Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Lewe Prawo

Sędzia Robert Marciniak - Olaf Lubaszenko

Sędzia Michał Katera - Andrzej Grabowski

Sędzia Krzysztof Winkler - Antoni Królikowski

Przewodniczący Leszek Mikulski - Piotr Polk

Przewodniczący Karol Dereszowski - Piotr Adamczyk

Sędzia Daria Bojke - Grażyna Szapołowska

Marszałek Tadeusz Niewiadomski - Janusz Chabior

Agata - Anna Kaczmarczyk

Prezes Tadeusz Koniecpolski - Jerzy Zelnik

Marian Karewicz - Marian Dziędziel

Komornik Artur Sokołowski - Krzysztof Stroiński

Rolnik - Ryszard Kotys

Rzecznik KE - Redbad Kjinstra

Prokurator Aleksandr Iszwili z Komisji Weneckiej - Otar Saralidze

Mecenas Eduard Nikołajow - Paweł Królikowski

Ambasador Rosji Fiodor Takaricz - Ryszard Filipski

Były prezes TK Tomasz Nowicki - Jan Jurewicz

Prokurator Bartłomiej Poznański - Tomasz Oświeciński

Dariusz Żurek - Mariusz Jakus

Senator Marek Górny - Cezary Pazura

Janusz Żukowski - Wojciech Machnicki

Sędzia Stanisław Milewicz - Artur Barciś

Prezes Adam Werczyński - Kazimierz Kaczor

Eryk Zieliński - Sławomir Sulej

Policjant z drogówki - Tomasz Karolak

Chłopak z restauracji - Maciej Musiał

Dziewczyna z restauracji - Wiktoria Gąsiewska

Starszy posterunkowy Paweł Kot - Tomasz Mandes

Młodszy sierżant Roman Hołowicz - Eryk Lubos

Ochroniarz - Michał Piela






INSPIROWANE PRAWDZIWYMI WYDARZENIAMI

  

  

Białystok, 2016

Tadeusz Koniecpolski, prezes spółki Pasza Podlaska SA, rozsiadł się wygodnie na fotelu i położył głowę na splecionych dłoniach. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.

  

- Wlazł!

  

Do gabinetu wszedł właściciel pobliskiego gospodarstwa rolnego, Marian Karewicz.

  

- Pan Karewicz! Jak miło mi pana widzieć! Pani Basia zaparzyła panu kawy? Oby nie, bo pański dług u mojej firmy wzrósłby o jej cenę, hehehe!

- Ja właśnie w sprawie długu, panie prezesie.

- Więc słucham.

- Niestety, mimo pomocy krewnych, nie udało mi się zebrać czterdziestu tysięcy. Mam tylko dwadzieścia. Więcej nie dam rady.

- Pan żartuje? W takiej sytuacji muszę wezwać komornika.

- Proszę, nie...

- Panie Karewicz, w takiej sytuacji pozostaje panu jedynie sprzedaż działki albo samochodu. Dług, który pan u mnie zaciągnął, będzie rósł. Odsetki, odsetki, odsetki i jeszcze raz odsetki. Skończy pan pod mostem, z piwem z pobliskiej Żabki w ręce. Chce pan tego?

  

Kilka dni później pod działkę Karewicza zajechał luksusowy mercedes, z którego wysiedli sędzia i komornik.

  

- Dzień dobry. Sędzia Robert Marciniak i komornik Artur Sokołowski, sąd okręgowy w Białymstoku.

- Chcą panowie sprzedać moją działkę?

- W rzeczy samej. Rzeczoznawca ocenił jej wartość na dwieście pięćdziesiąt tysięcy złotych.

- Panie, co pan pierdolisz? Sama obora jest warta więcej! - powiedział sąsiad Karewicza, który usłyszał całą rozmowę.

- Wracaj, brudasie, do swojego siana, karwasz twarz! - wrzasnął sędzia Marciniak. - Panie Karewicz, wkrótce sprzedamy pana działkę i będzie pan mógł spłacić swoje długi.

