Deja Vu IV

Krzyknęła. Gwałtownie usiadła. Jej serce uderzało w dzikim rytmie. Drżała. Teraz, gdy wiedziała, że był to tylko sen – złe wspomnienie – próbowała uspokoić oddech. Na próżno i ani odrobinę nie pomagała w tym szarość za oknem. Uchyliły się drzwi do jej pokoju.

- Koszmarny sen? – zapytał stojący w progu chłopak, który miał na sobie jedynie luźne spodnie od piżamy.

Uczucie ulgi, wywołane tym, że przyszedł z sąsiedniego pokoju pomogło jej się odrobinę uspokoić. Nieśmiało skinęła głową.

- Zostać z tobą? – zapytał, podchodząc do jej łóżka.

Spojrzała na niego z nadzieją i znów leciutko przytaknęła. Położyła się, a on wsunął się obok niej pod kołdrę. Przytulił się do jej pleców, wkładając rękę pod jej głowę, a drugą obejmując dziewczynę w pasie. Wtuliła się w niego niczym mały kotek. Zamknęła oczy, z nadzieją, że jeżeli uda jej się zasnąć, to tym razem nie będzie już śniła żadnych, głupich koszmarów.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Andreas nie mógł przestać się martwić. Przez parę dni Bella nie chodziła do szkoły. W domu, a właściwie niewielkim mieszkanku, dziewczyna prawie nie opuszczała swojego pokoju. Już od kilku miesięcy mieszkała razem z nim i jego matką. do której zwracała się ciociu, choć tak naprawdę nie była jej ciocią. Znaczyła jednak znacznie więcej niż czasem mogłaby znaczyć rodzina. To była dziwna historia, a Bella właściwie pojawiła się znikąd.

Ann była kobietą w późnym, średnim wieku. Od wielu lat pracowała w szpitalu jako salowa i naprawdę lubiła swoją pracę, choć ta niekiedy bywała bardzo męcząca. To tam pewnego dnia przywieziono dziewczynę, z którą nikt nie miał pojęcia co należy zrobić. Była wygłodzona i pobita, ktoś się nad nią fizycznie znęcał. Nie odzywała się ani słowem. Nosiła ślady po samobójczych próbach. Nie zgłosili się po nią żadni krewni. Gdy w końcu ktoś w jakiś magiczny sposób odnalazł jej metrykę, uzyskano informację, że matka dziewczyny nie żyje, a ojciec jest nieznany. Ona sama natomiast mieszkała do tej pory we Francji. Okazało się również, że jest jeszcze niepełnoletnia, ale już na tyle dorosła i po takich przejściach, że znalezienie dla niej rodziny zastępczej graniczyłoby z cudem. Najlepszym wyborem wydawał się być szpital psychiatryczny. To przed nim uratowali ją Ann i jej syn, Andreas.

Nie chodziło o to, że Ann była po prostu sympatyczną kobietą. Coś, jakaś siła wyższa, zaczęło ją przyciągać do ciągle milczącej Belli. Za swój święty obowiązek uznała zaopiekowanie się skrzywdzoną przez los dziewczyną. Każdego dnia rozmawiała z nią, nie uzyskując odpowiedzi. Przynosiła jej ciastka i jabłka. Potem, zaciekawiony historią matki, pojawił się Andreas. To do niego pierwszego odezwała się Bella. Później, cały personel szpitala odetchnął z ulgą, gdy Ann poprosiła o opiekę tymczasową i zabrała dziewczynę do siebie do domu. Jej samej wydawało się to zdarzenie dość surrealistycznym, a jednak wiedziała, że nie potrafiłaby postąpić inaczej. Od tego czasu ani razu nie pożałowała swojej decyzji.

Bella niewiele jadła i prawie cały czas spała. Andres nie potrafił namówić jej na wyjście z pokoju, a co dopiero z domu. Wcześniej dziewczyna robiła wszystko by nie być dla Ann ciężarem. Sprzątała, prała, prasowała, próbowała gotować, co nie zawsze dobrze jej wychodziło. Teraz nie robiła kompletnie nic i wyglądało na to, że znów stara się zamknąć w sobie. On jednak nie zamierzał jej na to pozwolić.

- Musisz iść do szkoły – nalegał – będę cię odwoził, a potem przyjeżdżał po ciebie. Nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził.

