Południe było bardzo gorące. Słońce paliło jego twarz pomimo cienia kapelusza, a prochowiec był pokryty pyłem piasku unoszącego się z nad gleby. Brakowało mu wody. Koń zmęczony powoli stąpał między kłującymi krzewinami i kaktusami po rozżaonych od słońca kamieniach. Do najbliżego miasteczka wciąż brakowało wiele mil, a gdzie sięgnąć oczyma ani jednej żywej duszy. Poza cykaniem cykad i skrzekiem wron, słychać było lekkie podmuchy wiatru. Gehenna podróży przez dzikie stepy i pustynie Nowego Meksyku trwała już kilka dni. Musiał uciec ścigany za niezliczone przestępstwa, omijając większe osady i stróży prawa. Zatrzymał się na chwilę, ściągając konia za lejce. Przez chwilę wydawało mu się dostrzec ludzką sylwetkę pomiędzy dwoma głazami. Obserwował uważnie. Postanowił zejść z konia, podejść by zbadać zjawisko. Nie mógł sobie pozwolić na żadne zasadzki, musiał być ostrożny. Był bardzo przezorny, wyjął z kabury rewolwer i powoli kierował się w stronę zjawy. Nie wydawało mu się. Zza kamieni wyszła młoda i urodziwa kobieta, pewna siebie z rewolwerem schowanym w kaburze, pomachała mu na powitanie z oddali i uśmiechając się serdecznie. Był skonsternowany, ze zdumieniem przetarł oczy i wcale mu się nie wydawało. Przecież to była ona! Rozpoznał ją od razu.
Nagroda za jej głowę była równie wysoka jak za samego Butch Cassidy. Poszukiwana była za liczne rozboje i zabójstwa, jednak jedno wydarzenie w jej kryminalnym życiorysie przypisało jej miano rzeźnika. Wystrzeliła całe miasteczko, zabiła wszystkich szeryfów, farmerów i przypadkowych przechodni, spaliła trzy domy i pięć wozów. Wszystko dlatego, że lokalni awanturnicy postrzelili jej konia. Wpadała w szał i rozpętała piekło jakiego nigdy nie doznali. Świadkowie zeznawali iż ujrzeli samego jeźdca apokalipsy.
To był bardzo łakomy cel. Gdyby tylko ją złapał żywą lub martwą, niedojże zostałby legendą bogatszą niż niejeden burmistrz miasteczek tego zaścianka, to jeszcze mógłby zostać oczyszczony ze wszystkich zarzutów jako bohater. Był gotowy ją postrzelić, był bardzo skory do strzelanin. Jej uprzejmość zbiła go z tropu, wydawała się taka niewinna i im dłużej na nią spoglądał tym bardziej nie mógł pociągnąć za spust. Schował broń z powrotem do kabury odwzajemniając powitanie machając do niej, uśmiechając się przy tym serdecznie. Być może później ją uwięzi i wyda szeryfowi. Ciekawość wzięła pierwszeństwo ponad żądzą zysku.
- Hej, co tu robisz sama na pustyni? - zagaił
- Witam pana, poluję na pumę. Powinieneś dać odpocząć swojemu koniu, jest wycieńczona a to będzie łatwy kąsek dla pum - odpowiedziała wskazując na jego Melissę
- Masz rację, powinna już odpocząć. Szukam dobrego miejsca na obóz - zapadła chwilowa pauza - Puma powiadasz. Jesteś łowczynią?
- Poluję, to wciąż dobre zajęcie.
- Więc tym się zajmujesz w wolnym czasie między rabowaniem banków i pociągów? - zaśmiał się
- Ha! Zabawnyś Ty
Zapadła kolejna pauza.
- Zgaduję tylko... po tym co powiedziałem nie zastrzeliłaś mnie ani nie uciekłaś. Wiem kim jesteś i mogę Cię wydać w każdej chwili żywą, ale mogę też Cię zabić. Ty jednak nic sobie z tego nie robisz. Jesteś w potrzebie, albo może to na mnie zasadzka, i gdzieś tam czają się Twoi koledzy gotowi strzelać?
