Od paru miesięcy bardzo źle się czułam, bolała mnie okolica miednicy, miesiączka trwała dla coraz dłużej i była bardzo obfita. Czułam, że coś jest nie tak, ponieważ zawsze mój okres zaczynał się i kończył z zegarkiem w ręku. Zauważyłam również, że nie oddaje moczu a dużo piję.
Chciałam porozmawiać o tym z mamą, lecz ona była zajęta kłótniami z ojcem i zarabianiem pieniędzy. Pomyślałam, ze koniecznie muszę udać się do ginekologa. Dostałam numer od mojej przyjaciółki do podobno najlepszego lekarza w naszym mieście i umówiłam się na wizytę następnego dnia. Nie ukrywam, że strasznie byłam zdenerwowana wizytą i myślałam o tym co mi się dzieje.
Wybiła godzina mojej wizyty.
Po krótkim wywiadzie przeprowadzonym przez Pana Doktora rozebrałam się i usiadłam na fotelu. Zrobiono mi usg, pobrano wymaz i teraz musimy czekać na wyniki. Pan Doktor cos już podejrzewał sugerując się badaniem usg, ponieważ zobaczył tam jakieś małe pecherzyki, ale kazał się nie martwić i czekać na wyniki. Po półgodzinnej wizycie ubrałam się, zapłaciłam i wyszłam. Na zewnątrz czekała na mnie przyjaciółka, która wystrzeliła jak z procy szeregiem pytań.
- No i jak? Co powiedział? Powiedział coś? Wszystko jest dobrze prawda? Tak? -Pytała roztrzęsiona.
- Musimy poczekać na wyniki. -Odpowiedziałam.
Po trzech dniach siedzenia jak na szpilkach dostałam telefon, ze muszę jak najszybciej stawić się w gabinecie. Wsiadłam w auto i po dwudziestu minutach byłam na miejscu. Wchodząc do gabinetu pierwsze co zobaczyłam to małą, białą karteczkę leżącą na biurku i mojego lekarza siedzącego na krześle obok.
Wersja robocza materiału.