Deja Vu VII

Wsunęła dłoń w jego rękę. Zaskoczony odwrócił się ku niej. Podeszła tak cicho, że w ogóle jej nie usłyszał. Właściwie to chyba nie było trudne. Stał zamyślony, a wokół panował zwyczajowy hałas i rozgardiasz. Ucieszył się z jej obecności. Ostatni raz widział ją gdy spotkali się w piątek po szkole, potem bez śladu przepadła na cały weekend. A teraz… teraz stała tu obok, po prostu, jak gdyby nigdy nic. Postanowił pozwolić, by to ona przerwała dzielące ich milczenie. Zrobiła to, gdy odruchowo splótł palce z jej palcami.

– Co dzisiaj będziemy robić? – zapytała pogodnym głosem.

Skrzywił sie nieznacznie. Jack planował na resztę dnia wagary. Było ciepło, mieli jechać nad jezioro, tyle, że w tym momencie on sam nade wszystko pragnął zostać w szkole. Z podążającą za nim wszędzie, niczym szczeniak, Bellą. Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo jego drugiego ramienia znienacka uczepiła się kolejna dziewczyna.

– Chodźcie, zwiewamy – zawołała wesoło.

– O, Isabell też z nami jedzie? – tuż przy nich pojawił się Jack. – Fantastycznie, że udało ci się ją namówić.

Spłoszona Bella mocniej ścisnęła jego dłoń. Opiekuńczo objął ją ramieniem, przytulił do siebie.

– To Emily i Jack – przedstawił przyjaciół. – Planowaliśmy jechać nad jezioro – wyjaśnił – ale jeśli nie chcesz…

– Nie, w porządku – uśmiechnęła się do niego leciutko. – Chętnie z wami pojadę.

– No to spadamy – ponagliła ich Emily, chwytając za rękę Jacka i we czwórkę ruszyli na szkolny parking.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Christopher westchnął. Jack i Emily dość szybko zajęli sie sobą, wiec on i Bella zostali sami. Naprawdę bardzo chciał zrozumieć, ale nie rozumiał. Ani tego co sobie wyjaśnili, ani tym bardziej własnych snów. Natomiast ona… ona zachowywała się jak gdyby nigdy nic. Jakby znali się od lat. Jakby byli ze sobą. I oczywiście jakby się go panicznie bała. Choć w tym momencie Bella była radosna jak skowronek. Zachowywała się jak mała dziewczynka. Jakby na świecie nie istniały żadne problemy, a z pewnością nic złego nie mogłoby dotyczyć jej samej.

– Zobacz jakie piękne! – roześmiała się, pokazując mu zebrane naręcze polnych kwiatów.

Chwilę później usiadła na trawie, splatając z nich wianek. W wytartych dżinsach, które nosiła do szkoły, niebieskiej, krótkiej bluzeczce i z wplecionymi we włosy kwiatami wyglądała dość niecodziennie, a jednocześnie jej zachowanie i drobna postać były pełne uroku. Siedział oparty o pień zwalonego drzewa, przyglądając się jej z ciekawością. Była jak nimfa leśna. Kusząca i niedostępna. Tej nocy znów o niej śnił. Sen był tak niesamowicie realistyczny… Christopher nie mógł uwierzyć, że to co się w nim wydarzyło nie działo się naprawdę. Jednocześnie nigdy nie chciałby dopuścić do tego, żeby to co robił w tych snach Belli naprawdę się wydarzyło. Na chwilę przymknął oczy, a gdy je otworzył, ona była tuż obok niego. Uklęknęła przy nim. Dłonią dotknęła jego policzka, potem przesunęła nią po jego ciemnych włosach. Pochyliła się by go pocałować. Z trudem przełknął ślinę i zmusił się, by ją powstrzymać.

– Chris, co to za gra? – w jej oczach zalśniły łzy. – Ja nie chcę w nią grać – szepnęła rozpaczliwie. – Proszę cię, powiedz mi co mam zrobić, żebyś mnie chciał…

Przysunęła się bliżej, tak że teraz siedziała między jego rozstawionymi nogami. Była zbyt blisko, a na niego miało to zgubny wpływ.

– Nie chcę cię skrzywdzić – odezwał się cicho, wiedząc, że jeżeli ona się nie odsunie, to on nie wytrzyma.