- Jednak Ty też nic nie zrobiłeś. Tak mogłeś mnie już teraz tu związać i zabrać do szeryfa, a mimo to stoisz tu i się bezczelnie na mnie gapisz. Też wiem kim jesteś, widziałam Cię już z daleka jak błąkasz się po okolicy strzelając do wron. Mogłam Cię już dawno zdjąć karabinkiem, byłbyś już martwy. - śmiała się z niego i kontynuowała - Jestem tu sama i tak jak mówiłam poluję na pumę. Ale miło jest zobaczyć w końcu żywą duszę i się do kogoś odezwać. Potem może Cię zastrzelę
- Nie bez powodu polujesz na pumę. Twój koń padł ich ofiarą prawda? Ile już pieszo wędrujesz, musisz być wycieńczona? - kobieta spojrzała na niego, miał rację, była zrezygnowana - Zrobimy tak, pomogę Ci zapolować na pumę. Podzielimy się zarobkiem za skórę i podwiozę Cię gdzie będziesz chciała. Pomogę Ci nawet zdobyć nowego konia. Mam tylko nadzieję, że masz w zamian coś do picia i jedzenia, bo konam z głodu i pragnienia. To nie wszystko, pojedziesz również ze mną na północ i obrobimy bank, a jak wszystko dobrze pójdzie i będziesz przez ten czas grzeczna to może Cię nie zastrzelę i też nie wydam.
- Wiesz, mogłabym zawsze tu i teraz Ciebie zastrzelić i ukraść Ci konia i nie będę nic Ci winna.
- Mogłabyś to i tamto, a ja mógłbym to i owo. Żadne z mogłoby dzisiaj się nie wydarzy to jak to widzę. Spójrz na nas, w tej chwili jesteśmy pół żywi, głodni i spragnieni z tylko jednym koniem. Nie pójdziesz sama zapolować na pumę, nie w tym stanie. Potrzebujesz mojej pomocy, a ja Twojej trochę też więc możemy sobie razem pomóc. Tu będzie więcej niż jedna puma i dobrze o tym wiesz, więc ktoś musi pilnować Twoich pleców szczególnie nocą.
Kowbojka zastanawiała się przez krótką chwilę po czym odpowiedziała:
- Wody mam niewiele, będziemy oszczędzać. Niedaleko rozbiłam obóz i upiekłam królika, podzielę się z Tobą, ale potem idziemy polować i szukać wody.
Jej obóz to był niewielki namiot postawiony na patykach, w środku wyłożony kocem. Na zewnątrz tliło się małe ognisko a nad nim piekł się królik. Obok leżało siodło z bagażem z jej nieżyjącego konia. Poczęstowała go wodą ze swojej manierki, ale tylko trzy łyki. Więcej nie pozwoliła. Za to króilk... był wyśmienity. Rozpływał się w ustach. Był pod wielkim wrażeniem jej zdolności kulinarnych w szczególności w tak spartańskich obozowych warunkach. Nigdy w życiu nie jadł lepszego. Znała się na przyprawach i ziołach, miała je zawsze przygotowane. Zauważył jej niesmiały uśmiech, cieszyła się że mu smakowało. Było miło posiedzieć i zjeść we dwójkę smacznego królika, który już nigdy w życiu nie zobaczy swojej króliczej rodziny. Pomimo parzącego słońca i drapiącego piasku dookoła i ogólnej niewygody pustynnych warunków, przez chwilę oboje mogli poczuć się jak w domu w swoim towarzystwie. Skomplementował uprzejmie przepysznego królika i wyruszyli na polowanie.
Kowbojka usiadła za nim na koniu obejmując go w pasie i wtulając się w jego plecy. Poczuł się podniecony i zaskoczony nie spodziewając się aż takiej bliskości przy wspólnej jeździe.
- Nie lubię jeździć jako pasażerka, boję się że spadnę nie mając kontroli nad koniem. Wolę sama jeździć - skomentowała nieśmiało - Bo co jeśli wjedziesz w jakiś głaz i zabijesz nas oboje? Ja bym nie wjechała.