- Życzymy miłego dnia - rzucił komornik, gdy obaj z powrotem udali się do samochodu.

  

Tydzień później działka rzeczywiście została sprzedana, jednak z kwoty dwustu pięćdziesięciu tysięcy otrzymał on tylko dziesięć tysięcy, przez co nie mógł spłacić długu u Koniecpolskiego, który cały czas rósł. Karewicz zwracał się do sądu o odzyskanie pozostałej kwoty kilkukrotnie, jednak z brakiem jakiegokolwiek efektu. Dopiero po interwencji białostockiego posła odzyskał resztę pieniędzy, jednak dług w firmie Pasza Podlaska SA tak urósł, że i to nie wystarczało na jego spłatę.Karewicza przeniesiono do mieszkania komunalnego, gdzie rok później zmarł po ciężkiej chorobie.

  

Warszawa, 2020

  

Sędzia Marciniak prowadził właśnie sprawę o podwójne morderstwo dokonane przez Eryka Zielińskiego. Sprawa ta mało go interesowała, ponadto co chwilę zerkał na zegarek, gdyż na wieczór był umówiony na antyrządową demonstrację w Łodzi.

  

- Wie pan, ja zazwyczaj spokojny człowiek jestem... - mówił oskarżony. - Ale taka kobita obok mnie w galerii przechodziła i pyta czy jak zrobi mi loda to kupię jej dżinsy, ja na to, że chyba ją pojebało, ona mi parę gorzkich słów, no to wie pan, człowiekowi sam się nóż w kieszeni otwiera, potem przyszedł taki Mietek Królak...

- Chwila... - powiedział prokurator, Bartosz Poznański. - Powiedział pan Mietek Królak. A w zeznaniach z komisariatu jest Mieczysław.

- To to samo imię, cymbale... - szepnął mu do ucha stojący obok policjant.

  

Zażenowany Marciniak zastukał młotkiem.

  

- Dobrze, ogłoszenie wyroku nastąpi po przerwie - powiedział, po czym wszyscy wyszli z sali rozpraw.

  

Marciniak nie zamierzał nawet prowadzić narady z radcami prawnymi ani w ogóle prowadzić tej sprawy dalej. Udał się do najbliższego sklepu monopolowego i upił jak meserszmit. Potem ledwo mógł się utrzymać na nogach.

- Może panu pomóc? - spytał jeden z przechodniów.

- Spieprzaaaaaa-aaj! - ryknął Marciniak, po czym wsiadł do swojego mercedesa i skierował się w stronę Łodzi. Za miastem zatrzymał go radiowóz drogówki.

  

- Co, chciało się po imprezie siadać za kółko? - spytał policjant. - Dowód tożsamości poproszę.

Marciniak pokazał mu immunitet.

- Jestem sędzią sądu rejonowego Warszawa - Praga Południe. I wiesz co? Mam całkiem spore znajomości w policji i MSWiA. Jeśli nie chcesz wylecieć z roboty przed awansem na starszego posterunkowego, lepiej o mnie zapomnij. Spieszę się na manifestację w Łodzi.

- No... dobrze. Przepraszam, nie wiedziałem. A może my zawieziemy pana na tę manifestację? MSWiA nam takie cacka ostatnio załatwiło, normalnie radiowozy pierwsza klasa. Choć pański merc to i tak poziom wyżej.

- Myśli, że jak będzie mi lizał dupę, to coś na tym zyska? - powiedział w myślach Marciniak.

  

Dwie godziny później, Marciniak odnalazł senatora opozycji Marka Górnego i razem udali się na manifestację, której głównym celem był sprzeciw wobec planowanej przez rząd reformie sądownictwa.

