnik, zdjęła okulary i odwróciła się w moją stronę.
– Zdajesz sobie sprawę ze słów, które właśnie wypowiedziałeś? – Jej głos był poważny, chyba jak nigdy dotąd. Czułem, że to rodzaj testu, bądź przysięgi, którą składam.
– Oczywiście. – Byłem pewien swoich słów. – Zakochałem się w tobie pierwszego dnia, którego cię ujrzałem. Najpierw kochałem twój wygląd, wyobrażenie o tobie, obraz który narysowałem w głowie. A kiedy zaczęliśmy się spotykać, zakochałem się w Beatce, a nie w jej hologramie. – Zamilkłem. Hologram przyszedł mi do głowy po obejrzeniu „Johny’ego Mnemonica”, świetnego filmu science–fiction.
Studiowała moją twarz w poszukiwaniu oznak zawahania, kłamstwa czy innych uczuć, poddających w wątpliwość wypowiedziane słowa.
– Kocham cię. – odparła poważnie, a w moim wnętrzu wystrzeliły fajerwerki. Pocałowałem ją, z początku delikatnie, a po chwili głęboko, mocno i namiętnie. Jęknęła, chwytając mnie za głowę i wsuwając palce między włosy.
– Boże. – Rozłączyliśmy się, a ona zamknęła oczy i oparła czoło o moje. – Nigdy bym nie przypuszczała, prawie rok temu składając papiery do pracy w szkole, że w za niecałe dwanaście miesięcy będę tutaj, z tobą. I zakocham się w niepełnoletnim uczniu klasy, w której prowadzę lekcje.
– Kocham twój uśmiech, kocham, jak mnie opieprzasz, jak maskujesz się w klasie przed innymi, udając, że nic nas nie łączy. Kocham twoje ciało, twoje włosy, twój głos, zapach i ciepło, które roztaczasz. Kocham też, jak seksowna jesteś i jak dobrze mi z tobą w łóżku. – Zakończyłem wywód.
Uśmiech, jakim mnie obdarowała, był najpiękniejszy i najbardziej radosny, od kiedy ją poznałem. Tak wyglądała prawdziwa miłość. – Stwierdziłem lata po tym zdarzeniu, odgrzebując jej twarz w samochodzie w odmętach pamięci.
Niecałe trzy godziny później byliśmy na miejscu. W recepcji meldowała się tylko Beatka, ja nie dysponowałem dowodem, poza tym na szczęście wystarczyła jedna osoba, a ja w ogóle nie podałem swoich danych.
To akurat świetnie się składało, chciałem uniknąć pozostawiania za sobą jakichkolwiek śladów.
– Boże, ale pięknie i spokojnie. – Dostaliśmy domek z widokiem na jezioro, rozstawiliśmy leżaki i rozwaleni na nich, obserwowaliśmy zachód słońca.
– Co robimy wieczorem? – zapytałem. Ośrodek był prawie pusty, zajęte było kilka domków, ale daleko od nas. Mieszkaliśmy w zasadzie sami w głuszy.
– Jak to co? Będziemy się kochać, całą noc. Mam nadzieję, że jesteś przygotowany, bo zamierzam cię dzisiaj ostro przećwiczyć. – W jej uśmiechu kryło się podniecenie. Potrafiłem to rozpoznać bez pudła. Wstałem, klęknąłem przy jej leżaku i pocałowałem ją lekko.
– Mam ochotę mówić ci cały czas, że cię kocham – wyszeptałem.
– Wiem, a ja czuję się, jakbym znowu miała siedemnaście lat. Motyle w brzuchu i skoki adrenaliny na twój widok. – Przerwała na chwilę. – Idziemy razem pod prysznic?
Otworzyłem szeroko oczy. Że też na to nie wpadłem wcześniej.
– No pewnie, ale ja myję ciebie, a ty mnie. – Dodałem, puszczając do niej oko.
– To nie wyjdziemy stamtąd do rana, bo zaczniemy się kochać. Nie wytrzymam długo, jak będziesz mnie dotykał. – Wpatrywała się we mnie rozpalonym spojrzeniem, wsunąłem jej rękę między uda i przesuwałem powoli w górę i dół po powierzchni cipki. Jęknęła cicho, zamknęła oczy i rozsunęła lekko nogi. Pieściłem ją jeszcze przez moment, po czym przerwałem i zarządziłem wymarsz do mycia.
Skończyliśmy toaletę wieczorną godzinę później.
A spać poszliśmy o piątej rano.
Mieliście kiedyś wrażenie, że jesteście w miejscu i sytuacji, w której wszystko składa się idealnie, układ planet jest perfekcyjny, a osoba, która wam towarzyszy, jest dopasowana do was, niczym element puzzli?
Jeśli tak, to wiecie, jak wtedy się czułem. A jeśli nie, no cóż, wasza strata.
Mógłbym opisywać ze szczegółami, co wtedy robiliśmy. Nie myślcie sobie, że spędziliśmy cały wyjazd w łóżku, o nie. W dzień plaża, wieczorem spacery, przytulanie i ładowanie emocjonalnych baterii, a w nocy seks.
Seks.
Niedopowiedzenie.