- Haha, musisz mi zaufać. Będzie wszystko dobrze, nie zabiję nas tylko trzymaj się mocno. Nie chciałbym żebyś spadła. - odpowiedział jej spokojnie. Wiele słyszał o niej jaka z niej niebezpieczna kobieta i pewnie taka była. Jednak była bardzo ludzka, czuła się jak mała dziewczynka na dużym niebezpiecznym koniu, czuła i wrażliwa na krzywdy zwierząt i serdeczna nawet dla najbardziej chcianych przez władze ludzi. Polubił ją, nie była jak większość zwyrodnialców na tym świecie, była taka prawdziwa i poczuł do niej sympatię, chciał objąć ją w bezpieczny płaszcz byle tylko się nie bała.
Jechali powoli do miejsca gdzie zginęła jej klacz, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów aktywności pumy. Zwłoki klaczy były okropnym widokiem, na szyi miała głębokie rany od ostrych pazurów i kłów, brzuch cały poszarpany z krwiście wyciekającymi wnętrznościami. Szkoda klaczy. Szybko udało im się zlokalizować plamki wyschniętej krwi na podłożu wraz z delikatnymi śladami stóp pumy w piasku i kurzu, sugerując w którym kierunku udało się dzikie zwierzę. Uzbroili się w karabiny czterotaktowe i szli powoli za śladami.
***
Polowanie było nader wszystko udane. Udało im się ustrzelić dużego kota, choć nie obyło się bez strat. Puma niemal dopadła kowbojkę raniąc ją pazurami w ramię rozrywając jej koszulę w tym miejscu. Rana była płytka, zostały po niej trzy czerwone od krwi delikatne paski. Mogło być gorzej, gdyby nie ustrzelił w tamtym momencie pumy pewnym i zdecydowanym strzałem prosto w łeb. Oskórowali kota i zebrali trochę mięsa. Przyda im się. Tego wieczoru mieli wiele szczęścia, odnaleźli niewielkie jezioro pod wielką skałą piaskową, przy brzegu starą podniszczoną i opuszczoną chatkę rybacką z molo. Było to dobre miejsce na nocleg.
Uzupełnili swoje manierki wodą do pełna, rozpalili ognisko przed chatką i usiedli w milczeniu odpoczywając po długim popołudniu w poszukiwaniu pumy. Powoli się ściemniało. Kowbojka oderwała poszarpany rękaw odsłaniając swoje ramię i przyglądała się ranie.
- Miałaś wiele szczęścia, mógł Ci oderwać całą rękę, a tu tylko lekkie podrapanie
- Miałbyś mnie z głowy, mógłbyś mnie oddać martwą szeryfowi. - uśmiechnęła się - Cholera, lubiłam tą koszulę. To wszystko przez Ciebie, gdybyś się tak nie gapił rozkojarzony w chmury w ogóle by do tego nie doszło.
- Będzie trzeba przemyć tą ranę. Niewielkie zadrapanie ale wciąż puma pośmiertnie może zabrać Twoją rękę ze sobą w zaświaty.
Kowbojka spojrzała na jezioro, to było dobre miejsce by przemyć ranę i w końcu zmyć z siebie naleciały brud po długiej podróży. Był tylko jeden problem - on.
- Idź śmiało. Już to ustaliliśmy, gdybym miał cokolwiek zrobić przeciwko Tobie zrobiłbym już to dawno temu. - westchnął odgadując jej myśli - wyrównajmy szanse, też pójdę do jeziora. Będę nagi i bezbronny, tak jak Ty. To nie jest tak że pierwszy raz w życiu zobaczę gołą babę a Ty faceta, z przyjemnością zanurzę się w wodzie. To będzie wielka ulga.
Nie była do końca przekonana, miała problem z zaufaniem do kogokolwiek. Jednak bardzo chciała popływać, poczuć na sobie chłodną wodę, a jemu ufała pomimo bardzo przelotnej znajomości. Z drugiej strony już minął spory kawał czasu odkąd widziała nagiego mężczyznę, mogło być zabawnie. W każdej chwili mogła przecież go utopić.
Wstała i podeszła do skraju jeziora. Kowboj również podszedł za nią. Zatrzymała się gotowa już zdjąć podartą koszulę. Odwróciła głowę w jego kierunku.