  

- Jebać małego gnoja! Co on se wyobraża, że może skurwysyn zabrać nam konstytucję i praworządność?! A chuj mu w dupę! - wrzeszczał autorytet opozycji. Inni bili mu brawo. Po jakimś czasie paru uczestników demonstracji zaczęło szarpać się z policjantami, a niedługo później dołączyli do nich kibole Widzewa. Skończyło się więc na aresztowaniach i rozwiązaniu manifestacji.

Gdy Marciniak wracał do Warszawy, zadzwonił do niego jego przyjaciel, sędzia Michał Katera.

  

- Cześć, Michaś, co tam u was? - spytał sędzia Marciniak po włączeniu zestawu Bluetooth, umożliwiającego rozmowę telefoniczną podczas jazdy.

- Gnój jak zwykle. Walka z rządem trwa. Ale przynajmniej mamy asa w rękawie. A co u ciebie, Robert?

- Właśnie byłem na demonstracji z senatorem Górnym. Pamiętasz go?

- Mniej więcej. To ten, co pędził bimber w Nowej Iwicznej?

- Tak. Teraz chcą go wsadzić, a ja prowadzę jego sprawę.

- Za tą bimbrownicę chcą go wsadzić?

- Gorzej. Zarzuty korupcyjne, pranie brudnych pieniędzy, plagiat pracy doktorskiej, pominięcie domu w Konstancinie za półtora bańki w spisie majątkowym i parę innych.

- Ale masz póki co wszystko pod kontrolą?

- Oczywiście.

  

Bruksela, tydzień później

  

- I am very concerned about the attempts of the Polish government to interfere in the rule of law in this country - powiedział rzecznik Komisji Europejskiej. - Therefore, apart from the body of the Council of Europe, the Venice Commission, which, as far as I know, will soon arrive to Warsaw, also the deputy head of our Commission will go there.

  

- Poland is a country where the rule of law does not exist - mówił sędzia Milewicz w arabskiej stacji telewizyjnej.

  

Następnego dnia

Siedziba Sądu Najwyższego, Warszawa.

  

- Niniejszym, połączone Izby Sądu Najwyższego uchwalają - oznajmiła I prezes SN, Daria Bojke. - O zawieszenie działalności Izby Dyscyplinarnej, której sędziowie byli wybierani przez Krajową Radę Sądownictwa. Orzeczenia Izby są wadliwe, wobec czego jej sędziowie nie powinni mieć możliwości orzekania.

  

Później, na korytarzu, w drodze do wyjścia Bojke nie mogła odpędzić się od żądnych odpowiedzi na ich pytania dziennikarzy.

  

- Nie ujdzie wam to na sucho! - powiedział do niej były działacz Solidarności, gdy wchodziła do samochodu.

  

Tymczasem marszałek Senatu Tadeusz Niewiadomski wychodził z ambasady Federacji Rosyjskiej.

  

- Otlichnaja maszina.

- Dzięki. Nowy jaguar, prosto z salonu. Na razie, Fiodor - powiedział ambasadorowi Niewiadomski, ściskając mu dłoń. - I pamiętaj, tak trzymać! Ja jeszcze muszę przyjąć delegację Komisji Weneckiej, więc choć wódka z Nowosybirska jest wyborna, zwijam się. Do swidanja!

- Wsego horoszego, Tadeusz!

  

  

Kilka godzin później w Senacie, po długich rozmowach o stanie praworządności w Polsce z Komisją Wenecką, Niewiadomski wyprosił dziennikarzy.

  

- All in all, maybe we could drink? - zaproponował Niewiadomski, wyciągając spod stołu Jacka Danielsa.

- Why not - odparł prokurator Aleksandr Iszwili.

- If my wife found out, she would fuck me up - powiedział były wiceminister sprawiedliwości Rosji, Eduard Nikołajow. Wszyscy wybuchli śmiechem.