Sama jej obecność działała na niego jak czerwona płachta na byka. Właściwie to nie potrzebował nawet obecności… wystarczyła sama myśl na jej temat. Teraz jednak, gdy była tak blisko, gdy go dotykała… czuł, że zaraz straci nad sobą kontrolę.

– Pragnę cię – wyszeptała mu do ucha, obsypując jego twarz pocałunkami.

Gdy odnalazła jego usta, przyciągnął ją do siebie stanowczym gestem. Przytulał ją, całował, dotykał. Nie zaprotestowała, gdy wsunął ręce pod jej bluzkę, zamiast tego odwdzięczyła się tym samym. Szczupłe dłonie dotykały jego brzucha, pleców, a potem zaczęły rozbierać go z longsleeva. Rozpiął jej koronkowy stanik, a ona zdjęła go, odrzucając na trawę. Palcami delikatnie przesunął po jej piersiach. Dotknął twardych, sterczących sutków. Niemalże fizycznie wyczuwał jej podniecenie. Całowała go bez opamiętania. Nie zwrócił nawet uwagi na to, kiedy zdążyła rozpiąć jego spodnie. Położył się na miękkim mchu, a ona usiadła na nim. Pozbyła się zarówno jego jak i swoich dżinsów. Christopherowi przemknęło przez myśl, że ktoś ich może zobaczyć, ale już po chwili zupełnie o tym zapomniał. Cały świat przestał istnieć. Jego rzeczywistością była teraz Bella. Dziewczyna o orzechowych oczach, w których płonął ogień. Był podniecony do granic możliwości. Gdy ujęła w rękę jego sterczący członek, pomyślał, że za chwilę zwariuje. Uniosła się odrobinę, a potem powoli na nim usiadła. Nie był w stanie tego wytrzymać, mimowolnie zaczął poruszać biodrami. Poczuł na skórze lepką wilgoć jej wnętrza. Był w niej i było to cudowne uczucie. Pasowali do siebie idealnie. Ona była jego częścią.

– Bella – wyszeptał jej imię, dłońmi przesuwając po perfekcyjnym ciele dziewczyny.

Na chwilę położyła się na nim, delikatnie przygryzając płatek jego ucha. Pocałowała go w usta, a potem znowu usiadła. Uśmiechnęła się, z rozmarzeniem wpatrując się w jego oczy. Przesunął dłonie na jej uda, wzdychając. Poruszała lekko biodrami, ale on czuł, że to zbyt wolno. Chciał… pragnął… musiał mieć więcej! Jego ciało krzyczało z rozpaczliwego pożądania. Dłonie, którymi do tej pory pieścił jej uda i pośladki, przesunął na biodra dziewczyny. Dostosował jej rytm do swojego, nie mogąc powstrzymać się od własnych ruchów. Jej duże oczy zrobiły się jeszcze większe i bardziej zamglone. Nie była w stanie powstrzymać cichych jęków i westchnień. Położyła się na nim, jedynie delikatnie unosząc głowę, tak by jej twarz była naprzeciwko jego twarzy, a on jej na to pozwolił, nie przestając się w niej poruszać.

– Śniłem o tobie, śniłem o tym – wpatrywał się w jej rozanielone oczy i dopiero teraz nabrał całkowitej pewności, że do niczego dziewczyny nie zmusza.

Christopher przytulił ją do siebie jedną ręką, drugą dotykając jej piersi. Teraz poruszali się we wspólnym rytmie, który idealnie odpowiadał im obydwojgu. W pewnym momencie Bella jęknęła gardłowo, prężąc się przez chwilę, a potem przytulając do niego jeszcze bardziej. Uniósł ją delikatnie i położył na plecach, by sam móc znaleźć się nad nią. Wchodził w nią mocnymi, szybkimi pchnięciami, a ona przesuwała dłońmi po jego plecach. Jeszcze chwilę trwało zanim doszedł z kilkoma, głośnymi westchnięciami. Przymknął oczy oddychając ciężko. Położył się na trawie, przyciągając ją do siebie stanowczo. Objął ją ramionami i powoli, leniwie zaczął całować, a ona odwzajemniała jego pocałunki. Nagle zerwała się gwałtownie, słysząc szelest liści i łamane gałązki. Pospiesznie zaczęła wciągać spodnie.

– Świetne wyczucie czasu – mruknął niezadowolony, ale nie tracąc czasu dołączył do niej.