- Odwróć się i się nie patrz - zarządziła, a on posłusznie odwrócił wzrok.
Zdjęła z siebie wszystko, kładąc swoje rzeczy blisko brzegu z kaburą i odbezpieczonym rewolwerem na wierzchu. Wchodząc do wody poczuła wielką ulgę, było przyjemnie. Brakowało jej luksusu kąpieli podczas podróży w upale, czuła się bardzo brudna.
Usłyszał jak wchodziła do wody, uznał to za moment w którym mógł się odwrócić i również przystąpić do kąpieli. Nie zdążył zauważyć wiele jej ciała, szybko zanurzyła się cała, spragniona wolnej kąpieli. Rozebrał się do naga i również położył wszystko na skraju jeziora. Poczuł taką samą uglę, nienawidził pustyni. Mała oaza była ich małym rajem.
Przedrzeźniali się pluskając wodą na siebie, bawili się dobrze.
- Ile dasz radę wytrzymać pod wodą kozaku?
- Długo, chcesz się ze mną zmierzyć?
- Taa? A co będę z tego miała jak wygram? Bo wiesz, nie wygrasz ze mną - podpuszczała młoda kowbojka
- Dobra, załóżmy się o pięć dolców kto dłużej wytrzyma pod wodą
- Okey dokey, to na trzy zanurzamy się, raz dwa i trzy...
Bandyta miał silne płuca, potrafił długo wytrzymać. Usiadł na dnie cierpliwie czekając, nie potraił jednak dostrzec swojej rywalki w ciemnej wodzie. Minęło trochę czasu, uznał to za moment na ogłoszenie swojego triumfu. Wynurzył się i nigdzie dookoła nie mógł dostrzec młodej kobiety. Zastanawiał się czy dalej jest w wodzie, może utonęła. Usłyszał poruszenie blisko brzegu za krzakami, postawiło go to na baczność. Musiał sprawdzić źródło odgłosów, nie mógł sobie pozwolić na nieprzyjemność bycia złapanym nago i bez broni przez śmiałych łówców głów lub samego szeryfa. Powoli nie wzbudzając wody wyszedł na brzeg. W kupce jej i jego ubrań dostrzegł brakujące rewolwery. Zza krzaków wyszła kowbojka - naga i mokra, cała ociekająca - mierząc w niego obydwoma rewolwerami. Miała go. “Suka!” - pomyślał bandyta. Dał się zrobić jak małe dziecko, nie mogła wybrać lepszego momentu, a on nie mógł się obronić.
***
- Zastrzelisz mnie teraz i wydasz? - spytał trzymając ręce w górze, powoli zbliżając się do niej. Nie mógł przestać się śmiać z ironi losu.
- Taki był plan. Trochę mi Cię szkoda bo Cię polubiłam, ale sam wiesz jak jest. Za Twoją głowę jest wysoka nagroda. A oczy mam tutaj, do góry głowę.
Stał już blisko, wystarczająco blisko by mógł dosięgnąć rewolwerów. Nie potrafił się skupić.
Rozpalone nieopodal ognisko rozświetlało jej ciało. Mógł dostrzec jak migające kropelki niczym gwiazdy, spływają po jej ciele. Śledził kroplę od jej szyi spływającą między jędrnymi młodymi piersiami, omijającą pępek, docierając w jej rozkoszne krocze. Zrobiło się niezręcznie.
W sytuacji zagrożenia życia, kiedy jedna osoba mierzy w drugą z rewolwerów, niecodziennym widokiem jest sterczący podniecony członek. Tak właśnie było.
Bandyta spojrzał w dół, niedowierzając, że akurat teraz musiał się podniecić. Mógł zginąć. Kowbojka dostrzegła to, zatkało ją. Będąc tym zaskoczona otworzyła lekko usta, na jej policzkach pojawił się rumieniec, a źrenice rozszerzyły z podniecenia. Przyglądała się przez chwilę. Zbyt długą.