  

Następnego dnia

  

W siedzibie jednej z partii opozycyjnych mieli się spotkać jej lider Leszek Mikulski, Niewiadomski, Bojke, oraz były prezes Trybunału Konstytucyjnego Tomasz Nowicki. Sędzia Katera, uznając siebie za dżentelmena oraz chcąc wkupić się w łaski prezes SN, postanowił ją podwieźć na spotkanie. Pod siedzibą partii spotkali akurat Nowickiego.

  

- Tomek! - zawołał Katera.

- Misiek, jak się masz? Cholernie dawno cię nie widziałem! - Nowicki uściskał Katerę, po czym szepnął mu na ucho. - Dalej zabawiasz się z trzynastkami?

- Z czternastkami też. Ale cichosza, bo jeszcze ktoś usłyszy.

  

Niedługo później cztery tuzy opozycji były już na miejscu.

  

- Przepraszam, ale po Komisji Weneckiej jestem jeszcze trochę skacowany, więc nie będę aktywnie uczestniczyć - powiedział Niewiadomski.

- Nie szkodzi, Tadziu. Dobrze, słuchajcie. Władza wykonawcza i pół ustawodawczej jest ich, drugie pół ustawodawczej i sądownicza nasza - powiedział Mikulski.

- Fifty fity - rzekł Nowicki.

- Tak jest najsprawiedliwiej - dodała Bojke.

- Tak. Ale nie o to nam chodzi. Mimo, że po czterech latach odzyskaliśmy Senat, cała reszta nadal jest w rękach faszystowskich skurwieli. Ja już nie dam rady dalej walczyć, dlatego oddaję stołek przewodniczącego jednemu z młodych wilków.

- Komu konkretnie? - spytał Nowicki.

- Karolowi. Wydaje mi się najodpowiedniejszy.

- Przecież Dereszowski to cymbał.

- A kogo byś wolał, Tomek? Starych buców, którym po Sowie nikt już nie ufa?

- Mimo wszystko. W przeciwieństwie do wieśniaków z koniczynkami nie potrzebujemy młodej twarzy, a zdecydowanego, pewnego i silnego lidera, który zapewni nam zwycięstwo.

- Dobra, słuchaj, ja mam w dupie te twoje ambicje, Tomek, podjąłem już decyzję i tyle.

  

Po zakończeniu spotkania, gdy cała czwórka wychodziła z siedziby, któryś z przechodniów wyjął telefon i zaczął ich nagrywać.

  

- Patrzcie! Idą niezależne sądy!

- Kurwa, tego się właśnie obawiałem - mruknął Mikulski.

  

Sąd Apelacyjny, Kraków

  

- Wyrok w sprawie 49 - letniego Dariusza Ż. w sprawie dokonania morderstwa swojej byłej partnerki zostaje unieważniony, gdyż sędzia Malwina Piotrowicz, wybrana przez Krajową Radę Sądownictwa, zgodnie z prawem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej oraz polskiego Sądu Najwyższego nie miała prawa do orzekania - powiedziała sędzia na sali rozpraw. Oskarżony Dariusz Żurek uśmiechnął się, a adwokat poklepał go po ramieniu.

  

Następnego dnia w Warszawie odbyła się konferencja prasowa Karola Dereszowskiego, tuż po wybraniu go na nowego przewodniczącego partii.

  

- Jak pan się czuje jako nowy lider opozycji? Czy myśli pan, że sprosta oczekiwaniom? - pytali dziennikarze.

- Myślę, że jak najbardziej. I najbliższe wybory prezydenckie zostaną już przez nas wygrane.

- A czy jeśli się nie uda, poda się pan do dymisji i będzie musiał być wybrany kolejny przewodniczący?

- Nie uda się? Takiego zwrotu nie ma w moim słowniku - powiedział Dereszowski z uśmiechem.

- Co jako były minister sprawiedliwości powie pan o ostatnim incydencie z Izbą Dyscyplinarną?

- Hej! Pan jest z reżimówki, z panem nie rozmawiam!

  

Do sędziego Marciniaka podszedł jego nowy kolega, przeniesiony z sądu na Mokotowie.