Bella, oprócz kwiatów, we włosach teraz miała także liście. Nie było czasu doprowadzić się do porządku. Między drzewami pojawił się Jack i tak samo roztrzepana jak Bella, Emily. Uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo.

– Nie traciliście czasu – skomentował sytuację rozbawiony Jack.

Ku zdumieniu Christophera, Bella roześmiała się srebrzyście i wsunęła pod jego ramię. Przytulił ją do siebie zaborczym gestem. Wolną ręką wyciągnął z jej włosów kilka listków, a potem pocałował dziewczynę w czubek głowy. Była jego i czuł się, jakby to było spełnienie wszystkich marzeń.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Bella nie rozumiała jak to się mogło wydarzyć. Powoli, z dnia na dzień, zakochiwała się w Christopherze na nowo. Tak naprawdę nigdy nie przestała go kochać. Czegokolwiek by nie robił. Teraz jednak czuła się zupełnie jakby ostatni rok nigdy nie istniał. Mimowolnie, ale nieubłaganie zaczęła wierzyć w historię chłopaka. Przecież mogło stać się tyle rzeczy… Mógł na przykład częściowo stracić pamięć. W dalszym ciągu jednak czuła przed nim strach. Bała się przede wszystkim tego, że to z jego strony zupełnie nowa, najbardziej podła ze wszystkich, gra. Być może postanowił oddać jej, jej ukochanego Christophera tylko po to, by za chwilę brutalnie jej go pozbawić. Kiedy jednak była przy nim, to nie miało żadnego znaczenia. Czuła się jak we śnie. Właściwie, to pierwszy raz od bardzo dawna mogła powiedzieć, że jest szczęśliwa. Z jednej strony otaczali ją opiekuńcza Ann, która traktowała ją jak własną córkę i kochany, będący przy niej zawsze gdy go potrzebowała, Andre. Z drugiej natomiast Chris, taki sam jak we Włoszech, taki sam jak wtedy gdy była mała. Polubiła nawet wiecznie czymś rozbawionego, sprośnie żartującego Jacka i Emily, z którymi dość często się spotykali. Wszystko układało się zbyt dobrze, żeby mogło być prawdą, a trwało już niemal trzy tygodnie.

Siedziała na jego łóżku, przeglądając zabrany z biurka szkicownik. Początek był śliczny. Na rysunkach była ona – w zwiewnych sukienkach, między kwiatami. Później jednak, ze strony na stronę, robiło się coraz gorzej. Koszmar powracał. Związane ręce, smagane batem plecy, upokorzenie i ból. W tej chwili przekonanie, że zachowanie Christophera to jedynie podła gra, powróciło do Belli ze wzmożoną siłą. Nawet nie zauważyła, kiedy wrócił do pokoju.

– O tym właśnie między innymi miałem sny – odezwał się, wyjmując z jej dłoni szkicownik.

Spojrzała na niego spłoszonym wzrokiem, przekonana, że zrobiła coś złego i teraz on pokaże na co go stać. Chłopak jednak po prostu usiadł obok niej na łóżku, plecami opierając się o pomalowaną na niebiesko ścianę. Przysunęła się do niego bliżej, a on ją przytulił. To było takie nierzeczywiste…

– Boję się – przyznała się do tego wbrew sobie. – Boję się, że znowu się zmienisz.

– Nie zmienię się – oznajmił stanowczo Chris – po prostu nigdy nie byłem inny. Bella – odsunął ją od siebie, tylko odrobinę, tak by móc spojrzeć jej w oczy – wiem, że mi nie ufasz, ale nie skrzywdzę cię. Nigdy. Przyrzekam.

Miał rację, nie ufała mu. I choć bardzo chciała w to co się działo uwierzyć, po tym co ją spotkało po prostu nie wierzyła.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Wyśliznęła się z jego domu w środku nocy. Po cichu, tak, żeby go nie obudzić. Spędzała z nim coraz więcej czasu. Pragnęła zrozumieć to co było dla niej zupełnie niezrozumiałe. I oczywiście była też jej nowa rodzina. Nie mogła pozwolić na to, by w jakikolwiek sposób skrzywdził Andreasa, a to, że cała jego uwaga skupiała się na niej, działało jak najbardziej skutecznie. Do domu nie miała tak daleko. Zaledwie kilka przecznic, a noc była przyjemna i ciepła. Spacer jej ani trochę nie martwił. Oznaczał po prostu kilka chwil na własne przemyślenia. Zatrzymała się zaskoczona, gdy na kogoś wpadła. Podniosła wzrok, by napotkać spojrzenie szarozielonych oczu.

