Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Marta u dyrektora gorzelni

KOLEJNE OPOWIADANIE, KTÓRE LEDWIE MUSNĘŁAM - TO DZIEŁO MARDONIUSZA - ALE JAKŻE WPISUJE SIĘ W MOJE KLIMATY :)

Na mahoniowym biurku leży elegancko ubrana kobieta. Jej obfite piersi, wysunięte z koronkowego stanika, bujają się w rytm uderzeń potężnych i owłosionych jąder o rozpłaszczone na matowej powierzchni pośladki, na jednym z nich zaznacza się odsuniety na bok czarny pasek stringów.

Nauczycielka historii, ale również znana aktywistka, zawitała przed tygodniem do tego gustownie urządzonego biura.
Miała głęboką nadzieję, że biznesmen ulegnie jej namowom i zasponsoruje transport najuboższych dzieci, w tym sierot z ochronki do szkoły.

Marta doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jakie wrażenie wywiera na płci przeciwnej. Faceci oglądali ją niczym zjawisko atmosferyczne o bardzo rzadkiej częstotliwości występowania.
Przyzwyczajona była co prawda do tandetnych komplementów. Klepanie po tyłku, czy macanie cycków - również się przytrafiało.
Zdarzały się także wyjątki - kiedyś pewien zakochany student filozofii powiedział:
- Marto, masz ciało niczym wykute w najwspanialszym marmurze, przez najdoskonalszego starożytnego rzeźbiarza - nauczycielka zapamiętała te słowa, gdyż nigdy czegoś takiego nie słyszała.
Zdarzały się chwile kiedy w pełni świadoma, kusiła i mamiła obietnicami napalonych samców.

Kiedyś prosiła pewnego urzędnika o załatwienie formalności, w trybie pilnym, majtając cyckami, które prawie wypadły ze stanika.
Innym razem dała się obmacywać dyrektorowi stolarni, by ten napalony leciwy pierdziel dał istotną zniżkę na nowe okna do ochronki dla dzieci. Facet miał typowe "lepkie" łapki. Szybko zaczął się spoufalać, gładził jej plecy, dotykał jej tyłka. Zdobył się nawet by musnąć jej biust.


Sama się dziwiła co potrafi zrobić gustownie wyeksponowany dekolt i miniówka - która kończąc się odsłaniała koronkowe zwieńczenie pończochy.
Bawiła się wypiekami na twarzy mężczyzn, którzy jeszcze chwilę wcześniej byli zdolni udawać macho.

Nadszedł dzień gdy zawitała do biura dyrektora gorzelni. Męski pięćdziesięciolatek sprawił na niej doskonałe wrażenie.
Buty z wysokogatunkowej skóry, kosztowny garnitur, oraz nieprzyzwoicie drogi zegarek były niczym, w porównaniu do jego charyzmy i osobowości.
Dorian Bartczak miał opinię utalentowanego organizatora, ale też przystojniaka i ogiera, którego ciągłych zdrad nie wytrzymała żona i zostawiła go wiele lat temu.
Chodziły słuchy o jego regularnych wizytach, zarówno w warszawskich agencjach towarzyskich - jak również w prywatnych klinikach, gdzie kilka sekretarek przerywało nielegalnie ciąże.
Marta, przyzwyczajona do prowadzenia rozmowy i kierowania swoich oponentów na odpowiednie dla niej tory, straciła rezon.
Odruchowo sprawdziła swój wygląd, ubrana w białą bluzkę i czarną mini, przypominała typową belferkę wystrojoną na szkolną uroczystość.
Tyle tylko, że była wyjątkowo urodziwą i elegancką belferką.

Strój dobrany celowo, miał przypominać, że kobieta reprezentuje ważną ideę i przychodzi w te progi z misją niesienia pomocy uczniom i wychowankom ochronki.
Jednak teraz Marta żałowała, że nie ubrała się jeszcze bardziej kusząco.

- Z czym pani przychodzi??? - basowy głos rozlał się po pomieszczeniu, zaznaczając, kto tutaj jest panem wioski.

- Wiem, że tak bogaty człowiek nie odmówi ludziom w potrzebie. A ja mam pilną sprawę panie prezesie.
- Proszę się nie krępować panno Marto - w głowie zaś pojawiły się mu niemalże natychmiast wyuzdane wizje, różnych pozycji ciała pedagogicznego na biurku.
- Paliwo drogie, a dzieci i wychowankowie ochronki do szkoły przyjeżdżać muszą! Dobrze wyedukowane pokolenie jest gwarancją rozwoju naszego kraju. Sam pan to rozumie.
- Ile potrzeba???
- Osiem tysięcy złotych miesięcznie - nauczycielka prawie wyszeptała.
- Ależ oczywiście, nie widzę problemów z tak błahą sumą - męskie oczy nie mogły oderwać się od wielkich półkul rozpychających bluzkę.
Marta cały czas myślała: "Boże jaki on przystojny! Nie potrafiłabym takiego wygonić z łóżka".
W głowie Bartczaka, starego i doświadczonego ogiera myśli biegły nieco innym torem: "Piękna, po prostu piękna, obłędnie… ciekawe czy cnotliwa, czy może wprawiona w rozkładaniu nóżek? Tylko w jeden, jedyny sposób mogę się przekonać!"