  

- Cześć, Krzysiek Winkler z Mokotowa. Od dziś będę tu orzekał.

- Robert Marciniak. Akurat kończę, to możemy pójść do jakiejś knajpy. Co ty na to?

- W porządku.

  

Marciniak i Winkler pojechali metrem na Śródmieście i udali się do jednej z popularnych restauracji. Wypili razem bruderszaft, po czym rozmawiali o wszystkim: o życiu zawodowym, o kobietach, o polityce, o sporcie i tak dalej. W pewnym momencie Krzysiek kątem oka zauważył, jak dwa stoliki dalej mężczyzna, na oko dwadzieścia lat, klęczy przed dziewczyną, trzymając pierścionek.

  

- Zostaniesz moją żoną?

Dziewczyna popłakała się ze szczęścia i nałożyła pierścionek na palec.

- Tak!

  

Wszyscy goście restauracji wokół, a także kelnerzy, zaczęli klaskać. Wszyscy poza Winklerem, który był wściekły, bo sam mimo dwudziestu czterech lat na karku nigdy nie miał dziewczyny.

  

- A co was kurwa te te dwoje debili obchodzi? - wrzasnął, ale wszyscy to zignorowali.

- Krzysiek, chłopie... - chciał upomnieć kolegę Marciniak, ale Winkler go uciszył, po czym podszedł do pary i napluł na dziewczynę.

- Przeproś moją narzeczoną - powiedział stanowczo chłopak.

- Spierdalaj!

  

Chłopak nie wytrzymał i uderzył Winklera w twarz, a ten chwycił go za głowę i zaczął nią walić o stół. Goście uciekli. Następnie Winkler podszedł do dziewczyny i próbował ją zgwałcić, bijąc przy tym i wyrywając włosy. Przeszkodził mu jednak ochroniarz, który powalił go na podłogę i wezwał policję. Stróże prawa przyjechali w kilka minut.

  

- Młodszy sierżant Hołowicz, starszy posterunkowy Kot, co tu się stało?

- Zatrzymałem jednego skurwysyna, który się awanturował i bił gości - powiedział ochroniarz.

- Może pan pokazać dowód osobisty, panie...?

- Krzysztof Winkler. Jestem sędzią, mam immunitet. Nie możecie mnie zatrzymać. Wynoście się stąd.

- To ty się stąd wynoś, gówniarzu! Nie mogę cię zatrzymać, ale mogę cię stąd wyprosić!

  

Marciniak i Winkler wyszli z restauracji i zadzwonili po taksówkę.

  

- Za dużo wypiłeś - stwierdził Marciniak.

- Nie.

- Więc czemu to zrobiłeś?

- Ja... ja mam autyzm.

- Co takiego?

- No tak, słyszałeś. Nic na to nie poradzę.

- Jesteś sędzią, będąc jednocześnie aspołecznym?

- I kto to mówi! Masz człowieka na sumieniu! Myślisz, że nie czytam gazet, kutasie?! Doprowadziłeś rolnika z Podlasia do nędzy i śmierci cztery lata temu! A teraz jeszcze ta wasza zasrana wojenka z rządem, żeby się podlizać Brukseli! A wszyscy wiedzą, że bierzecie w łapę na potęgę! Nie jesteście sędziami, nie służycie prawu! Jesteście politykami w togach!

- Rozumiem. W takim razie nie wracasz ze mną taksówką. Wracasz sam. A teraz zejdź mi z oczu.

  

Wściekły Winkler poszedł w losowym kierunku, myśląc wciąż o tym, co się wydarzyło. Nagle został zaczepiony przez prostytutkę, która zaproponowała mu zajrzenie do miejscowego klubu ze striptizem. Krzysiek zgodził się. W klubie został upojony przez striptizerki tequilą i nazajutrz obudził się z bolącą głową gdzieś na przedmieściach. Nie miał przy sobie portfela ani telefonu. Poszukał więc na ziemi drobnych, po czym poszedł do budki telefonicznej i zadzwonił do sędziego Katery, którego numer znał na pamięć. Katera przyjechał na miejsce swoim lexusem około godzinę później.