Mężczyzna skorzystał z chwili jej nieuwagi. Szybkim ruchem wybił rewolwer z lewej dłoni. Upadając na kamień wystrzelił pocisk w głuchą noc. Ścisnął mocno jej prawy nadgarstek osłabiając chwyt i wyrywając z jej dłoni broń.
- Ty suko! - uderzył kowbojkę w policzek otwartą dłonią. Pojawił się delikatny czerwony odcisk.
Chwycił ją za włosy pociągając i odwracając tyłem do siebie. Jej skroń dotknęła lufa rewolweru. Poczuła na karku jego ciepły oddech, a między pośladkami sztywnego fiuta, który niezdarnie się o nią ocierał gdy ją prowadził przed siebie w kierunku opuszczonej chatki.
- To teraz ja Cię wydam, o świcie wyruszamy prosto do najbliższej celi i z przyjemnośćią zobaczę jak zawiśniesz na szubienicy. Trochę mi Cię szkoda bo polubiłem Ciebie...
Kopniakiem otworzył stare rozpadające się drzwi i pchnął ją na podłogę. Naga kobieta upadła. Przyglądała się jak wciąż mierząc w nią rewolwerem wyciąga długą linę ze swoich bagaży rozłożonych pod ścianą. W pierwszej kolejności związał jej ręce, był zręczny i szybki. Sznur mocno wbijał się w jej nadgarstki, to było solidne wiązanie. Zarzucił linę o płatew więźby dachowej i podciągnął ją wysoko tak by mogła stać tylko na opuszkach palców stóp.
Odłożył rewolwer na kupkę swoich rzeczy i wyjął nóż myśliwski.
- Mam Cię - odezwał się - Wiesz, przez chwilę myślałem, że Cię nie wydam, ale pomogłaś mi zmienić zdanie.
- Ty śmieciu! - splunęła mu w twarz rozgniewana - Zabiję Cię rozumiesz! Jesteś już martwy!
- I tu się mylisz. To Ty jesteś uwięziona, nie ja - odpowiedział spokojnie rozcinając kawałek tkaniny z koszuli.
Zakneblował jej usta wiążąc tkaninę z tyłu jej głowy. Spodziewał się, że będzie dużo krzyczeć i bluzgać. Wiążąc, spoglądał jej w oczy. Ich spojrzenia spotkały się ze sobą elektryzując się nawzajem. Wyraz ich oczu był taki sam, pełen gniewu i podniecenia.
Delikatnie ostrzem noża muskał jej skórę po obojczyku. Zjechał trochę niżej do piersi by znaczyć małe kręgi wokół sutka, a drugiego uszczypnął palcami. Przez knebel usłyszał jak zajęczała cicho, na jej klatce piersiowej pojawił się blady rumieniec. Zjeżdżał niżej muskając brzuch i wzgórek łonowy, cały czas spoglądając głęboko w jej oczy. Nie protestowała i nie wierzgała. Również obserwowała oczy. Przeszyły ją dreszcze i wyszła gęsia skórka, jeżąc delikatne włoski na jej ciele. Drugą ręką gładził jej uda, powoli ku górze kierując w stronę tyłka. Chwycił mocno pośladek. Kowbojka podciągnęła się na linie podskakując na palcach i wymierzając solidnego kopa w brzuch. Mężczyzne odrzuciło w tył, upuścił nóż. Zaśmiał się masując miejsce w które oberwał. Była dzika. Doskoczył do niej chwytając kowbojkę za szyję podduszając ją przy tym. Znalazł się blisko, ciało przy ciele. Podciągnął jej udo na wysokość swoich bioder. Tak już nie mogła kopać. Kobieta przyglądała się, mu próbując złapać oddech. Wyrwał knebel z jej ust, wepchnął swój język w jej usta. Przez krótką chwilę ich języki tańczyły ze sobą wymieniając się słodką śliną. Ugryzła go w wargę. Zasyczał z bólu, otarł krew i nie omieszkał spoliczkować ją. Ponownie złapał za szyję, obserwując z bliska jej słodkie usta. Upuścił jej nogę i wsunął dłoń w jej krocze. Była wilgotna. Kobieta wzdrygnęła lekko, podniecona czując jak jego silna dłoń masuje łechtaczkę i palce wchodzą w środek jej wiglotnej cipki. Zajękła cicho z rozkoszy, mrużąc oczy. Jego oczy świeciły z pożądania, a oddech tak jak i jej spłycał się coraz bardziej. Był twardy, silnie podniecony, jakgdyby miał za chwilę eksplodować. Nie widział nagiej kobiety, ani żadnej nie trzymał przez wiele tygodni ucieczki przed wymiarem sprawiedliwośći. Mieszanka