Nick: crazyhotboy94
Wiek: 22 lata z hakiem
Miasto: Nowy Sącz
- Hmm, daleko - mruknął. - Ciekawe jak bardzo.
Odległość: 88.6 km.
Bywało gorzej. Przecież jeździł 100 km i więcej, aby tylko zruchać jakiegoś przystojniaka. Podniecenie było niekiedy tak silne, że zużycie kilkudziesięciu złotych na paliwo było niczym w porównaniu z niezaspokojonym pragnieniem.
Wzrost: 181
Waga: 71
Figura: atletyczna
"Mmm... Pewnie uprawia sport."
- Muszę go zobaczyć - wszedł w galerię. - Cholera! - przeklął, kiedy spostrzegł, że wszystkie zdjęcia są pod hasłem.
"Cześć. Ja młody, umięśniony, mobilny, akt, 21 cm. Chętnie bym się spotkał na ruchanko. Chcesz?"
Kliknął ikonkę "Dodaj zdjęcie" i wgrał fotkę sprzed miesiąca. Zrobiona w czerwcowy ranek idealnie ukazywała jego góralskie piękno na tle lasów. Słońce przyjemnie rozświetlało jego urodziwą twarz. Trzydniowy zarost, który zawsze nosił idealnie podkreślał jego atrakcyjność. Na sobie miał zwykły podkoszulek i spodnie moro.
Kliknął "Wyślij" i wrócił na stronę główną profilu.
Oczy: niebieskie
Włosy: ciemny blond
Owłosienie ciała: średnie
Prześledził pochopnie resztę informacji, aż dotarł do najważniejszej części.
Rola w seksie: uniwersalny
"Tak zarucham."
Był w 100% aktywny. Również w obciąganiu. Tylko dziury lizał przed wejściem w dupsko.
Wtem usłyszał znajomy dźwięk. Nowa wiadomość.
"Cześć. Ja chętny. Mam wolny wieczór, przyjedź." - mówiła wiadomość, poniżej której znajdowała się fotografia z nagim, pleczystym chłopakiem o diamentowej twarzy.
Wyobraził sobie go robiącego pompki, dyszącego i zwilżonego potem.
Wyłączył komputer, złapał kluczyki i wyszedł.
...
- Kaś ta się szlajoł? - ryknął jego ojciec, widząc syna ukradkiem zamykającego drzwi.
- Byłem na imprezie, popiłem.
- Roboty byś ta sie chwycił, co? A nie dziołchy ci we łbie. Drewna tyle do ciupania, krowy trza wydoić, Andrzej - oznajmił - a ładna chociaż ta Twoja?
- Mówiłem ci, że na imprezie byłem, nie na randce - odrzekł, podrażniony prostotą ojca.
- Najwyższy czas sie zainteresować, synek. Masz dwajścia trzy lata. Kto ci będzie gotował łobiadki, zupki i inne srutki, jak matki zabraknie?
- Idę wydoić te krowy - poinformował gorzko i skierował się ku drzwiom.
- Tylko nie rozlej mlyka jak łostatnio - rzucił ojciec, ale Andrzej już go nie słyszał.
...
Wiatr był dość spokojny jak na poburzowy poranek. Ostre i drażniące oczy słońce oświetlało puszysty piasek sopockich plaż. O tej porze liczba plażowiczów była niewielka. Można było sobie spokojnie leżeć. Okazję do inspiracji wykorzystywał Neptun.
Neptun, chłopak o jasne cerze, blond włosach i błękitnych oczach malował impresję lipcowego wschodu słońca. Miał właśnie zanurzyć pędzel w piaskowej żółci, gdy zadzwonił telefon.
- Tak mamo... dobrze... już wracam - odpowiadał kolejno na prośby troskliwej matki. - Papa.
Wiedziała o jego orientacji i akceptowała go, zresztą jak cała jego rodzina i przyjaciele. Chłopak miał szczęście, wychowując się w gronie tak wspaniałych ludzi.
Niestety nie miał szczęścia u płci brzydkiej. Być może było to zasługą jego skrytości i braku zaufania do świata oraz patykowatego ciała, że jeszcze nie przeżył swojego pierwszego razu. Czuł się odrzucony przez społeczeństwo, nie wierzył w siebie i czuł, że stoi w miejscu pomimo tak wielkich, jak na dwudziestojednolatka malarskich zdolności i ogromnych osiągnięć w nauce.
Dumał tak przez chwilę, po czym pozbierał skrupulatnie wszystkie swoje materiały.
Spojrzał na morze. Wiatr wbijał się w jego włosy, rozwiewając je na wszystkie strony świata.
Podrapał się po swojej piwnej brodzie i ruszył w stronę domu.
...
Przybity rozmową z ojcem siedział na starym drewnianym taborecie i ciągnął to za jedno, to za drugie wymię. Co dwie sekundy do wiadra wlatywały cienkie strużki białego płynu.
Rozmyślał nad swoim życiem. Nad tym dlaczego mieszkał w takiej dziurze. Dlaczego musiał ukrywać swoją orientację przed rodziną. Dlaczego się na to godził.
Znał odpowiedzi, lecz nie dopuszczał ich do siebie.
Rodzina. No tak. Ludzie, którzy go wychowywali nie dali mu pewności siebie, ani żadnych pokładów wewnętrznej siły.
Skończył zawodówkę i został ślusarzem. Rodzice go do tego zmusili. Twierdzili, że facet powinien mieć fach w ręku, a nie jakieś tam studia. - Po studiach nie ma roboty - mówili.
Lecz on chciał się kształcić. Jego marzeniem była własna restauracja, w której dominowałyby ryby i owoce morza. Ale nie chciał otwierać jej tutaj, w górach. Szczerze nienawidził tego miejsca. Od zawsze chciał mieszkać nad morzem.
Był tam raz na kolonii, kiedy jeszcze chodził do szkoły. Czuł tam wszechogarniającą go wolność. Tak bardzo nie chciał wracać i kiedy jechał pociągiem z powrotem do domu, miał łzy w oczach. Czuł się, jakby wracał do więzienia.
Spojrzał do wiadra, które już było prawie pełne.
- No Klaudio, dzisiaj masz swój mleczny dzień - rzekł do krowy, klepiąc ją po zadzie, po czym wrócił z powrotem do swej pracy.
...
Reszta opowiadania na moim blogu:
https://el-toro-masterofyourthoughts.blogspot.com/2024/10/gorska-bryza.html
Zapraszam
Dodaj komentarz