  

- Krzysiek, co się stało? - spytał.

- Dziwki z klubu ze striptizem mnie upiły, okradły i zostawiły tutaj.

- Dobra, zabiorę cię do domu.

- Nie, poczekaj, musimy porozmawiać. Ale nie tutaj, jest cholernie gorąco. Może w tamtym sklepie z elektroniką, mają tam na pewno wentylację.

  

W sklepie Winkler opowiedział Katerze o wszystkim, choć doskonale wiedział, że to taka sama gnida co Marciniak. Ale zbyt wielkiego wyboru nie miał. W dodatku Katerę średnio to wszystko obeszło, zamiast tego skupił się na wsunięciu do kieszeni telefonu z półki w sklepie. Na jego nieszczęście zauważył to właściciel.

  

- Ochrona! Złodziej!

- Zamknij mordę, debilu! - krzyknął Katera. - Zaraz... ja cię poznaję... Żukowski. Mariusz?

- Janusz. Skąd ty mnie niby znasz?

- Jak to skąd? Założyłem ci tekę w stanie wojennym, ścierwojadzie!

- Sędzia Katera... teraz też cię poznaję...to ty mnie zesłałeś na internowanie w Płocku.

- Mam nadzieję, że tam za bardzo nie zmarzłeś. W końcu był grudzień - roześmiał się Katera.

Lecz chwilę później przyszedł ochroniarz i kazał Katerze wyjść ze sklepu. Jednak Winkler mógł zostać. Skorzystał z tego, bo przez całą rozmowę Katery z właścicielem przyglądał się pięknej dziewczynie, która wybierała GPS. Na oko była cztery, może nawet pięć lat młodsza. Zauroczył się, a nie wiedział za bardzo, co robić. Podszedł do niej i przykląkł obok.

- Cześć - powiedział.

Popatrzyła w jego stronę i uśmiechnęła się.

- Cześć.

- Czego szukasz?

- Aaa, wybieram GPS do samochodu taty.

- Może ci pomóc?

  

Dziewczyna popatrzyła mu prosto w oczy.

  

- Jak się nazywasz?

- Agata.

- Krzysiek. Winkler.

  

Krzysiek dotknął jej puszystych, zadbanych włosów. Następnie zbliżył się i pocałował. Tak wspaniale nie czuł się nigdy w życiu. Myślał, że może im zaraz ktoś kretyńsko przerwie, na przykład właściciel powie, żeby robili to gdzie indziej. Ale nie. Ta chwila trwała i trwała. A Winkler czuł niesamowitą błogość. Wydawało mu się, że wokół słyszy i czuje świszczący wiatr. To znak, że on i Agata byli w swoim własnym wymiarze, na wyższym poziomie świadomości. Winkler wiedział, że znalazł swoją drugą połówkę. Że znalazł w końcu dobro, piękno i harmonię. Coś, czego zwolennicy seksu nigdy nie zrozumieją. Znalazł miłość. Prawdziwą miłość.

  

Tymczasem Katera odjechał bez Winklera i skierował się do Wilanowa, gdzie mieszkał Marciniak.

  

- Cześć, Robert - powiedział w drzwiach.

- Cześć, wejdź, Michał. Właśnie jestem w trakcie papierkowej roboty. Zamierzam nałożyć grzywnę na kobitę z Kancelarii Sejmu, która nie przedstawiła mi list poparcia do KRS. Jak w ciągu tygodnia nie dostanę tych list, to dosram kolejną grzywną, tym razem samemu ministrowi sprawiedliwości.

- No nieźle. A słuchaj, jakiś miałeś wczoraj konflikt z Winklerem podobno.