Momentami zachowywaliśmy się jak zwierzęta. Próbowaliśmy wielu rzeczy, Beatka zgodziła się nawet na anal, zresztą sama go zaproponowała. Poznałem każdy centymetr jej ciała, czułem jej zapach wszędzie i o każdej porze, słyszałem w głowie śmiech, poważny głos, kiedy opowiadała o rozwodzie z mężem, radosny, kiedy poznałem wrażenia z przyjścia do szkoły i pierwszej styczności ze mną czy namiętny, kiedy kochaliśmy się i szeptała mi do ucha różne słowa, pokazujące jak jest jej dobrze.
Czasem kochaliśmy się też w dzień, kiedy naszła nas ochota. Zachowywaliśmy się jak młoda para, całkowicie anonimowi, na odludziu i w miejscu, gdzie nikt nie miał prawa nas znać.
W niedzielę, podczas powrotu do Warszawy oboje byliśmy w radosnym nastroju. Opaleni, uśmiechnięci, naładowani oksytocyną, pełni miłości. To był najlepszy czas w moim życiu, nigdy wcześniej, a tym bardziej później nie przeżyłem takiej feerii uczuć, co w trakcie tego magicznego weekendu.
---
Powrót do szkoły zdawał się formalnością. Większość ocen miałem wystawionych, potem szybkie zakończenie roku i…
Wakacje.
Zaplanowaliśmy, że będziemy się w dalszym ciągu spotykać u niej i spróbujemy gdzieś razem znowu wyjechać. Zakochaliśmy się w sobie na zabój, ja zacząłem snuć już w swej młodzieńczej naiwności plany na wspólną przyszłość.
Dwa dni przed zakończeniem roku odbywała się ostatnia lekcja z angielskiego. Traktowałem ją jako formalność, miałem wcześniej wystawioną piątkę, a ocena była zasłużona. Angielskim władałem najlepiej w grupie i nikt nie mógłby mi zarzucić, że najwyższą ocenę mam tylko i wyłącznie z powodu rżnięcia od kilku miesięcy nauczycielki prowadzącej zajęcia.
W klasie siedziało kilka osób, większość po wystawieniu ocen stwierdziła, że nie ma sensu przychodzić do szkoły. Pewnie też bym tak zrobił, ale chciałem ją zobaczyć i obgadać najbliższy weekend. Pięć minut po dzwonku Beatki w dalszym ciągu nie było w klasie, po kwadransie zaniepokoiłem się i stwierdziłem, że sprawdzę, co się dzieje.
Zapukałem do pokoju nauczycielskiego. Otworzył mi Sandał. Odsunąłem się na bezpieczną odległość, żeby nie zarobić po gębie smrodem z jego papy.
– Dzień dobry, profesorze. Mieliśmy mieć zajęcia z profesor Smolińską, ale nie ma jej w sali.
– Cześć, Niemczycki. Zaraz sprawdzę. – Pierdolnął mi drzwiami przed nosem.
Czekałem kilkanaście sekund, po czym Podlaszczak wrócił.
– Profesor Smolińska jest na zwolnieniu, możecie iść do domu albo robić, na co tam macie ochotę. Poza tym – spojrzał na mnie z uwagą – zajmij się czymś, co robią chłopaki w twoim wieku. Dupeczki, imprezki. Są wakacje, a ty w szkole gnijesz. No, to cześć – Zadowolony z siebie zakończ wywód.
Drzwi zamknęły się przed moim nosem.
Co się z nią stało? Znowu zwolnienie? Nie była chora, kiedy ostatnio się widzieliśmy.
Zaniepokojony, ale nie panikujący wyszedłem ze szkoły i ruszyłem na przystanek autobusowy. Kwadrans później znalazłem się pod blokiem. Na murku oczywiście nie było plusa, ale nie oczekiwałem, że się tam znajdzie. Wpadłem jak burza do klatki schodowej, winda wlokła się przeraźliwie wolno. Wyskoczyłem jak z procy na ósmym piętrze, podbiegłem do jej drzwi i zapukałem trzy razy. Tak jak zawsze.
Cisza.
Zapukałem po raz drugi.
I trzeci.
Wreszcie usłyszałem kroki, szczeknięcie zasuwy, drzwi otworzyły się.
Uchyliłem je powoli.
Beatki nie było.
– Skarbie? – Wszedłem ostrożnie do środka i zamknąłem drzwi na zamek.
– Jestem w pokoju. – Odpowiedział mi stłumiony głos. Wiedziałem, że coś się stało.
Miała zapłakana twarz, zapuchnięte oczy i obłupany lakier na paznokciach. Chyba z nerwów, choć nie miałem pojęcia, czym się tak zestresowała.
– Kochanie. – Dopadłem do niej i przytuliłem. – Co się stało?
Odsunęła się ode mnie i usiadła na kanapie, nerwowo wyłamując ręce. Po chwili zaczęła płakać, a łzy płynęły jej po policzkach.
– Beata. – Zacząłem się niepokoić. – Powiedz mi, co się stało!
– Dzisiaj rano miałam rozmowę z dyrektor szkoły. – Łamiącym głosem zaczęła mówić. – Boże. – Zapłakała znowu.
– Skarbie, kurwa mać, co się dzieje? – Klęknąłem przy niej i objąłem. Tym razem przytuliła się i rozpłakała na dobre. Cierpliwie czekałem, aż się uspokoi, po kilku minutach przestała chlipać. Podałem jej chusteczkę do nosa i patrzyłem wyczekująco.
– Ktoś widział nas na Mazurach, poznał, zrobił zdjęcia i doniósł do dyrekcji. Oczywiście anonimowo. Dostałam możliwość odejścia za porozumieniem stron, jeśli tego nie zrobię, dostanę dyscyplinarkę. – Zapłakała znowu. – Udało mi się wywalczyć w rozmowie, żeby nie powiadamiano twoich rodziców. Nie chciałam dodatkowo, żebyś ty miał kłopoty.
Zamarłem, zmrożony wiadomościami.
Jak to możliwe?! Przecież byliśmy kilkaset kilometrów od Warszawy. Jak, do kurwy nędzy, trafił się ktoś, kto nas rozpoznał?!
– Poczekaj. Przecież tragedia się nie dzieje. – Starałem się mówić powoli i spokojnie, żeby nie podkręcać jej emocji. – Przeniesiesz się do innej szkoły, ale będziemy mogli dalej się spotykać. Nic tak naprawdę się nie stało.
Rozpłakała się jeszcze raz, zanosząc się, wtuliła w moje ramię.
– Skarbie? – Wymusiłem, żeby spojrzała w moją twarz. – Czemu płaczesz? Przecież możemy dalej ze sobą być.
Patrzyła mi przez chwilę w oczy, badając moje odczucia.
– Nie możemy być dłużej razem. – Słowa, które padły, były jak grom z jasnego nieba. – Obiecałam w rozmowie z dyrekcją, że zerwę z tobą wszelkie kontakty, a wtedy nie zostanę oskarżona o uwiedzenie ucznia. – Jej dolna warga drżała. – Proszę, nie miej do mnie żalu.
Usiadłem na krześle, porażony wiadomościami.
– Ale. – Zbierało mi się na wymioty. – Przecież możemy zaczekać, aż skończę osiemnaście lat, za rok, a później policja i dyrekcja będą mogły się odpierdolić.
– Nie, Michał. – Pokręciła smutno głową. – To niemożliwe. To… – Urwała i zaczęła płakać, ale po chwili walcząc ze sobą, przestała. – To był błąd, nigdy nie powinnam do tego dopuścić. Ty jesteś jeszcze dzieckiem, a ja dorosłą osobą, w dodatku pedagogiem. Nie możemy być razem i nie będziemy.
Miałem ochotę zwymiotować na podłogę. Patrzyłem na nią, ale jej nie widziałem. Obraz rozmywał się z nerwów, wściekłości na skurwysyna, który doniósł, dyrekcję, która zmusiła ją do tego kroku, wreszcie na nią, że zwątpiła w nas i we mnie.
– Beatko, kochanie. – Pierwsza łza popłynęła po moim policzku. – Proszę cię, nie rób tego. – Runąłem do jej nóg i objąłem kolana. – Przecież kochamy się. To nic dla ciebie nie znaczy? Beata! – Potrząsnąłem nią.
– Dlaczego jesteśmy karani? Przecież nie zrobiliśmy nic złego! Za to, że się kochamy, mamy cierpieć? Kurwa!
– To nie tak i dobrze o tym wiesz.
– Co wiem??? Że jakiejś kurwie przeszkadzało nasze szczęście? Że świat jest pojebany, bo ocenia po pozorach? Tak, to wiem. I wiesz co? Pierdolę to! Idę do dyrektorki, najwyżej wyjebią mnie ze szkoły. Nie zależy mi. – Zerwałem się w kierunku wyjścia.
– Michał, nie rób tego! – Pobiegła za mną. – Michał, proszę cię!!! – Krzyknęła histerycznie. – Kurwa mać, Michał!!! – Złapała mnie za koszulkę i odwróciła siłą. – Kochanie, nie rób tego, błagam cię. – Rozpłakała się tak mocno, że zanosiła się powietrzem, nie mogąc złapać tchu. Wtuliłem jej twarz w swoje ramię i patrząc bezmyślnie w okno, zagryzałem usta, tłumiąc płacz, a łzy płynęły policzkach.
– Chodź do pokoju, usiądziemy. – Łamiącym głosem wyszeptała mi w ucho. Uspokoiliśmy się po kilku minutach.
– Jeśli pójdziesz do szkoły, nam nic to nie da, ja wylecę z wilczym biletem, a twoi rodzice zostaną wezwani do szkoły i dowiedzą się o wszystkim. Nie chcę im sprawiać bólu, lubię ich. – Patrzyłem w jej zapłakane oblicze, jakże różne od radosnego sprzed kilkunastu dni i zaciskałem z wściekłości pięści.
– Poza tym obiecałam ci kiedyś, że nigdy nie zrobię ci krzywdy i obietnicy zamierzam dotrzymać. Pamiętasz? – Pokiwałem głową. – Mam trzydzieści lat, ty siedemnaście. Chciałabym mieć dziecko, a ty jesteś na to za młody…
– Może to mnie pozwolisz zdecydować, do cholery. – Przerwałem jej wściekły. – Związek polega na partnerstwie, a nie za podejmowaniu decyzji za kogoś.
– Michał, proszę cię. – Wzniosła oczy do góry. – Wiesz, że to nie ma przyszłości. A co jak za dwa lata nagle spodoba ci się koleżanka ze studiów? Albo ja się roztyję, zbrzydnę? Między nami jest trzynaście lat różnicy. Trzynaście! – Podkreśliła. – To był mój błąd, nigdy nie powinnam tego zaczynać. – Kolejna łza popłynęła po jej policzku.