- Marto, towarzysz Stalin mawiał, że wdzięczność jest cechą psów, liczę, że w pani przypadku tak nie jest - spokojny głos, bez emocji, ale wyraźny i dominujący, utkwił kobiecie w głowie.
- Ależ szanowny panie Dorianie, jestem głęboko wdzięczna i naprawdę chcę się odwdzięczyć.
Nauczycielka zaczęła się zastanawiać nad tym, co właśnie powiedziała. Facet wyglądał na spokojnego, jednak cały czas Marta miała wrażenie, że to maska. Pod nią jest szalona chuć.
“Żeby tylko nie pomyślał, że może mnie mieć w każdej chwili. Nie jestem łatwa..... chociaż to taki przystojniak?? Kto wie, czy bym mu się oparła…”

Uśmiech na twarzy dyrektora uspokajał, więc niemały szok wywołały spokojne, acz tnące godność Marty słowa:
- Połóż się na biurku i podciągnij kieckę.
- Słucham, że co?
- Jesteś wykształcona i obyta moja droga. Sama rozumiesz, że za darmo nawet wpierdol w tym kraju, rzadko można dostać.
Głos - najbardziej męski, jaki nauczycielka kiedykolwiek słyszała, wcinał się w mózg niczym żyletka.
Miał właściwości niemal hipnotyczne.
- Ciągnięcie druta możemy sobie darować. Mam już wzwód. - Bartczak wysławiał się spokojnie, jakby mówił o rzeczy trywialniej, np, o komarze którego zabił gazetą.
- Połóż się na plecach, wyjmij biust, a widzę, że masz czym oddychać... Zerżnę cię a jak tylko sobie ulżę, możesz zostawić numer konta i iść do domu. Nikt nie wejdzie, nie martw się, sekretarka nie ma w zwyczaju wchodzić niezaproszona.

Marta odpływała - myślała że śni, albo ktoś wyskoczył spod biurka i uderzył ją w głowę czymś naprawdę ciężkim.  
Słowa dyrektora prawie zwaliły ją z miękkiego fotela.
- Panie Dorianie, ja chyba śnię, jak można tak powiedzieć kobiecie… - miało wybrzmieć oburzenie, ale kobieta zdała sobie sprawę z piskliwego głosu. Jakby już się zgodziła.
Dorian wstał i rozpiął rozporek, wzwód wyskoczył jak królik z kapelusza.  
Oczy Marty robią się większe i większe.
Spory członek dumnie pręży swoje żyły. Ale to jądra robią największe wrażenie! Wielkie i włochate.
“O Boże, jak...jak... Większe niż kurze, ale one muszą chlustać nasieniem” - nauczycielka zrozumiała w sekundzie, że już się zgodziła.
Pewność siebie, samcza i niemal brutalna sprawiła, że przyjemne ciepło zalało podbrzusze. Nie dało się nie poczuć jak wilgoć puka do szparki.

Ciało pedagogiczne chciało się droczyć i nie wyjść na łatwe. Ale ciało pedagogiczne było już niczym zahipnotyzowane.

Marta wstaje i powolutku  jakby nie kierowała swoimi decyzjami) kładzie się na klasycznym biurku.
Rozpina bluzkę i uwalnia swoje potężne piersi. Podciąga czarną mini i przesuwa czarne stringi na bok.
“Ciekawe ile kobiet tu zostało zerżniętych??? Pewnie każdą sekretarkę tu przedmuchał... Żeby tylko nikt tu nie zajrzał…”
Ooo Jezu… - kobieta wydaje z siebie głośny jęk. Członek Bartczaka wchodzi do połowy, drugie pchnięcie sprawia, że włochate jądra uderzają o pośladki.
Zaczyna się solidne, porządne, klasyczne dmuchanie.
Dłonie dyrektora zaciskają się na udach branej kobiety, zaś dłonie Marty na biurku.
Głupio byłoby teraz spaść, więc kobieta trzyma się ile sił. Nawet chciała coś powiedzieć, ale nie znalazła słów. Bo co niby można stwierdzić w sytuacji, gdzie przyszło się tylko na rozmowę o dotację na ubogie dzieci, a jest się bzykaną bez zbędnych formalności.
“Przecież on nie ma nawet kondoma, sama nie wiem, jak mogłam się tak po prostu rozłożyć?? Boże jak mnie podniecają te olbrzymie jądra. Jak mocno uderzają o moje pośladki.” - Marta wciąż zastanawia się, jak to się mogło stać?? Chwila przyjemnej rozmowy z tym diabelsko przystojnym mężczyzną i już leży na biurku.