- Nie dam rady – szepnęła, nie wstając z łóżka. Odwróciła się do niego bokiem. – Jeszcze nie teraz.

- Jeśli nie teraz, to kiedy? – usiadł obok dziewczyny, odgarniając delikatnym gestem kasztanowe kosmyki z jej twarzy.

Przytuliła się policzkiem do jego dłoni. Była jak odtrącony psiak, który potrzebował bliskości.

- Nie wiem – przyznała.

- Bella, jesteś silniejsza niż myślisz – oznajmił z pełnym przekonaniem. – Musisz wrócić do normalnego życia.

Nie podniosła na niego wzroku, ukryła twarz jeszcze bardziej w poduszce.

- Wrócę, tylko nie każ mi tego robić już teraz – wyszeptała błagalnie.

Westchnął i spróbował wstać, ale ona nie puściła jego ręki. Uśmiechnął się smutno i położył za jej plecami, przytulając dziewczynę do siebie. Powinien wychodzić, ale chwilę jeszcze mógł z nią zostać.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Christopher snuł się bez celu. Bella po weekendzie nie przyszła do szkoły. Następnego dnia również nie. Za każdym razem, gdy widział kasztanowe włosy, serce podskakiwało mu do gardła, a chwilę później nadzieja pryskała niczym bańka mydlana. Sny nie minęły, a tylko nasiliły się jeszcze bardziej. Urywki, fragmenty tego co działo się z dziewczyną, a raczej tego co robił jej on sam. To było nie do zniesienia. Tym bardziej, że teraz nabrał irracjonalnej pewności, że ona dzieli te same sny.

Świruska, wariatka, próbowała się zabić – szepty po korytarzach rozchodziły się same. Jak to w niewielkich miasteczkach bywa każdy każdego znał przynajmniej z widzenia. Christopher miał ochotę komuś przyłożyć. Co stanie się jeżeli nie zaakceptują Belli, gdy wróci do szkoły? Jak zareaguje na to zbyt delikatna i nadmiernie wrażliwa dziewczyna? Na horyzoncie pojawił się wiecznie wesoły, rozgadany Jack. To jego w tym momencie najmniej chciał widzieć, ale również i jego właśnie potrzebował.

- Słyszałeś już o Isabelli? No wiesz, tej nowej… – zaczął entuzjastycznie dzielić się informacjami. – Podobno próbowała się zabić. Trafiła do szpitala…

- Jack! – Christopher przerwał mu stanowczo, odciągając go na bok. Przyjaciel spojrzał na niego pytająco. – To stało się u mnie… u mnie w domu – dodał na tyle cicho, żeby nikt inny nie usłyszał.

- Co ona robiła u ciebie w domu? – oczy tamtego szeroko otworzyły się ze zdumienia.

- Lubię ją. Zaprosiłem ją na obiad – rzucił półprawdę Chris. – Jeżeli ta sprawa wyjdzie na jaw… Załatwisz to? – spytał patrząc prosto na przyjaciela.

Jack zrozumiał. Nigdy niczego nie trzeba było mu powtarzać dwa razy. Plotki to była jego specjalność. Choć nie rozprzestrzeniał ich sam, zawsze potrafił w cudowny sposób zmanipulować robiące to dziewczyny.

- Jasna sprawa, ale będziesz mi winny naprawdę potężną przysługę – zapowiedział.

- Co tylko sobie zażyczysz – westchnął, uwolniony od przynajmniej jednego problemu, Chris.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

W lesie panował półmrok. On jednak coraz bardziej zagłębiał się między drzewa. W dłoni trzymał skórzaną smycz, w drugiej ręce natomiast miał podłużne opakowanie. W końcu uznał, że wystarczy. Zatrzymał się. Gdy spojrzał na idącą za nim na czworaka dziewczynę, ta natychmiast uciekła wzrokiem. Poza zapiętą na szyi obrożą, była zupełnie naga.

- Nie ruszaj się – polecił, a ona posłusznie zatrzymała się w miejscu.

Ukucnął. Przesunął dłonią po jej wciąż zaczerwienionych od chłosty pośladkach. Wyczuł, że ze wszystkich sił stara się nie wzdrygnąć ani nie odsunąć. Jęknęła, gdy jego dłoń powędrowała między jej nogi, a on gwałtownie włożył w nią palce. Przez chwilę nimi poruszał, a potem podsunął dziewczynie do oblizania.