– Błąd? To co razem przeżyliśmy, nazywasz błędem? – Wstałem, patrząc na nią z góry. – Kłamiesz, żeby się mnie pozbyć. Żeby ułatwić sobie zadanie, wmawiasz sobie to, co właśnie mi powiedziałaś. – Dopadłem do jej kolan. – A ja cię kocham i nie pozwolę cię skrzywdzić. Jeśli będzie trzeba, pójdę na wojnę, o ciebie.
– Mój kochany. – Uśmiechnęła się smutno i przeczesała palcami moje włosy. – Mój chłopczyk. – Pocałowała mnie lekko. – Idź, uwalniam cię od siebie. Niech ci się wiedzie, Michale. Dziewczyny w szkole oglądają się za tobą, nie zwracałeś na nie uwagi, bo byłeś wpatrzony we mnie, ale tak jest. Choćby Agnieszka. Podobasz się jej, to inteligentna, zabawna i piękna dziewczyna.
– Pierdolę serdecznie Agnieszkę, jej inteligencję i co tam jeszcze ma. – Wywarczałem wściekły.
– Nie mów tak, Michałku. – Pocałowała mnie jeszcze raz. – Idź już.
Ścisnęło mnie okrutnie w gardle, kiedy zrozumiałem, że to naprawdę koniec.
– Zróbmy to po raz ostatni. Kochajmy się, na pożegnanie – poprosiłem błagalnie.
– Nie, skarbie. Nie możemy tego zrobić.
– Dlaczego, do jasnej cholery? Dlaczego jesteś tak uparta?
– Bo jeśli będę się teraz z tobą kochać, mimo że pragnę tego, jak niczego innego w świecie, to po wszystkim wiem, że złamię się i pozwolę ci zostać, a to wydarzyć się nie może.
Coraz bardziej przerażony tym, co zaraz się stanie, podniosłem się z kolan i zadałem pytanie, które zawisło między nami, niczym Miecz Damoklesa.
– Więc to naprawdę koniec?
Zagryzła nerwowo wargę, walcząc ze sobą. Próbowałem wzrokiem zmusić ją do zmiany decyzji.
– Przykro mi, Michał. To koniec. – Słowa były jak wyrok.
Wydawała się taka drobna, delikatna i podatna na ból. Miałem ochotę wytargać ją za włosy, ale jedyne co byłem w stanie zrobić, to odwrócić się i uderzyć z całej siły pięścią w ścianę, rozwalając sobie rękę i łamiąc kości śródręcza.
– Przestań, idioto. – Krzyknęła przez łzy. – Zrobisz sobie krzywdę!
– A co cię to kurwa obchodzi? Przecież to koniec, nie kochasz mnie, prawda? Powiedz to! – Krzyknąłem i poszedłem do niej, chwytając ją za brodę i wymuszając spojrzenie na mnie. – Zostawiasz mnie, porzucasz, jak niepotrzebny przedmiot. Zużyty. A ja sobie bez ciebie nie dam rady. – Zapłakałem, ale siłą woli udało mi się powstrzymać łkanie. – Powiedz „nie kocham cię, Michał”, jeśli to zrobisz, wyjdę i nigdy mnie nie zobaczysz. Jeśli tego nie powiesz, zostanę i będę o ciebie walczył wszelkimi środkami, rzucę szkołę, jeśli będzie potrzeba i przeniosę się do innej. Wyprowadzę się od rodziców, pójdę do tymczasowej pracy. Tylko błagam. – Uklęknąłem, rozwarłem jej ściśnięte, zimne jak lód dłonie i pocałowałem wnętrze obu. – Nie zostawiaj mnie. Nie dam sobie bez ciebie rady.
Patrzyła mi przez chwilę, prosto w oczy, po czym dotknęła mojego policzka, pocałowała mnie lekko w usta i wyszeptała.
– Nie kocham cię, Michał.
Agresja rosła we mnie z każdą sekundą, miałem ochotę otworzyć okno i zacząć wyrzucać meble. Powstrzymałem się jednak ostatkiem sił, spojrzałem na nią, po raz ostatni, przeleciałem wzrokiem pokój, w którym spędziłem tyle czasu, wreszcie zdjąłem z ręki opaskę, kupioną mi w prezencie w Rucianem i nie odwracając się, zamknąłem cicho drzwi za sobą.
---
– Co się panu stało? – Lekarz w szpitalu oglądał rękę.
– Zamiast w gruszkę bokserską trafiłem w ścianę. – Skłamałem gładko.
– Ściana cała? Bo pańska ręka wygląda, jakby przejechał po niej samochód. Musiał pan rąbnąć z całej siły.
Miałem ochotę zajebać tak samo głową, żeby przestać myśleć. O niej.
– No, lekko nie uderzyłem, to fakt – bąknąłem w odpowiedzi.
– No nic, czeka pana gips na trzy tygodnie. Kości są złamane, ma pan szczęście, bo gdyby walnął pan nieco mocniej, skończyłoby się operacją.
Nie zareagowałem, mając głęboko gdzieś jego odpowiedź. Równie dobrze mogliby mi amputować dłoń, najwyżej trzepałbym się lewą.
– Dziękuję, panie doktorze. – Jakiś czas później, z gipsem na dłoni stałem przy drzwiach gabinetu.
– Proszę przyjść za trzy tygodnie, zrobimy rentgen i zobaczymy, jak się zrosły kości. I proszę darować sobie na razie boks, a przynajmniej oszczędzać drugą rękę.
Powrót do domu zajął mi dwie godziny. Jeździłem autobusem po mieście bez celu, włócząc się i płacząc po bramach. Rodzice czekali zaniepokojeni w salonie, a kiedy wszedłem do przedpokoju, oboje wpadli do niego jednocześnie.
– Boże, synku, co się stało? – Matka oglądała rękę, ojciec domyślił się, o co chodzi i wycofał błyskawicznie.
– Nic, mamo. Trenowałem na gruszce bokserskiej na siłowni i zamiast w gruszkę trafiłem w ścianę. – Bajka, którą sprzedałem lekarzowi, okazała się skuteczna również w przypadku matki.
– Musisz być bardziej ostrożny. W końcu naprawdę coś sobie zrobisz. – Westchnęła ciężko. – Martwiliśmy się z tatą.
– Nic mi nie jest. – Przerwałem jej, może trochę za ostro. – Przepraszam, pójdę do siebie. – Wstałem i cicho zamknąłem drzwi do swojego pokoju.
Piętnaście sekund później wyłem w poduszkę, tłumiąc płacz i wycierając łzy w poszewkę. Nie mogłem się powstrzymać, a przed oczami cały czas miałem ją.
Śmiejącą się, poważną, rozemocjonowaną, podnieconą, smutną, płaczącą.
Kurwa, oszaleję! Boże, daj mi siłę, żeby to przetrwać, pierdolnę sobie w łeb albo skoczę z okna!
Nie miałem pojęcia, ile czasu minęło, ale minimum dwie godziny. Rozległo się pukanie, po czym w drzwiach ukazała się głowa ojca.
– Mogę? – zapytał. Kiwnąłem twierdząco, nie odpowiadając.
Usiadł obok mnie, nie pytając i nie komentując. Trwaliśmy tak w ciszy dobry kwadrans, po czym odwrócił się w moją stronę, objął i przytulił mocno.
Zapłakałem ponownie, uwalniając wszystkie emocje z tego dnia. Wyłem i łkałem, wyrzucając z siebie żal, rozpacz i poczucie utraconej miłości. Nie wyobrażałem sobie życia bez niej, a jednocześnie nie miałem z kim na ten temat porozmawiać. A na pewno nie mogłem powiedzieć o tym rodzicom.
Uspokoiłem się po dłuższej chwili, ojciec podał mi chusteczkę.
– Dziękuję, tato. – Spojrzałem na niego. – Nie za chusteczkę, za to, że jesteś.
– Kobiety przychodzą i odchodzą, synu. Najważniejszy jesteś ty i to, co masz tutaj. – Postukał w głowę.
– Może i tak – odparłem bez przekonania. – Pójdę już spać.
– Jakbyś chciał pogadać, wiesz gdzie mnie szukać.
– Tak, dziękuję. Dobrej nocy, tato.
Przepłakałem całą noc, nie zasnąłem nawet na sekundę.
---
Na zakończeniu roku siedziałem obok Gruchy. W ostatnich tygodniach zamieniliśmy się miejscami z Jordanem, on zaczął lepiej dogadywać się z Kotkiem, a ja złapałem flow z Gruchą. Cała czwórka widziała, w jakim jestem stanie, włącznie z rozjebaną ręką, ale na pytanie, co się stało i moją reakcję w postaci spojrzenia, które kończyło dyskusję, przestali pytać o cokolwiek.
– Michał Niemczycki, gratulacje. – Zalewska wręczyła mi świadectwo z czerwonym paskiem. Podziękowałem i ciężko opadłem na krzesło w ławce. Miałem ochotę zniknąć stamtąd jak najszybciej.
– Niemiec, poczekaj. – Mój plan zaczął się realizować, wymknąłem się niepostrzeżenie z klasy i szkoły, ale na moje nieszczęście Grucha dogonił mnie w połowie drogi na przystanek. – Stary, poczekaj, kurwa mać. – Stanął przede mną. – Chcesz papierosa?
Usiedliśmy na ławce kilka metrów dalej. Wziąłem od niego Marlboro z paczki i zapaliłem. Smakował ohydnie, jak suche liście.
– Co się dzieje? Widzę, że coś się odjebało, ale nie chcesz z nikim rozmawiać. Jestem twoim najlepszym kumplem. Powiedz mi.
Ukryłem twarz w dłoniach i zapłakałem. Zdziwiony Grucha nieśmiało położył rękę na moich plecach, po chwili wtuliłem się w niego i próbowałem uspokoić.
– To zostaje tylko między nami. Nie wie o tym nikt poza mną i osobą, o której zaraz się dowiesz. – Wstrzymałem oddech. – Ktoś, z kim pojechałem w Boże Ciało, a kogo kryłeś, to była profesor Smolińska.
– Co, kurwa? – Wybałuszył oczy. – Jak to, profesor Smolińska? Gdzie ty z nią jechałeś?
– Miałem z nią romans, od czterech miesięcy. – Gdyby można było zmierzyć poziom opadu szczęki, Grucha swoją położyłby na ziemi. – W weekend z Bożym Ciałem pojechaliśmy razem do Rucianego–Nida. Żeby pobyć tylko we dwójkę. I kochać się, tulić, zresztą co ja ci będę tłumaczył. Przecież wiesz, co robi się z dupami. A ona. Zamilkłem na chwilę. – Stary, jak ją kocham, nie dam sobie bez niej rady. – Załkałem ponownie, ukrywając twarz w dłoniach.