– Andre, co tu robisz? – ulga, że to on, zmieszanie, sama nie wiedziała co w tym momencie czuje.

– Co ty robiłaś tam?! – niemalże warknął na nią, przytrzymując ją za ramiona.

– Byłam u Christophera – odpowiedziała szczerze, nie zrozumiawszy intencji pytania.

– Sypiasz z nim? – zapytał wprost.

– Tak – odpowiedziała przyzwyczajona do mówienia mu prawdy.

– Zmusza cię do tego? – zapytał coraz bardziej rozgniewany, zbyt mocno zaciskając trzymające ją ręce.

– Nie… – wyszeptała niemal niedosłyszalnie.

Jego spojrzenie się zmieniło. Gniew gdzieś wyparował. Teraz było pełne smutku. Bólu.  Andre puścił ją. Odwrócił się od niej.

– Chodźmy do domu – odezwał się tekturowym, wypranym z emocji głosem.

– Zaczekaj – chwyciła go za rękę.

Otrącił jej dłoń, ale ponownie spojrzał na dziewczynę.

– Myślałem… byłem przekonany, że coś dla ciebie znaczę – wyrzucił z siebie – że my…

Łzy. W jego oczach pojawiły się łzy. Bella czuła się, jakby jej serce rozpadało się na milion, drobnych kawałków.

– Andre… – zaczęła, ale on przecząco pokręcił głową.

– Wracajmy do domu – powtórzył i ruszył nie czekając na nią.

– Andre, to nie tak – dogoniła go prawie od razu.

Roześmiał sie gorzko.

– Wiesz, ze wszystkich dziewczyn, jakie poznałem – mówił nie zwalniając kroku – nie spodziewałem się, że akurat ty…

– Andre! – krzyknęła, a potem zamilkła, zdając sobie sprawę jak już jest późno. Nabrała w płuca powietrza, by odetchnąć głęboko i uspokoić swój własny głos. Efekt jednak osiągnęła, bo chłopak znów się zatrzymał. – Ja nie mogę pozwolić na to, żeby stało ci się coś złego – chwyciła go za rękę. – Żeby on w jakikolwiek sposób cię skrzywdził. Proszę, zrozum – szeptała gorączkowo. – On jest zdolny do wszystkiego, z zimną krwią mógłby…

Chłopak przyciągnął ją do siebie i zamknął jej usta pocałunkiem. Wpatrywała się w niego oniemiała. Niepewnie odwzajemniła jego pocałunek. Od tamtego jednego razu nic się między nimi nie działo. Andre przytulał ją do siebie, całował jej włosy, trzymał za rękę, ale nigdy nie inicjował niczego więcej. To z Christopherem przez ten czas sypiała.

– Nigdy… więcej… się z nim nie spotkasz – jego głos był cichy, ale stanowczy. Namiętne pocałunki przerywały słowa.

– Andre… – próbowała coś powiedzieć, ale zmroził ją inny, równie znajomy głos.

Stał niedbale oparty o maskę czarnego, sportowego Porsche. Bella mogłaby przysiąc, że jeszcze przed chwilą nie było tu ani jego, ani drogiego auta. Wpatrywał się w nich intensywnie, a jego srebrzyste oczy w świetle latarni wyglądały niczym kocie.

– Proszę, proszę – uśmiechnął się arogancko, a ona zadrżała na widok tego uśmiechu – zagubiona dziewczynka i pies, którego sobie przygruchała. Czyż to nie piękna scena? – szydził.

Belli zabrakło powietrza. Zaczęła ogarniać ją panika. Andre stanął w taki sposób, by znaleźć się między nią, a nieznajomym. Nie! To nie działo się naprawdę! Nie mogło się dziać! Pełna pięknych marzeń bańka właśnie się rozbiła, a jej nowa, idealna rzeczywistość rozsypała się w pył.

cdn.

Miye

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 2631 słów i 14994 znaków.

3 komentarze

 
  • jacekostraryba

    Cieeekawe...

    15 maj 2016

  • lula

    dużo zaczyna się dziać ;)

    14 maj 2016

  • pieszczoch45

    Bardzo ładne i bardzo namiętne:), pozdrawiam

    13 maj 2016