gniewu i podniecenia, dała sygnał do dominacji. Przez parę minut pocierał jej pulsującą i nabrzmiewającą łechatczkę skąpaną w soczystych sokach jej wilgotnej amfory. Chciał już wejść, zaspokoić rządzę wewnętrznej dzikiej besti, która w nim się obudziła. Podciągnął jej obie nogi chwytając pod ramię i wszedł w nią płynnym, silnym pchnięciem. Kowbojka zaskoczona nagłym atakiem, aż wyprostowała swoje nogi zwisające za ramionami bandyty. Pchnął silnie jeszcze raz, głęboko, podrzucając kochankę w górę. Chciała poczuć go głębiej i bliżej. Oplotła łydkami za jego biodrami przyciskając go do siebie blisko. Czubki nosów stykały się ze sobą, usta drżały spragnione pocałunków. Opleciona nogami na jego biodrach, kowboj, ścisnął mocno jej pośladek, drugą ręką ciągnąc ją za włosy odychylając jej głowę w tył. Całował jej szyje, przygryzał płatki uszu. Ruch jego bioder przyśpieszał rytmicznie nie tracąc na sile głębokiej penetracji. Dyszał jak dziki ogier, a ona podskakiwała na jego twardym fiucie, który wypełniał ją rozciągając się silnie w objętości i długości. Czuła delikatny ból, spowodowany silnymi i głębokimi pchnięciami, lecz podniecenie wzięło górą. Było bardzo mokro i ślisko. Jej ciasna cipka wylewała z siebie mnóstwo słodyczy na natarczywego drąga. Był już bardzo bliski, wyczerpania. Poczuła jak ogier w niej pulsuje, przyśpieszając, ciężko dysząc gotowy do wystrzału. Podniecało ją to bardzo, czuła że zaraz dojdzie, razem z nim. Zaciskała się coraz mocniej, uda ściskały coraz silniej jego biodra.
- Pierdol mnie! Mocniej! - krzyknęła dysząc
- Wyrżnę Cię jak nikt, mała suko! - odpowiedział wpychając się jeszcze na dwa razy.
Finiszowali oboje. Jego nasienie wypełniło ją po same brzegi. Jej orgazm wstrząsł nią mocno, zaczęła się cała trząść, podskakując dziko z okrzykiem na ustach. Siła jej eksplozji wyrzuciła grubego fiuta z cipki i polała się z niej gęsta, gorąca mieszanka nasienia i śluzu kapiąc na drewnianą podłogę.
Opadnięty z sił, musiał chwilę odsapnąć wtulając się twarzą na jej barkach. Nie miał dosyć. Będąc tak blisko jej twarzy, słysząc jęki przedłużającego się orgazmu, stwardniał ponownie. Wrócił się po nóż, podnosząc go z podłogi. Odciął linę nad nią. Kobieta upadła na kolana z wciąż związanymi ze sobą dłońmi. Przed swoją twarzą miała na widoku olbrzymiego drągala na baczności w pełni gotowości. Przyglądała się przez chwilę podziwiając, ponownie poczuła jak wilgotnieje. Spojrzała w górę, w jego oczy. Mężczyzna chwycił ją obiema dłońmi za głowę wplątując się w jej włosy, wpychając się w jej usta. Zaskoczona przyjęła chętnie członka w swojej buzi. Pchał się do środka, próbując wejść cały. Czuła jak rozpycha się, ocierając się o wilgotne wnętrze jej policzków i pchając się do głębokiego gardła, kołysząc się w przód i tył. Momentami brakowało jej oddechu, przyduszona wpychającym się członkiem, a mięśnie szczęki zaczęły boleć w szerokim rozwarciu. Po jej bródce, spływała ślina, a on wciąż śćiskając jej włosy, biodrami pchał się w jej słodką buzię. Słyszał jak jęczy przyduszana. Podnieciło go to do reszty. Przyciągnął jej twarz jeszcze raz, wpychając się cały jednocześnie przy tym eksplodując. Nasienia było bardzo dużo. Nie była w stanie przełknąć wszystkiego, spora część wylała się z jej ust spływając po jej policzkach i szyi. Dyszała ciężko, w końcu łapiąc oddech. Była mocno podniecona. Brutal pchnął kobietę na podłogę zachodząc ją za plecami. Jej twarz policzkiem dociśnięta do drewnianej podłogi, a dupa na kolanach wypięta w jego stronę, jej ręce związane za plecami. Czekała aż w nią wejdzie kręcąc ochoczo tyłeczkiem, zachęcając go wejścia.