- Z tym nowym? Taaa, to jakiś debil. Nie mówmy już o nim, po co sobie psuć humor?

  

Nagle do Marciniaka zadzwonił telefon.

  

- Wiesz co, kotku, nie mogę teraz rozmawiać. No. Jutro kupię ci coś fajnego. Koleżanki będą zazdrościć. Tak, obiecuję. Papa.

- Kotku? - spytał Katera, gdy Marciniak się rozłączył. - Przecież ty się rozwiodłeś ostatnio.

- Hehe. To nie żadna żona ani kochanka.

- Więc kto?

- Wiesz kto to cukrowy tatuś?

- Nie.

- Na to mówi się też sponsor. To polega na tym, że dziany koleś znajduje sobie młodą dupę do ruchania, a w zamian kupuje jej jakieś prezenty. No rozumiesz. I ja jestem takim sponsorem dla takiej jednej dziewiętnastki. Niejakiej Kasi.

- Zaraz... jak ona wygląda?

- Nooo... jasne włosy, zielone oczy, całkiem ładna. I ma tatuaż z jakimś wężem czy chuj wie czym.

- To moja córka, skurwielu!

Katera uderzył Marciniaka w twarz, po czym wybiegł w kierunku wyjścia.

- Michał Katera to pedofiiiiiil! - wrzasnął za nim Marciniak na całą klatkę schodową.

  

Katera pobiegł do swojego samochodu i zadzwonił do Winklera.

  

- Krzysiek? Cokolwiek o mnie uważasz, musimy się gdzieś spotkać i pogadać, szybko!

  

Winkler i Katera spotkali się przy Placu Defilad.

  

- ... więc plan jest taki - powiedział Katera. - Ty załatwiasz od kumpla ze służb pluskwę. Ja ją podrzucam Marciniakowi, gdy bierze w łapę od prezesa Werczyńskiego. Później ją odzyskam i puścimy nagranie w świat. Tak go zniszczymy.

- Dobrze, że w końcu przejrzałeś na oczy, Michał - powiedział Winkler, po czym wyjął telefon i zadzwonił do porucznika Kaweckiego z ABW.

  

Następnego dnia

  

Sędzia Katera śledził Marciniaka od kiedy tylko wyjechał ze swojego domu na Wilanowie i skierował się na Ursynów, skąd miał wziąć łapówkę od prezesa komercyjnej stacji telewizyjnej, Adama Werczyńskiego. Dla niepoznaki sędzia pojechał samochodem Winklera, którego Marciniak nigdy nie widział. Pluskwa została podłożona pod samochód Marciniaka podczas postoju przy drodze, kiedy sędzia udał się do toalety. Później znowu Katera jechał za Marciniakiem aż do miejsca, gdzie czekał Werczyński. Po trwającej kilka minut rozmowie, która na szczęście Katery toczyła się tuż przy samochodzie, więc pluskwa wszystko nagrała, obydwaj wrócili na Wilanów. Tam Katera, gdy tylko Marciniak udał się do swojego mieszkania, zabrał pluskwę z powrotem. Jeszcze tego wieczora nagranie z niej zostało opublikowane.

  

Krótko później Marciniak został zatrzymany przez CBA. Krzysiek, by uczcić zwycięstwo, spotkał się z Katerą i napili się razem szampana, a potem poszedł na lody z Agatą, która została jego dziewczyną. Winkler miał w planach oświadczenie się jej i zastanawiał, jaki pierścionek kupić. Lecz gdy tylko wrócili z lodów i szli chodnikiem, czarny opel celowo wjechał w Agatę, po czym z piskiem opon uciekł. Winkler podbiegł do zakrwawionej dziewczyny, próbował ją reanimować. Któryś z przechodniów zadzwonił po karetkę. Ale niestety,było już za późno.

  

  

KONIEC

Bordo

opublikował opowiadanie w kategorii thriller, użył 3778 słów i 21919 znaków.

Dodaj komentarz