– Poczekaj, powoli. Jak to miałeś romans ze Smolińską? Z naszą rudą od anglika?
– A znasz inną Smolińską?
– No… nie. Nie jestem w stanie sobie nawet tego wyobrazić. Jak to się w ogóle stało?
– Pamiętasz, jak dostałem pałę ze sprawdzianu półrocznego?
– No…
– Zostałem poprawiać na lepszą ocenę. I poprawiłem.
– Nie pierdol, że wtedy zaczęliście.
– Nie do końca, ale wtedy do czegoś tam między nami doszło. Drugi raz był w szkole, przed Wielkanocą. A później już u niej w domu, no i na Mazurach.
Zaległa cisza. Grucha zerkał na mnie co rusz.
– Michał – powiedział do mnie pierwszy raz od dawna po imieniu. – W życiu bym nie przypuszczał, jaki jest powód twoich zmartwień. Ale nie jesteś sam, masz mnie. Zawsze ci pomogę. I będę milczał, jak grób.
– Dzięki, stary. – Wzruszyłem się. – Naprawdę to doceniam.
Znowu zamilkliśmy. Proces oczyszczania trwał, musiałem wszystko z siebie wyrzucić.
– Na Mazurach ktoś nas rozpoznał, zrobił nam zdjęcia i wysłał do dyrekcji. Jakaś kurwa, której przeszkadzało nasze szczęście. Beata dostała wybór, odchodzi sama i zrywa ze mną kontakt albo wyleci z wilczym biletem i dostanie zarzuty o uwiedzenie nieletniego oraz nieobyczajne prowadzenie się, czy coś w tym stylu. – Dodałem ponuro, zaciągając się papierosem. Wyjąłem kolejnego z paczki i odpaliłem od pierwszego.
– Byłem u niej przedwczoraj. Zapłakana oznajmiła mi, że to koniec. Próbowałem ją przekonać, ale to nic nie dało. Stwierdziła, że to był błąd, że to ona powinna to uciąć od razu, a nie mnie uwodzić.
– Kurwa, stary. Ja pierdolę. – Grucha złapał się za głowę. – Wyrwałeś najlepszą dupę w całej szkole. Spośród uczennic i nauczycieli. Jak ty to kurwa zrobiłeś?
Nie odpowiedziałem, uśmiechając się smutno.
– No dobra, ale to już naprawdę koniec? Nie ma szans, żebyście do siebie wrócili?
– Nie. – Odpowiedziałem twardo. – To koniec.
– Wiesz. – Rzucił po chwili ciszy, po czym zgasił papierosa pod butem i wstał. – Są jeszcze inne kobiety na świecie. Jakieś trzy i pół miliarda.
Spojrzałem na niego jak na kosmitę.
– Chuj mnie to obchodzi.
– Nie pierdol, teraz jesteś pod moją opieką. Dzisiaj impreza na zakończenie roku u Jordana na chacie. Będzie Agnieszka, ona na pewno się tobą zainteresuje. – Uśmiechnął się, a ja na myśl o koleżance z klasy miałem ochotę zwymiotować. – Ale akcja, ja jebię. – Złapał się znowu za głowę. – Przysięgam, że będę milczał, jak grób. – Spoważniał.
– Wiem, Maciek, wiem. – Wstałem z ławki i wyciągnąłem rękę. – Chodźmy do domu.
---
EPILOG
– A pamiętacie, imprezę na zakończenie drugiej klasy? Ale się Niemiec z Gruchą nawalili.
Siedzieliśmy w knajpie na Starówce, popijając drinki i wino. Ja nie piłem, byłem kierowcą. Mały postanowił po prawie trzydziestu latach zebrać większość ekipy i spotkać się.
Stwierdziłem, że czemu nie? Dawno ich nie widziałem, niektórych od matury.
Agnieszka również nie miała nic przeciwko.
Moja żona trzymała mnie za rękę i śmiała się razem ze mną z żartów i historii z dalekiej oraz nieco zapomnianej przeszłości. Wspomnienie tej imprezy było szczególne, tylko Grucha i ja znaliśmy powód naszego pijaństwa. Mój przyjaciel pomógł mi opić stratę kobiety, która była dla mnie przeznaczona i tylko niesprawiedliwość tego pieprzonego świata oraz jego kretyńskie w moim mniemaniu zasady zabrały mi ją na zawsze.
Na spotkaniu pojawiło się sześć osób z klasy z osobami towarzyszącymi. Niezbyt dużo, ale to dobrze. Przyszli ci, z którymi się trzymałem. Wspomnienia przestały boleć przez lata i zmieniły się z otwartych, palących ran w zgliszcza. Przypomnienie imprezy wywołało w głowie obraz Beatki i ze zdziwieniem stwierdziłem, że wciąż czuję delikatny ból z powodu jej straty. Nie pożar prerii, który opanował mnie na kolejne kilkanaście miesięcy po rozstaniu z nią, ale ukłucie i poczucie straty nadal we mnie tkwiło.
– Powód naszego upicia się był znany tylko dla Gruchy i mnie. – Niespodziewanie dla wszystkich zabrałem głos, po chwili ciszy. – On jako jedyny dowiedział się historii. – Zaczerpnąłem głęboko powietrze. – W wiosennym półroczu drugiej klasy miałem romans z profesor Smolińską.