“No proszę, koleżanka widać lubi ten sport, a taka cnotliwa podobno!” - Bartczak w myślach się uśmiechał i wspominał słowa pewnej divy, która wprowadzała go w świat miłości gdy jeszcze był studentem.
Mówiła mu z nabożną czcią: "Pamiętaj Dorianku, zdecydowana większość kobiet lubi trzy rzeczy. Po pierwsze - pewność siebie. Po drugie - pewność siebie. Po trzecie - pewność siebie. Na co komu spłoszony frajer?„
- Żebyś wiedziała jak narzekał na ciebie twój dyrektor - powiedział uśmiechając się pod nosem Bartczak.
- Na mnie?? Ale dlaczego? - Marta wyraziła zdziwienie.
- Żalił mi się, że nawet mu nie possałaś, a straszną miał ochotę na twe bujne cycki.
- Nie jestem taka… nie chodzę do łóżka z pierwszym lepszym...
- Oczywiście moja droga, oczywiście.
- Ach! Jak to? Czy coś sugerujesz???
- Nie jesteśmy na Ty. To, że mi dajesz macać te bimbały, kiedy cię pierdolę, nie znaczy, że masz prawo się spoufalać. Rozumiesz?!
Martę zamurowało. Zrazu nie była w stanie wydukać słowa. Zrazu uderzyła ją fala oburzenia. By… wkrótce zastąpiła ją potężna fala podniecenia. Tak. Taka postawa wpływowego samca najwyraźniej ją podniecała!
- Tak panie Dorianie. - Wypowiedziała cicho na znak uległości.
Czuła olbrzymie pragnienie być uległą.


Rozmowa przebiegała cicho. Szeptem. Gdyby nie odgłosy dobijających do pośladków jąder, oraz ciche jęki nauczycielki, można by z boku pomyśleć, że tych dwoje po prostu rozmawia.

Wtem dyrektor przyśpiesza. Jego pchnięcia są coraz silniejsze i głębsze. Podkręca ich tempo do granic możliwości.  
Wreszcie, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, zalewa nauczycielkę, kończąc w jej cipce. Chwilę stęka, czując potężny orgazm, w końcu wyciąga członka i spokojnie, jakby nigdy nic, wraca za biurko.

- Numer konta proszę - głos Bartczaka jest spokojny, można by rzec, że znudzony. Jakby nic się nie stało, jakby nie zaliczył oto najładniejszej nauczycielki w województwie.

Marta podnosi się z biurka i jakby dopiero teraz dociera do niej, na co się zgodziła. Przed chwilą oto była po prostu rżnięta. Dymana. Była używana jak tirówka, która jest tylko po to, by klient mógł sobie w niej ulżyć.  
Tylko tutaj pieniądze poszły na szlachetny cel, nie dla alfonsa. Ale czy to wiele zmienia? Po prostu dała się zaliczyć. Dała się wykorzystać jak blachcara pod dyskoteką i teraz ma już sobie iść...
Nauczycielka w pośpiechu poprawia ubranie. Szybko naciąga majtki do właściego ułożenia, poprawia spódniczkę i w panice chowa piersi do stanika. Na koniec zapina bluzkę i wygładza ją. Chce jak najszybciej opuściś gabinet.
- Już podaję, panie Dorianie.
- Aha. Jak widzisz nie lubię się zabezpieczać. Ale jakiekolwiek komplikacje mnie nie interesują. Jeśli miałabyś mieć pamiątkę po tym, jak się tu rozłożyłaś... to ja nie mam z tym nic wspólnego, pani nauczycielko. - Przez jego twarz przemyka grymas uśmiechu.

Marta opuszcza gabinet. Natychmiast czuje na sobie badawcze spojrzenie sekretarki.
"Czy coś słyszała? Może jednak nie? A jeśli celowo podsłuchiwała? A może wszystkie kobiety, które za tymi masywnymi, drewnianymi drzwiami spędziły tyle czasu u dyrektora, musiały rozkładać się na jego biurku? Co będzie, jeśli po okolicy rozejdzie się plotka, że i ona spędziła trochę czasu w tym biurze? Co o niej będą gadać?"
- Do widzenia i miłego dnia. - Nauczycielka jest prawie pewna, że słyszy w głosie tej wypindrzonej siksy kpinę.
- Miłego dnia... - Kobieta prawie wybiega, głośno stukając obcasikami szpilek.

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 2097 słów i 11994 znaków, zaktualizowała 6 wrz 2023.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto