
Po chwili znaleźli się już na pustym, dość mrocznym korytarzu, którego ściany zdobiły portrety przodków księcia de Taffanel. Korytarz prowdził do krętych, wiodących w dół schodów. Markiz i Baron schodzili w dół ostrożnie, w całkowitej prawie ciemności. De Lestak poślizgnął się na jednym ze stopni, z trudem odzyskując równowagę.
-Merde! -warknął Baron – czy księciu nie przyszło do główy żeby oświetlić te przeklęte schody?!
-Spokojnie baronie… książę miał bardzo dobry powód aby nie oświetlić tej części pałacu-odparł tajemniczo markiz. - Popatrz, już widać światło.
Czerwony migocący płomień lampy ustawionej u dołu schodów, oświetlał nieco ciemne, duszne wnętrze pomieszczenia do którego dotarli. W powietrzu dało się wyczuć ciężki, słodki zapach ambry, kwiatu pomarańczy i czegoś co trudno było uchwycić…
-Co my tu właściwie robimy de Sade?-zapytał z irytacją w głosie baron- Po co zaciągnąłeś mne do tych lochów?
-Pokojnie monsieur… zdaje się że obydwaj dążymy dziś do tego samego celu-odparł markiz. Gospodarz dzisiejszego balu znany jest nie tylko z zamiłowania do polowań. Być może słyszałeś o jego miłosnych upodobaniach?
De Lestac spojrzał zdumiony na markiza. Nie lubił plotek i nigdy nie interesował się zbytnio życiem innych. Szczególnie tym toczącym się w ich alkowach.
-Miłosnych upodobaniach-zapytał niby od niechcenia- co masz na myśli monsieur?
Markiz wskazał mu jedne z drzwi znajdujących się na końcu korytarza, spod których wudobywała się tajemnicza łuna zimnego, niebiekiego światła.
-Przekonasz się kiedy otworzymy te drzwi…-odparł enigmatycznie de Sade.
Mężczyźni przeszli przez duszny korytarz i znaleźli się przed tajemniczym wejściem. De Sade nacisnął klamkę i powoli otworzył drzwi.
Oczom ich ukazała się przestronna sala o białych, ozdobionych mozaiką ścianach. Na środku pomieszczenia stała fontanna z figurką pieknej, nagiej bogini trzymającej w swych dloniach dzban. Salę przyozdabiały wysokie, egzotyczne kwiaty.
Markiz i baron obeszli fontnannę dookoła, podziwiając precyzję z jaką został wykonany posąg. Szczególną uwagę zwracały duże, jędrne piersi posągu z pięknymi, sterczącymi kusząco sutkami. Widok ten przywołał w ich umysłach wspomnienie nocy spędzonej w pewnej komnacie…
Nagle ich uszu dobiegł cichy, kobiecy śmich. Odwrócili się obaj jednocześnie. Przed nimi stała piękna, ciemnowłosa kobeta w czarnej, ozdobionej złotymi roślinnymi motywami weneckiej masce, zakrywającej oczy i nos. Maska była jedyną rzeczą jaką miała na sobie stojąca przed nimi dama. Była zupełnie naga.
2 komentarze
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
violet
Dlaczego takie krótkie? Czekam z niecierpliwością!
czarnapani
@violet piszę na bierząco
Kolejna część in progress 
Szarik
Podoba mi się ten klimat, który tworzysz. Będę czekał na kolejną część.