Zaległa gwałtowna cisza, a jedenaście głów wpatrywało się we mnie z rosnącym zadziwieniem. Spojrzałem na Agnieszkę, miała szeroko otwarte oczy, a jej dłonie były zimne.
– Niemiec, co ty pierdolisz. Jak miałeś romans ze Smolińską?! Przecież wszyscy wiedzieli, że się w niej bujałeś, ale ona była od ciebie prawie drugie tyle starsza.
– Dokładnie trzynaście lat. – Doprecyzowałem. – Sypialiśmy ze sobą od marca do czerwca. Rozstaliśmy się, bo ktoś podczas wspólnego wyjazdu we dwoje na Mazury rozpoznał nas, zrobił zdjęcia i doniósł do dyrekcji. Dostała alternatywę, albo sama odchodzi i sprawę zamiatamy pod dywan, albo dostaje zarzuty o nieobyczajne prowadzenie się i uwiedzenie nieletniego. Zerwała ze mną i odeszła ze szkoły, a dyrekcja obiecała, że poza dyrektorką, mną i Beatą nikt nie będzie o tym wiedział. Wszyscy dotrzymali słowa, włącznie z Gruchą, który zabrał ze sobą tajemnicę do grobu.
Zaległa taka cisza, że nawet okoliczne ptaki przestały śpiewać. Na twarzach pozostałych widziałem zdziwienie, szok, niedowierzanie. Żona patrzyła na mnie jak na kosmitę.
Po co to wtedy powiedziałem? Nie mam pojęcia. To był instynkt. Może po to, żeby między mną, a Agnieszką stało się to, co wydarzyło się chwilę później?
– Stary, ja jebię. – Mały miał już nieźle w czubie, podrapał się po łysinie. – Przecież to jest kurwa jakiś haj, co ty opowiadasz, jaka Smolińska. Nie wkręcasz nas?
– Kochałem ją jak nikogo na świecie. – Wyszeptałem. – Mieliśmy być razem i pewnie byśmy byli, do dzisiaj. Przepraszam. – Wstałem od stołu, czując, że zaraz się rozpłaczę i wyszedłem na papierosa.
– Chcę jechać do domu. – Agnieszka dołączyła do mnie minutę później.
– Skończę i możemy wychodzić. – Odparłem, oddychając głęboko i zerkając na nią. Nie patrzyła w moim kierunku.
– Kim ty jesteś, Michał? – Wypaliła w samochodzie, kiedy ruszyliśmy spod restauracji.
Nie odpowiedziałem, patrząc na drogę.
– Przez ten cały czas, kiedy łaziłam za tobą, próbując ci pomóc, zainteresować cię sobą, ty najpierw pieprzyłeś tę rudą kurwę, a później wzdychałeś za nią przez lata, jak jebany Wokulski?! – wykrzyczała. – Ty kłamco!
– Uważaj – warknąłem ostrym tonem.
– Bo co? Co mi zrobisz? Będziesz romansował z kimś innym na boku?! Kurwa, z kim ja żyję przez tyle lat?!
– Wyrzucanie mi, że nie powiedziałem ci o Beacie, jest jebaną hipokryzją. Przypominam, że zanim za mnie wyszłaś, zostawiłaś mnie dwa razy dla jakichś przydupasów. Dwukrotnie! – Wykrzyczałem. – Rozumiem, jeden raz, ale dwa razy to już nie przypadek. A ty masz, kurwa, czelność, żeby wypominać mi romans, który przeżyłem jeszcze w szkole, zanim zaczęliśmy ze sobą być? – Spojrzałem na nią. – Nie chce mi się z tobą gadać, Agnieszka. – Próbowała jeszcze coś powiedzieć, uciszyłem ją gestem dłoni. – Zamilcz już, proszę.
– Chcę rozwodu. – Szepnąłem kilkaset metrów od domu. Spojrzała na mnie przeciągle, ale nie odezwała się słowem.
---
Dwa miesiące później siedzę samotnie w domu. Dzień po imprezie złożyłem papiery rozwodowe, Agnieszka podpisała je bez słowa.
Dobrze, że nie próbuje ze mną walczyć. Dzieci nie mamy, a nasze małżeństwo zawsze było dziwne. Byliśmy ze sobą bardziej z rozpędu i przyzwyczajenia, niż z powodu prawdziwych uczuć, miłości i namiętności. Oczywiście, gdybyśmy czuli się ze sobą źle, to nigdy nie wzięlibyśmy ślubu, ale gdybym miał porównać małżeństwo z Agnieszką ze związkiem z Beatką, to…
Nie ma czego porównywać. Beata była ideałem, a Agnieszka substytutem. Przykro mi z tego powodu, ale uświadomiłem to sobie w chwili, gdy podpisała papiery.
W wieku prawie czterdziestu sześciu lat jestem samotnym rozwodnikiem bez rodziny. I siedząc przed komputerem, zdałem sobie właśnie sprawę, że nie mam nic, poza pracą tłumacza przysięgłego. To spuścizna po Beacie, zaciąłem się i doszlifowałem angielski w takim stopniu, że zdałem maturę na szóstkę, poszedłem na anglistykę i mam zawód, z którego czerpię nieźle profity.
Czy jestem szczęśliwy?
Odpowiedzcie sami na to pytanie. Ja nie wiem.
Do dzisiaj nie mam pojęcia, kto i dlaczego na nas doniósł. Może ktoś ze szkoły odkrył romans, nas śledził? A może na miejscu był ktoś, kto nas rozpoznał?