- Pierdol mnie jeszcze chuju! - krzyknęła wciąż dysząc
Nie musiała powtarzać dwa razy. Bandyta klęknął za nią wchodząc w jej odbyt, popychając ją uderzeniem bioder do przodu. Nie spodziewała się tego. Poczuła ból, kiedy gruby fiut jednym ruchem cały wcisnął się w jej ciasny tyłek.
- Jesteś moja suko...
Na chwilę zabrakło jej tchu, jednak była podniecona. Nikt tak nigdy jej nie wyrżnął, to było dla niej coś nowego. Używał jej tyłka brutalnie pchając się i dysząc głęboko. Było bardzo ciasno. Pociągnął ją za włosy, a drugą ręką strzelał klapsy w jej pośladki, aż były czerwone. Czuła jak pieką od silnych klapsów a jego ciało obija się o nie z charakterystycznym plasknięciem. Poruszał się szybko dysząc przy tym głośno i pocąc się cały. Jej soki spływały po udach, wyciekając z cipki marząc o tym by znów się w niej znalazł. Chciał poczuć jej więcej, wsadził swoje palce w soczystą i ciepłą amforę, jednocześnie kciukiem drażniąc łechtaczkę. Stymulowana w ten sposób, doszła szybko ponownie cała się trzęsąc. Poczuł jak mięśnie pośladków zakleszczają się na nim i nie mógł już tego dłużej wytrzymać. Doszedł tryskając lepkim deszczem na jej plecach i tyłku z głośnym jękiem. Opadł na nią, przykrywając ją swym ciałem. Oboje byli zmęczeni. Przytulił się do niej będąc dużą łyżeczką, ściskając w dłoni jej pierś. Odwróciła twarz w jego stronę całując jego usta gorąco. Ich języki ponownie się splątały w słodkim pocałnku. Oboje powoli odpływali w sen. Przytuleni, przez chwilę jeszcze obserwowali jasny księżyc przez dziurę w rozpadającym się dachu i zasnęli.
***
Obudził ich odgłos przelatującego orła w oddali, odbijając się echem po pobliskich kanionach. Poranek był gorący. Pomimo cienia drewnianej chatki, już się pocili.
- Chyba znówu wskoczymy do jeziora co? - spytała
- Pewnie, poleżmy jeszcze tylko chwilę i może rozwiążę Twoje ręce
- Ha! Nie wiem czy powinieneś, to była gorąca noc, ale wciąż chcę Cię zabić. Nagroda za Twoją głowę nie zniknęła
- Tak jak i za Twoją nie, dlatego mówię, że może - zaśmiał się, całując ją w policzek na dzień dobry.
Usłyszeli stąpanie nóg za drzwiami. Obydwoje stanęli szybko, rozglądając się po jakiejkolwiek broni do złapania. Rewolwer i nóż zniknęły. Drzwi otworzyły się, a w progu stanął szeryf z dubeltówką mierząc w ich stronę.
- No ptaszki! W całej okolicy było was słychać w środku nocy. Spaliście jak zabici, mam wasze bronie. Nawet nie próbujcie żadnych sztuczek, na zewnątrz czeka czterech chłopów gotowych do strzelania. Tak więc, moje szczęście. Jesteście aresztowani...
Dodaj komentarz