- Zobacz, jaka jesteś słodka – zamruczał, gdy posłusznie wzięła je do ust.

Odsunął dłoń i otworzył pudełko, z którego wyjął związane razem zimne ognie. Końcówki wcisnął w jej, odrobinę teraz wilgotną, szparkę. Drugą, sterczącą ku górze, niczym ogon, stronę podpalił. Drżała. W jej oczach widział przerażenie. Zimne ognie zaczęły sypać iskrami. Coraz gęściej i coraz bardziej widowiskowo. Lodowate, naelektryzowane iskry opadały na jej plecy, nogi i pośladki, nieprzyjemnie szczypiąc, a ona bała się poruszyć. Poczekał aż się zupełnie wypalą i dopiero wtedy wyjął z niej poczerniałe, bezużyteczne już patyki.

- Rozepnij mi spodnie – rozkazał lekko zachrypniętym z podniecenia głosem.

Posłuchała. Uklęknęła przed nim. Rozpięła mu rozporek, uwalniając sterczącego, gotowego do akcji członka.

- Zrób mi loda – wydał kolejne polecenie.

Widział, jak dziewczyna walczy sama ze sobą. W dalszym ciągu się jeszcze nie poddała. To tylko podnieciło go jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe. Wzięła do ręki jego męskość. Najpierw zaczęła lizać samą główkę, potem przesuwała językiem od nasady aż po czubek. Wreszcie wsunęła go sobie do ust. Wszedł niemal do połowy. Zaczęła poruszać głową, jednocześnie pieszcząc czubek językiem. Przytrzymał jej włosy i nadał własne tempo. Po pewnym czasie chwycił mocniej, unieruchamiając głowę dziewczyny przy swoich lędźwiach. Skończył pozostawiając w jej ustach słodkawo-słony płyn. Z trudem przełknęła, a on dopiero wtedy ją puścił. Odsunął się od niej, schował ciągle jeszcze sterczący członek i zapiął spodnie. Niezbyt mocno pociągnął za smycz.

- Grzeczna dziewczynka – zamruczał, głaszcząc jej włosy, a potem ruszył w powrotną drogę, prowadząc ją za sobą.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Prawie cały dzień spędziła sama, więc gdy tylko otworzyły się drzwi wejściowe, z entuzjazmem podbiegła by przywitać się z Andre. Zamarła w pół kroku. Chłopak, który przeszedł przez próg wyglądał strasznie. Pogniecione, podarte ubranie, zadrapania, kilka szwów.

- Co się stało? – zapytała przerażona.

- Nic specjalnego – mruknął wyraźnie niechętny by o tym mówić.

Zdjął buty i ciężko opadł na stojącą w niewielkim salonie, wytartą, ciemnozieloną kanapę. Otrząsnęła się z pierwszego szoku i natychmiast usiadła obok niego, oplatając ramionami jego szyję. Przytuliła się do niego mocno, ale natychmiast odskoczyła, gdy syknął z bólu. Uśmiechnął się do niej ponuro.

- Wybacz – westchnął przyciągając ją do siebie z powrotem.

Tym razem była znacznie delikatniejsza i tylko oparła głowę na jego ramieniu, kuląc się obok.

- Co ci się stało? – powtórzyła cichutko swoje pytanie.

Przez dłuższą chwilę milczał, ale wiedziała, że jej powie. Jeśli wymagał od niej by dzieliła się z nim swoimi problemami, nie mógł przed nią ukrywać własnych.

- W sumie, to sam nie wiem – przyznał niechętnie, jakby zawstydzony. – Kiedy wychodziłem z pracy, szło za mną kilku podejrzanie wyglądających typów. Dopadli mnie i zrobili to co widzisz… – kontynuował z coraz większą niechęcią. – Powiedzieli, że to ostrzeżenie, tylko nie mam pojęcia przed czym i za co… Potem wróciłem do szpitala, Karl mnie opatrzył i odwiózł do domu.

Bella zapomniała, że trzeba oddychać. Ona była pewna, że wie o co chodzi. Więc nie tylko ją odszukał, nawet i tutaj… Znalazł również sposób by znów była jego.

- Wiesz, miałeś rację – szepnęła cichutko. – Chyba nie mogę wiecznie się ukrywać.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Odetchnął z ulgą, gdy pojawiła się w szkole. Nie wiedział co wymyślił Jack, ale zadziałało. Rówieśnicy nie drwili z dziewczyny, nie szeptali po kątach. Zamiast tego pojawiły się współczujące spojrzenia i grono przymilnych koleżanek. Co prawda Bella sprawiała wrażenie jakby chciała od nich uciec, ale i tak było to lepsze od wytykania palcami. Gdy rozważał co zrobić, by móc porozmawiać z nią sam na sam, jednocześnie nie płosząc dziewczyny, ona sama do niego podeszła. Orzechowe oczy płonęły. Niemalże wepchnęła go do pustej klasy. Zbyt zaskoczony by jakkolwiek zareagować, z wrażenia oparł się plecami o jedną z ławek.

- Nigdy więcej tego nie rób! – odezwała się pewnie, rozkazująco, co zupełnie nie pasowało do roztaczanego przez nią wizerunku spłoszonej, nieśmiałej osóbki.

Zamrugał. Pytająco spojrzał na dziewczynę. Zdał sobie sprawę, że jej chwilowa pewność siebie była jedynie maską. Wpatrywała się w niego ze strachem, jakby przerażona tym co przed chwilą powiedziała.

- Czego mam nie robić? – zapytał łagodnie.

- Zostaw Andre w spokoju – to już nie był rozkaz, a raczej rozpaczliwe błaganie. – Zrobię wszystko co zechcesz, tylko go do tego nie mieszaj.

Christophera zamurowało jeszcze bardziej. Czego ona od niego chciała i kim do cholery był Andre? Milczenie okazało się błędem. Dziewczyna wzięła głęboki oddech. Podeszła do niego bliżej. Ramionami oplotła jego szyję. Normalnie sięgała mu ledwie do ramienia, teraz jednak gdy opierał się tyłem o ławkę, ich twarze znalazły się na równej wysokości. Ich usta dzieliły od siebie centymetry.

- Proszę – wyszeptała, znajdując się tak blisko.

Jej ciało dotykało jego ciała, jej usta znalazły się przy jego ustach, a on poczuł jak płonie. Nie było myśli, nie było świata, nie było niczego poza nią. Gdy go pocałowała, przyciągnął ją do siebie stanowczo. Namiętnie, gorliwie odwzajemnił pocałunek. Smakowała tak słodko. Upojnie… Gdy wreszcie się od siebie odsunęli, z trudem łapał oddech. Poczuł jak niewygodnie zrobiły się, zbyt ciasne w tym momencie, dżinsowe spodnie. Bella opadła na podłogę, klękając przed nim. Drobnymi dłońmi, o smukłych palcach, sięgnęła do jego rozporka. Oprzytomniał.

- Zwariowałaś?! – niemalże warknął, chwytając ją za ramiona i podnosząc do góry.

Spojrzała na niego spłoszonym wzrokiem.

- Zrobiłam coś nie tak? – zapytała niepewnie.

Miał ochotę walić głową o ścianę. Był pewien, że jeżeli zaraz nie ochlapie się zimną wodą, to jej na to pozwoli. Budziła w nim tak silne uczucia… I to piekielne, palące pragnienie. Przyciągnął ją do siebie. Przytulił, głaszcząc jej włosy. Ze wszystkich sił starał się zebrać w sobie i w jakiś sposób uspokoić.

cdn.

Miye

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 2491 słów i 14121 znaków.

6 komentarzy

 
  • Miye

    Przepraszam, zupełnie zapomniałam, że zaczęłam tu coś publikować. Wszystko kończę, tyle, że na blogu.

    29 lut 2016

  • Adri

    Kiedy następna część?

    8 paź 2014

  • Miye

    mey - mam 4 opowiadania zaczęte i bardzo chcę je skończyć, Deja Vu się już wreszcie doczekało swojego zakończenia :)

    5 paź 2014

  • mey

    A kiedy dodasz cos nowego na bloga?

    5 paź 2014

  • nickinakss

    genialne blagam szybko dodaj kolejną część!

    5 paź 2014

  • lol

    Zakochałam się. Genialne. Chce więcej

    5 paź 2014