Beatki nie ujrzałem już nigdy, poszedłem w połowie lipca do jej mieszkania, próbując porozmawiać po tym, jak ochłonąłem, wszystko przemyślałem, zaplanowałem i uznałem, że uda mi się przekonać ją, że nie wszystko stracone. Mieszkanie było zamknięte, a na moje pytanie, co stało się z tą panią, staruszka z drugiego końca korytarza powiedziała, że pani wynajmowała mieszkanie i wyprowadziła się z końcem czerwca. Nie wiedziała, dokąd.
Jak pewnie się domyślacie, wakacje spędziłem w samotności, opłakując stratę i tłumiąc w sobie ból. Przez kolejne lata powoli, bardzo powoli, wygaszałem pamięć o niej, ale jej twarz i uśmiech wciąż pojawiały się co jakiś czas przed oczami. Jakby przesyłała mi telepatycznie swoje myśli i żądała, żebym o niej nie zapomniał. Ciekawe, czy ona myślała o mnie? Mam nadzieję, że tak.
Wspomnienia wracają ostatnio co rusz do niej, dzisiaj wyjątkowo często. Wciąż ją kocham, mimo że minęło prawie trzydzieści lat, uczucie nie wygasło, co najwyżej zostało uśpione i zagaszone. Starałem się wmawiać sobie, że to minęło, teraz wiem, że przez prawie trzy dekady żyłem w ułudzie.
A może…
Może by tak…
Och, kurwa…
Ogarnia mnie strach, lekka ekscytacja i niepewność. Wszystko przez pomysł, który właśnie wpadł do głowy. Nie chcę się za bardzo podniecać, żeby po nieudanej próbie nie przyszło gwałtowne rozczarowanie. Im dłużej jednak o tym myślę, tym więcej widzę procent szans na radosny finał.
Spróbuję ją odnaleźć.
Ma obecnie około sześćdziesiątki, pewnie jest już babcią.
To nieważne, nawet jeśli zbrzydła, waży sto pięćdziesiąt kilo, ma połowę zębów. I tak ją kocham.
Mam nadzieję, że żyje i ma się dobrze.
Nawet jeśli z kimś się związała, mężem czy partnerem, ma dzieci czy wnuki, chciałbym dać jej trochę ciepła i odwdzięczyć się za to, co ona przez ten krótki czas przekazała mnie.
Szacunek, wierność, namiętność, pasję, cierpliwość, oddanie, zaangażowanie.
Ech, to brzmi jak laurka anioła, wyidealizowany obraz kogoś, kogo nie widziałem od prawie trzech dekad. A wy możecie różnie sobie o mnie myśleć. Miękką fają robiony, emocjonalny atencjusz, szukający miłości sprzed lat. Niepoprawny romantyk i stary pierdziel. Tak, pewnie sam bym tak siebie nazwał.
Trudno, nic na to nie poradzę. Taki już jestem. Take it or leave it.
Ręce drżą, kiedy zasiadam do komputera i odpalam wszystkie możliwe media społecznościowe.
Że też kurwa wcześniej na to nie wpadłem! Jakieś kilkanaście lat temu…
Mam problem ze wpisaniem hasła, po trzech próbach w końcu udaje mi się trafić we właściwe klawisze, tak drżą mi z podniecenia i nerwów dłonie. Zaczynam od Facebooka, modlę się o to, żeby miała tam konto pod swoim nazwiskiem oraz zdjęcie. Oszczędziłbym sobie pracy i rozczarowania.
Mam nadzieję, że nie przefarbowała włosów.
Mam nadzieję, że pamięta mnie jeszcze.
Mam nadzieję, że będzie chciała ze mną rozmawiać, kiedy ją znajdę.
Mam nadzieję, że wciąż mnie kocha, bo ja ją tak. Najbardziej w świecie.
Trzydzieści minut później.
…
O kurwa, jest…
Ja pierdolę…
Huuh…
Trzymajcie kciuki.
Koniec.
---
„Przemoknięte serca miast
my szczęśliwi tym dniem
Bo choć zapomniał o nas świat
nie tracimy nadziei”
Edyta Bartosiewicz – „Opowieść”.
Słowa i muzyka – Edyta Bartosiewicz.
---
Post Scriptum.
Drodzy Czytelnicy.
Gdyby to był film, a nie opowiadanie, ujrzelibyście scenę przed napisami końcowymi. Kamerę, wycofującą się zza pleców piszącego do pani profesor na klawiaturze Michała, w tle grający utwór Edyty Bartosiewicz, a następnie ta sama kamera odnalazłaby sześćdziesięcioletnią Beatkę, biorąca smartfona do dłoni, marszczącą brwi w zdziwieniu i po przeczytaniu wiadomości, płaczącą z zaskoczenia i radości z zakrytymi dłonią ustami.
Zapiszcie proszę ten obraz w pamięci, gdyż przeczytana przed chwilą przez Was historia skończyła się dobrze, a Michał i Beatka, cytując niejakiego Rolanda Deschaina, już zawsze spędzali długie dni i szczęśliwe noce. Razem.
Z pozdrowieniami.
Lord.
1 komentarz
Gaba
Lord to Lord. Nie zawodzi. £apoTak - no pewnie! 💪👍
XXXLord
@Gaba dzięki za przeczytanie i dobre słowo 🙂